Rozmowa z ks. abp Józefem Michalikiem – Przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski


Pobierz Pobierz

Rozmowa z księdzem arcybiskupem Józefem Michalikiem, metropolitą przemyskim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, przeprowadzona przez ojca Zdzisława Klafkę CSsR dla Radia Maryja i Telewizji Trwam

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Księże Arcybiskupie, z wielką radością Rodzina Radia Maryja i całe zgromadzenie Ojców Redemptorystów przyjęło wiadomość o ponownym wyborze Księdza Arcybiskupa na stanowisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Przygotowywaliśmy się do tego wydarzenia swoją modlitwą, aby Duch Święty był obecny w sposób szczególny w czasie tej konferencji. Proszę więc przyjąć od całej tej rzeszy rozmodlonych ludzi szczere gratulacje i zapewnienie, że będziemy modlitwą wspierać tę posługę, bo to jest szczególna diakonia w polskim Kościele być przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, Kościoła tak bardzo przecież żywego. Jakie uczucia goszczą dziś w sercu naszego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski?

– Najpierw Bóg zapłać za modlitwę. Modlitwa to jest siła Kościoła. Kościół buduje głównie Duch Święty, Bóg, który zaangażował w człowieka, w nas, ochrzczonych, wszystkich ludzi, wielką nadzieję. Myślę, że te nadzieje przybliżają nasze modlitwy, nasze pragnienie bliskości z Panem Bogiem. Bardzo jestem wdzięczny wszystkim ludziom modlitwy, bo ona jest też drogą do pogłębienia wiary i drogą do naszego zbawienia, do wyjednania Bożych łask. Nie muszę rozwijać tego tematu, bo w modlitwie czujemy się wszyscy jak w domu. Jak w domu Ojca, w kontakcie z Tym, który jest naszym najbliższym Ojcem.

Jeśli chodzi o ostatnią Konferencję, jest to uczucie zdumienia, które mnie napełnia. Myślę, że moi konfratrzy biskupi wiedzą, że nie jest to fałszywe czy nieprawdziwe słowo, ale [słowo] zaufania do Pana Boga, ale i do ludzi, do tych, z którymi pięć lat pracowałem, byłem w różnych sytuacjach. Mam nadzieję, że Pan Bóg i ludzie nie odmówią łaski i pomocy i że jakoś te zadania wypełnimy – na miarę naszych możliwości i wsparcia wzajemnego, i na miarę łaski Bożej. Jestem optymistą, bo w życiu trzeba patrzeć nie tylko na to, co nam się nie udało jako ludziom, ale na to, co z tego może wyniknąć jako dobro w Bożych planach.


Księże Arcybiskupie, doświadczenie ostatnich pięciu lat jako przewodniczącego KEP na pewno ubogaciło wiedzę Księdza Arcybiskupa o Kościele w Polsce. Wiemy, że Ojciec Święty Benedykt XVI otacza Kościół w Polsce ogromnym zainteresowaniem, troską, czego byliśmy świadkami chociażby w czasie pielgrzymki do Polski – pierwszej wizyty poza Italię, kiedy wyraził wielką nadzieję, że on wierzy, iż Kościół w Polsce może być szansą dla Europy. Gdzie, zdaniem Księdza Arcybiskupa, tkwi ten potencjał duchowy naszego Kościoła, skoro tak bardzo Ojciec Święty mu ufa?


– Nawet Benedykt XVI mówi to niekiedy do biskupów innych Konferencji, np. do Słowaków. Myślę, że to nas powinno zobowiązywać i wyzwalać jakąś refleksję i chęć zrozumienia tej wielkiej nadziei i dominanty, która wobec Polski jest wpisana w serce już kolejnego Papieża. Myślę, że nadzieja leży w łasce Bożej, ale i naszej pracy. Papież mówi to po to, żeby nas zmobilizować, żeby nam pomóc wytrwać na drodze dobra, zmagania się najpierw sami ze sobą, wewnętrznego opanowywania, a potem wyzwalania tego dobra, dynamizmu ewangelizacyjnego w kontaktach ze światem, innymi ludźmi.

Gdzie tkwi siła? Myślę, że każdy człowiek ma pewnie jakąś diagnozę sytuacji, którą przeżywa. W moim przekonaniu, siła Kościoła polskiego ma kilka punktów oparcia. Jako jeden z ważniejszych wymieniłbym modlitwę do Matki Bożej. Maryjność naszego ludu domaga się wpatrywania w Maryję, modlitwy, rozmowy i naśladowania Matki Bożej: Jej wiary, poświęcenia, Jej służebności, Jej miłości, Jej kontaktu, zainteresowania drugim człowiekiem – Ona do dzisiaj niestrudzenie szuka i upomina grzeszników. Drugi filar mocy Kościoła tkwi w konfesjonale. Jestem przekonany, że siłą Kościoła polskiego są oblężone konfesjonały. Człowiek przed Bogiem żałujący za grzechy, wracający do wierności swemu sumieniu jest wielkim skarbem, jest wielką nadzieją. Nie bezgrzeszny – grzesznicy dochodzą do świętości. Każdy człowiek odnajduje w sobie słabości, jest grzeszny i słaby, codziennie bijemy się w piersi, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie, grzesznemu, ale powstawanie z tego i zdobywanie się na krok w kierunku przykazań Bożych, miłości Pana Boga i drugiego człowieka to jest wielka siła Kościoła. Trzecia kolumna, w moim przekonaniu, to jest prawda o sobie. Kościół polski nie boi się prawdy o sobie, odważnej analizy własnych słabości, wysiłku zmierzającego do poznania.

Nie wolno też pominąć potrzeby jedności. Jeśli Kościół polski zachowa jedność: pasterze ze sobą i lud Boży z pasterzami, możemy być spokojni. Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Jego imię, tam On jest pośrodku nich. Tej mocy światowe siły nie zwyciężą.


Księże Arcybiskupie, czy w planie może już jest zaproszenie Ojca Świętego do Polski?


– Przypuszczam, że padają od czasu do czasu te deklaracje, które pewnie Ojcu Świętemu sprawiają przyjemność. Ale trzeba na Benedykta XVI patrzeć też jako na tego, który przewodzi całemu Kościołowi. Cieszymy się bardzo, ile razy ten przecież niemłody, ale wielkiej gorliwości Papież udaje się do innych krajów. Podróż do Ziemi Świętej, do ziemi Pana, gdzie są takie trudności, cierpienia ludzi, gdzie są nasze korzenie chrześcijańskie, to jest jakiś symbol. Najbliższa podróż – do Afryki, to jest dla człowieka mającego ponad 80 lat duży wysiłek. Oczywiście, bylibyśmy bardzo szczęśliwi i radośni, żeby Ojciec Święty mógł przyjechać jeszcze raz do nas, skierować słowo, powiedzieć to, co miałby na sercu, żeby nas upomnieć, pokrzepić, zachęcić.


Konferencja Episkopatu, która się właśnie skończyła, była ostatnią w okresie zimy. Mamy przed sobą wiosnę. Myśląc o Kościele, jakie są oznaki, zdaniem Księdza Arcybiskupa, nadchodzącej wiosny w polskim Kościele, szczególnie w kontekście ostatniego roku poświęconego Słowu?


– Bardzo pedagogiczne pytanie, dlatego że jest niezwykle ważną rzeczą, żeby szukać pozytywów, wyławiać znaki nadziei, wydobywać wzorce. Myślę, że w naszym życiu za mało na to zwracamy uwagi. Na przykład w kaznodziejstwie, może nawet na Konferencjach Episkopatu, za bardzo się martwimy tym, co widzimy, chociażby na ostatniej Konferencji stanął problem rodziny, memoriał, słowo do ludzi w tej sprawie – jesteśmy zaniepokojeni przemianą mentalności. Wiele innych spraw – powołania, formacja, różne społeczne tematy, które dzisiaj niepokoją nas wszystkich, jak bezrobocie, kryzys, który już odczuwamy, a który jeszcze bardziej będziemy odczuwać. Martwimy się tym, bolejemy, reagujemy jak ludzie. Ale chyba trzeba by zwrócić uwagę właśnie na te znaki nadziei. Na to, co nas powinno mobilizować. Jest dużo pozytywnych wzorców, jest dużo dokonań, trzeba pokazywać, że nie wszystko stracone, że wiele może się udać, że trzeba zdobywać się na wysiłek. Weźmy chociażby problem ludzi młodych. Na przykład ostatnia ankieta w różnych pismach, wcale nie katolickich, pokazała, jak niekiedy dzieci różnią się od rodziców, i to dzieci wielkich notabli społecznych, państwowych. Ludzie, zdawałoby się, wychowani w warunkach jak najbardziej optymalnych do tego, aby kochać tylko „ten świat”, a oni stawiają sobie ideały i wymagania. Mówią wyraźnie, że młodzież, ich koledzy i koleżanki, nie jest taka, jaka być powinna. Rodzice mają o nich lepsze zdanie niż oni sami o sobie. Co to znaczy? Że tym rodzicom coś udało się przekazać dzieciom, jakieś ideały, wzorce, oczekiwania. Obserwuję młodych będących w moim zasięgu: co roku robimy Dni Młodych w okolicy Niedzieli Palmowej, trwają trzy dni, bierze w nich udział parę tysięcy młodych. Ale żeby tych parę tysięcy przez trzy dni utrzymać w kontakcie, na modlitwie, na śpiewie, trzeba 500 animatorów. I tych 500 animatorów młodych co roku jest przygotowywanych przez ruchy, wspólnoty, stowarzyszenia, które urodziły się dzięki wzorcom, które zauważyli ludzie bądź księża, a które chwyciły. Patrzę chociażby na niektóre stowarzyszenia, np. na Akcję Katolicką. Gdyby była w każdej parafii, w każdej diecezji, jaki to byłby potencjał. A jest już wielu. Powoli ten młody las rośnie. Martwimy się o rodzinę. A przecież ile rodzin należy do Domowego Kościoła. Statystyki mówią, że rodziny katolickie (badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych), które codziennie modlą się razem, rozmawiają ze sobą, mają 1-2 promile rozwodów, załamań, podczas gdy rodziny beztroskie, bez chęci ofiary, bez miłości angażującej człowieka, tam wskaźnik rozwodów w niektórych przypadkach dochodzi do 50 procent. Myślę więc, że tych pozytywnych stron jest niezwykle dużo. Dla mnie to jest wielkie pokrzepienie, ile razy widzę ludzi u spowiedzi. Wielki Post, rekolekcje, to jest wielkie przeżycie dla każdego księdza móc jednać ludzi z Bogiem. Czyni to każdy ksiądz z wielką miłością, życzliwością, ze zrozumieniem, bo sam jest grzesznikiem. Im głębiej przeżywa własną słabość, tym bardziej rozumie drugiego człowieka i podciąga go do Pana Boga. Wezmę jeszcze jeden przykład – emigracji. Bolejemy nad tym, że tego chleba i perspektyw na miejscu jest mało dla polskiej młodzieży. Ale jakże często się dowiaduję, że w parafiach zachodnich jest bardzo dużo młodych ludzi w Kościele. Pewno nie 100 procent, i tu gorący apel do matek, ojców, babć, dziadków, do wszystkich, którzy kochają nadzieję zbawienia dla swoich najbliższych: niech mówią dobrze o Kościele, o Chrystusie. Proboszcz z Anglii mówi: „Przyszło najpierw kilkoro, żeby pierwszy piątek im urządzić, tak jak w Polsce. A potem okazało się, że oni byli w oazie. Było ich kilkoro, a teraz musiałem księdza polskiego poprosić, żeby Msza św. po polsku była co dwa tygodnie”. Biskup z Brukseli, którego spotkałem na spotkaniu biskupów Europy, mówi mi: „Poszedłem w niedzielę zobaczyć, co się dzieje w kościele, od dwóch lat nie ma miejsca dla ludzi”. Już mu nie chciałem mówić, że to pewnie mężczyźni, którzy nie chcą wejść do kościoła, tylko lubią stać pod drzwiami. Ale on mówi, że nie, pełno ludzi, Polacy. Czy to nie jest krzepiące? Czy to jest czas stracony? A wobec tej strasznej propagandy zorganizowanej przez zewnętrzne siły – ludzie ciągle jakiś promyk, iskierkę nadziei widzą w Kościele? Czy to nie jest wielki znak? Dla mnie to jest wielki znak. Mam za co dziękować Bogu i ojca zapraszam do tego dziękczynienia.


Chętnie się włączam. Wspomniał Ksiądz Arcybiskup przykłady ludzi zaangażowanych, młodych. My też, chociażby w Radiu Maryja, Telewizji Trwam, mamy całą rzeszę ludzi świeckich, wolontariuszy. Mamy też młodych ludzi w WSKSiM, którzy idą pod prąd. Dlaczego w katolickiej Polsce czasami trudno się przebić z wartościami ewangelicznymi, które ktoś próbuje ośmieszać. Szczególnie media próbują to robić?


– Święty Paweł mówił: „Moc w słabości się doskonali”. Trzeba dziękować Panu Bogu i za tych przeciwników, których możemy mieć w sercu. I o nich trzeba myśleć, że to są kandydaci do naszego oddziaływania, za nich trzeba się modlić, za nich trzeba składać ofiarę, podejmować post, czynić dobre uczynki. Przyjdzie moment, że się odnajdą. Trzeba mieć cierpliwość Pana Jezusa, który idzie szukać zagubionej owcy, odnajduje ją i przynosi. Myślę, że ci ludzie, czasami tak bardzo agresywni wobec tego, co kościelne, co dobre, noszą w sobie wielkie rany. Oni potrzebują lekarza na miarę Chrystusa. Nam jest ciężko dorównać do wzorców Pana Jezusa, ale sami nie damy rady, Jego trzeba prosić. I modlić się. Ale też próbować zrozumieć to i nie tracić nadziei. Ciągle iść naprzód. Gdybyście nic nie robili, to by nie było tych wolontariuszy; gdyby w parafiach opuścili ręce, to tych kościołów, których setki zostały wybudowane i które dziś się buduje, by nie było. Gdybyśmy opuścili ręce i powiedzieli, że już się nic nie da zrobić, to ile tych dobrych uczynków, godzin, a nawet życia poświęconego niejednokrotnie dla drugiego człowieka, by nie było. A tak jednak przebija się ta złota nić miłości do Pana Boga i do ludzi, przemieniona w konkret w naszym codziennym życiu.


Wspomniał Ksiądz Arcybiskup, że wielu ludzi jest zranionych. Tu chciałbym podjąć jeszcze jeden temat. Jesteśmy praktycznie każdego dnia świadkami, jak w mediach próbuje się kreować obraz Kościoła jako problemu, Kościoła, który przeżywa kryzys. A przecież widzimy, ile dobra Kościół wnosi w życie człowieka, jak Kościół polski walczy o jego godność. Jesteśmy chociażby teraz świadkami dyskusji dotyczących życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Jest dużo zranień także moralnych. Myślę, że Ksiądz Arcybiskup, jako przewodniczący KEP, też w tym uczestniczył osobiście, też została Księdzu Arcybiskupowi zadana rana na sercu. Kiedy św. Paweł spotkał zmartwychwstałego Pana pod Damaszkiem, Jezus go zapytał: „Dlaczego mnie prześladujesz?”. Dlaczego to robisz, bo mnie to boli? Dzisiaj wielu ludzi mogłoby powiedzieć, że „to boli”, jest wielu zranionych księży biskupów, wspomniałbym tu ks. abp. Wielgusa czy ostatnio zamordowanego ks. Tadeusza w diecezji drohiczyńskiej. Co czynić z tymi zranieniami? Jak my, jako wierzący, powinniśmy do tego podchodzić, jak to przeżywać? Ale też z całą godnością pokazywać społeczeństwu, że Kościół doznał zranień i nieustannie doznaje.


– Temat rzeka, trudny, delikatny. Chciałbym powiedzieć tak: w tych ludziach Kościół jest zraniony, Kościół cierpi. Ale patrząc na te wydarzenia, trzeba też spojrzeć, z jaką wielką godnością zniósł ks. abp Stanisław tę wielką próbę, tę wielką godzinę. Muszę powiedzieć, że to jest też szkoła, którą wyniósł z Kościoła. Myślę, iż kiedyś może przyjdzie moment, że to do końca będzie… ale ta moc cierpliwości, godności, to, jak ten człowiek się teraz zachowuje, pokazuje, kim on jest. Że to jest człowiek wielki. I nie trzeba się bać tego spojrzenia. Ja jestem szczególnie wrażliwy na tym punkcie, bo wiem, jakie to były czasy, wiem, jak ustosunkowywano się do księży. Kiedyś nas nękali, byli postrachem, wszyscy się przed nimi bronili, unikali tych spotkań, kto nie musiał, to nie szedł. Czy to było ludzkie? Było nieludzkie. A później oni wpisywali sobie na swoje konto, że rzekomo pozyskali kogoś.

Człowieka widział raz czy drugi i on zapisuje, że ty jesteś tajnym współpracownikiem. I jak ty się dzisiaj masz tłumaczyć? Nie ma akt, poginęły. I teraz pozostaje zaufanie do ludzi. Trudno, trzeba to przyjąć, wyciągnąć wniosek, że przyjdą inne trudne sprawy. Nigdy nie wolno ulec przemocy, a jeśli się uległo, trzeba mieć odwagę powiedzieć prawdę: tu i tu miałem moment słabości. Koniec, więcej nie będę się tłumaczył, ale i nie będę więcej w to samo wchodził. To jest wielka przestroga także dla młodych, dla innych. Widzę, że ludzie umieją na to spojrzeć z godnością. Sam otrzymałem wiele listów od młodych ludzi z diecezji, którzy mnie pocieszali, podtrzymywali na duchu. Kilkunastoletni chłopak czy dziewczyna pisze do swego biskupa, widzi, że coś dzieje. Czy nie wypływa z tego dobro? Wypływa dobro. Pana Jezusa też nie bardzo wszyscy chcieli naśladować, nie wszyscy za Nim szli. Co robić, żeby było inaczej? Pan Jezus mówił, iż nie znają Kościoła. Gdy pytali Go: „Kim jesteś”, odpowiadał: „Chodź i zobacz”. Najlepszy sposób: chodź i zobacz. Przekonaj się, co ci Kościół może ofiarować. Proszę bardzo, masz okazję zmienić własne życie, zrobić coś dobrego, naznaczyć się dobrem. To przecież nie Kościół pchał do współpracy, tylko bronił przed tymi siłami mocy i przemocy. Dlatego było to zło i dlatego nie wszyscy dzisiaj to rozumieją. Ale ja myślę, że nie wystarczy tylko zrobić dobrą analizę. Papieże ostatnich dziesięcioleci przypominają, iż dzisiaj Kościół, także polski, potrzebuje nie tylko głosicieli, ale świadków Ewangelii. I to świadectwo pociąga.


Księże Arcybiskupie, to jest początek w ramach kadencji przewodniczącego KEP. Wiemy, że obecnie jest wiele trudnych problemów związanych z etyką życia, zapewne wielu polityków, którzy nie tylko uważają się za katolików, ale są nimi, potrzebuje wsparcia. Widzimy, iż wielu spośród tych polityków, nie wiadomo, na ile świadomie, w pewnych momentach jakby wybiórczo traktują Ewangelię, wybiórczo też okazują swoją miłość do Kościoła. Co powiedziałby Ksiądz Arcybiskup takim ludziom, jak ich zachęcił, żeby jednak co do Ewangelii byli radykalni? Na przykład w sprawie dyskusji o in vitro widzę, jak bardzo radykalni są lekarze, jak bardzo chcą bronić Ewangelii, ale widzą, że tu się chce robić kompromisy. A Ewangelia jest bardzo klarowna i wykładnia Kościoła również.


– Kompromis, jak jeszcze uczył ks. kard. Ratzinger, jest obowiązkiem katolików. To jest bardzo ważna rzecz, ale kompromis ma swoje granice. Kompromis nie może przekroczyć granicy prawdy i dobra, moralności, etyki. I to trzeba mówić.

Ja bym powiedział tak: jak słyszę taką słuszną i prawdziwą refleksję, to zawsze we mnie budzi się myśl, że niestety jesteśmy słabymi ludźmi. Nasza wiara, moja wiara powinna być taka, że góry powinienem przenosić. Widocznie ona jest tak słaba, że ja sam się ledwie przenoszę z miejsca na miejsce, a cóż dopiero innych góry trudności przenosić. A jednak Pan Jezus się nie mylił. Pogłębienie wiary jest możliwe i potrzebne. Ale prawdziwa wiara nie może być oderwana od życia, tak jak ojciec mówi. Nie ma wiary jakiejś teoretycznej, to by była ideologia. Wiara musi obejmować całego człowieka, całe życie, musi mieć zakorzenienie w życiu, nie tylko w relacji do Pana Boga, ale i drugiego człowieka, do świata, do natury. Do wszystkiego. To jest właśnie integralna wizja człowieka.

Co robić? Przypomina mi się konkretne wydarzenie. Gdy przyszedłem przed laty do Gorzowa, zaczynaliśmy, dzięki odwadze niektórych dyrektorów szkół uczyć religii w salkach, gdzieś na boku, po cichu, ponieważ sal katechetycznych było za mało. Dzięki temu w tych lekcjach religii uczestniczyły całe klasy. Jestem kiedyś na wizytacji w takiej klasie, u księdza katechety, nawet zaprosiliśmy panią dyrektor. Rozmawiamy na temat aborcji. W całej klasie tylko jedna dziewczyna mówiła, że aborcja to grzech, zabójstwo, że życie zaczyna się od poczęcia, od spotkania dwóch komórek, jak to nazwała. A wszyscy inni uważali, iż to nie jest grzech. Ba, pewna redaktorka pewnego katolickiego tygodnika też mówiła, że dopiero od 70., może od 40. dnia dusza przychodzi do ciała, bo tak gdzieś wyczytała. Proszę dzisiaj postawić ten temat. Wtedy jeszcze wielu lekarzy tak samo uważało. A dzisiaj to już jest epoka de passe, jest niemodne tak powiedzieć, byłoby śmieszne. Dzisiaj wyzwaniem są problemy bioetyczne, jako kleryk nie słyszałem tych terminologii, w ogóle ten problem nie istniał. A dziś genetyczne eksperymenty to już codzienność w wielu środowiskach naukowych.

Problem eutanazji. To, co się dzisiaj robi w środkach przekazu, to jest manipulacja na uczuciach. Pokazują kobietę, która dokonała przestępstwa, ale ona płacze, tak można zrobić, że się wszyscy litują. Co oni się jej czepiają, ona tylko łapówkę brała albo tylko oszukiwała ludzi. Czego od niej chcą? Tak samo tutaj – czego oni chcą od kobiety, która opiekuje się 24 lata chorym dzieckiem? Trzeba współczuć, trzeba budzić współczucie, trzeba mówić o tajemnicy życia. Każdy człowiek będzie miał jakiś krzyż w życiu, trzeba więc pomóc tej matce, uznać ją za bohaterkę, dać jej motywy życia i nadziei. I są tacy redaktorzy, są takie produkcje programowe, że to widzą. Trzeba tym ludziom publicznie składać hołd. Właśnie to są światła, jeśli tacy się znajdą. Głosić, nie zniechęcać się. Pan Bóg pomoże, jeśli znajdzie współpracowników na niwie, i potem powoli te serca ludzkie się otworzą.


Księże Arcybiskupie, mamy Rok św. Pawła, w Polsce priorytetem jest też tematyka życia. Jakie wyzwania ewangelizacyjne widzi Ksiądz Arcybiskup na początku nowej kadencji, jakich metod należałoby użyć, jakich środków? Czym szczególnie winien zająć się Kościół w Polsce?


– Myślę, że życie to przede wszystkim życie nadprzyrodzone, życie z Boga, z Bogiem. Jeśli Pana Boga postawimy na pierwszym miejscu, wszystko będzie na właściwym miejscu, mówimy to niejednokrotnie. Czyli jeśli pogłębimy życie duchowe, życie wiary, niemożliwe to będzie bez pogłębienia horyzontów ludzkich, bez otwarcia człowieka na perspektywę radości, szczęścia, trzeba dać mu motywy pracy, szczęścia, nadziei, w trudnościach nie zostawić go samego. Myślę, że to jest wielkie przesłanie. Ten rok dał i ciągle daje okazję przybliżenia się do nauki św. Pawła, który mówił: „Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus”. Czy mogę dzisiaj o sobie powiedzieć, że żyje we mnie Chrystus? Że mój priorytet, jak Kiko Argüello nam tłumaczył to, że mam być gotów na ukrzyżowanie? Jak mówiła Chiara Lubich: oddać swoje życie za drugiego człowieka. To są duchowości promujące życie duchowe. To nie teoria ani megalomania, co mówię, ale dreszcz budząca rzeczywistość wiary, kontaktu z Bogiem, którą przeżywają święci żyjący, ale i ci, którzy nam zostawiają zachętę do takiego życia. Myślę, że to jest niewykorzystana perspektywa, którą na miarę naszego głodu duchowego i na miarę możliwości próbujmy zaspokoić. I szukać dróg, żeby to życie duchowe w nas mogło być fundamentem naszej codzienności. Ta codzienność będzie też dostarczać okazji, żebyśmy ją przeżywali jako ludzie, którzy spotkali w życiu Kogoś ważnego. Ten Ktoś nam powiedział, że oddał życie za nas. I ty idź tą drogą. A więc to jest coś bardzo konkretnego. Matka ma nowy sens, bo oddaje życie za męża, za dzieci. Ojciec się zapracowuje, żeby zostawić coś dobrego, ale żeby też zostawić wzorzec życia. Największą pociechą będzie dla niego, jeśli dziecko powie: będę jak tata, będę jak mama. To przekazywanie stylu życia, żebyśmy tę Polskę pokochali miłością wymagającą, twórczą, żebyśmy dla niej też coś potrafili zrobić. Nie bójmy się tych straszaków, którzy mówią, że to ksenofobia, partykularyzm. Nie, zdrowy patriotyzm to jest patriotyzm, który domaga się kultury, umie siebie poświęcać, nie pcha się na pierwsze miejsca, gdzie zaszczyty, ale gdzie praca, dba o imię rodziny, miasta, z którego pochodzi, wioski, dba o imię Polski, bo stawia sobie wymagania. Nie pije, nie nadużywa alkoholu w Wielkim Poście, nie oszukuje, jest solidny w pracy. Czy to mały program? To jest bardzo konkretny program. I myślę, że może nie ma ludzi złych od środka, są ludzie słabi, nieświadomi. Myślę, iż tego rodzaju wysiłki, nawet drobne, małe, są wielkim skarbem, wielką nadzieją Kościoła i nas wszystkich.


Pośrednio Ksiądz Arcybiskup odpowiedział na moje ostatnie pytanie, które jednak zadam. Jako Polacy, jakiej Polski powinniśmy bronić, żeby się nie wstydzić bycia Polakami? Wielu z nas wyjeżdża za chlebem, szuka utrzymania w innych krajach, ale pozostajemy Polakami, katolikami. Jakiej Polski, polskości powinniśmy bronić?


– Prawdziwej. Nie bójmy się czasami przyznać, że nam się coś nie udało. Wielkość Piotra powinna być naszą wielkością. Zgrzeszyłem, nie udało się, ale umiem zapłakać nad moimi grzechami i umiem to naprawić. Natomiast bronić trzeba takiej Polski, która nam dała bardzo wiele: wiarę, kulturę chrześcijańską, kulturę zachodnią, która w świecie współczesnym jest bardzo ważna, uczyła nas żyć na co dzień. Ojciec Święty Jan Paweł II, gdy został wybrany na Stolicę Piotrową, często mówił o patriotyzmie, o miłości Ojczyzny. Na Zachodzie to wielu ludzi zdumiewało, bo po II wojnie światowej, kiedy w jednym państwie szowinizm faszystowski, a w drugim szowinizm komunistyczny zdeprawowały nawet słownik, to szokowało. Jak to można mówić o patriotyzmie, o miłości do Ojczyzny? Pytali, co to znaczy, jak to rozumieć. Papież mówił, wyjaśniał: Nie wstydzę się tego cierpienia, które mój Naród znosił dla ideałów, dla wolności, dla prawdy, dla większych wartości. Tu bym powtórzył za Papieżem, żeby każdy miał swoje Westerplatte, którego będzie bronił, które dla niego jest ważne, jest punktem odniesienia. Człowiek zupełnie wykorzeniony z tradycji, z otoczenia rodzinnego, jest człowiekiem osłabionym, dobrze, jeśli znajdzie gdzie indziej zastępstwo, ale normalnie to jest ułatwienie sytuacji. Wiemy dobrze, że jeśli dziecko nie ma ojca, to wypracować w nim koncepcję Boga jako dobrego Ojca jest bardzo trudno. Jest możliwe, ale trzeba dodatkowego wysiłku. My to otrzymujemy. I dlatego ceńmy sobie te wielkie ideały, które z historii otrzymaliśmy, wielkich mędrców, nauczycieli, dawnych i dzisiaj żyjących. Ale ceńmy sobie też i ten polski las, i łąkę. Miejmy na to czas. Nie bójmy się samotności. To jest też kryterium i droga do formacji charakteru. Ceńmy sobie i tego bociana, i skowronka, i wiele innych lokalizmów naszych, które stanowią maleńkie dodatki do pejzażu i wyposażenia kulturalnego, które otrzymaliśmy z naszej ziemi.


Już na koniec. Radio Maryja i Telewizja Trwam pragną jak najlepiej włączać się w eklezjalny program ewangelizacji w Kościele w Polsce. Myślę nie tylko o naszych mediach, ale o wszystkich mediach, które mają ogromną szansę, aby rzeczywiście stawać się środkami ewangelizacyjnymi. Jakie ewentualnie sugestie Ksiądz Arcybiskup, jako przewodniczący KEP, ma wobec tych mediów, abyśmy rzeczywiście byli jeszcze bardziej skuteczni, byśmy w ciągu tych najbliższych pięciu lat, jakie stoją przed Księdzem Arcybiskupem i całym Episkopatem, pomagali naszym pasterzom w ewangelizowaniu?


– Bardzo się cieszę z tego zdania. Myślę, że w ostatnim okresie nastąpił pozytywny postęp, i to ojciec ma w tym udział i inni współbracia ojca. Bardzo się cieszę z tego, że słyszę to zatroskanie, że stawiacie pytania o rok duszpasterski, że mówicie o tym, w ogóle, że budzicie społeczną świadomość, żywotność Narodu, aktywność. To jest bardzo wielka siła. Aby wydźwignąć Naród z tej pasywności postkomunistycznej, z zastraszenia, wszyscy muszą się napracować. Myślę, że inne media też pewną funkcję w tym względzie pełnią.


Księże Arcybiskupie, bardzo serdecznie dziękujemy za czas poświęcony Telewizji Trwam i Radiu Maryja. Obiecuję to, co powiedziałem na początku: posługa księży biskupów przez całą Rodzinę Radia Maryja jest od początku otaczana ogromną modlitwą. Nie chcemy poprzestać na pustosłowiu, ale też nasze życie, nasze cierpienie, którego nie brak, ofiarować za te owoce, na które w ciągu tych pięciu lat Duch Święty pozwoli dzięki działalności, posłudze, diakonii Księdza Arcybiskupa, jako przewodniczącego KEP, wraz z całym kolegium księży biskupów w Polsce.


– Bóg zapłać. Niech was Pan Bóg prowadzi, żebyście mogli przynosić tylko same dobre owoce.

drukuj