Porady pedagoga i psychologa: Problem prostytucji wśród nieletnich


Pobierz Pobierz

Moje Zgromadzenie zajmuje się głównie wychowaniem dzieci i młodzieży i stara się realizować swój charyzmat w duchu Jezusa z Nazaretu, który przeszedł przez ziemię czyniąc dobro i błogosławiąc wszystkich.

Temat mojego wystąpienia jest bardzo delikatny i może, według niektórych osób, zupełnie oderwany od rzeczywistości, w jakiej żyjemy, zupełnie oderwany od rzeczywistości polskiej młodzieży. Jednakże musimy sobie dobrze uświadomić, że podobnie, jak na zachodzie Europy, tak i w krajach bloku wschodniego, ten problem może się pojawiać. Dlatego chciałabym, byśmy dziś popatrzyli wspólnie na naszą młodzież, na młodzież Zjednoczonej Europy oczami Jezusa. Ewangelista Marek, w opowiadaniu o bogatym młodzieńcu używa określenia „Jezus przyjrzał mu się i umiłował go” /Mk 10,21a/. Spróbujmy podczas naszego spotkania wciąż pamiętać te słowa Jezusa „umiłował go”.

Bardzo często, Jezus spotykając podczas ziemskiej wędrówki różnych ludzi, patrzy na nich z miłością. Jakże wiele jej było, gdy spotkał Marię Magdalenę.

Dlatego popatrzmy na wszystkich z miłością, to nasze główne zadanie życiowe. Właśnie o tej miłości trzeba nam dzisiaj szczególnie pamiętać, bo temat, jest szczególny. Zaznaczam, iż z pewnością moje wystąpienie nie wniesie wielkich nowości, ale pragnę podzielić się doświadczeniami, jakie wyniosłam z pracy wychowawczej z Włoch, gdzie zajmowałam się dziewczętami z ulicy.

Niestety, z wielkim bólem muszę przyznać, że pewne sytuacje pojawiają się także w Polsce. Dlatego dobrze będzie podkreślić z wielką mocą, iż potrzebujemy zdrowych, dobrych rodzin. Rodzina to podstawowa komórka społeczeństwa i kolebka każdego życia ludzkiego. Jeśli ta nią nie jest – na świecie pojawiają się osoby, które już od najmłodszych lat mają poważne problemy zakodowane w psychice. Nie chcę generalizować, ale na pewno problem rodziny i domu jest bardzo istotny i chcę o nim powiedzieć kilka zdań.

– dom to miejsce, gdzie mieszkamy, to miejsce, do którego wracamy z radością,

– dom, to miejsce, gdzie jest czas na wszystko,

– dom jest oazą pokoju i wzajemnego zrozumienia,

– w domu rozmawia się o wszystkim i nie jest się osądzanym,

– w domu jest pewien rodzaj dyscypliny, ale dyscypliny opierającej się na miłości,

– w domu zaspakaja się potrzeby, ale wszystko robione jest roztropnie,

– w domu nie faworyzuje się tylko niektórych, lecz wszyscy tworzą wspólnotę i wzajemnie się ubogacają,

– w domu swobodnie mogę opowiadać o moich przyjaciołach i spotykać się z nimi,

– w domu jest czas zarezerwowany dla rodziny, nie stał się ten dom hotelem i stołówką,

– w domu wszyscy jesteśmy świadomi, iż tworzymy go razem, czyli mamy przywileje i obowiązki…

I można by wymieniać wiele innych cech – taki dom stworzy wspaniałych szczęśliwych ludzi. Jeśli tego zabraknie, młodzi ludzie; nasze dzieci i wnuki, będą szukały namiastki tego wszystkiego co dobre i szlachetne, gdzie indziej… Tylko kto zapewni nas, że znajdą te wartości i że będą to prawdziwe wartości?…

Moje doświadczenie z domu poprawczego, w którym pracowałam dowodzi, iż podstawowym problemem dziewcząt, które do nas trafiały był zupełny brak zainteresowania nimi ze strony rodziny. Dziewczęta szukały uczucia poza domem rodzinnym, szukały go wśród rówieśników i wśród dorosłych ludzi, którzy bazując na tej potrzebie – wprowadzali je w świat prostytucji. Młode, nieświadome niczego dziewczęta, pragnące za wszelką cenę być zauważone, kochane, potrzebne – wpadały w sidła pseudo uczuć i okłamując przede wszystkim siebie – wikłały się w świat nieludzkich uzależnień. Prostytuowanie się pozornie zaspakajało fakt, iż czuły się dostrzeżone i komuś potrzebne, bodaj na tak smutną i tragiczną chwilę, gdy ktoś je wykorzystywał.

Jedna z dziewcząt, gdy trafiła do naszego domu, często opowiadała, iż tylko ulica potrafiła zaspokoić jej głód miłości, kiedy jednak odkryła złudność tej rzeczywistości – było już trudno wycofać się i rozpocząć od nowa, w inny sposób. Młody wiek, tak bardzo chłonny, często tak mocno wciąga w ulicę, iż staje się ona jak zwykła potrzeba odpoczynku lub odżywiania się. Nawet 12-letnie dziewczęta często trafiają na ulicę.

Wiele dziewcząt wchodzi w kręgi prostytucji z powodu zwykłej ludzkiej ciekawości, bo znudzone posiadaniem wszystkiego w nadmiarze, już nie wiedzą czego pragną i szukają wciąż nowych wrażeń, doznań i wciąż nieustannie odnajdują siebie z coraz większą pustką wewnętrzną i wewnętrznym dramatem, z którego nie chcą wychodzić, bo jak mówią, to i „tak nikomu niepotrzebne… My nie jesteśmy nikomu potrzebne”.

Myślę, że dobrze będzie, jeśli opowiem Państwu o dwóch dziewczętach, z którymi pracowałam.

Jedna z nich to Magdalena, tak właśnie miała na imię. Została przywieziona do naszego ośrodka przez karabinierów, to rodzaj policji. Dziewczyna pochodziła z bardzo dobrze sytuowanej rodziny. Rodzice i pięcioro dzieci; czterech synów, dorosłych i wykształconych prawników i Magdalena, najmłodsze dziecko. Tatuś był szefem policji w miasteczku, a mama dojeżdżała na uniwersytet, gdzie prowadziła wykłady. Na pozór – wspaniała normalna rodzina. Tylko z opowiadań najmłodszej córki wynikało, iż nie było tam domu, były rozkazy i nakazy, było wszystko co potrzebne do życia i było nawet w nadmiarze. Ale jak opowiadała Magdalena, nigdy nie było miłości, rozmowy, wzajemnego zainteresowania. Dziewczyna została wysłana do szkoły średniej i dojeżdżała do sąsiedniego miasta. Przez cztery lata nauki, była w szkole niewiele razy, bo i tak rodzice się nie zorientowali. Nauczyciele często kontaktowali się z domem, ale dziewczyna pojawiała się, nadrabiała trochę zaległości i tak wszystko toczyło się naprzód. Jednakże nie osiągnęła żadnego dyplomu ukończenia szkoły, bo przez wszystkie te lata pracowała, jak wspomina, „na przekór wszystkim z domu” w agencji towarzyskiej. Tam zarabiała na drobne wydatki; piękne drogie ubrania, kosmetyki, by nie prosić rodziców i ci, nawet nie zorientowali się, co dzieje się z ich dzieckiem. Magdalena bardzo często podkreślała, iż w swojej przygodzie, szukała kontaktów z dojrzałymi mężczyznami, bo wydawało się jej, że „widzi w tym swojego ojca, który zupełnie jej nie dostrzegał i dlatego, ci z agencji, przynajmniej jej potrzebowali i umieli docenić”. Gdy próbowałam skontaktować się z ojcem Magdaleny, i on i matka odpowiadali niestrudzenie, że nie wiedzą o kim do nich mówię, gdyż nie mają córki.

Może moje słowa są szokujące, ale jest to tylko i wyłącznie świadectwo, nic więcej. Opowiadam o rzeczywistości młodej dziewczyny, która już nigdy nie odnajdzie się w normalnym rodzinnym życiu. Sama powtarzała, iż cztery lata prostytucji, to cztery lata szkoły, która dobrze przygotowała ją do tego, co robi. Wszelkie próby pomocy tej osobie zakończyły się niepowodzeniem, bo jako pełnoletnia dziewczyna wróciła do agencji.

Druga osoba, która zostawiła wiele wspomnień w naszych sercach, to Marcella. Wspaniała, piękna dziewczyna z południowych Włoch. Ta niestety pochodziła z domu, w którym mama uprawiała prostytucję. Miała siedmioro dzieci i każde z dzieci miało innego ojca. Marcella była zmuszana do podobnych aktów przez mamę i jej towarzyszy. Z czasem sama zaczęła szukać okazji i jako czternastoletnia dziewczyna była już bardzo zaangażowana w prostytucji. Jako nieletnia została skazana przez sąd na pobyt w naszej placówce. Była przesympatyczna, bardzo wesoła i lubiła żartować. Jednakże często zamykała się w sobie i była nieobecna, często płakała w ukryciu. Kiedy rozmawiałyśmy, powtarzała, że chciałaby na nowo stać się dzieckiem i przeżyć inne, normalne, wspaniałe dzieciństwo, a nie ukrywać się pod mostami, bo mama miała klientów i trzeba było spędzać noce poza domem lub wykonywać jej polecenia i być źródłem dochodu.

Marcella, po krótkim pobycie u nas wróciła do swojego domu rodzinnego, ale bardzo szybko z niego uciekła i błagała kuratora sądowego, by wrócić do ośrodka. Powiedziała mi później, że po powrocie do domu, już pierwszego wieczoru mama postarała się o klienta dla niej. Biedna dziewczyna posłuchała matki i gdy miało dojść do relacji, dziewczyna przypomniała sobie twarz jednej pogodnej siostry zakonnej i powiedziała, że nie chce skończyć na chodniku, ale pragnie być wartościowym człowiekiem. Uciekła, tym razem nikt jej nie wykorzystał. Nie pomogły groźby, polecenia i krzyki matki. Wolała ośrodek poprawczy, niż ulicę. Dziś jest osobą ze średnim wykształceniem, ma wspaniałego męża i dwójkę cudownych dzieci.

Zawsze, gdy mam okazję ją spotkać, jest to kolejny dowód na to, iż Pan Bóg działa, iż także dzisiaj Bóg sprawia cudowne rzeczy, dokonuje cudownych uzdrowień i nigdy nas nie opuszcza. On po prostu patrzy na nas z miłością i ta Jego miłość jest naszą mocą w czynieniu dobra.

Pragnę, by moje słowa wzbudziły w nas chwilę refleksji i zastanowienia, czy nie oceniam zbyt pochopnie różnych wiadomości, jakie docierają ze środków masowego przekazu, czy nie oceniam pochopnie młodych ludzi, którzy zagubili się w życiu często bez własnej winy?

Może potrzeba zupełnie niewiele, trochę życzliwości i trochę modlitwy za tych, których nie znamy i nigdy nie poznamy, ale naszą modlitwą na pewno możemy do nich dotrzeć.

Nasza dzisiejsza młodzież jest dobra, nie przekreślajmy jej. Ona potrzebuje tylko odrobiny uczucia i zrozumienia, by rozwinąć skrzydła i by rozpocząć życiowy lot ku niebu i szczęściu. Starajmy się patrzeć tak, by dostrzec dobro, bo ono istnieje. Wówczas będzie mniej tragedii młodych niekochanych serc i zimnych murów domów, w których brakuje uczucia.

Wspomagajmy naszą modlitwą tych, którzy nie chcą, nie umieją lub nie mogą cieszyć się normalnym dzieciństwem i dorastać w zdrowej pełnej miłości atmosferze rodzinnej.

drukuj