Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz Pobierz

O Polsce w Strasburgu

Głównym wydarzeniem pierwszej w tym roku sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu była debata na temat sytuacji w Polsce. Wzięła w niej udział premier polskiego rządu Beata Szydło, która wcześniej spotkała się z polskimi europosłami z rożnych grup politycznych. Podczas spotkania euro posłowie z Platformy Obywatelskiej zapewniali, że to nie oni byli inspiratorami tejże debaty, co więcej, rzekomo byli jej przeciwni. Słowa te powtórzył przedstawiciel PO w sali plenarnej. Nie wszyscy dali temu wiarę. Debata trwała dwie i pół godziny, a pani premier wypadła bardzo dobrze, co musiało jeszcze bardziej skonfundować europosłów PO i PSL, którzy do dziś liżą rany po przegranych wyborach parlamentarnych w Polsce. Jak widać, nie mogą się z tym pogodzić. Głos premier polskiego rządu, a także wielu wspierających ją europosłów z różnych krajów członkowskich, pozytywnie rezonował w Europie. Wielu jednak zwracało uwagę, że poruszane w Strasburgu problemy powinny być omawiane w parlamencie kraju członkowskiego, czyli w polskim Sejmie. Ogólnie debata przysporzyła sympatii polskiej premier i wzmocniła prawicowy obóz rządzący w Polsce, a miało być odwrotnie. Na tym tle doszło do waśni wśród europosłów Platformy Obywatelskiej, co wychwyciły media. Spierano się, czy wystąpienie ich przedstawiciela w sali plenarnej nie było zbyt łagodne, nazbyt defensywne. Sugerowano, że właśnie europoseł PO mógł wystąpić jako pierwszy w imieniu całej grupy, a tak schował się za innych i słowa jego się nie przebiły. Nie spodziewano się, jak sądzę, tylu głosów krytycznych pod adresem Komisji Europejskiej i szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, którego zaatakował nawet jego rodak, niemiecki europoseł. Nie oczekiwano tak ogromnego wsparcia dla premier polskiego rządu ze strony europosłów z różnych krajów członkowskich. Sfrustrowane PO i PSL zepchnięte zostały do narożnika i zmuszone do odpierania ataku, że bezpodstawnie inicjują hece na forum unijnym i to jeszcze nieudolnie, a przede wszystkim, że szkodzą naszemu krajowi, nie mogąc do dziś pogodzić się z wyborczą porażką.

Nie ma wątpliwości, że celem niektórych byłych i obecnych polityków Platformy Obywatelskiej, takich jak przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, czy komisarz Elżbieta Bieńkowska oraz niektórych europosłów, było i jest swoiste „podpiekanie” Polski – polskiego rządu na forum unijnym. Debata w Strasburgu była jedynie elementem tejże strategii. Przypomnę, że najpierw Komisja Europejska przy aprobacie komisarz Bieńkowskiej zatwierdziła procedurę kontroli praworządności w Polsce, później Donald Tusk w wywiadzie udzielonym niemieckiemu tygodnikowi nie wykluczył, że sytuacja w Polsce stanie się przedmiotem dyskusji na forum Rady, przed kilkoma dniami odbyła się wspomniana debata w Parlamencie Europejskim, a już za dwa tygodnie ma być przygotowana i głosowana rezolucja. Jak ujawniła pani premier Beata Szydło podczas zamkniętego spotkania z polskimi europosłami, w pierwszej swojej rozmowie z przewodniczącym Schulzem, została zapewniona, że debata zakończy sprawę i nie będzie żadnej rezolucji. Po przyjeździe do Strasburga, przewodniczący PE zmienił zdanie, oświadczając, że ze względu na naciski grup politycznych, taka rezolucja zostanie jednak przygotowana. Schulz nie sprecyzował, jakie grupy naciskają, ani nie wymienił żadnych nazwisk. Europosłowie PO i PSL zapewniają, że to nie oni. Musimy przygotować się więc na dalszy ciąg tego unijnego europejskiego serialu. Niewykluczone, że są to objawy głębokiej frustracji polityków PO i PSL, także Nowoczesnej.

Przed laty słyszałem anegdotę obrazowo opisującą taki właśnie stan: Otóż dwóch mężczyzn po zmroku przechodziło koło gospody, gdzie trwała zabawa. Jeden z nich chcąc popisać się swoją tężyzną fizyczną i sprawnością powiedział do kolegi: „Słuchaj Franek zaraz wejdę do tej gospody i zrobię tam porządek, a ty tylko licz ilu będzie wypadać przez okno”. Jak zapowiedział tak zrobił. I po chwili przez okno wyleciała pierwsza osoba. Po czym dał się słyszeć głos: „Franek nie licz, to ja”. Tak właśnie rodzi się frustracja. Ciekawe do ilu zdołają doliczyć politycy PO i PSL, a także Nowoczesnej, którzy zapragnęli wprowadzić dziwne porządki w budynkach unijnych instytucji.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj