Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

 

W dniu wolności podatkowej

Szanowni Państwo!
Centrum im. Adama Smitha, zajmujace się badaniem i propagowaniem gospodarki rynkowej w Polsce podało, że tegoroczny dzień wolności podatkowej w naszym kraju przypada jutro, to znaczy 21 czerwca. Dniem wolności podatkowej nazywany jest moment , w którym obywatel przestał pracować na zapłacenie podatków dla rządu, a zaczyna pracować dla siebie. Skoro tegoroczny dzień wolności podatkowej przypada u nas 21 czerwca, to oznacza, że prawie przez pół roku pracujemy na podatki. To oczywiście nie wszystko, bo pozostają jeszcze inne przymusowe świadczenia na rzecz państwowych instytucji – na przykład składki na ubezpieczenie społeczne wplacane dla ZUS – ale ponieważ formalnie nie są one podatkami, to przy wyznaczaniu dnia wolności podatkowej ich się nie uwzględnia.
Czy pół roku pracy na podatki dla rządu to dużo, czy mało? Porównajmy sytuację dzisiejszą z tą sprzed stu lat i w państwie uchodzącym za najbardziej fiskalne państwo na świecie – czyli Cesarstwem Austro-Węgierskim. Dla wiejskiego rzemieślnika w Galicji, dajmy na to – wiejskiego kowala, dzień wolności podatkowej za cesarza Franciszka Józefa przypadał na przełomie stycznia i lutego. Tylko miesiąc pracy wystarczał takiemu kowalowi na zapłacenie wszystkich podatków dla ówczesnego państwa. Co tu dużo mówić; nie da się ukryć, że Cesarstwo Austro-Węgierskie, w porównaniu z III Rzeczpospolitą, kosztowało swoich obywateli znacznie mniej.
Czy jednak takie tanie państwo oznacza, że jest gorsze od państwa drogiego? Niektórzy tak właśnie uważają – ale gdyby doprowadzić ich rozumowanie do logicznej skrajności, to trzeba by przyjąć, że najlepsze byłoby państwo, gdzie podatki są 100-procentowe, to znaczy państwo, które odbiera obywatelom całe wypracowane przez nich bogactwo, a potem w różnych formach im je oddaje. Takie państwo jest jednak bardzo podobne, a właściwie nie „bardzo podobne”, tylko identyczne z państwem komunistycznym. Bo w państwie komunistycznym obywatel powinien być pozbawiony wszelkiej własności, tylko w zupełności zdany na państwo. Wprawdzie nie wszyscy odważyliby się dzisiaj do tego przyznać, ale wielu ludzi nadal uważa, że tak właśnie byłoby najlepiej. Uważają tak zwłaszcza ci, ktorzy lubią żyć na cudzy koszt, to znaczy uważają, ze inni mają obowiązek ich utrzymywać.
Czy jednak komunizm nie jest sprzeczny z naturą ludzką? Normalny człowiek ma potrzebę wolności, to znaczy – samodzielnego decydowania o swoich sprawach. Łączy się to z pewnym ryzykiem, bo decyzje nie zawsze są trafne i mądre – ale taka już jest cena wolności. Gdyby wolność nic nie kosztowała, to by znaczyło, że jest nic nie warta. Skoro jednak kosztuje i czasami nawet dużo, to znaczy, że jest cenna.
No dobrze, ale czy człowiek może być wolny w komunizmie, kiedy decyzje podejmują za niego rozmaici przedstawiciele władzy? Bo to oni najpierw odbierają mu całe bogactwo, jakie swoją pracą wytwarza, a potem część z tego mu oddają – ale według swojej, a nie jego woli i upodobań. Dlatego w komunizmie człowiek jest niewolnikiem państwa, to znaczy – niewolnikiem urzędników. Pamiętam z młodości książkę pod tytułem „Opowieść o prawdziwym człowieku”. Chodziło o sowieckiego lotnika, który wskutek poparzenia został okropnie oszpecony i udając kogoś innego, odwiedza swoich rodziców żyjących w kołchozie. Ponieważ gość musi wrócić z na front, gospodarz idzie do zarządu kołchozu prosić o konia, który zawiózłby jego gościa do pociągu. Ten koń został mu kiedyś odebrany, kiedy zakładano kołchozy. Gdyby miał własne gospodarstwo, nie musiałby nikogo o swojego konia prosić, a tak – musi i w dodatku wcale nie jest pewne, czy mu go dadzą.
Wygląda na to, że im później przypada dzień wolności podatkowej, tym mniej wolności mają obywatele. Bo wolność nie polega na tym, ze możemy wybierać sobie między naszymi ciemiężycielami. Wolność polega na tym, by nikt nas nie mógł ciemiężyć. Dlatego prawdziwa reforma współczesnego państwa – nie tylko Polski, ale każdego innego – powinna polegać na przywróceniu ludziom władzy nad bogactwem, jakie swoją pracą wytwarzają, a z której zostali podstępnie wyzuci przez Umiłowanych Przywódców pod pretekstem otoczenia ich opieką. Ta opieka staje się coraz bardziej uciążliwa, więc dobrze byłoby jakoś ją zakończyć, a przynajmniej – zdecydowanie ograniczyć.
Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj