Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

Recydywa saska i stanisławowska

Każdy, kto interesuje się historią, ma możliwość zauważyć wiele podobieństw między obecnymi czasami, a wiekiem XVIII. Tych podobieństw jest tak wiele, że można mówić o recydywie saskiej, czy nawet – stanisławowskiej. Wprawdzie epoka Stanisława Augusta nie ma aż tak złej reputacji, jak epoka saska, ale przecież to za panowania Stanisława Augusta mieliśmy w Polsce rządy ambasadorów Rosji, Prus i Austrii  Te ambasadorskie rządy były możliwe dlatego, że zdecydowana większość ówczesnych Umiłowanych Przywódców, to znaczy – posłów, senatorów i innych osobistości publicznych, pobierała od tych ambasadorów jurgielt, czyli wynagrodzenie pieniężne. Oczywiście nie za to, że dbali o polski interes państwowy, a przeciwnie – że zabiegali o interesy państw obcych kosztem polskiego interesu państwowego.

Wydarzeniem budzącym skojarzenia z rządami ambasadorów w XVIII wieku w Polsce była wypowiedź ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, że ludzkie embriony  powstałe w Polsce dla potrzeb zapładniania in vitro, czyli inaczej mówiąc – w szklance – są następnie sprzedawane do Niemiec, gdzie poddawane są rozmaitym eksperymentom. Na to dictum energicznie zareagowała ambasada Republiki Federalnej Niemiec z Warszawie, żądając od ministra Gowina wyjaśnień. Minister Gowin złożył te wyjaśnienia wobec całej Rady Ministrów, która specjalnie w tym celu się zebrała. Czyż nie przypomina to reakcji króla Stanisława Augusta na żądania ambasadora Stackelberga, który w tamtych czasach miał pozycję mniej więcej podobną do dzisiejszej pozycji ambasadora niemieckiego, albo ambasadora izraelskiego – bo polityczna ranga tych dyplomatów wydaje się podobna, zwłaszcza gdyby oceniać ją na podstawie reakcji władz naszego nieszczęśliwego kraju na ich żądania. Pamiętamy przecież, jak ambasador Izraela w Warszawie jesienią 2005 roku zażądał od ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza zrobienia porządku z Radiem Maryja. Ciekawe, że w następstwie tego żądania izraelskiego ambasadora „Gazeta Wyborcza” natychmiast rozpoczęła kampanię prasową przeciwko toruńskiej rozgłośni. O intensywności tej kampanii świadczyć może to, że tylko w grudniu 2005 roku na łamach tej gazety naliczyłem 26 materiałów krytykujących Radio Maryja, a więc więcej  niż jeden dziennie. Wskazuje to na kolejne podobieństwo obecnej sytuacji z sytuacją w Polsce w wieku XVIII – że jurgieltników też nie brakuje, to znaczy – może nie tyle jurgieltników w sensie dosłownym, co raczej przedstawicieli piątej kolumny, którzy różne rzeczy mogą robić nawet bez pieniędzy, tylko z poczucia wspólnoty interesu narodowego, albo nawet – ideologicznego.

Wracając do ministra Gowina, to przedstawił on Radzie Ministrów wyjaśnienie  ze jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu i „zmanipulowana”. „Gazeta Wyborcza” temu zaprzecza, ale jak tam było, tak tam było – widać wyraźnie, że minister Gowin został przez kogoś, jak to się mówi, wpuszczony w maliny.  A skoro tak, to świadczy to o determinacji postępactwa, forsującego zapładnianie w szklance i w dodatku – na koszt podatników  Maskowane jest to obłudnie pragnieniem współczucia wobec bezpłodnych małżeństw, ale te rzewne opowieści możemy spokojnie włożyć między bajki. Jestem przekonany, że ani pani Wanda Nowicka, ani pani Magdalena Środa nikomu nie współczuje, tylko realizuje taktyczny plan, by pod pretekstem in vitro, w ramach którego dochodzi do niszczenia „nadliczbowych” ludzkich embrionów, dokonać wyłomu w stanowisku Kościoła w sprawie aborcji. Nie chodzi zatem o żadne współczucie, tylko po staremu – o walkę z Kościołem i łacińską cywilizacją, która jednych jej wrogów uwiera od dwóch tysięcy lat, a innych, którzy z tych pierwszych wylęgli się trochę później – uwiera krócej, ale przecież tez boleśnie, że już nie mogą wytrzymać.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj