Żertwa przebłagalna

Nie ten otwiera dla nas Niebo, kto zręcznie uprawia politykę, kto ma dar godzenia sprzeczności, geniusz mediacji, talent złotoustego mówcy czy poruszającego serca pisarza. Powiedzmy wprost: żadne ludzkie działanie nie jest wielkie. Wielkie jest tylko działanie Boga; także to w człowieku. Bóg zaś działa w ludziach w sposób potężniejszy od naszych wyobrażeń tylko wtedy, gdy stajemy się Bożymi geniuszami cierpienia. Wiedział o tym Jan Paweł II. Dlatego stał się przede wszystkim żertwą zjednoczoną na wzór Maryi z wielką ofiarą Jezusa Chrystusa – tak ściśle, że mógł za Nim powtórzyć: niech moje ciało za innych będzie wydane, niech moja krew zostanie przelana na odpuszczenie grzechów. Mógł tak powiedzieć nie tylko jako kapłan i jako Papież – zastępca Jezusa na ziemi, ale też jako „Drugi Chrystus” – ofiarnik i ofiara złożona jako przebłaganie za grzechy świata!

Zatrzymajmy się w tym miejscu na moment i spójrzmy na papieski herb. Jest tam krzyż. I Maryja. I niepozorne, „ukryte” puste miejsce. Ten herb mówi o Janie Pawle II wszystko. Pokazuje źródło Jego mocy: Krzyż Zbawiciela z jego zbawczą męką. Kieruje nasz wzrok na Matkę Bożą z Jej wiarą, która sprawiła, że „najgłębiej ze swym Jednorodzonym współcierpiała i z ofiarą Jego złączyła się matczynym duchem”. Wreszcie wskazuje na zadanie dane człowiekowi. Jan Paweł II wiedział, że ma stanąć z Maryją pod krzyżem Jezusa i dać Bogu miejsce w swym życiu tak doskonale, że On już będzie „nie istniał” – będzie jedynie puste miejsce dla Boga. I na herbie – motcie Jego życia – widzimy tylko ofiarną żertwę Chrystusa i Maryi zjednoczonej z Synem. Nie widzimy, ale Jan Paweł II jest w to misterium cierpienia wpisany.


Świat milczy


„Kościół musi być poprowadzony przez cierpienie, przez zamach” – przypominał raz po raz Papież. Tego tematu jednak świat nie dostrzega. Gdyby dostrzegł, zasypałby go taką wielością słów, że nad Prawdą usypałby wysoki pustynny kopiec. Tak bardzo książę tego świata lęka się geniuszu cierpienia. Bo cóż by się stało, gdyby nie garść szaleńców, ale całe pokolenie Jana Pawła II zaczęło wyjmować ciernie z Niepokalanego Serca Maryi, dziurawiąc Niebo pełne łask? Inny byłby świat oczyszczony potopem Bożych darów?

Dlatego jesteśmy świadkami, jak rosną wokół nas wielkie kopce zgrabnych sloganów, z których przekazy informacyjne wznoszą pomniki przedstawiające wygodną dla nich prawdę o Janie Pawle II. O Papieżu mówi się wiele, bardzo wiele. W rocznicę Jego śmierci staje się On nawet bohaterem mediów, dla których Bóg i Jego Kościół to znienawidzeni wrogowie. Mówią one głośno o Ojcu Świętym, byśmy zasłuchali się w śpiewane przez nich hymny i nie usłyszeli Prawdy o Papieżu.

O Papieżu Cierpienia nie mówi się w ogóle lub zaledwie szeptem. Unika się tematu Jego krzyża. Dlaczego? Czy tylko dlatego że ludzie lękają się bólu, że przeraża ich śmierć? A może bardziej dlatego że cierpienie może stać się narzędziem przebudowy świata na taki, jakiego nie chcą ludzie trzymający władzę? Pewnie również dlatego, że tak o cierpieniu nie można pisać bez uczestnictwa w tamtym Ogrójcu, w Drodze Krzyżowej, w Golgocie? Kto nie idzie drogą przebłagalnej ofiary, nie widzi krajobrazów, jakie oglądał Jan Paweł II.

Zapytajcie o to ks. Mirosława Drozdka, który umiera w Zakopanem w tym samym duchu, co jego umiłowany Ojciec Święty. Przystawcie ucho do tego, co może wam powiedzieć ks. kard. Andrzej Maria Deskur, który swe ciche męczeństwo ofiarował w Rzymie za swego przyjaciela Papieża Jana Pawła II. Oni – i tylu innych! – poszli tą drogą, która wiedzie przez ciemną dolinę cierpienia. Wyruszyli papieskim szlakiem. Oni mówią, że mimo wszystko warto naśladować Papieża – Wielkiego inaczej niż nam to podpowiada ogromna kampania medialna. Ci ludzie pokazują nam, że rocznicę odejścia Jana Pawła II do domu Ojca najlepiej uczcić aktem ofiarowania się Bogu do dyspozycji, by Pan wykorzystał nas w walce o dusze. Bo nie ma nic bardziej ważnego jak ratowanie grzeszników przed piekłem.

Trudne to zaproszenie, jak niezwykle trudna okazała się nagle Fatima. Jan Paweł II kochał to orędzie i przylgnął do niego całym sercem, a przecież wiedział, że jego fundamentem jest przytulenie się do zbawczego krzyża.


Doskonałe
TOTUS TUUS

Jan Paweł II stał się żertwą ofiarną z „nadania Bożego” w zamachu. Wiemy, że przyjął to wezwanie nie jako jednorazowe, ale jako coś, co miało wypełnić całe Jego życie. Świadomie i dobrowolnie oddał się cały w wyniszczającej ofierze – teraz już był doskonałym TOTUS TUUS dla Maryi. Sam mówił o tym, wyznając, że do dnia zamachu – dnia, kiedy stał się żertwą ofiarną za zbawienie świata – czegoś brakowało w Jego całkowitym oddaniu się Matce Najświętszej. Miała przemówić krew.

Kiedy pojawia się pierwszy publiczny ślad Jego oddania na całopalną ofiarę? Gdy w rocznicę zamachu, podczas pierwszej pielgrzymki do Fatimy, 13 maja 1982 r. Jan Paweł II zawierza świat Niepokalanemu Serca Maryi. Jeżeli zwyczajową formę liczby mnogiej, jaką Papieże stosują w swych przemówieniach („Raz jeszcze pragniemy powtórzyć: Totus Tuus, o Maryjo” – mówił np. Jan Paweł II w pierwszych dniach pontyfikatu), zamienimy na formę liczby pojedynczej, czyli przełożymy formę uroczystą na osobistą, wówczas usłyszymy takie oto wyznanie: „O, jakże głęboko czuję potrzebę poświęcenia się za ludzkość i świat: za nasz współczesny świat, w jedności z samym Chrystusem!”.

Nawet jeśli nie zamienimy formuły uroczystej na słowa bardziej osobiste, to pamiętajmy, że kiedy Jan Paweł II mówił coś w imieniu Kościoła – wtedy właśnie Papież używa liczby mnogiej – już sam tym żył, już była to prawda Jego osobistego życia.


Dziecięca droga


Może trzeba pochylić się nad tym samym, nad czym pochylał się Jan Paweł II, i w modlitwie głębokiej jak oceany szukać myśli, które były natchnieniem dla Ojca Świętego. Innymi słowy, trzeba znaleźć miejsce, w którym Jan Paweł II wszedł na swój wielki szlak.

Najpierw wszedł w maryjne krajobrazy. Tam też któregoś dnia Matka Najświętsza wskazała mu Fatimę. Tamtejsze objawienia stały się dla Niego bramą w nowy wymiar apostolskiego działania.

Kiedy w 1982 r. otrzymał z Fatimy figurę Matki Bożej Fatimskiej, postawił ją koło swego łóżka. Kładąc się spać, całował zawsze ręce i stopy Maryi. Potem brał do ręki Jej różaniec i modlił się, leżąc w łóżku. Gdy czuł, że zbliża się sen, zakładał różaniec na szyję i spał z nim, przewiązany nim jak łańcuchem łączącym z Niebem. Tak właśnie traktował Różaniec, tak kochał Matkę Najświętszą. Jego pobożność była przepełniona miłością dziecka do matki. Z tych nieustannych „przytuleń” czerpał siłę do pracy i cierpienia.

Ta dziecięca pobożność umacniała się z każdym dniem, kiedy coraz lepiej poznawał orędzie fatimskie. To charakterystyczne dla świętych: tak samo dziecięco kochała Maryję Niepokalaną Siostra Łucja. Dowiadujemy się o tym dopiero po jej śmierci, jak jednak potężne jest jej świadectwo! I jak zdumiewająco jest ono zbieżne z duchowością innego człowieka Fatimy: Ojca Świętego Jana Pawła II. Cechowało ich zresztą jeszcze jedno: niedopuszczanie do najintymniejszej izdebki swego serca żadnego z ludzi. To dlatego Jan Paweł II i wizjonerka z Fatimy pozostaną dla nas, ludzi, tajemnicą. Ale to już wiemy: ich obojga dotyczą słowa, jakimi przełożona Karmelu w Coimbrze zamknęła swe wspomnienia o Siostrze Łucji. Maria Celina od Jezusa Ukrzyżowanego napisała: „Jak wiele łask zostało uzyskanych dla świata przez ofiarę i modlitwę!”.

„Zrozumiałem – przypomina nam dziś Sługa Boży Jan Paweł Wielki – że muszę poprowadzić Kościół przez modlitwę, przez różne inicjatywy, ale zobaczyłem, że to nie dość: Kościół musi być poprowadzony przez cierpienie. Papież musi być przedmiotem ataków, musi cierpieć”.


Złożony w ofierze za nas


Wszedł na drogę krzyża – za nas. Cierpiał w ciszy swego serca, żyjąc „wyższą Ewangelią”. Oddał za nas wszystko, byśmy nie poszli do piekła. Wynagradzał za nas – za nasze grzechy, za naszą niewierność, za nasze życie tak, jakby Boga nie było.

Tak żył dla nas w swej fatimskiej części pontyfikatu, której po ludzku nie miało być.

Odszedł od nas dwa lata temu. Kiedy przypominają się nam tamte chwile, uświadamiamy sobie, jak bardzo odnoszą się do Niego słowa napisane o Siostrze Łucji przez przełożoną Karmelu w Coimbrze: „W ostatnich miesiącach jej życia widzieliśmy, jak wspina się po drabinie doskonałości, Ścieżce na Górę Karmel po „Nada” (NIC). Tak, całkowicie ogołocona ze wszystkiego, nawet ze swej własnej woli, stała się dzieckiem w rękach Boga, zawierzonym Jego woli. Potem ujrzeliśmy, jak odchodzi powoli, niemal niezauważalnie, jak dym kadzidła, który podnosi się w ciszy ku niebu. A potem pozostało z nami jasne światło kryjące w sobie długą historię, historię Miłości”.

Może czas ją osobiście odczytać?

Wincenty Łaszewski
drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl