fot. Monika Bilska

„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” – Światowy Dzień Życia Konsekrowanego

Obchodzimy dziś Światowy Dzień Życia Konsekrowanego. To dzień, kiedy w sposób szczególny zwracamy uwagę na świadków obecności Boga w świecie, jakimi są osoby konsekrowane. Radio Maryja nie mogłoby istnieć, gdyby nie pomoc ludzi świeckich, ale przede wszystkim ojców i sióstr zakonnych, którzy na co dzień posługują w toruńskiej rozgłośni. W ten szczególny dzień, który ustanowił Jan Paweł II w 1997 roku, pragniemy przybliżyć historię powołania siostry Anny, Maksymiliany i Ksaweriany. Na co dzień wraz z innymi siostrami nieobecne na wizji, a jednak bardzo ważne w prowadzeniu rozgłośni i dzieł, które wyrosły przy radiu. Opowiedziały nam, czym dla nich jest powołanie, kiedy na nie odpowiedziały i dlaczego wybrały swoje Zgromadzenie.

 

Osoby konsekrowane w pewnym momencie swojego życia powiedziały Bogu – TAK. Chociaż odpowiedź musiała być stanowcza to oczywiście zakładała swego rodzaju lęk: Czy Bóg mnie woła? Powołanie zakłada również rozważanie, szukanie, pogłębianie: Dlaczego właśnie mnie? Nie daje też gotowej odpowiedzi. Człowiek musi po prostu uwierzyć, że to jest zamiar Boży, plan Jego miłości, w którym mieści się także jego powołanie do życia zakonnego.

Siostra Maksymiliana 40 lat temu wstąpiła do zgromadzenia sióstr nazaretanek, a od niecałego roku posługuje w Radiu Maryja. Dla niej powołanie, to przede wszystkim ogromna łaska.

– U początku powołania stoi zawsze łaska Pana Boga. Zawsze jest to wołanie Pana Jezusa: „Pójdź za Mną” i w momencie kiedy w jakiś sposób to wołanie dotrze do serca człowieka i on sobie to uświadomi, przyjmuje to słowo skierowane bardzo personalnie, w tym wypadku do mnie. Pamiętam ten moment doskonale, chociaż powołanie rodziło się przez dłuższy czas, ale doskonale pamiętam dzień, okoliczności, kiedy tak mocno łaska Boża dotarła do mnie, że już nie mogłam się od tego „odczepić”. Dzisiaj, już ze znaczącym stażem życia zakonnego, mogę powiedzieć, że powołanie, bycie siostrą zakonną to jest moje życie. Nidy tej decyzji nie żałowałam i nigdy nie miałam kryzysu związanego z powołaniem. Bycie siostrą zakonną, tą wybraną przez Pana Boga, to coś fantastycznego. To oczywiście nie znaczy, że cały czas żyjemy na fali uniesień, że się nie martwimy, nie dotykają nas czy mnie osobiście jakieś kłopoty, troski i że to nie znaczy, że nie płaczę, że nie wzruszam się, tylko że to wszystko wpisane jest w moje życie, w moje powołanie. Moje życie jest życiem osoby konsekrowanej, chociaż nie oznacza to, że jest pozbawione zwyczajnych spraw, które dotykają każdego człowieka – dodała.

S. Maksymiliana podkreśliła, że często towarzyszyły jej myśli o życiu osoby konsekrowanej.

– Miałam w rodzinie siostry zakonne, które były już starsze, ale zawsze patrzyłam na nie z podziwem i uznaniem, i pewną aurą tajemniczości. Jako dziecko, czy dorastająca dziewczyna, byłam trochę nieśmiała, żeby myśleć, że to wybranie mnie również mogło spotkać. Rzeczywiście był moment, kiedy po maturze wybrałam się na pielgrzymkę na Jasną Górę i wracając ze Mszy św. 15 sierpnia – dokładnie to pamiętam – był to 1981 rok, gdy spotkałam siostrę zakonną, która katechizowała mnie w szkole średniej i idąc Al. Najświętszej Marii Panny zapytała mnie: „Zosiu (takie jest moje imię chrzcielne), co Ty teraz robisz? Co zamierzasz robić po maturze? Odpowiedziałam, że wybieram się na studia i będę też chciała pracować, żeby w jakiś sposób na siebie zarobić. Wtedy ona zwróciła mi uwagę, że powinnam zostać siostrą zakonną. To był moment i łaska – wzruszam się nawet w tym momencie, gdy o tym opowiadam – kiedy rzeczywiście nie mogłam się od tej myśli uwolnić. Myślę, że Pan Jezus wtedy przemówił przez tę siostrę. Okazało się, że to jest moja droga i wszystkie marzenia o studiach, o pracy odeszły. Pamiętam, że myślałam o tym dzień i noc, wszystko oscylowało wokół tego tematu. Wszystkie noce były przepłakane i nieprzespane, ale również odczuwałam wielkie szczęście. Jest to we mnie i cały czas o tym myślę, mam wrażenie, że „chwyciłam Pana Boga za nogi” – wspominała.

S. Maksymiliana należy do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu.

– Można powiedzieć, że wybrałam Zgromadzenie zakonne Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu zupełnie przypadkowo, chociaż wiemy, że u Pana Boga nie ma przypadków. Jak postanowiłam wybrać drogę życia zakonnego, to pojechałam do sióstr sercanek, ponieważ one mnie katechizowały.  Pojechałam do sióstr w Łasku z tą myślą, że muszę pójść do zakonu i siostry bardzo serdecznie mnie przyjęły. Bardzo długo rozmawiałyśmy, wprowadziły mnie do klauzury, rozmównicy, jadalni. Poczułam się wtedy już prawie jedną z nich. Jednak udałam się z moim „problemem” do swojego księdza proboszcza, zresztą wspaniałego kapłana, a on zapytał mnie: „Do jakiego zakonu chcesz pójść?” i wtedy odpowiedziałam, że wybieram się do sióstr sercanek. Dla mnie było wszystko jedno, wiedziałam jedynie, że chcę iść do zakonu, a ja jedynie znałam siostry sercanki. Duchowny zwrócił mi uwagę, że przecież jest tyle innych zgromadzeń: habitowych, bezhabitowych, są siostry, których charyzmatem jest praca z młodzieżą, inne zajmują się chorymi czy też są zakony kontemplacyjne. Zaproponował, że może mnie zawieźć do Częstochowy i tam będę mogła rozeznać, jaki zakon wybrać. Zgodziłam się od razu, ponieważ dla mnie było wszystko jedno, do jakiego zakonu pójdę, najważniejsze było, że w ogóle będę zakonnicą. Którejś niedzieli pojechaliśmy do Częstochowy. Na początek trafiliśmy do sióstr nazaretanek, dlatego że ksiądz był duszpasterzem i pracował z siostrami na parafii. Spędziłam tam dzień na modlitwie i stwierdziłam, że chcę tu zostać. Wydawało mi się, że trafiłam do sióstr przez przypadek, ale chyba nie do  końca tak było. Miałam w sobie tak ogromne pragnienie i wręcz niecierpliwość, żeby jak najszybciej wstąpić do Zgromadzenia. Wraz ze złożeniem ślubów zakonnych wchodzimy w charyzmat. Jako siostry nazaretanki jesteśmy ukierunkowane na pracę dla ludzi, ale odbywa się ona na różnych szczeblach i kierunkach. Przez fakt konsekracji, przez złożenie ślubów zakonnych w Zgromadzeniu, w moim przypadku Zgromadzeniu Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, niezależnie co wykonuję, jestem wpisana w ten charyzmat i to jest łaska Boża, która w jakiś sposób prowadzi człowieka. Cała praca i modlitwy są wpisane w charyzmat, czyli w moim przypadku rodzinę. Chciałbym przede wszystkim powiedzieć, że jako nazaretanki codziennie modlimy się za wszystkie rodziny. Każda nasza wspólnota zakonna czy ona liczy trzy osoby, czy cztery (jak nasza toruńska), czy kilkadziesiąt sióstr, to w każdym naszym domu zakonnym modlimy się za każdą rodzinę, za wszystkie rodziny świata i za każdego człowieka. Myślę, że przez fakt konsekracji nasze modlitwy są wysłuchane i są w jakiś sposób przez Pana Boga zagospodarowane na rzecz każdego. Ktokolwiek będzie czytał to świadectwo, niech czuje się otoczony naszą modlitwą – podsumowała.

 

S. Anna Mika, szarytka, posługuje w Radiu Maryja już od siedmiu lat. Jak zaznaczyła, powołanie jest praktycznie całym jej życiem.

– Wiele razy o tym myślałam, ale im człowiek jest starszy, im dłużej w powołaniu trwa, tym więcej reflektuje. Często myślę, że dla mnie powołanie jest przede wszystkim niezasłużoną łaską. Jest tyle innych wspaniałych dziewcząt, kobiet… Powołanie jest dla mnie pięknym, miłosiernym spojrzeniem Pana Boga, że mimo – a może właśnie dlatego – że wie, jak słaby jest człowiek, powołał mnie taką, jaką jestem. Powołanie jest czymś, za co jestem wdzięczna Panu Bogu. To jest po prostu zwyczajne życie tylko w innej scenerii, w innych warunkach. Powołanie jest czymś bardzo tajemniczym, nigdy się tego do końca nie zgłębi. Naprawdę często myślę o swoim powołaniu w różnych aspektach, jednak ostatecznie przeważa wdzięczność Panu Bogu. Do tego powołania dojrzewam i pewnie będę dojrzewać do końca życia – wskazała.

Siostra Anna powiedziała Panu Bogu: „Tak!”, gdy już dwa lata pracowała jako nauczycielka w szkole.

– Może ktoś się zdziwi, ale nigdy wcześniej o Zgromadzeniu, o życiu zakonnym nie myślałam. Nie miałam żadnych kontaktów z siostrami zakonnymi, z takim życiem. Moje powołanie nazywam „powołaniem Pawłowym” (na wzór św. Pawła) – w pewnym momencie nagle nastąpił zwrot  o 180 stopni. Decyzja przyszła bardzo prędko, czasami wydawało mi się, że za szybko, ponieważ dopiero, gdy trafiłam do Zgromadzenia, zaczęłam rozmyślać o problemach, o których wcześniej nie myślałam. Moje powołanie było bardzo spontaniczne – już w tej chwili i koniec! Miałam już własne mieszkanie, ponieważ pracowałam jako nauczyciel i nigdy o powołaniu zakonnym nie myślałam. Dla mnie było to ogromnym zaskoczeniem. Dziś już mam świadomość, że to Pan Bóg daje powołanie, a ja jedynie mogę odpowiedzieć tak lub nie. Nie wiedząc o tym trochę testowałam Pana Boga, bo nie pytałam nikogo, czy mam iść, czy nie, tylko zdecydowałam (tak mi się wydawało), że idę do klasztoru. To był czas letnich kolonii, na których byłam opiekunem dzieci. Podczas pobytu miałam trochę wolnego czasu, żeby móc przemyśleć pewne sprawy i wtedy powiedziałam Panu Bogu (czego teraz się wstydzę, ale wtedy tak myślałam): „Panie Boże, jeśli spełnisz mi trzy życzenia, to wstąpię do Zgromadzenia –  będzie to dla mnie znak”. Muszę przyznać, że wtedy nie wiedziałam, że nie można Pana Boga tak sprawdzać, ale ku mojemu ogromnemu zdziwieniu trzy życzenia, które sobie wymyśliłam, spełniły się co do joty. Po tym, jak trzecie życzenie się spełniło, po prostu się popłakałam i powiedziałam: „Panie Boże, ja nie mam wyjścia”. Zwolniłam się z pracy i wstąpiłam do Zgromadzenia – mówiła.

A co z wyborem Zgromadzenia siostry Anny?

– Był taki epizod, który zdecydował, że wybrałam Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego á Paulo. Byłam z dziećmi na koloniach w Wolsztynie. W czasie wolnym dzieci poszły do miasta, żeby sobie coś kupić. Natomiast ja byłam już po studiach i czekałam na decyzję dyrektora teatru w Gnieźnie, czy dostanę w nim pracę. Weszłam więc do kościoła, żeby pomodlić się w tej intencji. Kiedy się modliłam, prawie przebiegła przede mną starsza siostra i nagle zatrzymała się, zadając mi pytanie: „Panienko, co ty tutaj robisz? Jesteś już pewnie po maturze, to przyszłabyś mi pomóc coś napisać na maszynie”. To był pierwszy raz, kiedy widziałam siostrę zakonną z bliska i z nią rozmawiałam, bo do tej pory nie miałam okazji. Odpowiedziałam, że nie mogę jej pomóc, bo za chwilę muszę iść do dzieci, które są w mieście, jestem na kolonii, a poza tym nie umiem pisać na maszynie. Ona zapytała: „A co tu robisz?” Odpowiedziałam, że skończyłam studia i modlę się, żeby podjąć pracę. Siostra „na szybko” poprosiła mnie, żebym do niej napisała, jak mi poszło i tak zaczęłyśmy korespondować. We wrześniu okazało się, że nie dostałam  pracy w teatrze i zdecydowałam, że podejmę pracę w szkole (pracowałam w niej dwa lata). Po tym czasie otrzymałam od siostry zaproszenie, żeby się spotkać, nieco bliżej poznać, zobaczyć dom zakonny, w którym ona mieszkała itp… Zdecydowałam, że pojadę, bo akurat miałam trzy wolne dni w szkole. Nie wiem, jak i co się stało, że jak przyjechałam do wspomnianego Wolsztyna, to po dwóch dniach wizyty okazało się, że chcę wstąpić do tego Zgromadzenia. Nie interesowało mnie, co te siostry robią, nie pytałam o nic. I tak po majowej wizycie już we wrześniu tego samego roku przyszłam do Zgromadzenia. W tym roku mija już 39 lat, odkąd w nim jestem – powiedziała s. Anna, szarytka.

Siostra Ksaweriana jest już 19 lat w Zgromadzeniu. Dla niej powołanie to dar i tajemnica.

– Powołanie jest darem Pana Boga zupełnie dla mnie niezasłużonym, niespodziewanym i tajemnicą, którą nie do końca rozumiem i ciągle odkrywam – wyjaśniła.

Wybór życia zakonnego był dla s. Ksaweriany procesem.

– Było dużo takich momentów, doświadczeń, wydarzeń, kiedy Pan Bóg pokazywał mi i utwierdzał mnie w przekonaniu, że moją drogą nie będzie życie małżeńskie czy rodzinne, ale właśnie droga życia poświęconego Jemu. Trudno się o tym mówi, bo to są bardzo osobiste doświadczenia i tak naprawdę tajemnica Boga i duszy, w której działa, ale na pewno takim momentem, w którym zaczęłam myśleć o życiu zakonnym, było obejrzenie filmu o św. Faustynie. Bardzo mnie poruszył i dzisiaj, kiedy o tym myślę, to wydaje mi się to bardzo dziwne, że dla dwunasto, trzynastoletniej wówczas dziewczyny (był to chyba 1994 rok, jak film wszedł na ekrany). Było to tak mocne przeżycie, był to ważny obraz życia zakonnego, przedstawionego bardzo realnie. Życia pełnego modlitwy, pracy, w którym – owszem – nie brakowało radości, śmiechu, ale pokazywał też pewien trud, cierpienie, doświadczenie niezrozumienia. Dzisiaj, kiedy o tym myślę, to wiem, że kluczem do tamtejszego zachwytu było to, co dzisiaj rozumiem, że wspólnota zakonna to nie jest wspólnota osób, które znalazły się pod jednym dachem przypadkowo, tylko że to Pan Bóg je wybrał (takimi, jakimi są) i że mimo różnorodności, różnych charakterów, pochodzenia, zainteresowań, talentów – łączy je jeden cel i to pozwala im przechodzić nad tym, co jest bardzo ludzkie w ich życiu – wskazała.

Siostra Ksaweriana wybrała Zgromadzenie, pociągnięta jego charyzmatem.

– Nie było to pierwsze Zgromadzenie, które poznałam. W mojej parafii pracowały siostry z innego Zgromadzenia, natomiast kiedy zaczęłam już myśleć o życiu zakonnym, to gdzieś właśnie docierały do mnie wiadomości o nazaretankach. Mój kuzyn, jako kleryk, jeździł z nazaretankami na oazy, więc gdzieś ta nazwa zaszumiała w głowie raz, drugi, trzeci, poszukałam informacji na temat sióstr i zdecydowałam się na to, żeby w ich klasztorze przeżyć rekolekcje i tak już zostałam. Zachwyciła mnie ich zwyczajność i to, że siostry nazaretanki mają szerzyć Królestwo Boże miłości wśród siebie, w rodzinach i w świecie (taki jest charyzmat naszego Zgromadzenia) właśnie to, że szczególnie jesteśmy posłane do rodzin. Kiedy szłam do klasztoru, nigdy bym nie pomyślała, że będę uczyć języka polskiego. Wstąpiłam tam po liceum, tak że studiowałam już będąc siostrą. Nasz charyzmat, służba rodzinie, daje szerokie pole możliwości pracy apostolskiej. Praca z człowiekiem i tym najmniejszym, i tym najstarszym, to towarzyszenie człowiekowi na każdym etapie jego życia – dodała.

Polski Papież, ustanawiając święto, postawił przed Kościołem 3 cele: uroczyste uwielbienie Boga i dziękczynienie za wielki dar życia konsekrowanego; przyczynianie się do poznania i do szacunku dla życia konsekrowanego; odkrywanie piękna życia konsekrowanego i jego misji w Kościele i w świecie. Papież Benedykt XVI powiedział, że „życie oddane Bogu nigdy nie jest zmarnowane”. W Polsce żyje ok. 32 tys. osób konsekrowanych – wśród nich zakonnicy, siostry zakonne ze zgromadzeń czynnych i kontemplacyjnych, a także osoby skupione w instytutach, stowarzyszeniach i wspólnotach świeckich oraz dziewice i wdowy konsekrowane, również pustelnicy. Niech ten dzień będzie okazją do wdzięczności za osoby konsekrowane, ale jednocześnie dniem modlitwy o nowe powołania zakonne.

Anita Suraj-Bagińska/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl