Na Podlasiu i w Gdańsku uczczono pamięć „Inki”

Dokładnie 72 lata temu komunistyczne władze wykonały wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie „Ince”. Bohaterskiej sanitariuszce AK oddano dziś hołd w jej rodzinnych stronach na Podlasiu, a także w Gdańsku, gdzie spoczęły jej doczesne szczątki.

Danuta mając piętnaście lat, po stracie ojca, który został wywieziony przez sowietów w głąb Rosji, oraz matki, którą zamordowało gestapo – złożyła przysięgę Armii Krajowej.

– Wobec okrucieństwa wroga. Wobec jego złego postępowania; wobec krzywdzenia ojczyzny, Jej złego traktowania – trzeba czasami zaprotestować siłą zbrojną, oporem, włączeniem się do konspiracji. „Inka” wybrała właśnie taką drogę – mówił Mirosław Golon, dyrektor oddziału IPN w Gdańsku.

„Inka” służyła w 5 Wileńskiej Brygadzie Armii Krajowej majora Łupaszki. Została za to aresztowana przez UB. Przeszła ciężkie śledztwo. Komuniści bardzo szybko skazali ją na śmierć. Przed plutonem egzekucyjnym stanęła razem z Feliksem Selmanowiczem ps. „Zagończyk”. Tuż przed rozstrzelaniem razem krzyknęli: „Niech żyje Polska”. Nie zginęli jednak od razu – przypomina historyk Waldemar Kowalski.

– Seria padła, (…) ale strzelali tak, jakby nie chcieli chyba trafić. Według tych dwóch relacji, które udało się pozyskać, oboje żyli. Zagończyk był ciężko ranny, ale Danuta Siedzikówna zaledwie draśnięta – wskazuje Waldemar Kowalski z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Żołnierzy niezłomnych strzałem w głowę dobił dowódca plutonu. „Inka” zdążyła jeszcze krzyknąć: niech żyje Łupaszko. Po bohaterach chciano zatrzeć wszelką pamięć. Pochowano ich na cmentarzu garnizonowym w Gdańsku w bezimiennym dole, na którym powstał chodnik.

– Kiedy przesłuchiwali „Inkę”, nikt się jej nie bał. Kiedy bili „Inkę”, nikt się jej nie bał. Ale kiedy zakopywali ją w dole – to bali się jej wszyscy – mówił ks. Tomasz Trzaska, kapelan Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie.

Doczesne szczątki „Inki” i Zagończyka udało się odnaleźć dopiero w 2014 roku dzięki poszukiwaniom IPN. Dwa lata później odbył się ich uroczysty pogrzeb państwowy. Dziś pamięć bohaterskiej „Inki” uczczono m.in. w jej rodzinnych stronach na Podlasiu, w miejscowości Narewka.

– Bardzo dobrze, że tutaj z Narewki, z ziemi rodzinnej naszej bohaterki, wypływa ten głos troski o naszą ojczyznę – podkreślał Bohdan Józef Paszkowski, wojewoda Podlaski.

Hołd „Ince” oddali m.in. leśnicy. Leśniczym był jej ojciec. Ona sama też pracowała w nadleśnictwie.

Czekając na wykonanie wyroku „Inka” prosiła przekazać swojej babci, że zachowała się, jak trzeba – przypomniał w homilii  ks. Tomasz Trzaska, kapelan Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych w Warszawie.

– Tylko bohaterowie tak mówią. Tylko bohaterowie potrafią powiedzieć w ostatnich chwilach życia: „zachowałam się jak trzeba” – zauważył.

Hołd „Ince” oddano też w Gdańsku na cmentarzu garnizonowym, gdzie spoczęła razem z „Zagończykiem”.

– Jesteśmy szczęśliwi, że ta dziewczyna jest powszechnie w Polsce znana. A jeszcze tak niedawno przychodziliśmy na ten cmentarz zupełnie sami – powiedział Piotr Szubarczyk z IPN w Gdańsku.

W uroczystości wzięło udział bardzo wielu młodych ludzi, m.in. harcerzy.

– My jesteśmy drużyną z Sopotu. „Inka” jest naszą patronką, więc jesteśmy tutaj, aby uczcić jej pamięć, aby pamiętać o tym, co zrobiła dla kraju – mówi Natalia Zarębska z ZHR.

O „Ince” i „Zagończyku” pamiętano dziś w wielu miejscach w Polsce.

TV Trwam News/RIRM

drukuj