Kapitulacja

W cieniu afery hazardowej, dymisji rządowych i rozgrywek wewnątrz Platformy Obywatelskiej uwaga opinii publicznej jest odwrócona od znacznie ważniejszego wydarzenia. W sobotę Lech Kaczyński ma podpisać traktat lizboński. Czy zatem 10 października 2009 roku przejdzie do historii jako dzień, w którym konstytucyjne władze Rzeczypospolitej Polskiej zgodziły się na ograniczenie suwerenności państwa polskiego i osłabienie pozycji Polski w Unii Europejskiej oraz wyraziły gotowość na przyłączenie terytorium i mieszkańców Polski do innego państwa pod nazwą Unia Europejska?

W sprawie traktatu lizbońskiego – który jest niczym innym jak przepychaną kolanem, wbrew zasadom demokracji i woli Europejczyków, po fiasku referendów we Francji i Holandii w 2005 r. oraz w Irlandii w 2008 r., eurokonstytucją – prezydent Kaczyński zachowywał się niekonsekwentnie. Przed spotkaniami na Helu z kanclerz Angelą Merkel na początku 2007 r. zapewniał, że Polska nie zgodzi się na żaden traktat, jeśli nie będzie w nim odwołania do chrześcijańskich korzeni Europy. Jak wiadomo, strona polska w negocjacjach nawet nie stawiała tej sprawy. Podczas uroczystości podpisywania traktatu w Lizbonie jesienią 2007 r. prezydent twierdził, że traktat jest „dobry” dla Polski, choć w sposób ewidentny pogarsza naszą pozycję w stosunku do obecnie obowiązującego traktatu nicejskiego.
Następnie, gdy powracała w Polsce sprawa ratyfikacji traktatu lizbońskiego, wiosną 2008 r. uznał, że traktat jest „dobry”, ale tylko w sytuacji, gdyby w naszym kraju nadal rządziło PiS. W końcu marca 2008 r. w Juracie na Helu prezydent i premier Donald Tusk zawarli porozumienie, zgodnie z którym podpis prezydenta został uzależniony od przyjęcia nowej ustawy kompetencyjnej, która pozwoli prezydentowi na udział w procesie ewentualnych zmian traktatowych. To miało przekonać posłów Prawa i Sprawiedliwości do głosowania za ratyfikacją traktatu w Sejmie. Prezydent wycofał się z wcześniejszych gróźb zawetowania traktatu, a Jarosław Kaczyński zrezygnował ze swojego podstawowego postulatu, jakim było wprowadzenie do ustawy ratyfikacyjnej zabezpieczeń z Joaniny.
Ustawy kompetencyjnej ciągle nie ma… Tymczasem prezydent Kaczyński od kilku miesięcy głosił nową koncepcję, że czeka na drugie referendum w Irlandii i jeśli Irlandczycy powiedzą „tak”, to podpisze traktat. Dziś gołym okiem widać, iż sprawa traktatu służyła instrumentalnej grze w polityce wewnętrznej polegającej na taktyce „jestem przeciw, a nawet za”. Chodziło o to, by jak najdłużej się da, utrzymać przy Prawu i Sprawiedliwości wyborców eurosceptycznych. Jednocześnie na forum Unii Europejskiej strona polska wywiesiła białą flagę i przyjęła postawę kapitulancką. Nie potrafiła napięć wokół traktatu w innych krajach europejskich wykorzystać na naszą korzyść, choćby w sprawie wyjątkowo kosztownego dla Polaków pakietu klimatycznego czy polskich stoczni. Tymczasem Irlandczycy otrzymali szczególne gwarancje. Niemcy przyjęły ustawę regulującą współdziałanie instytucji państwowych w procesie integracji europejskiej i zagwarantowały sobie suwerenność narodowych atrybutów państwowości w stosunku do Brukseli.
Podpisanie traktatu lizbońskiego przez Lecha Kaczyńskiego oznaczać będzie dodatkowe osłabienie jego szans na reelekcję. Wyborców centrowych i tak nie zyska, a straci wielu wyborców o orientacji narodowej, konserwatywnej, patriotycznej, niepodległościowej, solidarnościowej. Czyżby zatem ta prezydentura była prezydenturą zmarnowanych szans i zawiedzionych nadziei? Już za rok wyborcy ocenią to przy urnach. A co do przyszłości Europejczyków, dla których Unia Europejska to anonimowa i antydemokratyczna struktura z decyzjami podejmowanymi w sposób zakulisowy, to na placu boju pozostaje jeszcze osamotniony i brutalnie naciskany przez lizbonoentuzjastów prezydent Czech Vaclav Klaus. Pozostają także brytyjscy konserwatyści. Zatem jak pisał nasz narodowy wieszcz Juliusz Słowacki: „Niech żywi nie tracą nadziei”.


Jan Maria Jackowski
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl