„No to jesteśmy umówieni”

Z Teresą Kopczyńską-Szóstko, uczestniczką duszpasterstwa służby
zdrowia,
które prowadził ks. Jerzy Popiełuszko, rozmawia Adam Białous

W
jaki sposób poznała Pani ks. Jerzego Popiełuszkę?


Mieszkaliśmy z mężem na terenie parafii św. Stanisława Kostki w
Warszawie. Księdza Jerzego poznałam w ten sposób, że któregoś razu w
rozmowie ze mną spytał, gdzie pracuję. Ja powiedziałam, że w służbie
zdrowia. Więc On zaproponował mi, abym przychodziła na spotkania
duszpasterstwa pracowników służby zdrowia, które prowadził. To były
cudowne spotkania. Pełne modlitwy. Oprócz uczestnictwa we Mszy św.
zawsze odmawialiśmy Różaniec. To była ulubiona modlitwa Księdza. On był
człowiekiem modlitwy. Wszystkie ataki, jakie na Niego przypuszczano,
znosił z niesamowitą pokorą – właśnie dzięki swojemu głębokiemu
zatopieniu w modlitwie. Ona Go wyciszała i dawała Mu wielką siłę do
prowadzenia tak wielu prac duszpasterskich. Przecież oprócz służby
zdrowia zajmował się również hutnikami, strażakami itd. Po śmierci
Księdza Jerzego ksiądz Bogucki, chcąc kontynuować opiekę duszpasterską
nad tymi środowiskami, musiał zatrudnić do tego, co sam robił Ksiądz
Jerzy, aż kilku kapłanów, bo jeden by sobie z tym nie dał rady. Wszyscy
się wówczas dziwili, skąd on jeden miał tyle sił, aby to wszystko
ogarnąć. Ksiądz Jerzy pomimo słabego zdrowia był duchowym tytanem.

Jak
Ksiądz Jerzy odnosił się do drugiego człowieka? Pamięta Pani jakąś
konkretną sytuację, która oddałaby charakter tej relacji?


Wrócę tu wspomnieniem do czasu stanu wojennego. Ksiądz Jerzy szczególnie
dużo pomagał rodzinom opozycjonistów, którzy zostali aresztowani. Byłam
świadkiem takiej „pomocowej” sytuacji. Otóż w naszym bloku mieszkała
kobieta z małymi dziećmi, której mąż został internowany. Kiedyś w
rozmowie ze mną powiedziała, że bez pomocy męża nie daje rady utrzymywać
rodziny. Wtedy przypomniałam sobie, że Ksiądz Jerzy podczas Mszy św.
prosił, iż jeśli ktoś zna rodziny, którym trzeba pomóc, to niech Mu da
znać. Poszłam więc najpierw do tej młodej kobiety i spytałam ją, czy
zgodzi się przyjąć pomoc od księdza. Ona powiedziała mi, że jest
niewierząca, więc ksiądz pewnie jej nie zechce pomóc, ale zgodziła się,
żebym zapytała. Ksiądz Jerzy nie wahał się oczywiście ani chwili.
Poszliśmy razem z Nim do tej młodej matki. Wtedy byłam świadkiem tej
wspaniałej dobroci Księdza Jerzego. On po prostu usiadł i pytał tę
panią, jakie ma wydatki. Podliczył wszystko – pieniądze potrzebne na
jedzenie, ubrania, rachunki. Suma wyszła całkiem spora. Ksiądz tylko
pokazał ją kobiecie i spytał, czy tyle wystarczy. Ona była w szoku,
słowa nie mogła z siebie wydobyć, ale w końcu wyszeptała, że na pewno by
jej to z nawiązką wystarczyło. Ksiądz powiedział tylko: „No to jesteśmy
umówieni”. Od tej pory aż do zwolnienia z więzienia ojca ta rodzina
mogła być spokojna o swój byt.

Osobiście doświadczyła Pani
pomocy Księdza Jerzego?

– Wiele razy. Wspomnę tu o jednej Jego
nadprzyrodzonej interwencji. Wykonywałam zawód technika dentystycznego.
Sprzęt, na którym pracowaliśmy za PRL, był oczywiście przestarzały,
toporny. Wskutek pracy na nim trapiły nas, pracowników, różne
dolegliwości. Wysiadł mi łokieć. Lekarz powiedział nawet, że z tak
chorym łokciem nie będę mogła dalej pracować. Całą rękę miałam w gipsie.
Lekarze za komuny bali się wystawić mi zwolnienia z pracy lub uznać
tego uszczerbku na zdrowiu za chorobę zawodową, choć taką w istocie
była. Prawie kompletnie załamana poszłam więc przed grób Księdza Jerzego
i powiedziałam Mu: „Zrób coś z tym, Księże, bo ja już nie mam sił”.
Kiedy wróciłam do domu, nie czułam już żadnego bólu, jakby ręką odjął.

Jak
Pani przeżyła wiadomość o śmierci Księdza?

– Byłam wówczas w
kościele. Kiedy powiedziano, że Ksiądz Jerzy nie żyje, w kościele
wybuchł powszechny, ogromny szloch – pierwszy raz w życiu coś takiego
słyszałam i widziałam. Sama stałam jak osłupiała. Księża nie dali rady
ludzi uspokoić, dopiero ksiądz Folejewski zaczął odmawiać „Ojcze nasz”;
doszedł do „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” i powtarzał to do
tej pory, aż w kościele zapanowała zupełna cisza. We mnie wówczas
dokonała się wielka duchowa przemiana. Do tego czasu nosiłam w sobie
ogromną nienawiść do komunistów. Jak widziałam w telewizji Jerzego
Urbana, to miałam tylko jedno pragnienie: żeby zdążyć wyłączyć
odbiornik, zanim on się odezwie.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl