Dorzynki IV Rzeczypospolitej?

Emisja przez TVN nagrań zrobionych ukrytą kamerą w sejmowym pokoju posłanki Renaty Beger, która zaprosiła tam posłów Lipińskiego i Mojzesowicza, by negocjować z nimi warunki wyprowadzenia stadka posłów z Samoobrony do PiS, stała się, niczym wystrzał z „Aurory”, sygnałem do ogólnopolskiego buntu, jaki razwiedka pracowicie przygotowała przeciwko rządowi premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Ten bunt był rzeczą pewną już od kilku miesięcy – od kiedy Sejm uchwalił ustawę z 9 czerwca br. o długim tytule: „Przepisy wprowadzające ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz służbie Wywiadu Wojskowego oraz ustawę o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego”. Ustawa ta przewidywała m.in. rozwiązanie 30 września Wojskowych Służb Informacyjnych, będących rdzeniem razwiedki, której agenci, uplasowani na eksponowanych stanowiskach w różnych dziedzinach życia państwowego i społecznego, oraz wysługujący się im konfidenci i wytresowani przez „Gazetę Wyborczą” pożyteczni idioci tworzą rządzący Polską od 17 lat układ Okrągłego Stołu. Umowa Okrągłego Stołu, jak tego dowodzą odnalezione w archiwach IPN „protokoły mędrca Kuronia”, nosiła charakter zmowy „lewicy laickiej”, czyli dawnych stalinowców, którzy w różnych okresach i z różnych powodów zerwali z partią przewodniczką, z wywiadem wojskowym PRL, który w końcu lat 80. był absolutnym hegemonem ówczesnej sceny politycznej. Zmowy, której celem było podstępne wyzucie polskiego społeczeństwa z politycznej suwerenności, ograbienie z majątku i poddanie ekonomicznej eksploatacji przez dawnych właścicieli PRL, prominentów naszej młodej demokracji, krajowych i zagranicznych cudzoziemców oraz lichwiarską międzynarodówkę. Oprócz rozwiązania WSI ustawa przewidywała również weryfikację funkcjonariuszy, obejmującą złożenie pod rygorem odpowiedzialności karnej oświadczeń o znanych sobie faktach tajnej współpracy razwiedki z przedsiębiorcami, nadawcami telewizyjnymi i radiowymi, redaktorami naczelnymi, dziennikarzami i wydawcami prasy. Informacje wynikające z tych oświadczeń odsłaniają agenturalną i mafijną podszewkę naszej młodej demokracji, a podanie ich do publicznej wiadomości, co ustawa też przewiduje, wysadza w powietrze cały układ Okrągłego Stołu, ze wszystkimi zagarniętymi do tego czasu „zdobyczami”. Było zatem oczywiste, że oznacza to otwartą wojnę razwiedki z rządem, który chce zgotować jej taki los, i że nie będzie ona bezczynnie się temu przyglądać, tylko w nadchodzących miesiącach spróbuje wysadzić w powietrze rząd, a być może nawet prezydenta. Emisja nagrań z kamery ukrytej w pokoju posłanki Renaty Beger była iskrą, która podpaliła lont bomby podłożonej przez razwiedkę pod państwo. Rozwój wypadków możemy obserwować na bieżąco, a tymczasem warto przypomnieć, jak do tego doszło.

„Wywiad gospodarczy” zmienia dekoracje

W styczniu 2001 roku z inicjatywy Andrzeja Olechowskiego, Donalda Tuska i Macieja Płażyńskiego utworzona została Platforma Obywatelska, której trzon początkowo stanowili dawni członkowie Unii Wolności – partii powstałej z połączenia Unii Demokratycznej z Kongresem Liberalno-Demokratycznym. Początkowo wydawało się (sam się na to nabrałem), że jest to inicjatywa zmierzająca do przełamania swego rodzaju monopolu politycznego „partii ludzi rozumnych”, jak skromnie mówili o sobie działacze UW, ale wkrótce się okazało, że plany razwiedki są całkiem inne. Andrzej Olechowski, były (?) agent „wywiadu gospodarczego”, jak przy każdej okazji podkreślał, tak manewrował Donaldem Tuskiem i za jego pośrednictwem całą partią, że stała się ona nową ekspozyturą polityczną razwiedki, podporządkowując jej interesom cały swój program i propagandę. Był to jeden z powodów, dla których z PO odszedł Maciej Płażyński, a Andrzej Olechowski, człowiek – jak go po swojemu scharakteryzował Lech Wałęsa – o zaletach „fizjologicznych i innych”, po wyznaczeniu Platformie pożądanego kursu też usunął się w cień. Na czoło partii, obok Donalda Tuska, razwiedka demokratycznie wysunęła Jana Marię Rokitę i Bronisława Komorowskiego, których opozycyjna przeszłość stanowiła znakomity parawan, kamuflujący rzeczywisty charakter Platformy Obywatelskiej, nad którą surveillance sprawuje Grzegorz Schetyna.

Scenariusz czysty wyborowy

Więc kiedy na skutek nieporozumień w klubie gangsterów okazało się, że spadkobierca partii przewodniczki, czyli SLD, musi przejść kwarantannę, przyszedł czas na nadymanie Platformy Obywatelskiej. Zaraz po pogrzebie Jana Pawła II reżimowe media trzy razy na dzień zaczęły wbijać obywatelom do głowy, jak ma być.

A miało być tak, że ubiegłoroczne wybory wygrywa Platforma Obywatelska, po czym zawiera umowę koalicyjną z Prawem i Sprawiedliwością w charakterze przyzwoitki, no i wszyscy żyją sobie długo i szczęśliwie, oczywiście z wyjątkiem tych, którzy do dalszego życia politycznego nie zostali przez razwiedkę zakwalifikowani. Wydawało się, że skołowany Naród już się z tym losem pogodził, a w każdym razie taką informację można było wydestylować z dostarczanych na obstalunek sondaży. Wprawdzie PiS epatowało wyborców programem „Polski solidarnej”, która miała być przeciwieństwem „Polski liberalnej” lansowanej przez Platformę Obywatelską, ale przecież każdy normalny człowiek wie, że po 1 maja 2004 roku, kiedy to Polska została przyłączona do Unii Europejskiej, o kształcie polskiego ustawodawstwa w co najmniej 80 procentach decyduje już Bruksela, no i lichwiarska międzynarodówka, kupująca rządowe obligacje na pokrycie budżetowego deficytu. Było zatem oczywiste, że to licytowanie się na społeczną wrażliwość ma zrobić wrażenie na naiwniakach, podczas gdy tak naprawdę w wyborach tych chodzi o to, czy Polską będzie administrować i frymarczyć dotychczasowa „grupa trzymająca władzę”, której korzenie sięgają czasów stalinowskich, czy też zostanie ona rozpędzona w imię budowy IV Rzeczypospolitej przez Prawo i Sprawiedliwość, które zajmie jej miejsce. Tak też oceniała sytuację razwiedka, oddając do dyspozycji Platformy Obywatelskiej agenturę uplasowaną we wszystkich środowiskach społecznych, dyspozycyjne media, no i oczywiście pieniądze. Aliści na tym świecie pełnym złości zdarzają się sytuacje nieprzewidziane. Tak też stało się i w tym przypadku za sprawą Radia Maryja.

Walka o panowanie w powietrzu

Strony umowy Okrągłego Stołu doskonale wiedziały, że dla utrwalenia stworzonego wtedy układu niezbędne jest odpowiednie ukształtowanie nie tylko sceny politycznej, lecz także ładu medialnego. W skrócie polegał on na tym, że pewne środowiska mogły wypowiadać się „w imieniu Narodu”, inne – tylko w imieniu własnym, a jeszcze inne w ogóle nie miały nic mówić, tylko słuchać i ewentualnie się „radować”, gdyby padł taki rozkaz. I kiedy wszystko wydawało się załatwione raz na zawsze, w 1991 roku powstała w Toruniu rozgłośnia radiowa, którą możni tego świata wyniośle zlekceważyli, ponieważ miała być niszowym radiem dla pobożnych tubylczych „Irokezów”, którym okrągłostołowy ład medialny wyznaczał rolę milczącego tła. Rychło jednak się okazało, że „Irokezi” też mają polityczne poglądy, z którymi w dodatku nie krępują się coraz głośniej występować na forum publicznym, wskutek czego audytorium Radia Maryja nabrało całkiem sporych rozmiarów, przełamując monopol medialny ustanowiony przy Okrągłym Stole. Skutki przełamania tego monopolu okazały się podobne do następstw utraty panowania w powietrzu w operacjach militarnych, bez którego, jak wiadomo, trudno liczyć na sukces. Objawiły się one w całej pełni w końcowej fazie kampanii, kiedy to na skutek włączenia się słuchaczy rozgłośni rezultaty wyborów okazały się odwrotne od zatwierdzonych. Wygrali Prawo i Sprawiedliwość oraz Lech Kaczyński.

Wygrać mimo przegranej

Jednak Platforma Obywatelska, czując za sobą siłę razwiedki, nie dawała za wygraną i próbowała osiągnąć utracone korzyści podczas rozmów koalicyjnych. Mimo że zachowywała się wobec PiS nader mocarstwowo, nie udało jej się przejąć zwierzchnictwa nad tajnymi służbami i rozmowy zakończyły się fiaskiem. Jednak zwycięstwo PiS nie było pełne, bo rząd premiera Marcinkiewicza nie dysponował większością w Sejmie. W tej sytuacji razwiedka za pomocą Platformy Obywatelskiej zaczęła realizować taktykę blokady na terenie parlamentarnym, by nie dopuścić do uformowania w Sejmie większości zdolnej do przeforsowania ustaw demontujących imperium razwiedki. Na terenie publicznym zaś rozpoczęła się walka o odzyskanie monopolu w eterze, skierowana przede wszystkim przeciwko znienawidzonemu Radiu Maryja. W grudniu ubiegłego roku u premiera Marcinkiewicza interweniował w tej sprawie ambasador Izraela, domagając się zrobienia porządku z toruńską rozgłośnią pod pretekstem szerzonego tam rzekomo „antysemityzmu”. Odpowiednią aurę dla tych nacisków tworzyła przede wszystkim „Gazeta Wyborcza”, zamieszczając tylko w grudniu 26 krytycznych materiałów o Radiu Maryja, a więc co najmniej jeden dziennie. A przecież była medium tylko koordynującym całą akcję na gruncie tubylczym, ale bynajmniej nie jedynym. Do tej haniebnej nagonki włączyły się również inne osobistości, powiewając sztandarem eunuchoidalnego irenizmu, który jednak na podstawowej masie „Irokezów” nie zrobił większego wrażenia, bo m.in. dzięki rozgłośni zdążyli wyrobić się politycznie na tyle, by zrozumieć, jak mówią Rosjanie, „kto czem dyszyt”.

Pierwsze rozpoznanie walką

I kiedy się wydawało, że rząd premiera Marcinkiewicza będzie tak bezskutecznie wegetował bez większości w Sejmie, dając czas na przywrócenie razwiedce utraconego monopolu w eterze, 2 lutego br. podpisany został pakt stabilizacyjny między PiS, Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną, przewidujący współdziałanie na terenie sejmowym w takich m.in. sprawach, jak likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych, lustracja (w tym również majątkowa) i utworzenie Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wkrótce prezydent Kaczyński zapowiedział skierowanie do Sejmu gotowego już projektu ustawy o likwidacji WSI. Ponieważ groźba większości parlamentarnej pojawiła się nagle, razwiedka przeprowadziła rozpoznanie walką, którego celem było wybadanie zarówno stopnia determinacji rządu, jak i spoistości paktu stabilizacyjnego. Wykonał to prezes NBP Leszek Balcerowicz, usuwając z Komisji Nadzoru Bankowego wiceministra finansów Cezarego Mecha. Balcerowicz swoim zwyczajem wygłaszał patetyczne slogany, jak to stoi na nieubłaganym gruncie praworządności i Konstytucji, ale jak zwykle mijał się z prawdą, bo w myśl ustawy o KNB każdy jej członek zasiada tam na podstawie ustawy, a nie dopuszczenia przez przewodniczącego, a ponadto, w myśl regulaminu KNB, przewodniczący może co najwyżej proponować porządek dzienny, ale nie wyrzucać z obrad członków komisji, zwłaszcza pod pretekstem, że wydaje mu się, iż mogliby głosować inaczej niż on. Oczywiście chór cmokierów zagłuszył wszelkie głosy rozsądku, a rząd wprawdzie zamarkował obronę swego wiceministra, ale niezbyt energicznie, bo na wniosek o postawienie prezesa NBP przed Trybunałem Stanu już się nie odważył. Być może wskutek tego, a może też z głębszych przyczyn, pakt stabilizacyjny rozleciał się w jednej chwili. Rozpoznanie walką okazało się nader skuteczne, bo rząd znowu nie miał nawet namiastki parlamentarnej większości. Znowu było bezpiecznie i w tej sytuacji razwiedka przypuściła generalny szturm na Radio Maryja, by ostatecznie przywrócić monopol w eterze – najlepiej przez likwidację, a jeśli nie, to przynajmniej całkowitą pacyfikację rozgłośni. Uruchomione zostały w tym celu Moce zarówno Piekielne, jak i Ziemskie, a nawet – namiastka Niebieskich, ale z dosyć ograniczonym rezultatem. Razwiedka monopolu nie odzyskała, a w dodatku w Sejmie, dzięki umowie koalicyjnej, pojawiło się większościowe zaplecze polityczne rządu.

Uderzenie w „twarde jądro”

Powstanie 5 maja br. koalicji rządowej PiS, Samoobrony i LPR umożliwiło uchwalenie ustaw rozwiązujących WSI oraz ustaw o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa z lat 1944-1990 i treści tych dokumentów, ordynacji wyborczej do samorządów i ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym. Niezależnie od oceny zawartych tam rozwiązań uderzały one w interesy razwiedki i pasożytującego na Polsce mafijnego układu, toteż ataki na rząd gwałtownie się nasiliły. Charakterystyczną zmianą było włączenie się do antyrządowej kampanii mediów zagranicznych. Zarówno prasa niemiecka, jak i rosyjska zgodnym chórem krytykowały „władzę bliźniaków” i nietrudno było zauważyć, że ostatni raz taka zgodność poglądów miała miejsce 23 sierpnia 1939 roku z okazji podpisania w Moskwie Paktu Ribbentrop – Mołotow. Zapewne za sprawą fartuszkowych kontaktów „drogiego Bronisława” do chóru „strategicznych partnerów” dołączali publicyści francuscy i belgijscy. Nietrudno zrozumieć to zaangażowanie i tę troskę. Razwiedka w początkach transformacji ustrojowej i odwrócenia sojuszy przewerbowała się do krajów ościennych, które wskutek tego uzyskały możliwość głębokiej penetracji zarówno polskiej sceny politycznej, jak i gospodarki. Uderzenie w razwiedkę, wymierzone przez rząd najpierw premiera Marcinkiewicza, a następnie premiera Kaczyńskiego, niosło za sobą ryzyko zneutralizowania lub nawet obezwładnienia tej agentury, którą trzeba by w takiej sytuacji tworzyć od początku bez gwarancji powodzenia. Z tego powodu przygotowania razwiedki do wysadzenia w powietrze rządu premiera Kaczyńskiego spotkały się z całą pewnością z dyskretną aprobatą, a może nawet wsparciem państw trzecich. Kiedy zatem termin rozwiązania WSI zaczął się nieubłaganie zbliżać, razwiedka zdecydowała się na

Drugie rozpoznanie walką

Wykonał je ponownie niezawodny prezes NBP Leszek Balcerowicz. Tym razem chodziło o przetestowanie zarówno stopnia determinacji rządu, spoistości koalicji, jak i dyspozycyjności Trybunału Konstytucyjnego. I znów rozpoznanie walką udało się w całej pełni. Leszek Balcerowicz zignorował wezwanie do stawienia się przed komisją i nie został przed nią doprowadzony. Przedstawiciel Samoobrony ostentacyjnie zagłosował przeciwko koalicyjnemu partnerowi, a Trybunał Konstytucyjny – tak samo jak w 1992 roku w sprawie o zgodność z Konstytucją uchwały lustracyjnej Sejmu – zmasakrował uchwałę o „bankowej” komisji śledczej, wygłaszając przy okazji kuriozalne poglądy na temat pozycji prawnej prezesa NBP. Cała Polska mogła się przekonać, że Trybunałowi nie zadrży ręka, kiedy razwiedka zażąda od niego uchylenia wszystkich ustaw, tworzących prawne fundamenty IV Rzeczypospolitej, które w międzyczasie co do jednej zostały przez opozycję pozaskarżane. W tej sytuacji również Andrzej Lepper wykonał swoją część zadania, ponownie pozbawiając rząd większości parlamentarnej. Znowu stało się bezpiecznie, więc w tej sytuacji razwiedka przystąpiła do akcji bezpośrednio skierowanej na wysadzenie w powietrze rządu, a być może również prezydenta. Sygnałem było ujawnienie nagrania w pokoju pani posłanki Renaty Beger, po którym już następnego dnia przed Sejmem pojawili się „obywatele” domagający się ustąpienia rządu i zapowiadający demonstrowanie aż do skutku.

Dwa scenariusze

W chwili, gdy to piszę, działacze PiS próbują odeprzeć atak, ale wobec zorganizowanego przez razwiedkę naporu wszystko wydaje się zależeć od Waldemara Pawlaka i jego PSL. Jeśli zdecyduje się wesprzeć rząd, to wprawdzie narazi się razwiedce i wszystkim jej ekspozyturom, ale Polska zyska przynajmniej kilka miesięcy niezbędnych do rozpoczęcia herkulesowej pracy wyrywania korzeni – sięgających czasów stalinowskich – grupy trzymającej władzę. Jeśli natomiast pozwoli się skaperować razwiedce, to wtedy możliwe są dwa rozwiązania: albo nastąpi upadek rządu i w rezultacie przyspieszone wybory do Sejmu, albo nowa większość parlamentarna wystąpi z konstruktywnym wotum nieufności.

Polega ono na tym, że w myśl art. 158 Konstytucji Sejm wyraża dotychczasowemu rządowi wotum nieufności, wskazując jednocześnie nowego kandydata na premiera. Jeśli taka uchwała zostanie przez Sejm przyjęta, to prezydent dymisjonuje dotychczasowy rząd i musi powołać nowy. Z punktu widzenia interesów razwiedki i zagranicy konstruktywne wotum nieufności jest rozwiązaniem niewątpliwie korzystniejszym, bo – po pierwsze

– prowadzi do natychmiastowego usunięcia rządu premiera Kaczyńskiego, powołania rządu wyznaczonego przez razwiedkę, przystąpienia do czyszczenia aparatu państwowego z ludzi wprowadzonych tam przez PiS i uchylenia za pośrednictwem Trybunału Konstytucyjnego wszystkich zaskarżonych przez opozycję ustaw. W konsekwencji można będzie ponownie wprowadzić funkcjonariuszy WSI do ich gabinetów, agentów – do zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa i publicznych mediów, oraz przywrócić mafiom nadzór nad gospodarką. Konfidenci odetchną z ulgą i znów przywdzieją kostiumy autorytetów moralnych, a ościenne państwa znów zaczną się z nami „przyjaźnić”. Aż niewiarygodne, że to, czy na następne dziesięciolecia zostaniemy niewolnikami razwiedki i służących jej konfidentów, czy też spróbujemy odzyskać polityczną suwerenność – zależy od postawy Waldemara Pawlaka i kilkunastu jego kolegów z PSL. Już za to samo można znienawidzić demokrację do reszty.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl