Czyżby opozycyjny zamach stanu?

Opozycja na czele z Platformą Obywatelską ma wezwać obywateli do wyjścia na ulicę, by obalić – jak mówią – „władzę Kaczyńskich”, ale faktycznie chodzi o obalenie legalnie wybranej władzy, a jeszcze dalej – o wystąpienie przeciwko polityce oczyszczenia państwa, przeciwko odbudowie państwa autentycznie polskiego i przeciwko społeczeństwu o myśleniu patriotycznym i katolickim. Głoszony przez opozycję postmarksistowską i liberalistyczną pozytywny stosunek do Kościoła jest po prostu chwytem propagandowym, co wyłania się niemal ze wszystkich podtekstów wypowiedzi. Kościół ma być albo całkowicie zneutralizowany, albo użyty jako narzędzie, jak to było z socjalistyczno-syjonistyczną reinterpretacją polskiego ruchu „Solidarności”. Krótkowidze widzą tu tylko okropność słownictwa: „warcholstwo” czy „chamstwo”, gdy tymczasem może chodzić tu o okropność moralną ludzi ślepych na Polskę i na prawowierny Kościół. Wiemy wszyscy, jakiego słownictwa używał marszałek Piłsudski, a przecież przyczynił się istotnie do powstania II Rzeczypospolitej i był za to uwielbiany. Wiemy też, jakiego słownictwa wojskowego używał hetman Stanisław Żółkiewski, który zginął dobrowolnie pod Cecorą w 1620 roku, ale był bohaterskim obrońcą wiary i Polski, a także kandydatem na ołtarze. I tutaj teraz chodzi o ratowanie Polski. Nie jest to sprawa salonowej etykiety pań hrabianek.Pozorowanie

walki na poglądy

Zwolennicy zejścia tradycyjnej Polski i jej życia katolickiego ze sceny własnej na rzecz Europy Zachodniej na zewnątrz głoszą pluralizm życia i poglądów oraz tolerancję, demokrację, pokój i gotowość do współpracy dla dobra Polski, ale faktycznie targa nimi gorzka frustracja po przegranej, nienasycona żądza władzy i nienawiść „do Kaczyńskich” i do odradzania się Polski, takiej, jaką była od tysiąca lat. Chcą tu rewolucji liberalistycznej na wzór francuski i bolszewicki. Niosą nieświadomemu złego społeczeństwu krzyk wściekłości, ogień i miecz.

Wielu polityków i dziennikarzy mówi, że w przyszłych wyborach winny się wykształtować w Polsce dwa bloki lub dwie ogromne partie i jest obojętne, który z tych dwóch obozów zwycięży. Ale obecna sytuacja pokazuje, że to są myśli nierealistyczne. Owi teoretycy nie widzą, że u nas nie ma podstawowej stabilności, jaka jest np. w USA, gdzie obie partie różnią się od siebie tylko tym, że jedna jest np. za masłem, a druga za margaryną. U nas jeden z rysujących się bloków walczy o życie Polski, drugi zaś chce jej roztopienia się w mgławicy unijnej. W takim przypadku nie jest nieważne, która partia wygra. Blok solidarnościowy i blok liberalny są diametralnie różne we wszystkich niemal dziedzinach, choć długo o tym nie wiedziano, gdyż PO kryła swe poglądy i programy przed wyborami, zdradzając je tylko od czasu do czasu w paru fragmentach. To rozbicie zaczęło się – można powiedzieć – już od czasów KOR-u, gdzie – jak mówi Antoni Macierewicz, współzałożyciel KOR-u – budowano najpierw na gruncie idei patriotycznych, harcerskich, a dopiero potem zapanował nurt różowy, niepatriotyczny i skrycie antykościelny. A więc już wtedy zaczęła się walka albo o Polskę polską, albo o Polskę zawłaszczoną przez odłam postkomunistów. Walka ta toczyła się dalej – można powiedzieć – „pod Okrągłym Stołem”. Duchowni przy owym stole pełnili rolę ciotki przyzwoitki, choć może tego nie wiedzieli.

Manipulacje społeczno-polityczne mają jakąś ogromną siłę i sięgają bardzo daleko, chyba dzięki mediom i manipulacjom wytrawnych graczy politycznych, którzy na oczach ufającej im „Solidarności” grali znaczonymi kartami. Jakiego rodzaju były to gry, wykazuje genialnie prof. Jerzy Robert Nowak w swojej jak najbardziej kompetentnej polemice z oszustwami Jana Grossa, który przecież należał do KOR-u. I dzisiaj opozycja nawiązuje brutalnie do tego drugiego nurtu niepatriotycznego i antykościelnego, choć czasami używa takich słów, jakby się nie różniła od obozu solidarnościowego. Ale wszelkie takie wielkie oszustwa muszą się skończyć. Trudno wszakże zrozumieć, dlaczego blok, który już wypisał klepsydrę dla tradycyjnej i suwerennej Polski, uzyskuje stosunkowo tak dużo głosów. Otóż propaganda medialna, polska i zagraniczna wydoskonaliła się dziś jeszcze bardziej niż komunistyczna, a zwyczajni obywatele albo stracili dawny krytycyzm, albo uśpili się, albo też zajęli się wyłącznie codzienną walką o chleb.

Dezorientacji uległa nawet pokaźna grupa duchownych, którzy z jakichś powodów stracili zmysł społeczny i polski. W tej sytuacji oficjalna polityka kościelna chce zachować rodzaj neutralności. W ogólności jest to słuszne i tak powinno być w państwach, które się już narodziły i spokojnie się rozwijają. Ale polityka kościelna nie może być, uważam, neutralna w państwie, które się dopiero rodzi, odradza i kształtuje – jak Polska, i której grozi śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony jednego z jej wewnętrznych bloków, popieranego zresztą potężnie przez układy zagraniczne, które właśnie chcą zrobić z Polski kolonię niemiecką. Kościół musi być sobie wierny, bo i przez ponad tysiąc lat nie popierał, nawet milcząco, wrogów Polski – i Kościoła – którzy po prostu Polaków zabijali, niszczyli i narzucali im inną wiarę. Inna polityka dziś byłaby potępieniem naszego Kościoła wieków, a także walki rzesz duchownych o życie i rozwój nie tylko instytucji kościelnych, ale i całego społeczeństwa, całej Rzeczypospolitej i wszystkich jej świeckich obywateli. Programy społeczne i polityczne w zasadzie nie interesują Kościoła, ale kiedy w tych programach jest fałsz, niszczenie, demoralizacja i niweczenie życia moralnego i duchowego, to duchowieństwo nie może być neutralne. Toteż Kościół polski nie był neutralny wobec partii hitlerowskiej i bolszewickiej i duchowieństwo poparło czynnie i heroicznie partię, która się nazywała Polska. Świadczą o tym Dachau, Auschwitz, Majdanek i liczne inne obozy, w których umierali duchowni katoliccy – nie tylko za dogmaty wiary, ale i za Ojczyznę, za ludzi. Opowiadanie się wówczas Kościoła za polityką polską nie było aktem niekościelnym, ale właśnie kościelnym, ewangelicznym i po prostu ludzkim. Nawet tak zajadłe atakowanie medium toruńskiego nie jest obroną neutralności Kościoła i partyjnego pluralizmu, lecz jest uciekaniem pasterzy z owczarni i pozostawianiem owiec wrogom, którzy tymczasem dobierają sobie słodki głos babci. Inne media ciągle jeszcze wydzielają dużo dwutlenku węgla tak, że nawet energiczny Bronisław Wildstein nie może sobie poradzić. Telewizja jest nadal w wielu aspektach antyrządowa i chce przeszkodzić zbudowaniu IV Rzeczypospolitej, przy tym czyni również rozmaite podjazdy przeciwko Kościołowi. Media nie podały w całości nawet wspaniałego wystąpienia premiera Jarosława Kaczyńskiego do Polonii w Chicago z 15 września, wspominając tylko o przygotowywanej Karcie Polaka, a nie szczędzą czasu ni miejsca na najrozmaitsze fatałaszki i banialuki, no i na głosy wrogie odradzaniu się Polski. Jeśli PiS tego nie zmieni, to przegra wybory, bo krzywe ciągle zwierciadło mediów zrazi wielu ludzi.

Podobnie przerażają nas profile mediów prywatnych, zwłaszcza TVN, które za nasze pieniądze nieustannie lżą Polskę polską i prawowierny Kościół. To są typowe media dywersyjne. I stosują niskie chwyty, atakując rzekomo tylko „Kaczyńskich”, a nie klasyczną Polskę, i tylko Radio Maryja, a nie katolicyzm i prostego człowieka. Niestety, wielu prostackich cieszy się, że media świeckie przykładają braciom Kaczyńskim i pobożnemu Radiu. A nie wiedzą, że to idzie na ich szkodę. Przypomina mi to zdarzenie, jakie mieli moi przyjaciele w Trydencie we Włoszech. Przystanęli samochodem. Krzysztof poszedł po jakieś zakupy, a Norbert został w aucie. Ale wyszedł z wozu, żeby rozprostować kości po długiej podróży. W pewnym momencie Norberta zaintrygowało, jak dwaj złodzieje dobierają się do jakiegoś auta. Akurat nadchodził Krzysztof. Norbert zaczął go przywoływać ręką i z radością w głosie zawołał: „Patrz, jak oni czyjś wóz okradają”. „Durniu – krzyknął Krzysztof – przecież to nasz wóz!”. Tak i u nas cieszą się niektórzy, że komuś przyłożyli, a na razie nie widzą, że to przyłożyli Polsce i sobie samym.

Myśliciel angielski Niall Ferguson pisze, że dzisiejsza wojna na świecie zmieniła swe treści: nie jest to już wojna militarno-terytorialna, lecz wojna o demokrację przeciw terroryzmowi („Dziennik”, dodatek „Europa”, 16.09.2006). Jest to słuszne, ale tylko zewnętrznie. W głębi rzeczy ze strony agresorów chodzi wciąż o to samo: o zdobycie przestrzeni życia dla siebie, o swobodę, panowanie nad innymi, o władzę, o majątek, no i dołącza się do tego zawsze szatański odruch deptania innych, niszczenia i zabijania, po prostu upust pychy i nienawiści do innych społeczności. W każdym razie prawda, że wojnę przypomina nam niejedno wystąpienie w mediach pewnych ludzi, którzy są przepojeni wściekłością i nienawiścią do innych i wyrażają to całą swoją osobą i swymi słowami. I wydaje się czasem, że owa wojna przeciw „Kaczyńskim” nie kończy się na nich, lecz służy jako kamuflaż walki o władzę i wręcz złości na większość klasycznego, patriotycznego i rzekomo zacofanego już społeczeństwa. A w zarzutach nie ma ani treści, ani kontrpropozycji społeczno-politycznych, tylko pusty gniew. I to właśnie przeraża. I ci ludzie śmią nieraz mówić o nowej kulturze politycznej.

Do czego to nasi ludzie, Polacy i – przynajmniej prywatnie – katolicy, mogą się posuwać? I jest przerażające, że od Okrągłego Stołu taka postawa niepolska czy antypolska w pewnych nurtach ciągle rośnie. Na początku było na zewnątrz trochę jak w „Panu Tadeuszu”: „Kochajmy się!”. Ludzie nieczujący się Polakami ani katolikami przyjaźnili się z patriotami i bratali się z duchownymi. W mediach było pełno radości ze zdobycia wolności przez Polskę i przez Kościół. Było dużo ustaw i uchwał korzystnych dla Polski polskiej i dla Kościoła. Można było pisywać w pismach katolewicy bez jej cenzury, Konkordat już natrafiał na duże trudności, a Konstytucja przybrała charakter laicki i prozachodni. Ale można było jeszcze wytrzymać. Dzisiaj z powodu ideologii opozycji już i to by nie przeszło. Polskę zasnuły ciężkie chmury laicyzmu, nihilistycznej ideologii liberalnej, nienawiści do tradycyjnych wartości. Elity liberalne coraz bardziej wyzbywają się polskiej tożsamości i chrześcijańskiego ducha. I ludzi tych nie stać już na spokojną, normalną i twórczą współpracę dla dobra całego Narodu, tylko stopują we wszystkim rząd i wikłają go w ustawiczną obronę, co zabiera czas dla wielu twórczych reform. Wszystko to zatruwa bardzo całą atmosferę społeczno-polityczną kraju.

Zło nie uprawia pokuty

Ci, którzy stracili lub tracą zmysł dobra całej Polski, bynajmniej nie pokutują, nie posypują sobie głów popiołem, lecz trwają w swej złej postawie, a nawet ją umacniają, oddając się na służbę obcym bogom. Co gorsza, w działaniu na niekorzyść Polski nie widzą niczego złego, raczej się tym chlubią, upatrując w tym nowoczesność, postęp i wyjście naprzeciw przyszłości. Co więcej, nam zarzucają ciemnotę i chcą wychodzić na ulice, żeby przez „opór obywatelski” zniweczyć nasze wybory i nasz zmysł polskości. Oto okazuje się, że ludzie z tego nurtu już dawno zredagowali nawet Konstytucję, żeby ona służyła więcej UE niż Polsce. Dziś okazuje się, że niektóre punkty Konstytucji nie dopuszczają nawet naprawy Rzeczypospolitej w wielu węzłowych dziedzinach, a społeczeństwo zostało już tak rozbite, że nie sposób zdobyć 2/3 głosów do parlamentu. Zresztą nowelizacja Konstytucji sprzeciwiałaby się już ideologii unijnej.

Tymczasem wystąpiły wielkie trudności nawet w zwalczaniu wielkich państwowych afer, korupcji i nieprawidłowości. Oto nagle Trybunał Konstytucyjny, który kieruje się ideologią liberalną, mieni się zwierzchnikiem państwa, parlamentu i rządu i nie pozwala na konieczne reformy państwa. Widać to najlepiej na przykładzie komisji sejmowych, które dążą do rozbicia przestępczych układów. Trybunał orzekł ostatnio, że może znieść każdą ustawę i uchwałę parlamentu, a sam nie podlega nikomu, choćby skład sędziów był nieobiektywny. Jest to, oczywiście, twór błędnej teorii „państwa prawa”, według której życiem państwa rządzi samo prawo, samo brzmienie prawa, a ludziom nie trzeba już ani religii i wiary w Boga, ani prawości, ani sumienia, ani etyki w ogóle, bo jakoby samo „prawo” miało wszystkie te przymioty i było obiektywne samo z siebie.

Inna rzecz, że i wielu polityków oraz ludzi władzy nie rozumie do końca ideologii unijnej i naszej liberalnej, rodzimej. Oto Sejm powołał komisję bankową do zbadania ewentualnych nieprawidłowości w tym sektorze od roku 1989, bo dochodzą głosy, że tam nie wszystko było i jest w porządku, a przecież banki decydują o naszej gospodarce i o całym ustroju państwa. Ale Sejm nie wiedział – co skwapliwie wykorzystali wrogowie oczyszczenia Polski z wielkich afer – że według Konstytucji i Trybunału Konstytucyjnego może on sobie taką komisję powołać, ale ta komisja nie może faktycznie działać w dziedzinie bankowości. Znowu – Polacy nie rozumieją ideologii Unii Europejskiej, do której przystąpili i której się poddali. Sejm państwa nie ma prawa kontrolować ani Narodowego Banku Polskiego, ani jego prezesa, ani Komisji Nadzoru Bankowego, ani Komisji Papierów Wartościowych, a wreszcie nie ma też prawa kontrolować prezesów banków prywatnych, nawet polskich, ani w ogóle nie może wzywać na przesłuchania osób prywatnych, tylko osoby publiczne. Właściwie to np. osądzanie afery Rywina było nielegalne, bo on jest osobą prywatną. W ogóle według prawa unijnego, a za nim idzie wyrok naszego Trybunału, centralny bank Polski nie jest zależny wprost od Polski, może tylko pośrednio, przez wybór prezesa i rady, choć prezesów stara się narzucać sama Unia. Dlatego to prezes Leszek Balcerowicz mógł legalnie nie stawić się na przesłuchanie nawet w roli świadka. W Europie i na całym świecie jest dziś taka „międzynarodówka bankowo-finansowa”. Zależą od niej nawet wielkie mocarstwa.

Idźmy dalej. Nie można oskarżać Leszka Balcerowicza, że nie dba o dobro Polski, lecz tylko o dobro banku. Bowiem taka jest teoria neokapitalistyczna, że niezależność banku centralnego jest dobra dla Polski, inaczej rząd mógłby działać na szkodę kraju, mógłby popsuć bank, no i nie byłby posłuszny prawom UE. Jest w tym myśl, by pieniądza nie uzależniać od doraźnej polityki partyjnej. Natomiast ewentualne przewinienia peryferyjne podlegają prokuraturze, ale prokuratorzy już nie przewrócą systemu bankowego w kraju.

Przy okazji warto zauważyć, jak starzeją się i mogą wprowadzać w błąd dawne nazwy instytucji polskich. Oto „Narodowy Bank Polski” po naszym przystąpieniu do UE nie jest ani „narodowy” – bo naród już dziś według Unii nie istnieje, tylko „społeczeństwo”, ani „polski” – bo jest już raczej unijny, tylko że ma placówkę w kraju, który nosi nazwę „Polska”. I Sejm, który kiedyś uchwalił akcesję Polski do Unii, nie może zapominać, że dziś już podlegamy prawom Unii, przynajmniej w najważniejszych sprawach gospodarczych. Dlatego też rządy PiS są dodatkowo atakowane tak gwałtownie za to, że chcą poluzować, choćby trochę, nasze więzy z niektórymi, uciążliwymi dla nas, prawami Unii.

Większość tych wszystkich naszych trudności, jak i nieporozumień z Unią wynika chyba stąd, że przystąpiliśmy do Unii przed osiągnięciem pełnej naszej identyczności po bolszewizmie i przed oczyszczeniem naszego życia społeczno-politycznego. A zresztą w społeczeństwie jest dużo marnych ludzi samych z siebie. Trzeba i teraz wielkiej pracy wychowawczej, ideowej i patriotycznej, a także determinacji w tym, choćby takiej, jaką wykazuje wicepremier Roman Giertych, choć jest niebezpieczeństwo, że i on może przegrać, jak i cały rząd, bo ataki na Polskę polską są przeogromne i ze wszystkich stron, jakby się wszystkie złe moce sprzysięgły, w kraju i za granicą. Bywają w historii takie ciemne, czarne noce. Jednak wierzymy, że wszystko to z czasem przezwyciężymy z pomocą Bożą, Matki Bożej i naszych polskich świętych i błogosławionych.

Niepokonalne sprzeczności programowe

Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi wydawało się nam, że jest możliwa ideowa i faktyczna współpraca PiS i innych ugrupowań patriotycznych z Platformą Obywatelską, że zhumanizowały się SLD, UP, SDPL, PD i inne partie, przybierające barwy tylko pozornie polskie. Ale zaraz po wyborach, a dziś tym bardziej, okazuje się, że zgoda ideowa i współpraca dla dobra Polski są niemożliwe, bo decyduje się sam los Polski: albo – albo. Przy tym i ogólna sytuacja społeczna jest bardzo zabagniona. Ze strony ateistycznych elit, wspierających te drugie ugrupowania, kwestionuje się stałą prawdę, dobro, moralność ewangeliczną, wartości ogólnoludzkie i całą kulturę duchową. Namnożyły się bardzo przekręty, oszustwa, afery i ogromne kradzieże mienia narodowego, traktowanego jako niczyje, nawet i przez niektórych słabych duchowo katolików. Tutaj nie ma żadnej ugody; wszystko musi być osądzone i odzyskane. I nadal jest prowadzona, lekko tylko zakrywana, nagonka na Kościół katolicki, choćby w ciągłym szukaniu skandali, jak w Irlandii, i żądaniu powszechnej lustracji duchowieństwa, jakoby to ono, a nie inteligencja, zdradziło Polskę i poparło bolszewię. Autorytet Kościoła w Polsce jest właśnie główną przeszkodą na drodze do narzucenia przez Zachód swego liberalizmu i nihilizmu tej części Europy. Na to wszystko nie będzie naszej zgody, a więc i nie będzie współpracy życiowej według ich programów; musieliby oni odstąpić od swej ideologii. Może prości obywatele tej ideologii nie znają i biorą cały spór za głupi, ale prawdziwi politycy znają ją dobrze i przeważnie przed zwyczajnymi ludźmi ukrywają.

Ze złej ideologii płynie wszelkie zło praktyczne. Widać to najlepiej w życiu gospodarczym. I tutaj wielu ludzi z opozycji mówi, że należy zapomnieć o przeszłości w sprawach wielkich wykroczeń gospodarczych, a zająć się przyszłością gospodarczą. Ale to jest całkowicie niesłuszne. Bowiem zła przeszłość określa teraźniejszość i przyszłość. Toteż nie można zaniechać rozliczenia przeszłości, bowiem przez różne afery, kradzieże, korupcję i malwersacje ucieka podobno kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie. Trzeba zatem nastawiać się na przyszłość, ale powinno się również rozliczać przeszłość, bo destrukcja gospodarki państwowej będzie trwała, nawet gdy skończy się zupełnie tzw. transformacja ustrojowa i gospodarcza. Stąd całkowicie niezrozumiałe jest występowanie przeciwko powołaniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego, przeciwko likwidacji dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych i przeciwko powoływaniu różnych specjalnych komisji kontrolnych. Dziwne są niekiedy opinie, że ściganie dawniejszych przestępców gospodarczych może godzić w wolność gospodarczą, ustrój demokratyczny i w prawo do prywatności życia. Dopuszcza się wprawdzie działania prokuratur i sądów, ale te właśnie okazują się nieporadne: rozmaite są poglądy i postawy tych ludzi, różne interpretacje prawa, możliwe zastraszanie przez mafie, procesy ciągną się w nieskończoność, bo takie są procedury. Niedługo całe miasta, jak Łódź i Warszawa, byłyby zawalone tysiącami, a może i milionami tomów akt. Dodatkowo, często różne dane, dokumenty i akta w wielkich procesach są utajniane i „nie mogą być” odtajnione nawet dla prokuratorów i sędziów. Kto nam skonstruował takie prawo? Nietrudno więc zrozumieć, jak bardzo ciężką sytuację ma bohaterski minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który jest ze wszech stron gwałtownie atakowany za próby usprawnienia wymiaru sprawiedliwości. Niektórzy profesorowie prawa powiadają nawet, że takie usprawnianie godzi w wolność obywatela.

Jeszcze za mało Polaków popiera zdecydowanie rząd i reformy odrodzeniowe. Nawet skądinąd mądrzy ludzie zachowują się tak, jakby Polsce nic nie groziło ze strony liberałów, bezideowych postkomunistów i różnego rodzaju nierozważnych amatorów dalszego po komunizmie reformowania i eksperymentowania społecznego. Tymczasem pomimo pewnych osiągnięć i pewnej stabilizacji sytuacja jest nadal bardzo zabagniona. Weźmy choćby pod uwagę same zjawiska aferalne, mafijne i mafiopodobne, jak mafia paliwowa, futbolowa, lekowa, miedziana, gazownicza, celna, zbożowa, bankowa, cukrownicza, podatkowa, supermarketowa i inne, nie mówiąc już o mafiach zbrodniczych, które są tym silniejsze, im wyższa demokracja.

Sytuacji w państwie nie da się opanować bez odpowiednich mediów. Bardzo dobrze, że dobrzy dziennikarze pilnują tych rzeczy, większość przestępstw i korupcji to oni odkrywają i strzegą pewnego ładu i porządku. Ale w całości medialnej jest jeszcze nadal dużo chaosu, zgiełku i sprzeczności. Trafiają się, niestety, i tacy dziennikarze, którzy – broniąc chyba wolności i demokracji – bronią ludzi podejrzanych, uwikłanych, a nawet jawnych przestępców, a także koniecznie „odbrązowiają” wszystkie nasze wielkie postaci, autorytety, no i propagują antywartości. Czasami człowiek ma wątpliwości, czy nie zostali oni zatrudnieni przez wrogów Polski i Kościoła. Nie rozróżniają, kto tworzy, a kto niszczy, kto ratuje, a kto zabija, kto jest uczciwy, a kto przestępca, kto jest mądry, a kto głupi, kto tworzy sztukę, a kto ją znieważa itd. Najbardziej boli serce, gdy ktoś broni zachodnich aferzystów, np. Eureko, przeciwko interesom ubogiej Polski, tak często oszukiwanej.

Przed wyborami

Jest nadzieja, że Polacy coraz bardziej rozróżniają, kto Polskę odbudowuje, a kto chce ją pogrążyć w nowej mętnej ideologii, kto Polskę kocha, a kto jej nienawidzi, kto jest dobrym jej dzieckiem, a kto wyrodnym.

Stajemy przed wyborami samorządowymi, a być może i przed parlamentarnymi. Trzeba wybierać ludzi mądrych, dobrych, moralnych, szlachetnych, uczciwych, możliwie doświadczonych i fachowych. Ale kluczową rolę odegra tu reklama i autoreklama, która ma zawsze coś z samochwalstwa i z fałszu. Reklamy kreują na świętych, na mędrców i geniuszy. Taka jest śmieszność tzw. demokracji. Bo co z tych reklam wychodzi, to potem doskonale widzimy i odczuwamy na własnej skórze. I tu bardzo łatwo o błędny wybór. Może i dlatego tak wielu ludzi nie idzie głosować. Ale trzeba iść, żeby próbować wyciągać instytucje państwowe z bagna, chociaż dokucza nam wszystkim ta podstępna zasada demokracji kapitalistycznej, że zwykle ten wygrywa wybory, kto jest bogatszy, czyli najwięcej wybiera pieniądz. Toteż mądry człowiek nie będzie wyśpiewywał hymnów pochwalnych na taką pseudodemokrację. Ale trzeba Polskę ratować, trzeba przełamywać tę błędną zasadę pieniądza politycznego.

Poza tym trzeba pamiętać, że i wybrany jako dobry może się okazać zły. Dlatego należy brać pod uwagę jego orientację społeczno-polityczną i jego „pochodzenie” partyjne. Wprawdzie dobry człowiek i w złych warunkach, i w złej partii może zrobić dużo dobrego, jak niektórzy dawniej komuniści, a zły człowiek może zrobić wiele złego i w dobrych warunkach, i w dobrym ugrupowaniu, niemniej nikt nie żyje i nie działa w całkowitym oderwaniu od „swoich”. Dlatego lepiej wybierać, patrząc, z jakiej jabłoni jest dane jabłko, z kim się ten ktoś wiąże, bo zła partia, złe ugrupowanie wymusi na nim złe działania. Pismo Święte mówi: „Uważajcie i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda” (Mk 8, 15), czyli strzeżmy się najbardziej fałszywych i złych. Niech nikt nie wybiera takich zamachowców, którzy chcą wolności od nas i od Polski.

ks. prof. Czesław S. Bartnik
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl