Czy niesuwerenność to w UE suwerenność?

W 93. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości nasz minister spraw
zagranicznych na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie
powiedział, że UE powinna być federacją, tzn. państwem ponad państwami
członkowskimi, Niemcy powinny przejąć zdecydowaną hegemonię w Unii, a za nasz
"kompromis z suwerennością powinniśmy otrzymać uczciwą pozycję w silniejszej
Europie". I ta wypowiedź została natychmiast zaprawiona cyniczną drwiną z
inaczej myślących Polaków, że "kto chce suwerenności [pełnej?], nie ma pojęcia o
współczesnej polityce" (za M. Magierowskim).

Nierozum polityczny i logiczny
Oświadczenie to zostało wypowiedziane z widocznym lękiem, czy jest prawomocne,
bowiem zaraz zostało dodane zastrzeżenie, że jest to wypowiedź "autorska", czyli
że w imieniu prywatnym. Ale równie szybko wyjaśniono, że została ona uzgodniona
z premierem, rządem PO i prezydentem, a na drugi dzień kanclerz Angela Merkel
dała poznać, że i ona się jej spodziewała. Oczywiście, jej byłoby niezręcznie
sugerować hegemonię Niemiec w UE.
W tym kontekście przypomina się nam od razu, że w czasie przystępowania Polski
do Unii, a następnie w czasie dyskusji nad ratyfikacją traktatu reformującego i
w konsekwencji lizbońskiego, padały analogiczne głosy niefrasobliwych
propagandystów, że nasze wejście do UE jako superpaństwa europejskiego nie
pozbawi nas tożsamości, wolności i suwerenności, lecz wprost przeciwnie:
wszystkie te aspekty wzmocni. Dla ludzi o zdrowym rozsądku było to, oczywiście,
niedorzeczne i nielogiczne. Można było powoływać się na określone korzyści
gospodarcze i inne, ale nie na wzmocnienie suwerenności. Tracenie bowiem
suwerenności na rzecz innego podmiotu nie jest "pełniejszą suwerennością".
Twierdzić, że niesuwerenność wzmocni naszą suwerenność, może tylko zwolennik
filozofii Hegla, który przyjmował, że sprzeczność (contradictio, Widerspruch)
rodzi wyższy sens i wyższą rzeczywistość, ale przecież nasi politycy nie znają
filozofii Hegla, może tylko tyle, co pozostało z niej w marksizmie, choć i
marksizm wyrzekł się w końcu zasady twórczego charakteru sprzeczności na rzecz
zasady przeciwieństw. Bo jeśli się powie, że "niesuwerenność jest suwerennością"
lub "nietożsamość (narodowa) jest tożsamością" czy "niewolność jest wolnością",
to jest wtedy bełkot, nierozum i bezsens.
Co to jest zatem suwerenność? "Suwerenność" to termin wzięty z języka
francuskiego: souverain, souveraineté, uformowany tam we wczesnym średniowieczu
na podstawie terminu ówczesnej łaciny: "superanus" – wyższy. Suwerenność państwa
oznacza więc jego niezależność od wszelkiej władzy w stosunkach z innymi
państwami i organizacjami międzypaństwowymi czy międzynarodowymi (suwerenność
zewnętrzna) oraz pełną samodzielność w regulowaniu spraw wewnętrznych w państwie
(suwerenność wewnętrzna). Jest to zatem zwierzchność terytorialna, niepodległość
i wolny od ingerencji ustrój polityczny, społeczny i ekonomiczny oraz możliwość
wolnej współpracy i współżycia z innymi państwami czy narodami na zasadach
równości i obopólnych korzyści (Gerard Labuda). Przy czym nie można według
dzisiejszych ujęć za suwerena uznawać partii, władzy czy parlamentu, lecz tylko
naród czy społeczeństwo państwa, dlatego w sprawach suwerenności musi być pytany
sam naród.
Jeśli tedy państwo poddaje się pod władzę drugiego państwa jako zwierzchnią,
nierównorzędną na zasadzie sojuszu, to nie jest to już żadna suwerenność, lecz
podległość, choć może ona przynosić jakieś korzyści materialne, obronnościowe,
gospodarcze czy kulturowe. Notabene na tego rodzaju korzyści, a nie na
wzmocnienie suwerenności, liczyły wszystkie słabe ekonomicznie kraje, które
weszły do UE, zwłaszcza z Europy Środkowej i Wschodniej.
U nas, niestety, to błędne rozumienie suwerenności potwierdziła słaba
intelektualnie dyskusja w Sejmie 15 grudnia 2011 r. nad wystąpieniami rządu na
Zachodzie, nad polską prezydencją i nad wotum nieufności dla ministra spraw
zagranicznych. I powstało wrażenie, że większość ludzi z PO, SLD, Ruchu Palikota
traci już zmysł polski i państwowy. Dzieje się coś tragicznego. Często jest to
jeden wielki bełkot, wściekłe zaślepienie i brak logiki. Czy już nie ma jakiegoś
sposobu, żeby takie dyskusje sejmowe, no i medialne, na tak przecież wysokiej
scenie państwowej, jakoś znormalizować i zhumanizować?

Prawo a rzeczywistość federacji
Trzeba tu wszakże jasno powiedzieć, że znaczna część naszych polityków w sprawie
charakteru Unii obudziła się poniewczasie. Wołają, że dopiero teraz zagrożona
jest nasza suwerenność w UE. Tymczasem ogół Polaków od początku nie orientował
się, o co chodzi z naszym wejściem do niej. Oto do roku 1991 mieliśmy Wspólnotę
Europejską, czyli wspólnotę wolnych państw, narodów i kultur. Ale w tymże roku
uchwalono na rok 1992 w Maastricht, że będzie to już Unia Europejska, a więc
jeden podmiot państwowy, z jedną władzą naczelną (prezydentem, ministrem spraw
zagranicznych i obrony, parlamentem), z jednym pieniądzem – euro, jedną
gospodarką, z bankiem centralnym unijnym, jedną wspólną polityką zagraniczną i
wewnętrzną, wreszcie z jedną ideologią liberalistyczną, "europejską", laicką,
czyli ateistyczną, choć ta ostatnia nie była formułowana wyraźnie, a jedynie
przez zamilczenie wszelkiej religii.
I oto ta zasadnicza zmiana koncepcji i charakteru nowej Europy uszła uwagi
większości decydentów o wejściu do Wspólnoty. Konstruktorzy Unii tymczasem
przygotowali dla niej konstytucję, która miała być nadrzędna nad konstytucjami
państw członkowskich. I odpowiedni zespół pod kierunkiem wysokiego masona
francuskiego Valéry´ego Giscarda d´Estainga przygotował Projekt Konstytucji dla
Europy czy pełniej: Projekt Traktatu Ustanawiającego Konstytucję dla Europy,
ukończony 16 grudnia 2004 roku. Trzeba pamiętać, że Polska przystąpiła do Unii
(Wspólnoty) w maju 2004 r. przed ukończeniem konstytucji, z myślą większości, że
przystępuje do wolnej wspólnoty. Projekt ten poddano pod referenda krajowe. Ale
Holandia, a następnie Francja odrzuciły go, broniąc suwerenności. Wówczas
przeredagowano go nieco jako traktat reformujący Unię Europejską, kamuflując,
ale nie przekreślając ducha federacji, eurolandu i superpaństwa. Jakoż ten sam
co przedtem główny autor nowej redakcji Valéry Giscard d´Estaing orzekł w roku
2007, że treść główna jest ta sama, a José Manuel Barroso, szef Komisji
Europejskiej, stwierdził wyraźnie 10 lipca 2007 r., że według tego dokumentu
"Europa stała się imperium", czyli jednym państwem ponadnarodowym.
Tym razem Angela Merkel nie zgodziła się, żeby stary-nowy traktat poddawać pod
referenda, a jedynie do ratyfikacji przez parlamenty i rządy. Po zgodzie na to w
Lizbonie został on nazwany traktatem lizbońskim. Jednak i tym razem ratyfikacja
się opóźniała, bo według konstytucji irlandzkiej musiało być referendum.
Pierwsze referendum tam przeprowadzone było negatywne, zastało więc wymuszone
przez władze Unii drugie – pozytywne. W całej Unii opóźniali tylko złożenie
swych podpisów dwaj bardziej dalekowzroczni prezydenci, Czech i Polski, chcieli
wywalczyć więcej autonomii. Nasz prezydent śp. Lech Kaczyński wywalczył jeszcze
pewne przywileje, a przede wszystkim wolność od propagandowej i ideologicznej
Karty Praw Podstawowych. W rezultacie traktat lizboński podpisał 13 grudnia 2008
r., choć pod olbrzymim i obrzydliwym naciskiem ze strony Francji i Niemiec, a
także naszej lewicy, postmarksistów i liberałów nieczujących potrzeby
suwerenności.
Co więc dziś z tego wynika? Otóż ani minister spraw zagranicznych, ani rząd nie
mogą być postawieni przed Trybunałem Stanu za popieranie federacji unijnej, bo
po prostu działają zgodnie z duchem traktatu lizbońskiego, prawnie
ratyfikowanego przez Polskę i tylko wyraźniej eksplikują to, co jest w nim
głębiej zawarte. Problem w tym, że wszystkie owe projekty i traktaty unijne
czytało w Polsce może tylko kilka osób. Zwłaszcza politycy nie lubią czytać
"opasłych książek", tak – po słowiańsku – wierzą tylko swojej intuicji, choćby
błędnej. A ogół słabszych dziennikarzy był na fali utopijnego entuzjazmu dla
nowego państwa – raju. Co gorsza, nawet bł. Jan Paweł II nie został
poinformowany, że od roku 1992 nie jest to już Wspólnota, lecz linia
jednopaństwowa, i dlatego w roku 2003 zachęcał Polaków do przystąpienia jeszcze
do "Wspólnoty" na "równych i sprawiedliwych prawach".
Trzeba natomiast mocno krytykować cały nasz rząd i polityków za to, że w ogóle
faktycznie prą w kierunku stworzenia ścisłego państwa unijnego za cenę nawet
utraty niepodległości, że nie chcą weryfikować błędu ratyfikacyjnego, nie chcą
utworzenia Unii bardziej wolnej, normalnej i rozumnej, popierają jej koncepcję
utopijną, federacyjną, hegemonistyczną i w ogóle błędną w każdej niemal
dziedzinie, zwłaszcza zaś co do wyrzucenia z niej ducha, moralności, kultury i
religii.

I ten powiew ducha Grodna 1795 r.
W tej sytuacji w obecnej Polsce dzieje się znowu coś tragicznego. Zachowanie się
rządu i niektórych partii przypomina jako żywo akt abdykacyjny ostatniego
niegodnego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego, który 25 listopada
1795 r. w Grodnie, ściągnięty tam przez carycę Katarzynę II, uznał rozbiór
Polski i oddał Ojczyznę z całą podłością i głupotą Niemce na tronie carskim:
"Ten akt na ręce Najjaśniejszej Imperatorowej wszech Rosji składamy dobrowolnie
[oszustwo!] i z rzetelnością (…), zaklinając Najjaśniejszą Imperatorową, ażeby
macierzyńską swą dobroczynność na tych rozciągnęła, których królem byliśmy". I,
niestety, w tym haniebnym akcie miał król poparcie wielkiej liczby
zdegenerowanej i zdradzieckiej szlachty i magnaterii, zarówno świeckiej, jak i
duchownej. To też przypomina nasz czas.
I teraz 8-9 grudnia 2011 r. w Brukseli trzeba było aż premiera Wielkiej
Brytanii, żeby nie doszło do utworzenia ścisłej federacji europejskiej pod
hegemonią Niemiec, gdzie Polska musiałaby abdykować z suwerenności i prawnie, i
faktycznie. Ale i to nie skończyło się bez szkody dla nas. Oto nasz rząd przyjął
skwapliwie pakt fiskalny, zgodnie z którym UE ma prawo rządzić naszym budżetem,
i choć nie jesteśmy w walącej się strefie euro, to jednak mamy przekazać MFW co
najmniej 7 mld euro na ratowanie budżetu UE, w tym szczególnie bankrutującym
krajom euro: Grecji, Włochom, Hiszpanii, Belgii, Portugalii i Irlandii. I to
jest przyrzeczone w czasie, gdy u nas ok. 17 proc. ludzi żyje w wielkim
niedostatku, niektórzy cierpią głód, bo nasi gospodarze są nieudolni. Ponadto
pakt fiskalny musi być u nas zatwierdzony przez Sejm, co prawnie wymagałoby 2/3
głosów, ale z góry można przewidzieć, że obchodząca trudne prawa PO opowie się
za zwykłą większością głosów, żeby zrobić na złość PiS i patriotom. Tak! Ślepi
ludzie wychwalają strefę euro, nasz rząd woła, żeby do niej natychmiast
wchodzić, a UE stara się o pożyczki nie tylko w bogatych, marksistowskich
Chinach, ale nawet i w Rosji, której gospodarkę zmarły Bronisław Geremek
przyrównywał do holenderskiej. Koncepcja waluty euro jest w istocie swej błędna.

Ruina źle pomyślanej Unii
Któżby nie chciał zjednoczonej Europy, o której marzyli myśliciele i politycy,
głównie chrześcijanie, a w której byłaby demokratyczna współpraca państw i
wolnych narodów, wspierających się nawzajem, emulujących szlachetnie w dobrym,
tworzących nową jakość życia i doskonalących swój kontynent i świat. Europa była
bowiem największym pionierem najwyższej kultury świata. Tymczasem UE, jak się
teraz jawnie okazuje, została źle pomyślana i skonstruowana, głównie w roku
1991, kiedy to postanowiono przekształcić ją w imperium sine Deo i contra
traditionem. Największym złem stała się właśnie owa błędna i nienawistna
filozofia nowej Europy, która nie potrafiła zharmonizować odpowiednio dwu
podstawowych kategorii: jedności i wielości oraz przeszłości i przyszłości, przy
czym jedność nie niwelowałaby wielości, a wielość nie rozbijałaby jedności. Do
tej harmonizacji były konieczne dwa fundamenty, a mianowicie religia
chrześcijańska, "rodzima", która rozwiązuje doskonale antynomie jedności w
wielości i wielości w jedności, oraz etyka ogólnoludzka, dziedziczona przez
chrześcijaństwo, a głównie przez Kościół katolicki. Tymczasem współcześni
rewolucjoniści, neolewica i liberałowie w szale niszczenia tradycji i
przeszłości odrzucili i religię, i moralność, a co jeszcze pozostało, to tylko
przez trudniej zniszczalne resztki dawności.
Zamiast fundamentów duchowych konstruktorzy UE przyjęli doktryny dwóch kierunków
pustych duchowo: neolewicy, jak np. szkoły frankfurckiej w Niemczech, Francji,
Włoszech i USA (M. Horkheimer, T. Adorno, H. Marcuse, J. Habermas, J. Derrida i
młodsi), oraz masońskich ideologów Unii (R. Coudenhove-Kalergi, J. Monnet, W.
Hallstein, zwolennik pangermanizmu H. Ch. Seebolm, V. Giscard d´Estaing i
młodsi), łącznie z obecnymi masonami piastującymi często najwyższe stanowiska w
UE, jak np. przewodniczący KE.
Główni konstruktorzy Unii nie dostrzegli, że grozi jej rozkład nie tylko ze
strony utopijnych koncepcji gospodarczych i administracyjnych, na skutek których
dziś UE jest m.in. zadłużona na 10 bln euro i samych odsetek płaci rocznie 300
mld euro, ale przede wszystkim ze strony nihilizmu, ateizmu i amoralizmu. I oto
te dwa błędy zrujnowały już w znacznym stopniu osobowości ludzkie unionistów,
poczucie wielkości i godności człowieka, etos pracy, dyscyplinę, solidność,
uczciwość, zmysł wyższych wartości, odpowiedzialność, obowiązkowość, ducha
społecznego, solidarność w dobrym, ofiarność na rzecz dobra wspólnego,
podstawowe instytucje życia społecznego, jak małżeństwo, rodzina,
stowarzyszenia, a wreszcie całą wyższą kulturę duchową. Kultura – częściowo
także już i w Polsce – staje się śmietnikiem, rumowiskiem, a nawet niekiedy
śmierdzącą kloaką. I tak to nihilizm, ateizm i amoralizm okazują się nie
motorami postępu i życia, lecz raczej ciężkimi chorobami, nie tylko duchowymi,
lecz także fizycznymi, po prostu jakimiś zbiorowymi opętaniami.

Cień nowego stanu wojennego
"Kolistą drogą – mówi Pismo – wieje wiatr i znowu wraca na drogę swego krążenia"
(Koh 1, 6). Wiatr historii wieje często drogą kolistą, cykliczną. Kiedy
obchodzimy 30. rocznicę stanu wojennego, to odnosimy wrażenie, że coś takiego
znowu się dzieje. Wrażenie to wywołały nawet same czynniki oficjalne, które
skwapliwie podkreślały, że wówczas było "dużo gorzej". Jednak, niestety, po
wyborach szczególnie, społeczeństwo katolickie i wyraźnie patriotyczne poczuło
się jakoś znowu napadnięte przez ugrupowanie nieodpowiedzialne i wrogie,
zwłaszcza przez Ruch Palikota, przez SLD i niektóre media, ze zdwojoną siłą, a
także przez niektórych członków rządu. Inspirują to: neomarksizm, powracająca
PRL – nie bez udziału prezydenta – zła wersja liberalizmu i jacyś bardziej
rozzuchwaleni bojownicy ateizmu.
Tym razem chodzi o wyrzucenie ze sceny państwowej, czyli internowanie katolików
i szczerych patriotów: tworzenie złośliwej i wrogiej atmosfery na najwyższej
scenie państwowej, niekaralne bluźnierstwa przeciwko Bogu, Kościołowi, Matce
Bożej i Biblii, napadanie Antify na Marsz Niepodległości, zakazy dochodzenia
prawdziwych przyczyn katastrofy smoleńskiej, usuwanie Pomnika Katyńskiego w
Warszawie, przyjmowanie różnych kalumnii ze strony niektórych Żydów, szerzenie
poczucia niższości wobec ateizującej ideologii zachodniej… Zagrożone są
jeszcze bardziej Radio Maryja, Telewizji Trwam i inne dzieła Ojców
Redemptorystów tylko dlatego, że są niezależne, patriotyczne i wiernie
katolickie. W ogóle media katolickie są "internowane" jako rzekomo zbyt
radykalne, choć jednocześnie dopuszczane są jakąś drogą do głosu takie pisma,
jak "Fakty i Mity" lub "Nie". Na ogół nie dopuszcza się do TVP dziennikarzy
katolickich, a jeśli już, to w takich przypadkach i układach, żeby wypadli
negatywnie. Codziennie natomiast występują raczej ateizujący i patriotyczni
"inaczej". Prowadzi się umyślnie do wyprania mózgów z wiary i patriotyzmu i,
niestety, odnosi się znaczące skutki. Nawet sam były prezydent Lech Wałęsa
wypowiedział się ostatnio w programie "Gen wolności", że "nasze pokolenie
zamknęło epokę wychowywania, dbania i bronienia patriotyzmu".
Jacyś dziwnie uprzywilejowani politycy i inni propagandyści rodem z PRL grożą
bezkarnie, że musi być zmieniona Konstytucja w duchu zarówno wasalskim wobec UE,
jak i ateistycznym. Domagają się rewizji lub nawet odrzucenia konkordatu,
rozwiązania Komisji Wspólnej Rządu i Kościoła, usunięcia krzyży ze wszystkich
miejsc publicznych, wyrzucenia katechetów – tylko katolickich! – ze wszystkich
szkół i placówek oświatowych, a także kapelanów wszelkich ośrodków, nawet ze
szpitali, więzień i wojska, i w związku z tym także likwidacji Ordynariatu
Polowego WP, parafii i kościołów garnizonowych.
Jednocześnie powracają bolszewickie zakusy, żeby zabić doczesną działalność
Kościoła przez podniesienie podatków, już przecież płaconych przez duchowieństwo
i instytucje kościelne, przez nałożenie podatków na tace, na ofiary
charytatywne, na pielgrzymki do Częstochowy, na wszelkie dobrowolne zbiórki na
potrzeby Kościoła realizowane przeważnie wśród ubogich katolików. A nawet jedno
z takich "wojennych" ugrupowań domaga się, żeby Kościołowi odebrać na nowo całe
mienie zrabowane mu kiedyś – nielegalnie nawet według prawa bolszewickiego, a
także by ciąć wszelkie pomoce dla katolickich instytucji socjalnych i
charytatywnych, prowadzonych przez katolików, bo instytucje te mają także
charakter religijny i katolicki. Przecież jest to zomowski rozbój. Z ich
rozumowania, że państwo laickie nie powinno wspierać katolików z budżetu
państwowego, wynika przecież, że i odwrotnie: jeśli 90 proc. katolików nie ma
prawa do budżetu, na który się składają w takim procencie, to tym bardziej nie
mają do niego prawa niekatolicy i antykatolicy. Niech tamci mają swój budżet i
niech się tylko z niego utrzymują. Tymczasem katolicy opłacają instytucje
antykatolickie i gaże działaczy antypolskich, jak to się dzieje coraz częściej w
wielkich miastach, np. w Warszawie.
Jeszcze raz: najbardziej jest bolesne, że wznawia się jakiś stan wojenny
przeciwko naszej katolickiej młodzieży, zakłada się, że wychowanie i nauczanie
religijne jest bezużyteczne społecznie, a powinno być zastąpione ateizmem i
amoralnością. Dzieciom i młodzieży sączy się coraz butniej, że należy się
wstydzić wiary w Boga i polskości, wyśmiewa się krzyż i inne wartości religijne,
zwłaszcza etyczne, sugeruje się normy i zachowania grzeszne, jak seks i
narkotyki, a także, choćby implicite, szczepi się poczucie małowartościowości
wobec ateistów i nie-Polaków. Młodzież ma się wstydzić godła polskiego i flagi
polskiej, a tym bardziej historii, tradycji i kultury polskiej. Kto nami zatem
rządzi? Prawda, że każda postawa, także religijna i moralna, winna się
unowocześniać, doskonalić i rozwijać, ale nie może rujnować swoich fundamentów,
jak chcą "rewolucjoniści".
Niestety, dzisiejszy "stan wojenny" objął dużo więcej dziedzin naszego życia niż
w 1981 roku. Dlatego katolicy i patrioci muszą się wreszcie obudzić,
zorganizować i zjednoczyć, by czynnie i skutecznie poskromić szalonych opresorów.
Bo przyszły na nas znowu jakieś naprawdę ciężkie czasy.
Nie chcę być Jeremiaszem, który sprzeciwiał się politycznemu i duchowemu
sojuszowi Królestwa Judy z zachodnim Egiptem, ale przypominam, że w takich
sytuacjach, głęboko niesprawiedliwych i niemoralnych, musimy się bać wyroczni
Bożej:
"Wyciągnę rękę przeciwko mieszkańcom tego kraju – Wyrocznia Pana.
Bo wszyscy gonią za zyskiem,
tak mały, jak i wielki.
Również prorok i kapłan,
popełniają oszustwa.
Próbują zaleczyć klęskę mojego ludu,
mówiąc nieodpowiedzialnie
o pokoju.
Ale pokoju nie będzie!
Powinni się zawstydzić z powodu
haniebnych czynów,
lecz oni wcale się nie wstydzą,
Nie znają zawstydzenia.
Dlatego padną, jak padli już inni,
w czasie, gdy ich będę karał
– mówi Pan (…).
Wybierzcie drogę,
która jest najlepsza! (…).
Lecz oni powiedzieli:
"Nie pójdziemy nią!" (…).
Dlatego słuchajcie narody:
"Oto Ja sprowadzę
na ten lud nieszczęście,
jako owoc ich knowań,
bo nie uważali na moje słowa
i moim prawem wzgardzili""
(Jr 6, 12-19).

Ks. prof. Czesław S. Bartnik
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl