Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Do ostatniego Polaka

Si vis pacem para bellum – mówili starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w formę pełnej mądrości sentencji. Ta akurat oznacza, że jeśli chcesz pokoju – szykuj wojnę. Wiadomo bowiem od dawna, że każda wojna prowadzi do pokoju, a ściślej – każda wojna jest wojną o pokój. W takiej sytuacji, im więcej wojen, tym szybciej przybliża się pokój. I rzeczywiście – wojna na Ukrainie najwyraźniej nie wystarcza do szyb kiego nastania pokoju, więc okazuje się, że musimy wygrać jeszcze jedną wojnę – nie tylko tę, na Ukrainie, ale również tę z Państwem Islamskim. To znaczy – nie tyle może „my”, bo „my”, czyli Polska, może co najwyżej groźnie pokiwać palcem w bucie, a i to nie zawsze, tylko wtedy, gdy dostanie pozwolenie od starszych i mądrzejszych, ale nasi sojusznicy, których muskuły buńczucznie prężymy, tak samo, jak w 1939 roku. Wtedy też dominowały buńczuczne nastroje wojenne, że to niby „nie oddamy ani guzika”. Ciekawe, że akurat ta prognoza dokładnie się sprawdziła; z całego państwa został nam tylko guzik. Teraz oczywiście będzie inaczej. Teraz mamy nie tylko sojuszników z prawdziwego zdarzenia, którzy o polską sprawę będą walczyć aż do ostatniej kropli krwi. Nie wiemy tylko – czyjej krwi – bo jak dotąd, to nasi sojusznicy rozgrywają na Ukrainie swoją grę z Moskalikami aż do ostatniego Ukraińca. Można powiedzieć, że mamy szczęście, że nie do ostatniego Polaka, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Skoro szykujemy się do wojny, to ona do nas prędzej czy później przyjdzie. Czy zdążymy na defiladę zwycięstwa – tego nie wiemy, bo nie wiemy nawet, czy ten eksperyment przeżyjemy, ale jeśli nawet nie przeżyjemy, to przecież nic strasznego. Każdy przecież wie, że najtrwalszy pokój panuje na cmentarzu, a skoro celem wojny jest pokój, to cmentarz, jako najdoskonalszy rezultat, nie powinien nikogo zaskakiwać.

Zanim jednak padnie salwa, to humory wszystkim dopisują i słychać, że nawet Umiłowani Przywódcy zamierzają pobawić się w wojsko na poligonie. Słusznie, bo skoro po ratyfikacji traktatu lizbońskiego praca parlamentarna polega w zasadzie na streszczaniu własnymi słowami dyrektyw Komisji Europejskiej, kręceniu lodów i sporami o różnicę łajdactwa, to nic dziwnego, że i Umiłowani Przywódcy pragną jakiejś rozrywki, która pozwoliłaby im choć na chwilę zapomnieć o własnej mizerii. Bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – czy te wszystkie poselskie diety, te darmowe przejazdy i inne, niezliczone postacie politycznej korupcji, mogą zrekompensować upokorzenia związane nie tylko z koniecznością podlizywania się członkom ścisłego sztabu partyjnego, a przede wszystkim – z upokorzeniami, jakie Umiłowani Przywódcy muszą znosić od oficerów prowadzących, którzy wyznaczają im zadania i brutalnie  rozliczają z ich wykonywania? To tylko w poetyckiej wizji wszystko wygląda pięknie: „praca posła ciężka, szczera, z rana poseł się ubiera, fagas listy mu otwiera, on tymczasem się wybiera – do Puchera!” Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej – co wyraził jeszcze przed wojną Konstanty Ildefons Gałczyński w słynnym poemacie „Tatuś”: „Oto biuro, kałuża niepokoju. Od ósmej do trzeciej Tatuś się czołga.” W takiej sytuacji nawet wyjazd na poligon, gdzie wprawdzie też trzeba się czołgać, ale w jakże innych okolicznościach przyrody –  nawet wyjazd na poligon wygląda atrakcyjnie.

Oczywiście ten wzrost wojowniczych nastrojów nie byłby możliwy bez udziału niezależnych mediów głównego nurtu. Toteż kiedy zaszła taka potrzeba, Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, które przy okazji spycha grasujące u nas Stronnictwo Ruskie do głębokiej defensywy i wypiera Stronnictwo Pruskie z różnych ekologicznych nisz – więc Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie ostatnio wydatnie zwiększyło swój stan posiadania w obszarze niezależnych  mediów, wykupując telewizyjną stację TVN, którą od dawna podejrzewam o niebezpieczne, a ściślej – o bezpieczniackie związki z wywiadem wojskowym. Najwyraźniej okupująca Polską soldateska na tym etapie postanowiła podpisać Volkslistę amerykańsko-żydowską w nadziei, że w razie czego również od Amerykanów dostanie zlecenie utrzymywania mniej wartościowego narodu tubylczego w ryzach, no i będzie mogła nadal pustoszyć kraj aż do gołej ziemi. Ta zmiana stosunków własnościowych od razu zaznaczyła się w postaci przejścia do propagandy odrzucającej już wszelkie pozory obiektywizmu. Jaki ten pan red. Durczok był, to był – ale przynajmniej od czasu do czasu starał się zachowywać jakieś pozory, podczas gdy pan Pieczyński, prywatnie małżonek pani red. Justyny Pochanke, wali po oczach, niczym za czasów prezesa Macieja Szczepańskiego, co to za komuny uprawiał  słynną „propagandę sukcesu”. W ramach tej propagandy telewizyjni celebryci wmawiali widzom, że Polska jest 10 potęgą gospodarczą świata – oczywiście dopóki wszystko się nie skawaliło. Teraz TVN odkryła, że Polacy są najszczęśliwszym narodem na świecie – a jestem pewien, że to dopiero początek, a nie ostatnie słowo. Tedy tylko patrzeć, jak usłyszymy, że ten stan szczęśliwości zawdzięczamy panu prezydentowi Komorowskiemu, który najwyraźniej w dalszym ciągu pozostaje faworytem i najukochańszą duszeńką soldateski okupującej nasz nieszczęśliwy kraj.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj