„Myśląc Ojczyzna”


Pobierz Pobierz

Śladami Stanisława Augusta

Felieton wygłoszony na antenie Radia Maryja 12 grudnia 2007 r. o godz. 20.50

Szanowni Państwo!

W książce „Zielone oczy” Stanisław Cat-Mackiewicz wspomina, ze kiedy profesor Stanisław Kot był ambasadorem polskim w Kujbyszewie, akurat z sowieckiego więzienia zostali wypuszczeni dwaj bracia Józefa Piłsudskiego. Profesor Kot, który nienawidził Piłsudskiego i był nieprzejednanym i niezwykle zawziętym wrogiem sanacji, osobiście zarządził, by obydwum Piłsudskim nie wydawać kaleson. Nic więcej złego zrobić im nie mógł, ale co mógł – to zrobił.

Podobnie pani Maria Wągrowska, piastująca w rządzie premiera Donalda Tuska stanowisko wiceministra obrony narodowej. Wiele na tym stanowisku uczynić pewnie nie może, ale wedle stawu grobla; co może, to robi. Otóż, jak Państwo wiecie, z inicjatywy pani wiceminister Marii Wągrowskiej wydany został zakaz uczestnictwa Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego w uroczystości 16 rocznicy utworzenia Radia Maryja. Wiadomość o tej decyzji dotarła do Radia w dniu 7 grudnia o godzinie 9,15, czyli na kilka godzin przed rozpoczęciem uroczystości, co stanowi dodatkową szykanę w zupełnie sowieckim stylu.

Decyzja pani wiceminister Marii Wagrowskiej cofa nas do lat 80-tych, kiedy to wojsko, podobnie jak bezpieka, stanowiło zbrojne ramię partii, a nie siłę zbrojną państwa, do której równe prawa mają wszyscy obywatele. Jak to mówią, czym skorupka za młodu nasiąknie… Pani wiceminister Maria Wągrowska przy wojsku kręciła się bodajże już pod lat 80-tych, więc pewne umiejętności może wykorzystać z powodzeniem i dzisiaj.

W ogóle z tym Ministerstwem Obrony Narodowej to bardzo ciekawa sprawa. Szefem tego resortu jest pan Bogdan Klich, dawniej deputowany do Parlamentu Europejskiego, a niezależnie od tego – założyciel i prezes Instytutu Studiów Strategicznych. Podobnie pani wiceminister Maria Wągrowska ostatnio współpracowała z Centrum Stosunków Międzynarodowych. W normalnej sytuacji byłyby to jak najlepsze rekomendacje na takie stanowiska, Byłyby – gdyby nie pewien drobiazg. Oto zarówno Instytut Studiów Strategicznych, jak i Centrum Stosunków Międzynarodowych sa finansowane przez Fundację Konrada Adenauera, której środki w 95 procentach pochodza z dotacji rządu niemieckiego. Innymi słowy – mamy w resorcie obrony narodowej ministra i wiceminister, którzy za pośrednictwem wspomnianej fundacji korzystali z pieniędzy rządu niemieckiego. Trudno w takiej sytuacji nie wspomnieć czasów saskich i stanisławowskich, kiedy podobne stypendia również były zjawiskiem bardzo częstym – aż do upadku Polski po III rozbiorze w roku 1795.

Nic więc dziwnego, że bieżący tydzień jest w historii Polski momentem szczególnym. 13 grudnia, w czwartek, premier Donald Tusk w obecności prezydenta Kaczyńskiego podpisze w imieniu Polski w Lizbonie Traktat Reformujący, na podstawie którego Polska zostanie formalnie włączona do nowego państwa pod nazwa „Unia Europejska”. Zgodnie z tym Traktatem przestaje bowiem istnieć Wspólnota Europejska, rozumiana jako związek państw. Zamiast niej powstaje Unia Europejska, jako rodzaj państwa związkowego i przejmuje po Wspólnocie następstwo prawne.

Cóż można porównać do podpisu pod tym traktatem? Jakiż inny podpis polskiego polityka? Chyba tylko podpis króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który 25 listopada 1795 roku „z własnej woli” zrzekł się „wszelkich praw” do Rzeczypospolitej Polskiej, podzielonej ostatecznie między trzy sąsiednie państwa. Oczywiście mimo podobieństwa są też i różnice; Stanisław August przyjął do wiadomości dokonany fakt rozbioru Polski pomiędzy trzy mocarstwa. To one stworzyły fakty dokonane, a król swoim podpisem tylko je potwierdził. Niemniej jednak potomni do dziś maja o to do niego pretensję, bo gdyby wtedy swego podpisu odmówił, to wprawdzie rozbiór i tak by nastąpił, ale nie miałby nawet p[ozorów legalności. Tego pozoru dostarczył właśnie królewski podpis i z tego powodu Stanisław August Poniatowski nie został pochowany w grobach królów polskich w podziemiach katedry wawelskiej.

Donald Tusk i prezydent Kaczyński są w sytuacji zupełnie odmiennej. Niczego nie muszą podpisywać – chyba, że muszą – ale przecież nic o przyczynach takiej przymusowej sytuacji nie wiemy. Jeśli zatem podpisują, to dlatego, że chcą przyłączyć Polskę do nowego europejskiego imperium i poddać ją jego władzy. Czegoś podobnego jeszcze w Polsce nie było, więc 13 grudnia 2007 roku już na wieki pozostanie jedną z najważniejszych dat naszej narodowej historii. Najważniejszych – to nie znaczy, że szczęśliwych, ani nawet – że chlubnych. Przyszłość pokaże, czy następne pokolenia będą ten dzień wysławiać i czcić, czy przeciwnie – przeklinać go, podobnie, jak i pamięć tych, którzy tego aktu dokonali, jak i tych, którzy do tego dopuścili oraz tych, którzy na to przyzwolili.

Dlatego na wszelki wypadek niech każdy, na użytek potomności, zapisze sobie, co robił i co myślał tego dnia. Niczemu to oczywiście zapobiec nie będzie w stanie, ale może przyczynić się do uratowania reputacji w przyszłości. Szczęść Boże!

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj