Złapał Kozak Tatarzyna…

Koalicja Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym
powinna przetrwać. Przynajmniej do czasu wyborów samorządowych, które
odbędą się jesienią. Potem możliwe są już różne scenariusze, zwłaszcza
gdyby w PSL doszło do zmiany kierownictwa partii. Na razie PO łagodzi
wszelkie spory, które wybuchają w koalicji, w trosce o drugą turę
wyborów prezydenckich.

Tuż po pierwszej turze wyborów
prezydenckich wydawało się, że koalicja rządowa rzeczywiście wisi na
włosku. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wśród części działaczy Platformy
pojawiła się pokusa, aby z rządu wypchnąć ludowców i zaprosić do niego
SLD – najgłośniej o tym mówił poseł Janusz Palikot, ale jak powiedział
„Naszemu Dziennikowi” inny parlamentarzysta Platformy, to nie była
zagrywka głównego zadymiarza partii, bo wariant ten rozważała także
część osób z kierownictwa partii i klubu. W ten sposób PO zapewniłaby
poparcie lewicowego elektoratu dla Bronisława Komorowskiego w drugiej
turze wyborów prezydenckich, co miałoby być czynnikiem decydującym o
wyniku głosowania. Koalicja była też zachwiana z drugiego powodu: słaby
wynik wyborczy Waldemara Pawlaka (niespełna 1,80 proc. głosów)
powodował, że niektórzy działacze PSL zastanawiali się, czy warto dalej w
niej tkwić i ponosić jej koszty w postaci malejącego poparcia
społecznego, i czy nie lepiej przejść do opozycji, aby odbudować
społeczne zaufanie do Stronnictwa. Na razie jednak wszystko wskazuje na
to, że rządowi PO – PSL nic nie zagraża.

To się Platformie
opłaca

– Gdyby utrzymywanie koalicji było niekorzystne, to
premier Donald Tusk pod byle pretekstem by ją rozwiązał, a miał już
przecież ku temu wiele okazji – mówi nam jeden z parlamentarzystów PO. I
przekonuje, że PSL, mimo wielu różnic, jakie podczas ponad 2,5-letniego
sprawowania władzy się ujawniły, jest wygodnym partnerem dla Tuska.
Dlatego premier po rozmowie z Waldemarem Pawlakiem powiedział otwarcie: –
Umówiliśmy się, że do końca kadencji będziemy w koalicji. I to przy
wszystkich różnicach, które nas dzielą. – Chcemy być wierni i liczymy na
wierność – dodał też nieco patetycznie.
Poseł PO wyjaśnia nam
strategię Tuska. – Z SLD to jeszcze nic pewnego, nie wiadomo, czy
Grzegorzowi Napieralskiemu naprawdę zależałoby teraz na tworzeniu z nami
koalicji rządowej. Premier nie ma do niego zaufania. Pawlaka już zna i
nawet przy ograniczonym zaufaniu do politycznego partnera wie, że
wicepremierowi na pewno zależy na utrzymaniu koalicji. Gdyby bowiem
teraz ludowcy chcieli z niej wyjść, to utraciliby wiele rządowych
stanowisk wyższego i niższego szczebla, a na to Pawlak nie może sobie
pozwolić, bo i tak jego pozycja w Stronnictwie jest podkopana po
wyborach – twierdzi poseł.
Jego słowa potwierdza poseł Eugeniusz
Kłopotek (PSL), który uważa, że koalicja wciąż istnieje tylko dzięki
cierpliwości i wytrzymałości wicepremiera. – Platforma już nieraz
sprawdzała wytrzymałość Waldemara Pawlaka – mówi poseł, który uważa, że
inny polityk na miejscu Pawlaka już dawno z hukiem opuściłby rząd.
Choćby wtedy, gdy premier powołał bez konsultacji z wicepremierem Radę
Gospodarczą, albo gdy PO za plecami PSL wystawiła kandydata na nowego
prezesa Narodowego Banku Polskiego. Także Ewa Kierzkowska, wicemarszałek
Sejmu z PSL, jest zdania, iż koalicji rządowej nic nie zagraża i
przetrwa ona do końca kadencji.
Na korzyść PSL działa także
wspomniana wcześniej niepewność PO co do SLD. To prawda, że część
działaczy lewicy chętnie widziałaby się w koalicji już teraz, ale
Napieralskiemu wcale się do tego nie spieszy. W dodatku cena, jaką być
może musiałaby zapłacić Platforma Sojuszowi za współpracę, mogłaby być o
wiele wyższa niż w przypadku PSL. Część działaczy PO wskazuje ponadto
na ryzyko utraty sporej grupy wyborców o poglądach bardziej prawicowych,
którzy nie chcą koalicji z SLD, a w wyborach parlamentarnych mogłoby to
istotnie wpłynąć na wynik Platformy.

Może za rok…
Teraz
„nie”, ale za to sporo działaczy PO mówi „tak” dla ewentualnej koalicji
z lewicą po wyborach parlamentarnych, które powinny się odbyć
najpóźniej jesienią przyszłego roku (część polityków proponuje
przeprowadzenie wyborów wcześniej, przed 1 lipca 2011 r., gdy obejmiemy
półroczne przewodnictwo w Unii Europejskiej). Otwarcie o takiej
możliwości wypowiadała się wiceprzewodnicząca PO, prezydent Warszawy
Hanna Gronkiewicz-Waltz. – Ja takiej koalicji nie wykluczam. Od trzech
lat działa bardzo dobrze porozumienie programowe z SLD w Warszawie –
tłumaczy Gronkiewicz-Waltz. Rzeczywiście, lewicowi radni lojalnie
wspierają prezydent Warszawy, głosując razem z PO w najważniejszych
sprawach. SLD stara się też dotrzymywać kroku Platformie w walce z
radnymi z PiS. Ta współpraca dotyczy zresztą nie tylko Rady Warszawy,
ale również poszczególnych dzielnic stolicy. Jeśli więc po wyborach w
2011 roku Sojusz będzie miał na tyle silną reprezentację w Sejmie, że
pomoże PO zbudować większościową koalicję, to Tusk bez żalu porzuci PSL.
Jeśli w dodatku będzie przekonany o tym, iż SLD będzie lojalnym
partnerem. – Może być i tak, iż ludowcy przegrają te wybory z kretesem i
nie wejdą do Sejmu. Wtedy wszelkie dywagacje nie będą już potrzebne, bo
nie będzie wyboru, kogo wziąć do koalicji – przekonuje senator z PO. –
Chyba nie wierzy pan w rząd PO – PiS? Bo ja nie – dodaje.
Zdaniem
naszych rozmówców z Platformy, Tusk będzie miał przez rok dość czasu,
aby przetestować SLD. Teraz to PO jest petentem i aby wywalczyć poparcie
wyborców Napieralskiego dla Komorowskiego, obiecuje spełnienie kilku
flagowych projektów lewicy. Chodzi m.in. o in vitro i finansowanie go z
funduszy publicznych czy parytety płciowe na listach wyborczych.
Marszałek Sejmu już zapowiedział, że oba rozwiązania jako prezydent
podpisze, jeśli takie ustawy otrzyma z Sejmu. Ale czy kierownictwo PO te
projekty przeforsuje wbrew partyjnym oponentom? – Na pewno, zwłaszcza
jeśli mówimy o in vitro. W klubie są tylko różnice co do szczegółów, bo
generalnie partia jest za taką ustawą. A pani minister zdrowia Ewa
Kopacz już mówi, że na in vitro powinny znaleźć się pieniądze w
budżecie. To nic innego jak ukłon w stronę lewicy – mówi nam jeden z
posłów Platformy, który podkreśla, że jest przeciwny in vitro, ale
reprezentuje frakcję mniejszościową. – Kluczem do koalicji będzie to,
czy w przyszłości SLD poprze w Sejmie nasze propozycje ustawowe. Jeśli
ta współpraca będzie dobrze wyglądać, to powstaną podwaliny pod koalicję
– dodaje rozmówca „Naszego Dziennika”.
Jego zdaniem, ewentualna
opozycja przeciwko SLD będzie w PO zbyt słaba, aby taką koalicję
zablokować. W dodatku stratedzy Platformy są przekonani, że utrzymanie
się na czele Sojuszu młodego Grzegorza Napieralskiego spowoduje, iż
powstanie rządu liberalno-lewicowego nie będzie traktowane jako coś
niestosownego. – Przecież będzie to lewica nowoczesna, europejska, młoda
– ironizuje poseł PO. Uważa, że większości wyborców Platformy taka
zmiana sojusznika nie będzie wcale przeszkadzać. Ponadto będzie czas,
aby do tego przekonać także bardziej konserwatywny elektorat.

…a
może jesienią

Ale w PO nie brakuje opinii, że do zmiany koalicji
może dojść już jesienią, i podobne głosy słychać także w PSL. Jeśli w
wyborach samorządowych ludowcy osiągną słaby wynik, wtedy Platforma może
zacząć budować koalicję z lewicą w lokalnych samorządach, co spowoduje,
że w naturalny sposób powstanie także taki sam układ polityczny, który
wypchnie ludowców z rządu. Także politycy PSL są przekonani, iż kluczem
do przyszłości koalicji mogą być wybory samorządowe. – Zawsze
osiągaliśmy w nich dobry wynik, więc nie spodziewamy się klęski jak w
wyborach prezydenckich. Ale jeśli tak by się stało, to musielibyśmy
całkowicie przeorientować swoją politykę. Zapewne doszłoby do zmiany
kierownictwa, a niewykluczone, że opuścilibyśmy i koalicję. Musielibyśmy
przecież w jakiś sposób odzyskać zaufanie wyborców przed wyborami do
Sejmu i Senatu, a najłatwiej byłoby to osiągnąć, odcinając się od rządu
Donalda Tuska – mówi jeden z posłów PSL. – Jestem przekonany, że słaby
wynik w wyborach samorządowych oznaczałby po prostu to, iż PO przejęła
część naszego elektoratu na wsi i w małych miastach. To byłaby po prostu
cena za koalicję rządową z Platformą. Wtedy naprawdę nie byłoby innego
wyjścia, jak jej zerwanie, aby PSL, atakując rząd, zdołało powalczyć o
dobry wynik w wyborach parlamentarnych – tłumaczy. Poseł dodaje, że w
takich okolicznościach władzę w Stronnictwie mogłaby przejąć bardziej
„radykalna grupa”, przeciwna sojuszowi z PO, bo dla PSL byłaby to już
walka o życie, gdyż działacze zdają sobie sprawę z tego, iż partia,
która utraciłaby reprezentację parlamentarną, mogłaby już nigdy nie
wrócić do Sejmu. Warto dodać, że część politologów jest zdania, że
obecna koalicja nie przetrwa całej kadencji, bo opuści ją PSL. Ludowcy
będą chcieli startować w wyborach w 2011 roku jako opozycja, gdyż w tej
roli czują się najlepiej.
Z drugiej jednak strony część działaczy PSL
liczy, że właśnie jesienią, gdy Polacy będą wybierali swoich radnych
oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów, pozycja ich partii znacznie
wzrośnie w tandemie z PO. Jeśli PSL utrzymałoby przynajmniej obecny stan
posiadania w samorządach, Platforma byłaby zmuszona do zawiązywania z
nim koalicji np. w sejmikach wojewódzkich, bo nie miałaby innego
wyjścia. Jeden z mazowieckich działaczy PSL idzie nawet dalej. –
Najlepszym rozwiązaniem dla nas byłoby, gdyby Prawo i Sprawiedliwość
osiągnęło lepszy wynik niż cztery lata temu, oczywiście odbierając głosy
Platformie. Wtedy moglibyśmy w samorządach mieć wybór: albo koalicja z
PO, albo z równie silnym PiS. Taka sytuacja dawałaby nam bardzo dobre
atuty w rozmowach z Tuskiem. Kładąc na szali współpracę w samorządach,
dawalibyśmy premierowi jasno do zrozumienia, że oczekujemy od niego
większych ustępstw w rządzie. Moglibyśmy wówczas przeforsować niektóre
nasze postulaty ustawowe i inne programowe cele – mówi parlamentarzysta.
Jego zdaniem, kierownictwo PO musiałoby ustąpić albo doprowadzić do
zerwania koalicji. Ale to już byłaby inna sytuacja, nawet dla partii
Pawlaka korzystna, ponieważ winę za rozpad rządu można by zrzucić na
Tuska. Dlatego to ludowcy byliby rozgrywającymi w sprawie przyszłości
rządu PO – PSL. W ich partii panuje opinia, iż Waldemar Pawlak
znakomicie poradziłby sobie w takiej sytuacji. W Platformie
Obywatelskiej nie kryją obaw, że wzmocnienie PSL po wyborach
samorządowych mogłoby spowodować także usztywnienie stanowiska Pawlaka. –
Może on się nie prezentuje efektownie w mediach, ale proszę mi wierzyć:
Pawlak to cwany polityczny gracz. Łatwo mu ukryć emocje, więc tak
naprawdę nie można być do końca pewnym, jakie jest jego stanowisko w
danej sprawie. Na razie robi wszystko, aby nie dać pretekstu do zerwania
koalicji, ale co będzie później? – zastanawia się poseł PO.
Wiadomo
już za to, że do zerwania porozumienia rządowego nie dojdzie na pewno
jutro, po posiedzeniu Rady Naczelnej PSL. Ludowcy mają ogłosić wtedy
swoje stanowisko przed drugą turą wyborów. Wiele wskazuje na to, iż
Pawlak nie poprze ani Komorowskiego, ani Kaczyńskiego, a zaapeluje do
swoich wyborców o udział w głosowaniu i stawianie „X” na kartach
wyborczych zgodnie z własnym sumieniem. Takie rozwiązanie zapowiadają
oficjalnie już od kilku dni liderzy PSL. I Tusk na to przystał, ale nie
dlatego, aby nie drażnić ludowców. W PO zdają sobie bowiem sprawę, że
wiejski elektorat nie darzy sympatią ich kandydata, więc ewentualny apel
i tak Komorowskiemu by nie pomógł. Mógłby za to jeszcze bardziej
nadwątlić wizerunek Pawlaka na wsi, na co prezes nie może sobie teraz
pozwolić.
Jednak po cichu część działaczy PSL liczy na to, że wybory
prezydenckie wygra Jarosław Kaczyński. – To byłaby znakomita sytuacja,
Platforma osłabiona po klęsce Komorowskiego, co stanowiłoby także rysę
na wizerunku Tuska zwycięzcy. W tej sytuacji w PO zaraz musiałoby dojść
do rozliczeń, a wówczas uwidoczniłyby się jeszcze bardziej podziały w
tej partii. Donald Tusk nie miałby innego wyjścia, jak robić wszystko,
aby chociaż koalicja rządowa nie była targana konfliktami, bo miałby
sporo roboty we własnej partii. My zaś na pewno taką sytuację byśmy
wykorzystali. Tym bardziej że to Pawlak mógłby pełnić bardzo ważną rolę w
rządzie – osoby łagodzącej napięcia między premierem a prezydentem.
Taka sytuacja byłaby dla nas idealna – analizuje działacz PSL z
Mazowsza.

Krzysztof Losz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl