fot. fot. PAP/Darek Delmanowicz

Sitakówka. S. Antiga: Chcę być fair w klubie i tak samo byłoby w reprezentacji

StephaneAntiga uważa, że praca w Developresie Bella Dolina Rzeszów może być jego atutem w walce o posadę trenera polskich siatkarek, choć niektórzy mogą postrzegać to jako konflikt interesów. „Chcę być fair w klubie i tak samo byłoby w kadrze”– powiedział Francuz w wywiadzie udzielonym Polskiej Agencji Prasowej.

PAP: Jest Pan jednym z czterech trenerów, którzy zostali wybrani z 24-osobowej grupy do wąskiego grona kandydatów do objęcia funkcji szkoleniowca reprezentacji Polski siatkarek. Traktuje to Pan jako pewne potwierdzenie swojej wartości?

StephaneAntiga: Tak, to świetna sprawa, bo wielu bardzo dobrych trenerów zgłosiło swoją kandydaturę. Oczywiście, najważniejsze jest to, czy zdobędzie się tę pracę, czy też nie, ale cieszę się i z tego. Teraz trzeba wygrać z bardzo dobrymi trenerami, którzy pracują w dobrych klubach. Zobaczymy, będą rozmowy i związek podejmie najlepszą decyzję dla kadry.

Jako jedyny z czwórki kandydatów nie jest Pan przedstawicielem włoskiej myśli szkoleniowej.

Ale mówię po włosku i mam włoskie nazwisko.

Jest Pan najmniej włoski z całej tej grupy. W tej sytuacji może byćto atut?

Fakt, iż to zestawienie tak się kształtuje pod kątem narodowościowym jest po prostu przypadkiem. W środowisku siatkarskim jest wielu włoskich trenerów i tak to wygląda. Z niektórymi z nich mam teraz rywalizować o posadę. To świetni szkoleniowcy. Alessandro Chiappini jest w Polsce znany, robi bardzo dobrą robotę w Legionovii. StefanoLavarini i Daniele Santarelli też są bardzo dobrzy. Zobaczymy, co będzie dalej.

Ktoś z Polskiego Związku Piłki Siatkowej kontaktował się z Panem w ostatnich tygodniach?

Kontakt już był, ale teraz dopiero pora na konkretne rozmowy.

Federacji raczej zależy na tym, by szkoleniowiec skupił się na pracy z kadrą. Tymczasem wszyscy kandydaci pracują w klubach i chyba żaden nie chciałby z tego zrezygnować.

Zobaczymy. Nie wiem, co każdy myśli, co chce robić i jakie ma priorytety.

A jakie ma Pan?

Postanowiłem, że chcę dalej pracować w klubie. Bardzo mi się podoba praca w Developresie. Czuję się tu dobrze i chciałbym połączyć to z pracą z kadrą, ale rozumiem, że dla związku to może być niemożliwe.

Klub i rodzina zgodziły się, by łączył Pan te dwie funkcje. Władze rzeszowskiej drużyny od razu na to przystały?

Nie, nie było aż tak łatwo.

Zna Pan z autopsji taki wariant z okresu pracy z męskimi zespołami. To praca przez cały rok na pełnych obrotach.

Nie jest łatwo. Mówiłem to, kiedy byłem związany z ONICO Warszawa i reprezentacją Kanady. To było dużo trudniejsze ze względu na dużą odległość, a kadrowicze grali w wielu różnych krajach. Nie było prosto łączyć dwie funkcje. W przypadku kobiecej reprezentacji Polski prawie wszystkie dziewczyny grają w kraju, poza kilkoma bardzo dobrymi. Jest to więc dużo łatwiejsze, bo trzeba monitorować występy, rozmawiać z klubowymi szkoleniowcami. Zawodniczek występujących w zagranicznych klubach nie ma dużo, a grę tych występujących w Polsce analizowałbym nie tylko jako przeciwnika ligowego, ale i w kontekście kadry. Myślę, że to dobra sytuacja dla trenera, bo widzę wszystkie siatkarki i łatwo jest rozmawiać z ich trenerami klubowymi, będąc na miejscu.

Czyli praca w rodzimej lidze może być atutem?

Tak, bo znam już dziewczyny. Nie mam dużego doświadczenia w pracy z kobietami, gdyż to dopiero mój trzeci sezon. Ale już sporo się dowiedziałem i bardzo dobrze mi się pracuje z kobietami. Jest inaczej, są różnice, ale można się szybko nauczyć i zaadaptować.

A nie obawia się Pan, że prowadzenie czołowego polskiego klubu może zadziałać na niekorzyść? Ktoś może argumentować, że jest ryzyko, iż będzie Pan faworyzował przy powołaniach zawodniczki rzeszowskiego zespołu.

Są takie rzeczy, przy których trzeba po prostu zaufać człowiekowi. Jeśli związek zdecyduje, że jest ryzyko konfliktu interesu, to szkoda, ale nie jestem taki. Chcę robić to, co robię cały czas, czyli być fair i robić wszystko dla dobra drużyny. Praca, rywalizacja, zmiany – robię wszystko, by być przy tym w porządku. Tak działam w klubie i tak samo byłoby w przypadku reprezentacji.

Brak wyboru na tym etapie byłby dla Pana bardziej bolesny niż nieuwzględnienie w ogóle w tym czteroosobowym gronie?

Nie ma to znaczenia. Jak mówiłem wcześniej, najważniejsza jest kwestia, czy zdobędzie się pracę, czy nie. Z tym jest tak, jak z Pucharem Polski – jak grasz w finale i przegrywasz, to jest tak samo jak wtedy, gdy odpadniesz w 1/16 finału, bo jesteś bez trofeum.
Gdyby PZPS postawił na Pana, to pierwszą ważną imprezą w nowej roli byłyby przyszłoroczne mistrzostwa świata, których Polska będzie współgospodarzem. Analogia do sytuacji z 2014 roku, kiedy objął pan stanowisko trenera „Biało-Czerwonych”, sama się nasuwa.

Wiemy, jak może się to skończyć.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

PAP

drukuj