Walka z cieniem


Pobierz Pobierz


Wydarzenia wokół postaci Wojciecha Sumlińskiego były zaskoczeniem i szokiem. Dziennikarz, który targa się na własne życie, podejmuje decyzję desperacką. Bowiem w istocie tej profesji leży ogromna wola życia i działania.

Nawet wtedy, gdy jest trudno, gdy dochodzi do walki z cieniem, często także własnym, dziennikarze, zwłaszcza śledczy, mają szczególną zdolność i wolę walki. Są wyjątkowo wytrwali w znoszeniu wszelkiego, nie tylko psychicznego, dyskomfortu, umieją pracować w samotności, niezrozumieniu – na przekór obowiązującym tendencjom, przyjętym sposobom myślenia i działania. Dlatego, że – jak powiada David Spark, jeden ze znawców tematu – to zajęcie dla ludzi potrafiących przyznać, że prawdą jest to, w co trudno im uwierzyć. Działają więc czasem, nawet nie wtajemniczając w swoją pracę najbliższej rodziny, która ze względu na podstawowe zasady bezpieczeństwa nie powinna za dużo wiedzieć. Zdarza się nawet, że dziennikarz zachowuje się tak, aby nikt nie domyślił się, że prowadzi dochodzenie. Jeśli jednak dochodzi do podjęcia decyzji o samobójstwie, mamy do czynienia z sytuacją naprawdę drastyczną.

Dlatego tak ważna była w tej sytuacji reakcja środowiska. Znamienne, że w eterze i na łamach różnych pism, niemal niesłyszalne były głosy innych dziennikarzy śledczych. Czy wszyscy ze sobą są tak bardzo skłóceni, by nie móc wydać wspólnego protestu, apelu, czy listu otwartego? Na tym tle wyraźnie wybrzmiał głos Sylwestra Latkowskiego, który przypomniał, że była to już druga próba samobójcza Sumlińskiego – pierwsza miała miejsce 13 maja, po zatrzymaniu przez ABW.

Do dziś w środowisku dziennikarzy w tej sprawie daje się zauważyć pewien rodzaj mentalnego zablokowania. Zdumienie wciąż miesza się niedowierzaniem. O ile Danutę Olewnik, siostrę porwanego, a później bestialsko porwanego biznesmena spod Drobina, uznano za symbol obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec mafii, o tyle Sumliński , w oczach swoich kolegów dziennikarzy, jakby nie do końca pozostaje w swoim zachowaniu zrozumiały. Dlaczego? Przecież można domniemywać, że i on, podobnie jak Danuta Olewnik, stanął sam naprzeciw mafii. Z tym, że okazał się słabszy. A może ma, o ile to możliwe, jeszcze bezwzględniejszych i jeszcze potężniejszych wrogów niż Olewnik? Oprócz spraw związanych z raportem na temat WSI jest jeszcze sprawa wyjaśnienia sprawców zbrodni ks. Jerzego Popiełuszki, którą się zajmował. Niedawno prasa donosiła o pogróżkach wobec rodziny ks. Jerzego Popiełuszki i próbach jej zastraszania, w kontekście starań powołania specjalnej komisji śledczej w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci kapelana Solidarności. Jeden ze świadków sprawy miał usłyszeć sugestię, że „Wisła jest jeszcze szeroka”.

Dlatego wobec wielu zawikłanych śledztw, jakie przychodzi prowadzić dziennikarzom wciąż powraca pytanie: co się stało z ich solidarnością zawodową? Jest to pytanie trudne. Choćby z tej racji, iż środowisko to jest bardzo hermetyczne. Ci, co odeszli z zawodu, nie wiele mówią lub prawie nic , o przyczynach swojego odejścia. A temat stał się jakby wstydliwy. O tym, że dziennikarze w ogóle mają problemy, dowiadujemy się często za późno, jak chociażby w wypadku Piotra Skórzyńskiego, o którego samobójstwie niektóre gazety pisały przed miesiącem. Co było rzeczywistą przyczyną decyzji tego niepokornego publicysty? W środowisku nie mówi się o tym jasno. Wiadomo, że jak można było przeczytać w „Opcji na Prawo”, pismem z którym stale współpracował, wciąż nie odnajdywał się w rzeczywistości po 1989 r. : „Piotrowi nie ułatwiały życia jego pryncypialność i bezkompromisowość. Bo przecież nie wypadało gadać z komuchami – nawet przystrojonymi w pióra neoliberałów, postmodernistów, brukselczyków. Trzeba było robić swoje – więcej czytać, więcej pisać, przekonywać do swoich racji. Także wspomagać innych – dobrym słowem, gdy możliwości niewielkie. Ile trzeba siły i woli, będąc skazanym na taką wegetację bez perspektyw – nigdy się nie dowiemy. Ci, którzy to przeżywają, są zbyt dumni, aby o tym mówić, ci, którzy odchodzą w proteście lub z bezsilności – nie zawsze zostawiają testament. Piotr napisał w liście do żony – nie potrafię godzić się na nikczemnienie świat”.

Dziennikarzy , którzy z trudem akceptują istniejącą rzeczywistość jest wielu. Ich reakcją stało się zawodowe milczenie, zmiana profesji czy nawet wyjazd z kraju. Uznali, że nie są w stanie dłużej zmagać się z oporem materii. Oddają – wbrew sobie i z wielkim bólem – pole swojej działalności tym bez sumienia i skrupułów. Nie wszyscy wycofują się tak dramatycznie jak Skórzyński, czy Sumliński. Są i tacy, którzy nieustannie i wbrew wszystkiemu, walczą. Choć o nich słyszymy bardzo mało. Tylko wtedy, gdy wysyłają sygnały Morse’a – jak ostatnio choćby Anna Pietraszek, gdy ogłaszając apel Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w sprawie Sumlińskiego zauważyła: „Dawno zamilkli starsi wiekiem i doświadczeniem dziennikarze – z epoki walki o wolną Polskę, wyhodowani warsztatowo w okresie powstającej „Solidarności”, w cierpieniu i poniewierce zawodowej praktykujący w stanie wojennym, a wreszcie z naiwnością ofiarnych polskich patriotów medialnych – włączający się w budowę tej niby – naszej Rzeczypospolitej lat 1990-1995. Tych dziennikarzy w zawodzie już nie ma…”. Pietraszek nie waha się przyznać , że to, że żyje, że przetrwała w zawodzie, zawdzięcza „wyłącznie wielu przyjaciołom-dziennikarzom, odważnym, niecofającym się przed wszelką pomocą, której potrzebowałam i – jak czas pokazał – potrzebuję do dzisiejszego dnia”.

Ostatnie wydarzenia tak bardzo boleśnie przekonały nas, że środowisko dziennikarzy w Polsce potrzebuje minimum zawodowej solidarności. Choćby o wielkości ziarna gorczycy. Nie można pozwolić na doniesienia o następnych samobójczych próbach. Czy będziemy solidarnie płakać, gdy kolejna już próba okaże się udana?


Dr Hanna Karp, wykładowca WSKSiM w Toruniu

drukuj