Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz Pobierz

Układ europejski

Może się to wydać dziwne, ale w minionym tygodniu w Parlamencie Europejskim najbardziej interesującą i dyskutowaną kwestią były wyniki wyborów lokalnych w Niemczech. Wybory odbywały się tylko w trzech z szesnastu landów, a jednak wywołały tak wiele komentarzy i obaw euroentuzjastów. Na pierwszy rzut oka to dość osobliwe. Parlament Europejski reprezentujący 28 krajów, z których każdy podzielony jest na wiele regionów, tak podekscytowany jest wyborami do kilku Landtagów w Niemczech. Sprawa jednak nie jest błaha. Idzie bowiem o pozycję kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która nie tylko rządzi w Niemczech, ale dominuje w Unii Europejskiej. Ma to bezpośrednie przełożenie na unijne instytucje. Od pewnego czasu niemieckiemu układowi wyrasta konkurencja. Nazywa się Alternatywa dla Niemiec (AfD – Alternative für Deutschland). Powstała dopiero przed trzema laty partia sprzeciwia się polityce wielkiej koalicji w Niemczech, czyli CDU/CSU i SPD, które obecnie rządzą tym krajem.

AfD politykę kanclerz Merkel uważa za błędną zarówno dla Niemiec, jak i dla całej Unii Europejskiej. Domaga się m.in. wyjścia Niemiec ze strefy euro, a przede wszystkim zamknięcia granic dla emigrantów. I właśnie ten ostatni postulat stał się przysłowiowym wiatrem w żagle tejże partii. Głosy oddane w wyborach regionalnych w Niemczech miały całkiem inny wymiar niż dotychczas, gdyż poparcie dla AfD odczytywane było w kategoriach braku zaufania dla europejskiej, przede wszystkim imigranckiej polityki Merkel. Nieco wcześniej pierwszy alarmowy dzwonek wybrzmiał już w Hesji, gdzie partia ta zdobyła około 12% głosów. Wybory, które odbyły się niedawno w Nadrenii-Palatynacie, Badenii-Wirtembergii i Saksonii-Anhalt pokazały nie tylko stabilną, ale i wzrostową tendencję poparcia dla Alternatywy dla Niemiec. Wszędzie uzyskała ona dwucyfrowy wynik, 12%, 15%, a w Saksonii-Anhalt nawet 24%. W landzie tym rządząca SPD zdobyła niespełna 11%, co oznacza, że w porównaniu z poprzednimi wyborami straciła 10% poparcia. W przypadku AfD nie można mówić o wzroście czy spadku jej popularności, gdyż dotychczas nie brała tam udziału w wyborach. Taki skok poparcia, czyli np. w Saksonii-Anhalt od zera do 24%, musiał spowodować lawinę komentarzy nie tylko w Niemczech. Europejska prasa pisała o „trzęsieniu ziemi” w tym kraju, o „jasnym znaku niezadowolenia” Niemców, o „strzale ostrzegawczym”, „żółtej kartce dla polityki Angeli Merkel”, a także o osłabieniu pozycji Merkel przed nadchodzącym szczytem Unia Europejska – Turcja.

Merkel zaczęła się godzić niemal na wszystko w negocjacjach z Turcją, aby zahamować napływ emigrantów, których tylko w ubiegłym roku przybyło do Niemiec ponad milion. Ogromne problemy z tym związane skonfliktowały wiele krajów Unii Europejskiej, ale przede wszystkim napędzają wyborców nielubianej przez Merkel Alternatywie dla Niemiec. Na jej czele stoi Frauke Petry, a w Parlamencie Europejskim reprezentanci tej partii wchodzą w skład trzeciej co do wielkości grupy politycznej Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której pierwsze skrzypce grają konserwatyści brytyjscy i polscy europosłowie wybrani z list Prawa i Sprawiedliwości. Tak jak w Parlamencie Europejskim EKR jest trzecią siłą polityczną, tak po ostatnich wyborach do Landtagów okazało się, że AfD wyrasta na trzecią siłę polityczną w Niemczech. Niebawem może więc zagrozić niemieckiemu układowi rządzącemu, co przełoży się na deal europejski, czyli układ europejski, a jest on od wielu lat zakonserwowany. Stąd tak wielkie obawy w Brukseli i Strasburgu.  Nagłaśnia się więc tezy i częstokroć wyrwane z kontekstu zdania liderów AfD. Celem jest dyskredytowanie tej partii na płaszczyźnie unijnych instytucji prowadzące do utraty zaufania niemieckich wyborców. Jedno z łagodniejszych określeń to „populiści”.

Stawiane są zarzuty, że AfD nie jest partią demokratyczną, a przewodniczący SPD i wicekanclerz Niemiec, sugerował nawet, że partię tę należałoby zdelegalizować. Mowa o tym była w kontekście obrony granic przed emigrantami, gdzie liderzy AfD, powołując się na niemiecką konstytucję dowodzili, że w wyjątkowych przypadkach można by nawet użyć broni dla ochrony granic. Natychmiast wątek ten podchwycono, prowokując pytania o możliwość strzelania na granicy do dzieci.
Pomimo zaprzeczenia już samo sformułowane pytanie stało się oskarżeniem, na mocy którego domagano się usunięcia przedstawicieli AfD z naszej grupy EKR w Parlamencie Europejskim. Jak dowodzą sami zainteresowani, dzieje się tak na skutek nacisku Angeli Merkel na Davida Camerona, który ma ogromne wpływy w naszej grupie. Wbrew od lat lansowanemu medialnemu przekazowi o sporach politycznych na linii Merkel – Cameron, pozostają oni w dobrych politycznych i koleżeńskich relacjach. Czy jednak to wystarczy?

Już blisko dwa lata temu, z tego co wiem, kanclerz Merkel próbowała zablokować przyjęcie przedstawicieli AfD do naszej grupy, ale bezskutecznie. Istnieją jednak na forum unijnym różne inne instrumenty pozwalające na zbijanie wiarygodności polityków, jak chociażby wykazywanie nadużyć, bądź rzekomych nadużyć prominentnych przedstawicieli ich partii w Brukseli czy Strasburgu. Dotyka to np. europosłów francuskiego Frontu Narodowego z Marine Le Pen na czele (kandydatką na prezydenta Francji), Gołym okiem widać, że proporcjonalnie do wzrostu popularności eurosceptycznych formacji oraz pojedynczych europosłów natęża się ich kontrola i wykazywanie nieprawidłowości w Parlamencie Europejskim. Zmienia się regulamin, co odczytują oni jako celowe utrudnianie pracy w kraju, w którym zostali wybrani. Czy jednak doraźne administracyjne obostrzenia będą w stanie stępić obiektywny ogląd sytuacji budzących się w swej świadomości społeczeństw krajów Unii Europejskiej? Klucze do rozwiązania sytuacji nadal dzierży Angela Merkel, która po ostatnich wyborach w trzech landach zaczyna odczuwać poważny nacisk w szeregach własnej partii, aby zmieniła politykę imigracyjną. Politycy CDU obawiają  się bowiem, że taka polityka może doprowadzić do upadku historycznego układu partyjnego w Niemczech, a co za tym idzie zachwiać układem europejskim.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj