Pastuszkowie z Fatimy – apel o świętość

Kiedy Ojciec Święty Benedykt XVI uklęknie dzisiaj wieczorem w miejscu
objawień, minie dokładnie dziesięć lat od ostatniej wizyty Papieża w Fatimie. Na
progu nowego milenium Jan Paweł II tak samo klęczał przed figurą Matki Bożej,
Maryi zawierzał całą ludzkość i prosił, by była nam Towarzyszką w drodze. Był
zatroskany o nadchodzące lata, świadom czekających nas niebezpieczeństw. W
Fatimie do dziś wspominają „nadprzyrodzoną ciszę”, jaka nastała, gdy Ojciec
Święty ukląkł do modlitwy, a tylko Maryja słyszała jego słowa. Podczas długiej
osobistej rozmowy tego, który był „Totus Tuus” („Cały Twój”) dla Maryi, i Tej,
która jest „Tota Tua” („Cała Twoja”) dla każdego z nas, milion ludzi zastygło na
kwadrans w absolutnej ciszy. Rozumieli, że ta modlitwa decyduje o losach
świata.

Dziesięć lat temu Jan Paweł II modlił się o ukazanie ludziom drogi, która
prowadzi od zła ku dobru, od wojny do pokoju, od grzechu do świętości. Wtedy też
uczynił coś, co dla świata było zupełnie niezrozumiałe, co było gestem
paradoksu. Nie tłumaczył drogi. Ukazał ją. Wyniósł na ołtarze dwoje małych
dzieci – pastuszków. Uczczenie jubileuszu tego wydarzenia jest głównym motywem
obecnej pielgrzymki Benedykta XVI do Portugalii.

Beatyfikowane jako wyznawcy
Dla wielu ta beatyfikacja to
był skandal, bo te dzieci były za młode na błogosławionych. Hiacynta umierała,
nie mając nawet dziesięciu lat, Franciszek – jedenastu. Dotychczasowa praktyka
Kościoła sugerowała, że tak małe dzieci nie mogą osiągnąć świętości inaczej jak
przez męczeństwo. Żadne tak małe dziecko nie zostało jeszcze wyniesiono na
ołtarze jako wyznawca – czyli jako ktoś, kto zasłużył na tytuł świętego nie
przez śmierć, lecz przez życie.
To drugie jest o wiele trudniejsze. To
dlatego wielu ludzi, którzy odkryli tajemnicę Boga i zapragnęli być z Nim na
wieki, marzy o męczeństwie. Ono jest gwarancją zbawienia. A nasze życie? Trudno
przedzierać się do Nieba przez długie lata. Zawsze grozi upadek.
Jan Paweł II
złamał zasadę. Pokazał nam życie najmłodszych wyznawców – prostą drogę do Nieba.
Świętość dzieci, które poniosły śmierć męczeńską, była dla Kościoła faktem
oczywistym. Wśród męczenników są choćby dwunastoletnie św. Agnieszka i św. Maria
Goretti. Piętnaścioro dzieci w wieku 10-13 lat znalazło się wśród XVII-wiecznych
męczenników z Japonii. Również w Polsce mamy święte dzieci. Są wśród
wyniesionych na ołtarze w 1997 r. męczenników pratulińskich. Jednak tym razem
Papież wskazał na świętość dzieci-wyznawców.
Nie zdajemy sobie sprawy, jak
radykalny był ten gest. Przez wiele lat kwestionowano sam fundament procesu
beatyfikacyjnego. Uważano, że tak małe dzieci jak Franciszek i Hiacynta nie mogą
praktykować cnót w stopniu heroicznym. Ale spór rozstrzygnął podpis Ojca
Świętego Jana Pawła II – złożony kilka tygodni przed zamachem na jego życie.
Teraz trzeba już było tylko czekać na potwierdzenie z Nieba – na cud, który
umożliwiłby ogłoszenie ich błogosławionymi. I Bóg go uczynił. To znak, że
chciał, by jego mali święci z Fatimy wskazywali ludziom drogę do Nieba.

Poszli drogą ukazaną w Fatimie
Gdy świat wkroczył w nowe
tysiąclecie – czas tysiąca zagrożeń – Jan Paweł II wyniósł Hiacyntę i Franciszka
wysoko na ołtarze, byśmy dostrzegli te dwie drobne postacie. Zostali nie tylko
nazwani „szczęśliwymi” (przecież „beatus” znaczy „szczęśliwy”), szczęśliwymi
doskonale i na wieki. Samym dzieciom beatyfikacja nie była do niczego potrzebna.
Była potrzebna nam. Pastuszkowie zostali wysunięci przed szereg i ukazani nam
jako wzór.
Bo rodzeństwo z Fatimy nie jest błogosławione dlatego, że Bóg
wybrał je na świadków najważniejszych w historii objawień maryjnych. Dzieci nie
są od dziesięciu lat wyniesione na ołtarze dlatego, że Bóg pozwolił im poznać
swoje sekrety. Hiacynta i Franciszek są błogosławieni, bo poszli drogą ukazaną w
Fatimie. A jest to droga świętości.
Tamtego dnia, kiedy Jan Paweł II dokonał
beatyfikacji pastuszków fatimskich, wezwał nas do udziału w „dobrych zawodach”.
Wstyd, jeśli dzieci nieliczące nawet jedenastu lat życia umieją żyć lepiej niż
my. Wstyd, jeśli nie potrafimy dać z siebie więcej niż one. Wstyd, jeśli nie
umiemy patrzeć tak daleko jak mali Hiacynta i Franciszek. Przecież drogę do
Nieba znamy lepiej niż oni.
W życiu tamtych dzieci świętość okazała się
rzeczywistością. Bóg na pierwszym miejscu. Chrystus – największa miłość. Nie
tyle myślenie o świecie, ile o wieczności. Nie tyle myślenie o wieczności, ile
życie dla niej. I to nie tyle swojej wieczności, lecz innych. Szukanie wszelkich
sposobów, by ratować grzeszników. Przez zgodę na codzienne krzyże, które Bóg
zsyła. Ale też przez pragnienie dania Bogu z miłości więcej, niż On sam żąda.
Przez szukanie cierpienia, które wynagradza za grzechy świata.
Papież Jan
Paweł II ukazał nam w dzieciach z Fatimy wzór. Bo dziś codzienne zagrożenia
potrzebują codziennych świętych. Bo odpowiedzią na ukryty atak na to, co święte,
jest anonimowa świętość. Bo wielkie wyzwania potrzebują wielkich świętych.
Świętych, którzy idą zupełnie inną drogą niż świat. Którzy uczą, że ci, co
szukają siebie, znajdą pustkę, a ci, co szukają Boga, znajdą pełnię życia. Już
tutaj, już teraz, ale inaczej niż chce świat. Bo aby być szczęśliwym teraz i na
wieczność, potrzeba tylko jednego – Boga.
Można po ludzku przegrać wszystko –
z perspektywy Nieba wszystko wygrać. Taka jest maryjna droga Fatimy. Taką drogę
wybrali Hiacynta i Franciszek.

Wincenty Łaszewski

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl