Zatrzymać młode pokolenie w Polsce

Bezrobocie młodego pokolenia jest dziś największym zagrożeniem dla stabilności politycznej i ekonomicznej wielu państw Europy. Rząd portugalski opracował już pakiet pomocowy, wyceniany na 350 mln euro, który ma służyć zwiększeniu zatrudnienia młodych ludzi (Estimulo 2012).

Jest rzeczą oczywistą, że bezrobocie i masowe wychodźstwo ekonomiczne kolejnych pokoleń Polaków, łączące się, a zarazem pogłębiające kryzys demograficzny naszego kraju, jest również największym zagrożeniem dla teraźniejszości i przyszłości ekonomicznej Polski. Tu specjaliści są w pełni zgodni. Nie tylko zabraknie nam podatników płacących daniny publiczne oraz składki emerytalne, lecz także nowych pokoleń konsumentów nabywających towary i usługi. Nie jest czymś najważniejszym ustalenie zależności, czy istotniejszym czynnikiem spadku tzw. dzietności jest emigracja zarobkowa, czy też mała liczba urodzeń jest zjawiskiem całkowicie niezależnym – ten problem zostawmy specjalistom. Najważniejszym obowiązkiem jest dziś przeciwdziałanie temu zjawisku. Aby odwrócić tę tendencję, należy podjąć już mocno spóźnione działania eliminujące przyczyny masowej emigracji zarobkowej. Są tylko dwa czynniki, które mogą powstrzymać wychodźstwo ekonomiczne kolejnych pokoleń naszych rodaków.

 
Pierwszym, najważniejszym, jest możliwość uzyskania stabilnej pracy etatowej w małych miejscowościach i na terenach wiejskich, drugim – ograniczenie, a w najlepszym wariancie zminimalizowanie bezpośredniego i pośredniego drenażu ekonomicznego krajowych przedsiębiorstw, który ogranicza ich możliwości rozwojowe i inwestycyjne, w tym także w zakresie zatrudniania.

 

 

Silne państwo

Czynniki te są silnie zależne: reinwestowane w kraju zyski firm zawsze tworzyć będą miejsca pracy, nawet wbrew polityce ograniczenia zatrudnienia prowadzonej przez polityków. I odwrotnie: nawet gdy rząd wprowadzi mądre rozwiązania promujące zatrudnienie, przedsiębiorstwa ogołacane z pieniędzy przez „inwestorów” oraz wywóz bogactwa przez nasze obiektywnie dość skromne elity majątkowe pozbawią politykę rządu siły sprawczej.

 

 

Sądzę, że są to dość oczywiste spostrzeżenia, których nie warto byłoby powtarzać, gdyby nie otaczająca nas od ponad dwudziestu lat rzeczywistość, w której nie istnieje zarówno jakakolwiek koncepcja długofalowej polityki zatrudnienia ludzi młodych, jak również nikt nie przeciwdziała nawet nielegalnemu transferowi kapitału przy wykorzystaniu fikcyjnych firm i pozornych „transakcji”. Nasza niemoc ma głębokie i skomplikowane przyczyny. Zacznę od zacytowania cudzej myśli jednego z publicystów, który oceniając stosunki niemiecko-rosyjskie, między innymi stwierdził, że elity ekonomiczne tych krajów mają silne zabarwienie nacjonalistyczne. Zapewne racja, lecz zupełnie nie dotyczy naszego podwórka. My nie mamy wiele takich elit. Wręcz odwrotnie: awans majątkowy najczęściej utożsamiany jest z edukacją zagraniczną potomstwa i zmianą – najlepiej na stałe – miejsca rezydencji. Bo bogactwo ciągnie do państw zorganizowanych, legalistycznych, silnych władzą uczciwych sądów, nieskorumpowanych policjantów, a przede wszystkim twardego prawa, które jest niezbędne dla zachowania nawet niezbyt legalnie zgromadzonego majątku. Nasz liberalno-plebejski światek nie jest atrakcyjny dla rodzimego i obcego bogactwa, a często jest mu najzwyczajniej wrogi. Niestety tak jest od dawna. Byliśmy jako Naród nieobecni, gdy tworzył się przed ponad stu laty współczesny model sukcesu majątkowego, opartego na produkcji przemysłowej i pracy. Tę przestrzeń wypełnili również ludzie nie tylko niemówiący po polsku – bo to nie najważniejsze: istotą było to, że w swojej świadomości byli bardzo odlegli od tych wszystkich symboli i treści, które dziś nazywamy polskością. Podobnie było przed wojną, która nie stworzyła liczącej się grupy rodzimych kapitalistów. Jedyne przedsięwzięcie industrializacyjne podjął przecież rząd, a rodzimy kapitał, będący spuścizną po państwach zaborczych, traktował w większości nasze państwo jako twór sezonowy. Okres Polski Ludowej dopełnił procesu likwidacji nie tylko rodzimych przedsiębiorców, lecz oduczył całe pokolenia w sposób wyjątkowo skuteczny umiejętności legalnego gromadzenia i twórczego wykorzystania bogactwa – rządzono przecież poprzez równo dzieloną biedę. A bycia bogatym w sposób twórczy nie da się nauczyć poprzez lekturę nawet najmądrzejszych podręczników (jeśliby ktoś je napisał) – to jest wiedza praktyczna, zdobywana najlepiej przez kilka pokoleń. Tu znów zacytuję słowa prawie zapomnianego już myśliciela, który ostrzegł, że bogactwo w rękach ludzi chciwych i egoistycznych jest najszybszą drogą do rewolucji, która przecież z istoty jest niszczycielska.

 

 

Praca priorytetem

Oczywiście rząd, mając w ręku władzę i różnego rodzaju środki perswazji, mógłby ograniczyć emigrację zarobkową młodego pokolenia, skłaniając ludzi bogatych do inwestowania w naszym kraju. Wbrew obiegowym przekonaniom postępują w ten sposób bogate kraje, zwłaszcza te, które same mienią się wolnorynkowymi i liberalnymi. Może więc warto przekonywać naszych polityków, aby przejęli dobre wzorce i zrobili coś, co jest od dawna rutyną rządzenia gospodarką rynkową?

 
Ważniejsze jest jednak to, aby już dziś – podobnie jak w Portugalii – powstał kompleksowy program rządowego wsparcia o charakterze bezpośrednim tworzenia miejsc pracy dla ludzi młodych w małych ośrodkach miejskich oraz na terenie wsi. Tu wystarczy napisać odpowiednie przepisy, a następnie nakazać urzędnikom ich uczciwe wdrożenie. Oczywiście nie można pozostawić pola różnym wydrwigroszom, wykorzystującym tego rodzaju programy np. do wydatkowania pieniędzy publicznych na nikomu niepotrzebne szkolenia i przekwalifikowania zawodowe. Tu przecież pobiliśmy dotychczas granice wszelkiego absurdu marnowania pieniędzy na nikomu niepotrzebne kursy wzbogacające również pasożytnicze firmy szkoleniowe. Istotą rządowego wsparcia dla tworzenia nowych miejsc pracy musi być pomoc adresowana bezpośrednio bądź to do samego przedsiębiorcy, bądź do osoby, która ma być zatrudniona. Istnieje na ten temat obszerna wiedza oraz doświadczenia, do których trzeba sięgnąć w dobrej wierze. Tysiące przedsiębiorców z chęcią zatrudniłoby nowych pracowników, gdyby ze środków publicznych złagodzono istotnie ciężar ubezpieczenia społecznego tych ludzi, a nawet dano by szanse częściowej refundacji wydatków płacowych.

 

 

Bo praca, stając się stabilnym źródłem dochodów nowych pracowników, bezpośrednio i pośrednio pomnoży bogactwo narodowe nas wszystkich. Innej drogi nie ma.


drukuj