fot. PAP/Wiktor Dąbkowski

K. Wyszkowski dla „Naszego Dziennika”: ECS stało się ośrodkiem liberalno-lewicowej myśli politycznej i służy walce z obecnym rządem

ECS stało się ośrodkiem liberalno-lewicowej myśli politycznej i służy walce z obecnym rządem. To jest bardzo wygodna forma przeciwstawiania się obecnej władzy, i to za publiczne środki powiedział w rozmowie z red. Mariuszem Kamienieckim z „Naszego Dziennika” Krzysztof Wyszkowski, współtwórca i były działacz Wolnych Związków Zawodowych, członkiem Kolegium IPN. 

***

Zdaje się, że nie należy Pan do osób uznawanych przez władze Europejskiego Centrum Solidarności. Dlaczego?

– Rzeczywiście, zarząd Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku odmówił włączenia mnie do Rady ECS na lata 2017-2021 jako przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Przypomnę, że resort kultury jako jeden z założycieli jest reprezentowany w Radzie ECS i ma tam cztery miejsca. Jedno z tych miejsc miało przypaść w udziale mnie. Negocjacje trwały przez ponad pół roku, ale Paweł Adamowicz jako prezydent Gdańska, który na mocy Statutu ECS, w uzgodnieniu z pozostałymi założycielami, czyli: Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Samorządem Województwa Pomorskiego, NSZZ „Solidarność” i Fundacją Centrum Solidarności, powoływał Radę ECS, twardo odmówił zgody, abym wszedł w jej skład.

Był jakiś konkretny powód odmowy?

– ECS jest instytucją publiczną, ale zawłaszczoną przez jedną grupę polityczną – mianowicie przez środowisko Platformy Obywatelskiej. Rzecz skandaliczna, jak można tak potraktować instytucję zbudowaną za ponad 300 mln zł i dofinansowywaną corocznie przez resort kultury, która w istocie została „skradziona” Polakom. W mojej ocenie, rzecz powinna się zakończyć w sądzie. Całe to środowisko dokładnie znało moje stanowisko i dlatego nie chcieli dopuścić do Rady ECS kogoś, kto patrzyłby im na ręce.

Czy dzisiejsza „Solidarność” utożsamia się z ECS?

– NSZZ „Solidarność” zdecydowanie nie utożsamia się z działaniami obecnego ECS. NSZZ „Solidarność”, która ma w Radzie ECS dwa miejsca, w sposób jednoznaczny popierała moją kandydaturę, ale przedstawiciele związku oraz resortu kultury razem wzięci mają za mało głosów w radzie, żeby mieć kontrolę i móc realizować swoje cele. Nic zatem dziwnego, że NSZZ „Solidarność” wycofał swoich przedstawicieli z Rady ECS i z Rady Historycznej ECS, gdzie na dobrą sprawę nie miał nic do powiedzenia. To mocno upolityczniona instytucja, która staje po jednej stronie sporu i zamiast łączyć – dzieli. „Solidarność” od początku protestowała przeciwko „sprywatyzowaniu” ECS i robieniu z tej instytucji partyjnej przybudówki. Teraz uznała, że trzeba to upublicznić w ostrzejszej formie.

Czemu służy dzisiaj Europejskie Centrum Solidarności?

– ECS stało się ośrodkiem liberalno-lewicowej myśli politycznej i służy walce z obecnym rządem. To jest bardzo wygodna forma przeciwstawiania się obecnej władzy, i to za publiczne środki. Centrum dysponuje pieniędzmi, doskonałymi warunkami socjalnymi, bazą hotelową, gdzie można się – powiedziałbym – bogato pożywić z tego majątku, co pozwala na zapraszanie różnych ludzi. Określiłbym, że jest to ambasada, placówka totalnej opozycji czy nawet armata wymierzona w rząd, ale także armata antypaństwowa. Dyrektor ECS Basil Kerski część dzieciństwa spędził w Polsce – chodził nawet do szkoły z moją córką, a później z rodziną wyjechał do Niemiec, gdzie przyjął obywatelstwo. Ale tu nie chodzi o niego osobiście, bo zawsze jest tak, że nawet jeśli ktoś jest przyzwoity, to nie oznacza, że nie może uczestniczyć w czymś społecznie szkodliwym.

Jaki jest cel warsztatów, sympozjów organizowanych przez ECS – czy służą one idei największego ruchu społecznego, jakim była „Solidarność”?

– Absolutnie nie. Owszem, dla niepoznaki organizowane są spotkania, gdzie tacy ludzie jak Lech Wałęsa czy Jerzy Borowczak opowiadają swoją własną historię, ale nie o to chodzi. W ECS, gdzie powinna być opisana historia NSZZ „Solidarność”, dominuje postać Lecha Wałęsy z jego kłamliwą opowieścią. Fakt, że użyczono mu specjalnego lokalu na terenie ECS, powoduje, że całość wykładu podporządkowana jest fałszywej historii reprezentowanej przez Wałęsę. Tyle że to wszystko nie ma nic wspólnego z przedstawianiem zrywu pierwszej „Solidarności”. W ECS nie można oczywiście wspomnieć o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy.

Ostatnio głośno było o utworzeniu działu, który zajmowałby się dziedzictwem pierwszej „Solidarności”, gdzie godne miejsce miałaby Anna Walentynowicz. Ale nie spotkało się to z akceptacją.

– Anna Walentynowicz bezsprzecznie jest bohaterką „Solidarności”, symbolem walki z komunizmem. Niestety, dla ludzi, którzy kierują ECS, to postać niepożądana.

Kiedy resort kultury nie godzi się na to i nie chce dać więcej pieniędzy – czego żądają władze Gdańska i ECS – to jest odsądzany od czci i wiary…

– To jest jakiś kabaret, bo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest zobowiązane do płacenia 4 mln zł rocznie na działalność ECS i tyle płaci, ale oni chcą więcej. Paradoks polega na tym, że grupa, która poprzez ECS prowadzi działalność antyrządową, domaga się od tegoż rządu więcej pieniędzy. Innymi słowy, chcą, aby rząd płacił im więcej na zwalczanie rządu. Na tym polega cała perfidia działań ludzi związanych z ECS.

Dziękuję za rozmowę.

„Nasz Dziennik”

drukuj