W Gruzji wciąż niespokojnie
Po demonstracjach, do jakich doszło w Gruzji, przewodniczący tamtejszego parlamentu podał się do dymisji. Nocne protesty w ilości około 10 tys. osób w Tbilisi przerodziły się w starcia z policją. Rannych zostało ponad 200 osób. Połowa z nich przebywa w szpitalu.
Do protestu doszło po tym, jak rosyjski deputowany Siergiej Gawriłow wystąpił w gruzińskim parlamencie z miejsca przewodniczącego izby.
Demonstranci próbowali wtargnąć do budynku. Chcieli też, by jego przewodniczący podał się do dymisji. Według nich przyzwolenie na wystąpienie Siergieja Gawriłowa w ich parlamencie to wstyd dla rządu i kraju.
Prof. Tadeusz Marczak, politolog, ocenił, że skala protestów w Gruzji jest zaskakująca.
– W wydarzeniach na terenie Gruzji uderzającą rzeczą jest skala i gwałtowność tych protestów. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że ta skala jest niewspółmierna z incydentem, który ją spowodował, a mianowicie z tym, że przewodniczący delegacji rosyjskiej usiadł nie tam, gdzie należało, a usiadł na miejscu dla przewodniczącego parlamentu gruzińskiego. Te nastroje społeczeństwa gruzińskiego kształtowane są pod wpływem zachowania się rosyjskich sił pogranicznych, które ustawicznie przesuwają tę granicę na niekorzyść Gruzji – powiedział prof. Tadeusz Marczak.
Po protestach prezydent Gruzji nazwała Rosję ,,wrogiem i okupantem”. Na Facebooku zasugerowała, że za zamieszkami stoi rosyjska ,,piąta kolumna”.
Do sytuacji w Gruzji odniósł się premier Mateusz Morawiecki. Prezes Rady Ministrów zaapelował, żeby Rosja nie mieszała się w wewnętrzne sprawy Gruzinów.
RIRM