S. Piotrowicz: Z każdym dniem zbliżamy się do prawdy o Smoleńsku

„Poprzedni rząd nie tylko nie zadbał o bezpieczeństwo prezydenta, ale też zupełnie zignorował działania zmierzające do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej” – tłumaczy w rozmowie z portalem Radia Maryja poseł Stanisław Piotrowicz, który przez lata pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M.

Pojawiły się informacje medialne o tym, że poprzedni rząd wiedział o zamianie ciał ofiar katastrofy smoleńskiej pięć miesięcy po tragedii. Bliskich ofiar powiadomiono o tym dwa lata później. Mamy do czynienia z kolejnym skandalem?

Niechęć rządu do prezydenta Lecha Kaczyńskiego była znana jeszcze zanim doszło do katastrofy. Pamiętamy wypowiedzi dotyczące prywatnej wizyty. To miało skutek w postaci tego, że poszczególne służby – odpowiedzialne za bezpieczeństwo – nie podjęły działań, do których były zobowiązane. Zachowanie po katastrofie również wskazuje na to, że rząd nie zamierzał zainteresować się wyjaśnieniem okoliczności i przyczyn tej katastrofy. Od samego początku przedstawiciele tego rządu wprowadzali społeczeństwo w błąd. Późniejsza pani premier, a wtedy członek rządu, wprost okłamywała społeczeństwo, mówiąc o świetnej współpracy. Skrywano przecież przed obywatelami, że śledztwo i wrak zostały przekazane stronie rosyjskiej. Skrywano to, że oddano dowody rzeczowe – wrak, czarne skrzynki – aż do zakończenia rosyjskiego postępowania sądowego – postępowania sądowego, a więc czegoś więcej niż śledztwa. Wrak leży tam do dziś i niszczeje. Rosjanom powierzono również czarne skrzynki. Świat nie zna chyba takiego przypadku, żeby rząd powierzył śledztwo obcemu państwu, nie będącemu w przyjaznych relacjach – można powiedzieć – pozostającemu we wrogich relacjach w stosunku do Polski; powierzył wyjaśnianie przyczyn i okoliczności śmierci głowy swojego państwa – prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, generalicji wszystkich rodzajów sił zbrojnych. To pokazuje nam, że poprzedni rząd nie tylko nie zadbał o bezpieczeństwo prezydenta, ale też zupełnie zignorował działania zmierzające do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Mało tego, tych wszystkich, którzy nie dopełnili obowiązków w dziedzinie zapewnienia bezpieczeństwa głowie państwa uhonorowano czy awansowano. Wiele faktów skrywano również przed społeczeństwem. Chociażby takich, o których dowiedzieliśmy się przecież dopiero niedawno za sprawą nowego rządu. Poprzedni rząd wiedział o tym, że zamieniono ciała w trumnach, a więc to świadczy o intencjach tamtego rządu.

Kto w pierwszej kolejności jest odpowiedzialny za to, co działo się po tragedii smoleńskiej? Kto odpowiada za to, że tragedia do dzisiaj nie została wyjaśniona? Jakie konsekwencje takie osoby powinny ponieść?

Wystarczy wspomnieć chociażby o tym, że na czele instytucji zajmujących się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej nie stanął polski premier. Po stronie rosyjskiej na czele komitetu śledczego stanął premier Rosji. Zazwyczaj relacje międzypaństwowe odbywają się przecież na zasadzie wzajemności. Nie zdziwiłbym się, gdyby było odwrotnie – na czele polskiej komisji zmierzającej do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej staje polski premier, a po stronie rosyjskiej funkcjonariusz niższego szczebla. Stało się zupełnie odwrotnie. To pokazuje, jak zbagatelizowano i zmarginalizowano sprawę. Nie ulega wątpliwości, że służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, a więc biuro ochrony rządu, podlegały ministrowi administracji panu Millerowi. Również niektóre służby wojskowe podlegały ministrowi obrony narodowej. Na czele tych dwóch ministrów – bo byli to ministrowie tamtego rządu – stał prezes, premier Donald Tusk. Szef kancelarii Tomasz Arabski był przecież odpowiedzialny od strony organizacyjnej za wizytę prezydenta w Smoleńsku. Trzeba z całą mocą podkreślić, że za bezpieczeństwo prezydenta, za organizację tego lotu odpowiedzialny był rząd. Samolot również był w gestii rządowej. Prezydent nie miał w tym zakresie nic do powiedzenia. Kancelaria Prezydenta nie dysponuje służbami, które miałyby prezydenta ochraniać. Przecież wszyscy wiemy, że prezydenta ochrania Biuro Ochrony Rządu, które podlega właśnie rządowi. Na pewno odpowiedzialność za to ponoszą poszczególni przedstawiciele rządu.

Komu w Pańskiej ocenie zależy na tym, aby nie wyjaśniono przyczyn katastrofy smoleńskiej? Czy te środowiska również dzisiaj próbują w jakiś sposób oddalać nas od prawdy?

Myślę, że było to bardzo widoczne w parlamencie, kiedy z inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości zmierzano do podjęcia uchwały Sejmu w kierunku zwrotu wraku Tupolewa, zwrotu czarnych skrzynek. Wtedy okazało się, że Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe głosowały przeciwko tej uchwale. To taki wymierny moment pokazujący, jak można być przeciwnym temu, co powinno się uczynić. To też wskazuje na intencje tamtego rządu – rządu Donalda Tuska, a później rządu Ewy Kopacz. Nigdy nie zwrócili się o zwrot tych dowodów do Polski. Przecież one stanowią polską własność. O złej woli świadczy również to, że nie tylko prokuratura nie wykonała sekcji zwłok zaraz po tym, jak zwłoki ofiar trafiły do Polski, ale również nie reagowała na wnioski stron domagające się takiej ekshumacji i sekcji. To wskazuje na złą wolę. Za sprawą rodzin ofiar do Polski przyjechał wybitny anatomopatolog prof. Michael Baden. Był gotów uczestniczyć w sekcji zwłok. To – jak sam podkreślał – jeszcze się nie zdarzyło nigdzie na świecie, żeby go do takiej czynności nie dopuszczono. Wszak prof. Michael Baden jest najwybitniejszym profesorem w tej dziedzinie w Stanach Zjednoczonych; profesorem, który prowadził sekcję zwłok zamordowanego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Prof. Baden nie został dopuszczony do sekcji zwłok. Nawet, kiedy mu odmówiono udziału w roli biegłego, proponował, aby go dopuścić w roli obserwatora. Również i na to prokuratura wojskowa z tamtych czasów – kierowana przez prokuratora Parulskiego – nie wyraziła zgody. To pokazuje, że tamten rząd i agendy tamtego rządu nie miały dobrej woli w zakresie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Czy – mimo tych wieloletnich zaniedbań, jakie miały miejsce w śledztwie smoleńskim – jesteśmy dziś w stanie poznać pełną prawdę o przyczynach katastrofy smoleńskiej? Pytam o to, nawiązując do Pańskiego doświadczenia, jakie wyniósł pan, pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M.

Wielokrotnie podkreślałem, że dowody rzeczowe w śledztwie są szalenie ważne. Niemniej jednak trzeba uczynić wszystko, co jest możliwe, aby przybliżyć się do prawdy. Z każdym dniem do tej prawdy się zbliżamy. Minister obrony narodowej powołał podkomisję, składającą się z ekspertów, do zbadania przyczyn katastrofy, a w szczególności do szczegółowego zapoznania się z tzw. raportem Millera po to, żeby zorientować się, jakimi dowodami dysponowano, żeby tworzyć taką ostateczną opinię, jaką zaprezentowała komisja Millera. Niezbędne jest zapoznanie się z całością akt, a wiemy, że tych tomów jest bardzo wiele. W tej chwili trwa kwerenda akt śledztwa. Będziemy mogli wkrótce zorientować się, jakie materiały zdobyła polska prokuratura na przestrzeni tych sześciu lat, co z tych materiałów wynika, ile jest tam dowodów wartościowych, a ile nic nieznaczących, świadczących o markowaniu wykonywania czynności. To za jakiś czas się okaże. Po wykonaniu pracy przez podkomisję powołaną przez pana ministra Antoniego Macierewicza, po kwerendzie akt przez zespół powołany przez prokuratora generalnego będziemy mogli powiedzieć coś więcej, na jakim etapie się znajdujemy i jakie czynności będą mogły być wykonane.

Ofiary katastrofy smoleńskiej zostały w Pańskiej ocenie upamiętnione w należyty sposób? Jak ocenia Pan – na przestrzeni ostatnich sześciu lat –działania, które miały upamiętnić ofiary tragedii?

Zwraca Pan uwagę na coś, co jest bardzo charakterystyczne, tj. negatywny stosunek władz do organizacji wizyty prezydenta w Katyniu, stosunek władz do samej wizyty, negatywny stosunek – bo to już jest dziś widoczne – do tego, żeby do prawdy dotrzeć i jednocześnie dużą aktywność w tym kierunku, żeby zatrzeć pamięć o ofiarach – nie dopuścić do upamiętnienia osób wybitnych, upamiętnienia prezydenta Rzeczpospolitej prof. dr. hab. Lecha Kaczyńskiego, który zginął w służbie. Jechał, żeby oddać cześć oficerom pomordowanym w Katyniu i sam również poniósł tam śmierć. Jest to jakby klamra spinająca. Można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z drugim Katyniem i z tych wszystkich okoliczności wynika pilna konieczność, ażeby ludzi wielkich uhonorować, by wbrew temu, do czego zmierzał ówczesny rząd, pamięć o nich nie zaginęła.

Dziękuję za rozmowę.

Z posłem Stanisławem Piotrowiczem rozmawiał Szymon Kozupa.

RIRM

drukuj