Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt chce likwidacji hodowli zwierząt futerkowych w Polsce
Czy Polską branżę hodującą zwierzęta futerkowe czeka likwidacja? Taki scenariusz przewiduje projekt ustawy autorstwa Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. Rodzą się jednak pytania, czy rzeczywiście chodzi o dobro małych norek i innych stworzeń, czy może o wielkie pieniądze?
W Parlamentarnym Zespole Przyjaciół Zwierząt zasiadają przedstawiciele wszystkich opcji politycznych.
– Ten zakaz oznacza poprawienie losu tych zwierząt, dlatego, że ten biznes polega na tym, że zwierzęta są hodowane tylko po to, żeby zerwać z nich furta. Nie ma żadnego powodu, żeby zwierzęta były hodowane na futra, skoro mogą być ciepłe, śliczne futra sztuczne – zaznacza Krzysztof Czabański z PiS-u.
W podobnym tonie wypowiada się poseł Paweł Suski z Platformy Obywatelskiej.
– Dla mnie jako obrońcy praw zwierząt jest to rzecz karygodna i niedopuszczalna, że kosztem tych zwierząt ludzie się bogacą – mówi Paweł Suski z Platformy Obywatelskiej.
Proponowane przepisy jednak nic nie mówią o zaostrzeniu standardów hodowli. One przewidują jej całkowitą likwidację.
– Zakazanie hodowli norek w Polsce nie zlikwiduje cierpienia zwierząt, nie zlikwiduje tego procederu. Ta hodowla przeniesie się do Danii czy na Ukrainę, gdzie warunki są o wiele gorsze – wskazuje poseł Jakub Kulesza z Kukiz 15.
Likwidacja hodowli to śmiertelny cios dla polskich rolników i przedsiębiorców. Ich ciężka praca uplasowała Polskę na drugim miejscu w Europie i na trzecim na świecie pod względem produkcji skór.
– 500 mln euro z eksportu, ponad 50 tysięcy osób bezpośrednio i pośrednio żyjących z tej branży, ponad 10 mln skór najlepszej jakości, które niemal w 100% trafiają na export – wylicza Szczepan Wójcik, hodowca norek.
Spora część tych zysków trafia do budżetu państwa.
– Różnie się szacuje: od kilkuset milionów do nawet półtora miliarda – informuje ekonomista dr Marian Szołucha.
To zwykła wojna gospodarcza – uważa dr Marian Szołucha.
– Kolejnej ważnej gałęzi polskiego rolnictwa i całej polskiej gospodarki grozi po prostu wrogie przejęcie – mówi ekonomista.
Wiele wskazuje na to, że za działaniami tzw. pseudoekologów, którzy lobbują za likwidacją hodowli zwierząt futerkowych, w rzeczywistości stoją zagraniczni konkurenci Polskich hodowców.
– Mamy do czynienia ze starciem Polska kontra zagranica, zwłaszcza trzy kraje: Rosja, Dania, Niemcy. Grozi polskim hodowcom wrogie przejęcie i te ataki – na co warto zwrócić uwagę – zaczęły się w momencie, w którym polscy hodowcy zaczęli sobie wyjątkowo dobrze radzić – zauważa dr Marian Szołucha.
Na likwidacji hodowli mogą również zyskać niemieckie podmioty zajmujące się utylizacją resztek z produkcji mięsa drobiowego. Obecnie hodowcy zwierząt futerkowych skupują je. Służą one jako pokarm m.in. dla norek.
– Producent może wybrać, czy chce, aby te pozostałości sprzedać na pasze i na tym zarobić, czy musi za to zapłacić i oddać do firm utylizacyjnych – mówi Szczepan Wójcik.
Zniknięcie z tego rynku hodowców zwierząt futerkowych sprawi, że firmy utylizacyjne staną się monopolistami.
– To przede wszystkim doprowadzi do ogromnych wzrostów cen mięsa, o czym mało kto zdaje sobie sprawę – zaznacza Jakub Kulesza z Kukiz15.
Do sprawy doklejana jest również lewacka ideologia.
– Dzisiaj chcą zamknąć zwierzęta futerkowe. Jutro będą atakowane kury. Pojutrze będzie atakowana trzoda chlewna, czy też inne zwierzęta. Te organizacje dążą wprost do zrównania praw zwierząt i ludzi, do humanizacji zwierząt – podkreśla Szczepan Wójcik.
Według badania przeprowadzonego przez IPSOS ponad 73% procent Polaków popiera hodowlę zwierząt futerkowych pod warunkiem, że hodowcy dbają o dobro zwierząt i działają zgodnie z prawem. Inne badanie, przeprowadzone w czerwcu przez instytut Ibris, pokazało, że 56% badanych jest przeciwnych całkowitemu zakazowi hodowli. Polacy opowiedzieli się jednocześnie w sondażu za podwyższeniem standardów tej działalności.
TV Trwam News/RIRM