Niemiecka polityka ciosem dla polskich przewoźników
Transportowcy apelują do rządu o pomoc w związku z działaniami rządu Niemiec, które naruszają, m.in. unijną zasadę przepływu towarów i usług – napisał jeden z dzienników.
Chodzi o niemieckie przepisy dot. płacy minimalnej: stawka min. wynagrodzenia 8,5 euro za godzinę obwiązuje także kierowców firm transportowych. Żaden z polskich przewoźników nie spełnia tych kryteriów. Za złamanie przepisów grożą kary od 30 tys. do 500 tys. euro.
Negatywne skutki polityki Niemiec mogą się okazać katastrofalne dla polskiej branży i niekorzystne dla całej polskiej gospodarki – mówi Tadeusz Wilk, dyr. departamentu transportu Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
– Od 1 stycznia niemiecki rząd wprowadził obowiązek płacenia wszystkim kierowcom pojazdów użytkowych stawki minimalnej w wysokości 8,5 euro za godzinę – kierowcom ze wszystkich krajów, którzy przejeżdżają przez terytorium Niemiec. Nie została przekazana formalna informacja o konkretnych wymaganiach w tym zakresie przez władze niemieckie. ZMPD zdobyło te informacje własnymi siłami, aby uchronić naszych członków przed ewentualnymi wysokimi karami, które wynoszą nawet od 30 do 500 tys. euro. Przepisy te są niezgodne z prawem unijnym. Uważamy, że polski rząd zbyt słabo reaguje na stworzone tymi przepisami zagrożenie dla branży międzynarodowego transportu drogowego – stąd nasze zdecydowane wystąpienie do premier Kopacz – powiedział Tadeusz Wilk.
Z podobnym apelem do szefowej rządu wystąpił prezes Transport i Logistyka Polska.
Przedsiębiorcy chcą, by polski rząd wystosował oficjalny protest
i interweniować do organów UE. Jeśli to nie przyniesie rezultatów domagają się wystąpienia do Trybunału Sprawiedliwości. Na razie o protestach zaczęli mówić przewoźnicy.
RIRM