Nie ma przełomu w sprawie listy białoruskiej
Gdy zadzwonił do mnie w środę dziennikarz, informując o odnalezieniu przez prof. Natalię Lebiediewą listy białoruskiej z nazwiskami ok. 2 tys. Polaków, początkowo bardzo się ucieszyłem, choć zaznaczyłem, że to nie jest cała lista. Ale w czwartek, gdy otrzymałem więcej informacji na ten temat, zorientowałem się, że w rzeczywistości chodzi o bardzo ważny dokument, tyle że znany od drugiej połowy lat 90. Odnalazł go w postsowieckich archiwach znany działacz Stowarzyszenia Memoriał dr Aleksandr Gurjanow.
Z tego, co pamiętam, jest to raport 15. Brygady Wojsk Konwojowych NKWD dotyczący przewozów dokonywanych na terytorium Białorusi w pierwszym kwartale 1940 roku. Prawdopodobnie w tym raporcie wymienionych jest więc wiele osób, które później trafiły na listę białoruską. Ale nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować przy obecnym dostępie do postsowieckich materiałów archiwalnych. Raport BWK NKWD zawiera również dane personalne wielu innych aresztowanych osób, jeńców wojennych i więźniów, którzy byli konwojowani przez pododdziały 15. BWK NKWD. Doktor Gurjanow przekazał ten dokument do Ośrodka Karta, gdzie nazwiska z tej listy wpisano do specjalnej bazy danych o osobach represjonowanych na Wschodzie, nazywanej Indeksem Represjonowanych. Dziś trudno ustalić, które nazwiska z tej listy mogą również figurować na liście białoruskiej. Pośrednio można byłoby spróbować ustalić to, porównując ją z listą pierwszej deportacji. Rodziny jeńców, których wymordowano na podstawie ludobójczej decyzji Biura Politycznego KC WKPb z 5 marca 1940 r., były bowiem wywiezione podczas pierwszej deportacji. Jeśli więc jest jakieś nazwisko w raporcie 15. BWK NKWD, a na liście deportowanych wpisana jest rodzina tej osoby, to z całą pewnością jej dane są również na liście białoruskiej. Ale to trudna i żmudna procedura.
Na razie nie ma więc żadnego przełomu! Raport BWK NKWD jest znany od lat. To dobrze, że został przypomniany, bo warto do tej sprawy wracać i nagłaśniać ją. Być może dokument był w Polsce do tej pory za mało nagłośniony. Ale tylko w tym sensie całe to zamieszanie jest ważne.
Musimy więc nadal zabiegać o wyjaśnienie tej sprawy i ujawnienie listy białoruskiej. To niemożliwe, że tzw. lista ukraińska została odnaleziona w dwu egzemplarzach, a białoruskiej nie ma. Z całą pewnością gdzieś ona się znajduje. Potrzebna jest natomiast decyzja polityczna, by ją odnaleziono. Lista ukraińska została odnaleziona w Kijowie. Moim zdaniem, jest niemożliwe, by w centrali NKWD, gdzie dzielono listy po 100 osób i tworzono z nich tzw. listy śmierci, nie było jakiegoś egzemplarza listy białoruskiej. Najprawdopodobniej znajduje się ona w Mińsku. Byłem kiedyś w tamtejszym centralnym archiwum i prowadziłem rozmowy w tej sprawie, ale trudno stamtąd cokolwiek wydobyć. Są to bowiem dokumenty chronione w specjalny sposób.
Autor jest historykiem, pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, przedstawicielem Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych.