fot. TV Trwam

„Nasz Dziennik”: Zastraszyć lekarza. NFZ chce ukarać dr. W. Bodnara za leczenie chorych amantadyną

Decyzję, czy zastosować sankcje wobec lekarza, ma podjąć niebawem Rzecznik Praw Pacjenta, który prowadzi postępowanie w sprawie. Okazuje się, że doniesienie na lekarza złożył Bernard Waśko, wiceprezes NFZ. W piśmie do RPP skarży się na lekarza z Przemyśla, że ten ordynuje swoim pacjentom amantadynę.

Stawiane zarzuty to stosowanie leku poza wskazaniami rejestracyjnymi ujętymi w ulotce, czyli używanie go do leczenia COVID-19, oraz przeprowadzanie nielegalnego eksperymentu medycznego.

Grozi nam bezwzględny zakaz stosowania amantadyny oraz grzywna w wysokości 5 mln zł. Jest to kara za to, że odważyłem się leczyć ludzi. Stosowałem i nadal stosuję lek bezpieczny i skuteczny mimo fali nagonki na moją osobę. Całą tę sprawę odbieram też jako przykład szkalowania mnie w oczach moich pacjentów – wskazuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” dr Włodzimierz Bodnar.

Zaniepokojony takimi działaniami jest również minister Marcin Warchoł, pełnomocnik rządu ds. praw człowieka.

Gromadzenie materiałów dowodowych w tej sprawie w ogóle nie powinno mieć miejsca, ponieważ jest zwyczajnie pozbawione sensu. Przychodni dr. Włodzimierza Bodnara należy się raczej medal za to, że zawsze, od początku pandemii, starano się w niej pomóc pacjentom. Lekarz niezmiennie staje na pierwszej linii frontu i robi to, co mu wychodzi najlepiej: leczy ludzi – mówi „Naszemu Dziennikowi” minister Marcin Warchoł.

Postępowanie w sprawie przychodni „Optima” należącej do dr. Włodzimierza Bodnara, które prowadzi Rzecznik Praw Pacjenta, rozpoczęło się wiosną tego roku. Wtedy RPP informował „Nasz Dziennik”, że „do Biura Rzecznika Praw Pacjenta docierały niepokojące informacje dotyczące stosowania amantadyny poza wskazaniami wynikającymi z charakterystyki produktu leczniczego”. Dziś wiemy, kto był nadawcą tych „niepokojących informacji”.

Ponieważ postępowanie w tej sprawie dobiega końca, dlatego RPP dopiero teraz udostępnił nam wszystkie dokumenty do wglądu. Na ich podstawie dowiedzieliśmy się, że to donos skierowany przez NFZ rozpoczął całą machinę proceduralną wymierzoną przeciwko mojej przychodni, a de facto przeciwko mnie – relacjonuje dr Włodzimierz Bodnar.

Pismo, jakie dotarło do Przemyśla, z informacją, że RPP zebrał kompletny materiał dowodowy potrzebny do wydania decyzji, nie przesądza o przyszłym werdykcie w sprawie przychodni. Jednak dr Włodzimierz Bodnar nie łudzi się, że RPP uwzględni jego argumenty i fakt, iż działał on tylko i wyłącznie dla dobra pacjentów.

Jak zdążyliśmy się dowiedzieć, zazwyczaj takie pismo zwiastuje decyzję negatywną. Gdyby RPP chciał umorzyć postępowanie, to dawno by to zrobił. Dlatego nie wykluczam, że zostanę ukarany – przypuszcza dr Włodzimierz Bodnar. Przypomnijmy, że placówka dr. Bodnara w Przemyślu była czynna zawsze w czasie pandemii.

Zarzuty prowadzenia eksperymentu medycznego tylko dlatego, że stosuje się amantadynę w leczeniu COVID-19, dziwią także dr. Pawła Basiukiewicza, kardiologa, internistę ze Szpitala Zachodniego w Grodzisku Mazowieckim.

Każdy lekarz wie, że stosowanie leków poza wskazaniami rejestracyjnymi jest powszechną praktyką – informuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” dr Paweł Basiukiewicz. Jednym z wielu przykładów takich działań jest przeznaczenie wziewnego leku o nazwie budezonid.

Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych zaproponowało, aby stosowany dotychczas medykament w terapii m.in. astmy oskrzelowej był także wykorzystywany w leczeniu wczesnej fazy COVID-19. To dobra decyzja, lek stosujemy szeroko u osób zakażonych wirusem SARS-CoV-2, ale przecież taka rekomendacja wykracza poza wskazania rejestracyjne tego leku – podkreśla dr Paweł Basiukiewicz.

Jak podaje, podobne sytuacje są powszechne w niemal każdej dziedzinie medycyny.

Oczywiście, pacjent powinien wyrazić zgodę na taki schemat leczenia. To jest zwyczajna praktyka stosowana na całym świecie – akcentuje.

Jednocześnie informuje nas także o innych, nie zawsze bezpiecznych użyciach i często szkodliwych.

 – Gdzie byli wtedy ci, którzy obecnie tak ochoczo krytykują stosowanie amantadyny? – pyta dr Paweł Basiukiewicz.

Niska toksyczność

Podkreśla też, że amantadyna charakteryzuje się niską toksycznością.

Co prawda kalkulacja koszty–korzyść nie została przeprowadzona, ale jest wiele doniesień naukowych oraz opinii lekarzy, którzy ordynują ją już od wielu lat do leczenia różnych schorzeń. Z ich relacji wynika, że jest to lek bezpieczny. Jest to więc lek sprawdzony pod względem bezpieczeństwa. Sięganie po niego jako po środek, który może pomóc w potencjalnie ciężkiej chorobie, jaką u niektórych grup pacjentów jest COVID-19, to rozwiązanie niekontrowersyjne – stwierdza dr Paweł Basiukiewicz.

Kontrowersyjne za to, czy raczej prowokacyjne jest – w jego ocenie – pociąganie do odpowiedzialności kogoś, kto leczy przy użyciu amantadyny.

Równie dobrze można pociągnąć do odpowiedzialności każdego lekarza, osoby leczące przy pomocy budezonidu wziewnego, hydroksychlorochiny, azytromycyny czy paroksetyny. Takie czepianie się kogoś, kto może pomóc pacjentowi, a przy tym nie robi mu krzywdy, jest ewidentnie szukaniem haka na człowieka. Takie działanie jest przecież zupełnie wyrwane z kontekstu – konkluduje lekarz.

Z drugiej strony, jak podnosi dr Włodzimierz Bodnar, poza zainteresowaniem NFZ oraz Rzecznika Praw Pacjenta pozostają tysiące, a nawet miliony przypadków przepisywania pacjentom leków poza wskazaniami rejestracyjnymi, w tym antybiotyków, na podstawie wyłącznie porady udzielonej telefonicznie.

Lekarze w Polsce często przepisywali, i nadal to robią, różne leki poza wskazaniami do leczenia COVID-19, w tym antybiotyki. Uważam, że właśnie umożliwianie takich praktyk, i to na masową skalę, jest skrajnie nieodpowiedzialne i może być niebezpieczne dla zdrowia i życia chorych – zaznacza dr Włodzimierz Bodnar. Przypomina, że niejednokrotnie po takiej terapii zlecanej na podstawie teleporady, czyli bez osłuchania, ale za to po przepisaniu silnych leków, trafiali do niego pacjenci w zaawansowanej fazie COVID-19.

Również zdaniem Anny Marii Siarkowskiej, poseł PiS, przewodniczącej Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu, oskarżenia wysuwane pod adresem przychodzi „Optima”, w której przyjmuje dr Włodzimierz Bodnar, są absurdalne.

Jak można stawiać zarzuty człowiekowi, który wykonywał swoje zadania zgodnie z przysięgą Hipokratesa? Czy do odpowiedzialności nie powinni być raczej pociągani ci, którzy zamykali się przed pacjentami, którzy nie udzielali pomocy? – retorycznie pyta w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Anna Maria Siarkowska.

Nie chowa się za telefonem

Interwencje w sprawie dr. Włodzimierza Bodnara podejmował już minister Marcin Warchoł.

Zwracałem uwagę RPP, że jego działania zdają się w tym przypadku nadmiarowe i nie do końca uzasadnione. Pulmonolog z Przemyśla realizuje swoją misję leczenia pacjentów w sposób bezpośredni. Nie chowa się za telefonem, tylko staje na pierwszej linii walki z COVID-19. W taki sposób pojmuje swoją przysięgę Hipokratesa – podnosi minister Marcin Warchoł.

W rozmowie z nami podkreśla, że argumenty wysuwane pod adresem dr. Bodnara są sprzeczne z opinią wydaną przez Ministerstwo Zdrowia.

Wiceminister zdrowia wydał rozporządzenie, w którym jasno stwierdza, że produkty zawierające amantadynę mogą być ordynowane przez lekarza, zgodnie z jego aktualną wiedzą medyczną, również poza wskazaniami rejestracyjnymi – podkreśla minister Marcin Warchoł.

Dlatego, jak przypomina, nie ma podstaw, aby wszczynać postępowanie wobec dr. Bodnara.

To jest niezrozumiałe. Wszyscy pacjenci, którzy zostali przez niego zbadani i wyleczeni, są najlepszym dowodem na to, że amantadyna – pomimo braku wskazań do leczenia COVID-19 – działa na tę chorobę. Nie ma tu mowy o żadnym eksperymencie – dodaje.

Informuje nas także, że jako pełnomocnik rządu ds. praw człowieka zwrócił się do resortu zdrowia w kwestii dostępu pacjentów do lekarzy.

Rozkręca się machinę proceduralną wymierzoną w lekarza, który leczy, a tymczasem przymyka się oko na powtarzające się wszędzie przypadki braku dostępu do usługi lekarskiej. Każdy obywatel ma prawo do leczenia. Nie jest tajemnicą, że to prawo w ostatnim czasie było wielokrotnie łamane. Uważam, że nie można zaakceptować takich przypadków, a jednocześnie uporczywie ścigać lekarza, który zdecydował się pomagać chorym. Nie ma na to mojej zgody! – akcentuje minister Marcin Warchoł.

Urszula Wróbel, „Nasz Dziennik”

drukuj
Tagi: , , , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl