fot. M. Borawski/Nasz Dziennik

„Nasz Dziennik”: Smoleńsk – nowe otwarcie

Agresja Rosji na Ukrainę urealnia opcję, że katastrofa w Smoleńsku mogła nie być wypadkiem. Wykluczaliśmy wcześniej taką możliwość, teraz widzimy, że wszystko jest możliwe. Władimir Putin jest zdolny do wszystkiego. Dziś jeszcze dobitniej widzimy, że tego śledztwa nie powinno się oddawać Rosji. Wszyscy bardzo zawiedliśmy się na ówczesnych polskich władzach. Na początku, np. jadąc na identyfikację, człowiek myślał, że jest otoczony specjalistami polskiego państwa, profesjonalistami w swojej dziedzinie, którzy zrobią wszystko jak najlepiej, a rzeczywistość pokazała, że tak nie było – powiedział Sebastian Putra, syn Krzysztofa Putry, wicemarszałka Sejmu, który zginął pod Smoleńskiem, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. 

Brutalna i całkowicie bezpodstawna agresja Rosji na Ukrainę zmusiła część polskiego społeczeństwa i politycznego establishmentu do weryfikacji swojego postrzegania Rosji jako normalnego państwa, partnera w interesach ekonomicznych i członka społeczności międzynarodowej. Hasło resetu w stosunkach z Moskwą jest dziś tragicznym symbolem politycznej krótkowzroczności, zwykłej głupoty i podłości, bo najczęściej kryją się za tym dochodowe interesy z Moskwą. Taka właśnie „normalizacja” relacji z Rosją przyświecała od początku rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, która przejęła stery władzy w latach 2007-2015. Tego kursu nie zmieniła także katastrofa smoleńska, w której zginął Prezydent RP, śp. prof. Lech Kaczyński, wraz z Pierwszą Damą, śp. Marią Kaczyńską, oraz 94 przedstawicieli najwyższych władz państwowych i elit intelektualnych, gdy zmierzali na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

Nieracjonalne fobie i uprzedzenia – z takim zarzutami polityków PO i PSL od początku spotykała się twarda i odważna postawa rządu Prawa i Sprawiedliwości oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego względem Rosji. Tej optyki Donalda Tuska i innych członków dzisiejszej opozycji nie zmieniła rosyjska inwazja w Gruzji w 2008 roku i bohaterska postawa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który z kilkoma innymi głowami państw poleciał do zagrożonego wtargnięciem rosyjskich czołgów Tbilisi. Był to moment, który prawdopodobnie uratował Gruzję przed rosyjską okupacją i utratą suwerenności. To wtedy padły słynne słowa polskiego prezydenta, jak się okazuje – prorocze: „Świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. To oczywiste, że dla Kremla prezydent Lech Kaczyński nie był ani pożądanym gościem na obchodach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, ani partnerem do rozmów – znacznie lepiej rokowało układanie się z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem.

Słowa Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi były często przywoływane po katastrofie smoleńskiej jako swoiste memento ukazujące, czym jest współczesna Rosja – dziedziczką brutalnej przemocy i kłamliwej ideologii Związku Sowieckiego. Jednak na politykach rządu PO–PSL nic nie robiło wrażenia.

10 kwietnia 2010 roku lot samolotu z polską delegacją państwową udającą się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej zakończył się katastrofą i śmiercią wszystkich pasażerów. Jeszcze tego samego dnia do Smoleńska przybyli premierzy Rosji i Polski (nie wiemy, co wówczas ustalili Władimir Putin i Donald Tusk) oraz prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Rozpoczęło się wydobywanie ciał ofiar, w nocy odbyła się sekcja zwłok prezydenta, jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem zgonu głowy państwa obowiązki prezydenta przejął marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski. Trzy dni później odbyła się narada u premiera Władimira Putina z udziałem m.in. Ewy Kopacz, ówczesnej minister zdrowia, zakończona przekazaniem badania katastrofy Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu (MAK), czyli pozostającej pod kontrolą Moskwy organizacji zajmującej się badaniem przyczyn cywilnych wypadków lotniczych na terenie państw – byłych republik Związku Sowieckiego. Wcześniej premier Donald Tusk zgodził się na uznanie – wbrew obowiązującym porozumieniom – rządowego Tu-154M za statek cywilny, co oznaczało praktyczne przejęcie oficjalnego badania katastrofy przez Rosję.

– Gdy patrzę dziś na działania prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który oczywiście jest w znacznie trudniejszej sytuacji i ryzykuje własnym życiem, i gdy przypominam sobie postawę po katastrofie smoleńskiej ówczesnego premiera Donalda Tuska, który nie potrafił się postawić Rosjanom w najbardziej oczywistych sprawach, mając za sobą całą opinię publiczną i przepisy prawa, to jeszcze bardziej kompromituje to ówczesnego premiera, który nie umiał zachować się jak mąż stanu, bo takie wydarzenia tworzą mężów stanu – komentuje Bartosz Kownacki, poseł PiS i adwokat, pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy.

Andrzej Melak, brat tragicznie zmarłego w Smoleńsku Stefana Melaka, przewodniczący Komitetu Katyńskiego, postawę rządu PO–PSL wobec katastrofy smoleńskiej określa jednym słowem: zdrada.

– Od początku nazywam to zdradą interesu Polski i Narodu Polskiego. Jako szef Komitetu Katyńskiego dwa tygodnie po 10 kwietnia napisałem list otwarty do ówczesnego premiera Polski Donalda Tuska, dlaczego jak tchórz w obliczu tak dramatycznej sytuacji oddał śledztwo tym, na których lotnisku to się wydarzyło; tym, którzy wyprodukowali ten samolot i nadzorowali jego remont, dlaczego wykazał taką bojaźliwą postawę – wbrew strategicznym interesom narodowym Polski – mówi Andrzej Melak.

Przewodniczący Komitetu Katyńskiego wspomina, jak na spotkaniu w listopadzie 2010 roku przedstawiciele rodzin ofiar pytali Donalda Tuska, dlaczego rząd nie umiędzynarodowi śledztwa, na co ówczesny premier odpowiedział, że śledztwo prowadzone przez Rosjan jest – w jego ocenie – wzorowe, w pełni go zadowala, i nie przewiduje zwrócenia się do żadnych międzynarodowych organów.

Tymczasem lista karygodnych działań Rosjan jest długa. Nawet skrajnie powściągliwa w tego typu ocenach Komisja Millera przyznała, że przygotowanie lotniska, naprowadzanie samolotu (osławione „na kursie, na ścieżce”) czy sposób działania tzw. grupy kierowania lotów nie spełniały ani międzynarodowych, ani nawet rosyjskich standardów. Dodajmy do tego niedopuszczenie przedstawicieli Polski do szeregu ważnych czynności w toku badania katastrofy, liczne manipulacje zgromadzonymi danymi, wreszcie przejęcie podstawowych dowodów w postaci wraku, jego zachowanego wyposażenia oraz oryginalnych czarnych skrzynek. Nie można zapomnieć o niezrozumiałych manipulacjach wokół ciał ofiar, ewidentnego ich znieważania czy doprowadzenia do ich zamiany. Wreszcie towarzysząca wszystkiemu wojna informacyjna, wyraźnie ukierunkowana na poniżenie załogi samolotu i jego pasażerów oraz dyskredytowanie wszelkich polskich wysiłków na rzecz niezależnego badania katastrofy.

Apogeum tej kampanii kłamstw i pogardy była publiczna prezentacja raportu MAK 12 stycznia 2011 roku w Moskwie, która wywołała w Polsce falę oburzenia. Dokument obwiniał za wypadek nie tylko polską załogę, ale też śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a szczególną odpowiedzialnością obarczał gen. Andrzeja Błasika.

Tuż po pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej, w kwietniu 2011 roku, Polską wstrząsnęły ujawnione zdjęcia Ewy Kopacz, ówczesnej minister zdrowia, z moskiewskiego prosektorium wykonane tuż po katastrofie smoleńskiej. Na jednym z nich minister pozuje uśmiechnięta do zdjęć przy workach z ciałami ofiar w towarzystwie Rosjan – pracowników zakładu. Ewa Kopacz przekonywała Polaków o wyjątkowej staranności działań rosyjskich służb – zarówno na miejscu katastrofy (słynne słowa o „przekopywaniu ziemi w Smoleńsku na głębokość 1 m”), jak i w prosektorium. Zarówno jedno, jak i drugie okazało się później nieprawdą. Z zapewnień o uczestnictwie polskich patomorfologów przy wszystkich sekcjach wycofała się później sama Ewa Kopacz, a o tym, że postawa Rosjan względem ciał polskich ofiar była haniebna, świadczy pomieszanie ciał w trumnach. Zaś słowa Ewy Kopacz o „przekopywaniu ziemi przez Rosjan na głębokość 1 m” zostały negatywnie zweryfikowane po tym, jak pracujący w październiku 2010 roku w Smoleńsku polscy archeolodzy odnaleźli kilka tysięcy fragmentów Tu-154M, a także szczątki organiczne – fragmenty ludzkich kości.

Ignorancja, niekompetencja i zła wola – to najczęstsze słowa, które padają pod adresem rządu PO–PSL z ust bliskich ofiar, z którymi rozmawia „Nasz Dziennik”.

– Bardzo żałuję, że rząd nie stanął wówczas na wysokości zadania, nie potrafię po tylu latach powiedzieć, dlaczego tak postępował. Niestety, rząd od pierwszych godzin po katastrofie nie podjął należytych środków, żeby zbadać tragiczną katastrofę, mimo że nie był to zwyczajny wypadek, bo zginęło w nim zbyt wiele ważnych dla Polski osób – mówi senator Alicja Zając, wdowa po senatorze Stanisławie Zającu.

Senator dodaje, że większość rodzin interesowała się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy, uczestniczyła w konferencjach smoleńskich, badała akta niejawne, bo była taka możliwość, była na przesłuchaniach w prokuraturze – także w trybie pomocy Rosjanom.

– Niestety, nasz wniosek o pomoc ze strony rosyjskiej, jak i wszystkie inne wnioski dotyczące zwrotu wraku czy dopuszczenia osób kompetentnych do badań nad przyczynami katastrofy nie spotkały się z zainteresowaniem ówczesnego polskiego rządu – konstatuje rozmówczyni „Naszego Dziennika”.

– Pamiętam też spotkanie rodzin ofiar z premierem Tuskiem, podczas którego pytania mogliśmy zadawać jedynie na kartkach, bo tak sobie życzono. Premierowi towarzyszyło całe gremium osób ze strony rządowej, których nam nawet nie przedstawiono – wspomina z bólem.

Po niemal 12 latach od katastrofy, pod koniec marca 2022 roku, senator Alicja Zając została wezwana do prokuratury, aby zidentyfikować, czy przedmiot znaleziony w marynarce, która była położona na worku z ciałem jej męża, mógł należeć do niego.

– My ze Smoleńskiem będziemy już do końca życia – stwierdza.

Rodziny smoleńskie liczą, że rosyjska inwazja na Ukrainę stworzy okoliczności do nowego otwarcia dla śledztwa smoleńskiego.

– Agresja Rosji na Ukrainę urealnia opcję, że katastrofa w Smoleńsku mogła nie być wypadkiem. Wykluczaliśmy wcześniej taką możliwość, teraz widzimy, że wszystko jest możliwe. Władimir Putin jest zdolny do wszystkiego – mówi Sebastian Putra, syn Krzysztofa Putry, wicemarszałka Sejmu, który zginął pod Smoleńskiem.

– Dziś jeszcze dobitniej widzimy, że tego śledztwa nie powinno się oddawać Rosji. Wszyscy bardzo zawiedliśmy się na ówczesnych polskich władzach. Na początku, np. jadąc na identyfikację, człowiek myślał, że jest otoczony specjalistami polskiego państwa, profesjonalistami w swojej dziedzinie, którzy zrobią wszystko jak najlepiej, a rzeczywistość pokazała, że tak nie było. Wiele rzeczy można było zrobić lepiej, a przede wszystkim nie dopuścić do przejęcia śledztwa przez Moskwę – dodaje Sebastian Putra.

O szansie na przełom w sprawie Smoleńska przekonany jest Andrzej Melak.

– Dziś my, mówiący o możliwym uczestnictwie Rosjan w tym, co wydarzyło się z naszą polską delegacją 10 kwietnia 2010 roku, powinniśmy być brani poważnie pod uwagę. Obecne wydarzenia powinny otworzyć archiwa Zachodu, który wie, co wydarzyło się wtedy pod Smoleńskiem. To nowa optyka, nowe otwarcie dla śledztwa, które powinno być absolutnie umiędzynarodowione – wskazuje Andrzej Melak.

– Na pewno Amerykanie wiedzą, co się stało. Mam dostęp do akt niejawnych, widziałem zdjęcia wraku, które nigdzie nie były publikowane, dla mnie jednoznacznie z ich analizy wynika, że to był zamach. Takie zniszczenia samolotu i stopień uszkodzenia ciał na pewno nie były spowodowane tym, że samolot rozleciał się na tyle kawałków, spadając z dość niskiej wysokości, podchodząc do lądowania. W mojej ocenie to niemożliwe. Musiały być użyte jakieś siły dodatkowe. Oczywiście obecnie nie możemy stwierdzić jednoznacznie, kto mógł dopuścić się ewentualnej zbrodni – mówi Jan Płoski, brat śp. ks. bp. Tadeusza Płoskiego, biskupa polowego Wojska Polskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.

– Śledztwo komisji Millera, tezy o uderzeniu w brzozę to dla mnie kpina, bliżej prawdy jest podkomisja Antoniego Macierewicza – dodaje.

Nadziei z zachodnimi archiwami nie wiąże Bartosz Kownacki.

– Jeśli bym liczył na ważne materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej, to w samej Rosji, bo one na pewno tam są, ale ich otrzymanie musiałoby się wiązać z jakościową zmianą rosyjskiej polityki i rzeczywistą wymianą władzy. Nie wymiany jednego prezydenta na drugiego przeprowadzonej przez elity tylko po to, by utrzymać wpływy na Zachodzie, ale radykalnej zmiany postawy samych Rosjan i wymiany przywódców tego kraju – coś na wzór tego, co miało miejsce za czasów Borysa Jelcyna, kiedy materiały dotyczące Katynia i sprawa Katynia zaczęły być inaczej traktowane niż wcześniej i później – tłumaczy Bartosz Kownacki.

„Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. Rosyjska agresja na Ukrainę oddaje historyczną rację śp. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i potwierdza jego geopolityczne diagnozy. Uwikłanie w toksyczne relacje z Moskwą – w obliczu rosyjskiego ludobójstwa na Ukrainie – kładzie się dziś wyjątkowo czarnym cieniem na Donaldzie Tusku i jego politycznej formacji. Zatruta uległość wobec Rosji w połączeniu ze słabością ówczesnych struktur państwowych przyniosły dramatyczne żniwo w postaci matactw wokół katastrofy smoleńskiej i niejednokrotnie wtórnej wiktymizacji ofiar oraz ich bliskich.

Artykuł Beaty Falkowskiej dla „Naszego Dziennika” jest dostępny [tutaj].

Beata Falkowska/Nasz Dziennik

drukuj
Tagi: , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl