Masakra w Rwandzie – największa porażka ONZ
Można powiedzieć, że Rwanda to afrykańska Szwajcaria. Piękny zielony kraj. Wiele lat temu nie przypuszczałem, że mogłoby w tym kraju o powierzchni województwa podkarpackiego dojść do takiej krwawej masakry – mówił w rozmowie z TV Trwam ppłk inż. Ryszard Chudy, weteran działań poza granicami kraju.
Ppłk Ryszard Chudy służył ponad 7 lat w misjach ONZ-tu. W listopadzie 1993 r., podczas misji UNTAC w Kambodży, poproszono kilku oficerów, czy nie zechcieliby pojechać na kolejną misję do Rwandy.
– Było nas pięciu, którzy wyraziliśmy zgodę. Pojechaliśmy pod koniec listopada do Afryki. Można powiedzieć, że Rwanda to afrykańska Szwajcaria. Piękny zielony kraj i nigdy nie przypuszczałem, że mogłoby w tym kraju, o powierzchni naszego województwa podkarpackiego i ludności ok. 7 mln ludzi, dojść do takiej krwawej masakry – mówił weteran.
Ludobójstwo rozpoczęło się z 6 na 7 kwietnia 1994r., po zestrzeleniu samolotu z prezydentem Juvenalem Habyarimana na pokładzie, który miał lądować w Rwandzie.
– Dobrze pamiętam wszystkie momenty, które dotyczą mojej pracy w ONZ oraz czasu, kiedy mieszkałem u księży pallotynów. To oni otworzyli się przed nami – dali nam miejsce zamieszkania, częstowali nas codziennie śniadaniem i to księża pallotyni bardzo dużo zrobili, aby ratować istnienia ludzkie – wskazał.
Były komandos szczególnie pamięta dzień 10 kwietnia, który był trzecim dniem masakry w różnych częściach Rwandy.
– Dwóch z nas przebywało w tym czasie u księży pallotynów. Pamiętam doskonale, jak po Mszy św. zebrano wszystkich wiernych u księży pallotynów w kościele. Po selekcji ogólnej rozpoczęto zabijanie osób pochodzenia Tutsi przez ekstremistów Hutu. Używali do tego strasznych narzędzi: maczety, widły, kije, czyli wszystko, co tylko było pod ręką – relacjonował.
Do wieczora ponad 100 osób leżało w męczarniach i potężnych bólach z poodcinanymi rękoma i nogami.
– My pomagaliśmy księżom jak tylko mogliśmy. Pamiętam, że podczas penetracji całego domu parafialnego pallotynów schowaliśmy jedną siostrę Tutsi do szafy, dzięki czemu przeżyła masakrę – powiedział.
Rozmówca TV Trwam szczególnie pamięta kilka obrazków z tego dramatycznego czasu.
– 5 letni chłopiec niesiony przeze mnie na rękach z rozciętą czaszką patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami, które mówiły wszystko: kto i dlaczego? (…) Zwłoki zakopaliśmy do jednego grobu, ponieważ przy tej temperaturze ciała bardzo szybko się rozpadały i ze względu bezpieczeństwa pomagaliśmy księżom w pochówku ok. 100 osób – wskazał.
– Z moim kolegą Jurkiem Mączką zrobiliśmy zdjęcia tego wszystkiego i na drugi dzień meldowaliśmy o tym do Kwatery Głównej. Ludobójstwo dopiero się zaczynało – mówił ppłk Ryszard Chudy.
W Rwandzie w ciągu ok. 100 dni od 6 kwietnia do lipca 1994 r. zabito – według szacunków – od 800 000 do 1 071 000 ludzi.
RIRM