„Liustracja” po ukraińsku

Aktywiści z Majdanu dostali mundury z plakietkami, a na nich numery, nazwy i symbole pododdziałów. Nie mają broni, jeśli kogoś zatrzymają, przekazują normalnej milicji. Dopiero w środku gmachów są uzbrojeni funkcjonariusze ukraińskiego odpowiednika BOR.

Można by pomyśleć, że wygrali – to oni są teraz siłą. Śpieszący na obrady Rady Najwyższej deputowani przechodzą przez szpaler ochotników Majdanu sprawdzających legitymacje. Ale to pozory. Między nową władzą a sotniami nie ma zaufania. Zresztą nigdy go tak naprawdę nie było. Na Majdanie liderów oklaskiwano, ale jednocześnie cały czas traktowano ich z rezerwą. Przecież większość polityków opozycji była już w tym czy innym rządzie. A być u władzy to w powszechnej świadomości ukraińskiej ulicy znaczy: kraść, brać łapówki i nadużywać przywilejów.

Nieufny Majdan

Chociaż więc premierem został jeden z tych liderów, a w rządzie pojawili się ludzie Majdanu, patrzy się na nich nieufnie. Nawet Andrij Parubij, były komendant Samoobrony Majdanu, obecnie sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, też już nie jest „ich”, tylko „władzy”. Więc koczują, by – jak twierdzą – kontrolować rządzących, żeby ci, których Majdan wyniósł, czuli jego oddech.

„Nasz Dziennik” rozmawia z Tarasem, Wiktorem i Nazarem, pełniącymi dyżur przy barykadzie na Instytuckiej. Są tu od grudnia i obiecują pozostać przynajmniej do 25 maja, do wyborów prezydenckich i parlamentarnych.

Moi rozmówcy zastanawiają się nad różnymi kandydaturami do prezydenckiego fotela. Właściwie nikt do końca im nie odpowiada, ale przychylają się do poparcia Petra Poroszenki. Biznesmen prowadzi w większości sondaży, według których może liczyć na blisko 20 proc. głosów. „Ma już tyle pieniędzy – może nie będzie kradł” – można usłyszeć, chociaż oligarchowie są na Ukrainie znienawidzeni jeszcze bardziej niż politycy.

Ale Poroszenko od początku popierał protestujących, występował na scenie, wspierał finansowo, oponenci nazywali go sponsorem Majdanu. Ma też doświadczenie polityczne: pełnił wiele funkcji państwowych, był m.in. dwa razy ministrem, zarówno w rządzie Julii Tymoszenko, jak i Mykoły Azarowa.

Na drugim miejscu jest według sondaży Witalij Kliczko. Były bokser nie ma żadnego doświadczenia politycznego. Mówi się, że jest niesamodzielny, że ktoś nim steruje. Może z Niemiec, gdzie ulokował pokaźny majątek. Ale przynajmniej wiadomo, jak zarobił pieniądze. Teraz głosowałoby na niego ok. 15 proc. Ukraińców. Przekonuje ich to, że to człowiek nowy, obiecujący zaproszenie do władzy zupełnie nowych ludzi, apolitycznych profesjonalistów. Jego partia nie weszła nawet do rządu Jaceniuka. Pojawiły się zarzuty unikania wzięcia odpowiedzialności za państwo. Jednak ten krok Kliczki zjednuje mu wyborców. Ale on jest zielony – odpowiadają oponenci, zwracający uwagę na zupełny brak doświadczenia politycznego. Nie ma też żadnego wykształcenia związanego ze sprawami państwowymi.

To widać w zachowaniu popularnego sportowca, który czasem sprawia wrażenie, jakby umiał jedynie powtarzać wyuczone formułki, często długo zastanawia się nad odpowiedzią, a i tak w końcu mówi nie na temat.

Niepopularna Julia

Nie spotkałem wśród zwykłych Ukraińców żadnego przekonanego zwolennika kandydatury Julii Tymoszenko. Była premier zapowiedziała swój start tuż po wyjściu z więzienia. – Kiedy była więźniem politycznym, trzeba było jej bronić, ale teraz lepiej niech sobie jedzie do Niemiec i leczy kręgosłup – słyszę. Ukraińcy pamiętają jej wyniszczające spory z prezydentem Witorem Juszczenką, gdy była premierem. Pamiętają jej postkomunistyczną przeszłość i oczywiście umowę gazową z Rosją.

Na Majdanie swoich zwolenników ma oczywiście lider Prawego Sektora Dmytro Jarosz. Ale nawet tu są oni marginesem. Może on liczyć na 1-2 proc. głosów. Nieco więcej dostałby lider Swobody, nacjonalista Ołeh Tiahnybok. Obaj są bardzo aktywni, ale jakoś radykalizm programu politycznego nie przemawia do wyborców. Na Majdanie nie ma sensu pytać o kandydatów komunistów (Petra Symonenko) i Partii Regionów (będzie nim prawdopodobnie lider frakcji parlamentarnej tej partii Serhij Tihipko). Mogą liczyć na odpowiednio 5 i 8 proc. głosów. Ale wielu ludzi nie chce głosować na nikogo.

Witalij przyjechał w grudniu z Ługańska. To najbardziej na wschód wysunięte miasto obwodowe Ukrainy. Ma żonę i dwie córki. Teraz dowodzi ochroną ul. Bankowej i gmachu administracji prezydenta. Ale nie widzi nikogo godnego, by w nim rozpoczął urzędowanie. – To wszystko są politycy. A człowieka naprawdę godnego musimy wskazać my, bo my jesteśmy władzą, narodem – mówi. Brzmi to trochę naiwnie, ale na Majdanie ciągle powtarza się podobne zdania.

Wielka polityka to dla ludzi Majdanu coś odległego, sztucznego.

Trudno im się przestawić na nowe życie, w państwie normalnie działających instytucji, którym obywatele ufają. Te nastroje podgrzewa sytuacja zewnętrzna i sprawa Krymu.

Majdan wciąż też opłakuje prawie sto swoich ofiar. Mówią o nich „niebiańska sotnia”. Czernieje spalony budynek związków zawodowych, dawny sztab protestu, chodnik przykryty jest warstwą popiołu. Obraz ożywiają tylko kwiaty. Są ich miliony, ułożone w wielkie sterty, bo nikt ich nie wynosi, a ciągle przynoszone są nowe. Leżą wszędzie tam, gdzie ktoś zginął. Do skarbonek można wrzucić pieniądze na wsparcie dla rodzin poległych.

Niektórzy działacze Majdanu już teraz protestują przeciwko nowemu rządowi. – Dość już mówienia o reformach, trzeba je wprowadzać – mówi Andrij Choma, który z kilkudziesięcioma zwolennikami demonstruje przed Radą Najwyższą. Żądają zdecydowanej akcji zbrojnej na Krymie. – Skoro napastnicy nie mają oznakowań przynależności, trzeba ich zwalczać według prawa o walce z terroryzmem – argumentuje. Oczekują też dla społeczności Majdanu prawa do zatwierdzania ministrów, udziału w komisji wyborczej, domagają się przyspieszonych wyborów samorządowych. Słowem kluczem do oczyszczenia życia publicznego jest na Ukrainie „liustracja”. Ale w tym przypadku nie chodzi o komunistycznych agentów, ale o odpowiedzialnych za nadużycia władzy członków reżimu Wiktora Janukowycza. W Radzie Najwyższej zajmuje się tym nadzwyczajna komisja, która rozpatruje kilka projektów. Wśród pomysłów, obok zakazu zajmowania stanowisk państwowych dla winnych naruszeń, jest także częściowa konfiskata majątków.

Chaos w Radzie

Obrady ukraińskiej Rady Najwyższej są dość chaotyczne. W czasie sesji deputowani ciągle chodzą po sali, wchodzą i wychodzą, głośno rozmawiają, mało kto zwraca uwagę na przemawiającego. Kłótnie, wyzwiska, okrzyki „hańba” wciąż przerywają pracę parlamentu. Mówcy często odchodzą od tematu bieżącego punktu porządku obrad i zaczynają komentować zupełnie inne kwestie. A jak mówią ukraińscy dziennikarze od lat relacjonujący prace parlamentu, ostatnio i tak nastąpiła poprawa, bo przynajmniej deputowani się nie biją.

Widząc kłótnie proceduralne, wzajemne złośliwości i ogólny bałagan, trudno oprzeć się wrażeniu, że do deputowanych nie dotarło, w jak rozpaczliwym położeniu jest Ukraina. A przecież jest w trakcie utraty części terytorium i jednocześnie w gigantycznym kryzysie politycznym i gospodarczym.

Polityczny przełom spowodował zmianę kompozycji Rady Najwyższej. Partia Regionów zmniejszyła się ze 186 do 120 deputowanych. Część tych, którzy odeszli, tworzy grupę „Rozwój gospodarczy” (36 mandatów). Inni wraz z częścią niezależnych utworzyli grupę „Suwerenna europejska Ukraina” (też 36 mandatów). Obie te frakcje popierają rząd Jaceniuka, który tworzy Batkiwszczyna (87 deputowanych) i Swoboda (35) przy poparciu UDAR (42) i części niezależnych, których jest łącznie 59. Z kolei w zdecydowanej opozycji są komuniści. Ich grupa liczy 32 deputowanych i jako jedyna nie zanotowała żadnych zmian składu – wszystkie inne partie od wyborów utraciły część mandatów.

Prace Rady utrudnia też obstrukcja ze strony resztki regionałów i komunistów, którzy wprawdzie nie mogą przegłosować większości, ale często zrywają kworum. Początkowo byli tak wystraszeni, że przegłosowali nawet impeachment Janukowycza i zmianę konstytucji. Ale teraz wyraźnie podnoszą głowy, są bardzo aktywni, zgłaszają swoje poprawki, wnioski formalne, a potem… nie głosują. W pewnych sytuacjach wymagana jest obecność nie połowy, a dwóch trzecich składu (czyli 300 deputowanych). Wtedy dawna koalicja uzyskuje praktycznie prawo weta.

Słaba większość

Większość rządząca jest zresztą dość słaba. Z tego powodu rząd nie został formalnie zaprzysiężony. Zgodnie z konstytucją premier i ministrowie nie mogą być jednocześnie deputowanymi. Ale gdyby Arsenij Jaceniuk i jeszcze kilku jego kolegów złożyło mandaty, sytuacja arytmetyczna jeszcze by się pogorszyła.

Inne zagranie Partii Regionów to pozorne współdziałanie z nową władzą, ale z pozycji bardzo radykalnych. Na przykład deputowana Hanna Herman, była bliska współpracownica Janukowycza, teraz z upodobaniem cytuje Zbigniewa Brzezińskiego i wzywa do wysłania ukraińskich wojsk „na pomoc mieszkańcom wschodniej i południowej Ukrainy”. Wygłosiła płomienne przemówienie, w którym domagała się planu wojskowej obrony Krymu, a od ministra obrony raportu o działaniu specjalnego sztabu, który tym by się zajmował. Łączy te wezwania z krytyką rządu i zmian w kraju.

– Trzeba zjednoczyć wszystkie siły w obronie Krymu. Dlaczego rząd nie wykorzystuje wszystkich środków, wszystkich ludzi? Nie można patrzeć, kto swój, kto obcy. Niech Julia Tymoszenko jedzie do Moskwy, skoro ją Putin zaprasza. Niech obroną naszego terytorium pokieruje Hrycenko. Jeśli jedynym skutkiem Euromajdanu okaże się utrata Krymu przez Ukrainę, to nasze państwo będzie zdyskredytowane na lata – mówi. Twierdzi, że w ostatnim czasie wcale nie zmieniła poglądów i zawsze działała w interesie Ukrainy. Anatolij Hrycenko to z kolei były członek Batkiwszczyny, obecnie niezależny. To także były minister obrony. Proponuje własny plan obrony kraju oparty na działaniach zaczepnych. – Armia Ukrainy jest w stanie sama odeprzeć rosyjskie uderzenie. Jeśli ci bandyci będą wiedzieć, że na każdy ich strzał może paść strzał wymierzony w nich, to sytuacja diametralnie się zmieni. Wróg straci pewność siebie. W ten sposób broń stanie się narzędziem stabilizacji – podsumowuje swoją inicjatywę.

Piotr Falkowski, Kijów

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl