Chrześcijanie na celowniku

Urabiany przez światowe media czarny obraz Kościoła, pełnego błędów przeszłości, ostatecznie obrócił się przeciwko wyznawcom Chrystusa

Z księdzem profesorem Waldemarem Chrostowskim z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu rozmawia Sławomir Jagodziński



Od długiego czasu słyszymy o nasileniu prześladowań chrześcijan w Indiach. Towarzyszy im cały czas zupełny brak woli możnych tego świata, aby coś zrobić, aby tę tragiczną sytuację zmienić. Na nic się zdał niedawny szczyt Unia Europejska – Indie. Czy można w tej sprawie liczyć na polityków?


– Nikt rozsądny i trzeźwy nie mógł się spodziewać, że podczas szczytu czysto politycznego i ekonomicznego zostaną wzięci w obronę chrześcijanie w Indiach. Doświadczenie pokazuje, że nie można liczyć na to, że politycy w Europie czy w Stanach Zjednoczonych staną w obronie chrześcijaństwa. Wyznając zasady i wartości oparte na Ewangelii, chrześcijanie zawsze i wszędzie płacą wysoką cenę, nie tylko w krajach misyjnych, ale także w bliskich nam regionach Europy i świata. Różnica polega na tym, że nie są to prześladowania aż do rozlewu krwi. Natomiast bardzo często ci, którzy mają chrześcijańskie poglądy i spojrzenie na świat, są ostro i bezpardonowo marginalizowani, spychani poza nawias życia publicznego, społecznego i kulturalnego – liczne tego przykłady mamy przecież i w Polsce. Ci, którzy stają w obronie etyki i moralności opartej na Dekalogu – na przykład w sprawach oceny promowania homoseksualizmu czy aborcji – są ośmieszani, oczerniani, przedstawiani w sposób, który ma ich pozbawić wiarygodności oraz dobrego imienia.


Niektórzy uważają, że los chrześcijan w Indiach zależy od społeczności międzynarodowej…


– Mówienie o tzw. społeczności międzynarodowej to w gruncie rzeczy element czczego i zwodniczego nazewnictwa. Nie ma czegoś takiego jak „społeczność międzynarodowa”, są natomiast konkretni politycy i konkretni ludzie odpowiadający za środki społecznego przekazu, którzy urabiają i forsują określone zapatrywania i opinie. Czasami te opinie i oceny odwzorowują rzeczywistość, ale częściej ją po prostu tworzą i kształtują podług ideologii przyjętej przez polityków oraz właścicieli mediów. Obraz świata, jaki nam się przedstawia, wcale nie jest wypadkową patrzenia tzw. przeciętnych ludzi, lecz jest tworzony doraźnie, zaś przez powtarzanie w telewizji, prasie i mediach elektronicznych po prostu wbija się go nam do głowy, przekonując, że jest to wizerunek zobiektywizowany. Chrześcijaństwo i chrześcijanie nie należą w świecie do tematów, w których dba się o obiektywizm, ani nie staje się w ich obronie, gdy są atakowani, szkalowani czy poniżani. Jestem przekonany, że nie należało ani nie należy się niczego nadzwyczajnego spodziewać po wszelkich szczytach politycznych. Rozsądek nakazuje, by wyraźnie podkreślać prawdę, że los Ewangelii, a więc i losy chrześcijaństwa, spoczywają przede wszystkim w ręku chrześcijan!


Czy sytuacja chrześcijan w Indiach może w najbliższym czasie w jakiś sposób ulec poprawie?


– Powinniśmy mieć taką nadzieję i o to się modlić. Spotykałem się z chrześcijanami hinduskimi wielokrotnie, spotykałem licznych księży i siostry zakonne z Indii. Nigdy przedtem nie słyszałem od nich, aby w Indiach były takie napięcia, jak są obecnie. Trudności zawsze istniały, bo mamy tam do czynienia ze społeczeństwem wielokulturowym i wieloreligijnym, pewne napięcie jest zatem wpisane w logikę takiej koegzystencji. Jednak nie dochodziło do krwawych i drastycznych prześladowań. Pamiętajmy również, że cały tamten region świata jest niezwykle zapalny. Nie możemy izolować Indii od procesów, które zachodzą dookoła. Tam wszędzie trwają wojny: Irak, Pakistan, Afganistan… Najwyraźniej to, co się dzieje w Indiach, jest obliczone również na wzniecenie i rozbudzenie kolejnych niepokojów społecznych na tym wielkim subkontynencie. Ofiarami stali się chrześcijanie, ale to wcale nie znaczy, że na nich się skończy, to nie znaczy, że cały ów terror wyczerpie na nich swój potencjał. Stawka jest znacznie wyższa, bo chrześcijanie znaleźli się na początku, natomiast chodzi o spowodowanie szerszego i bardziej katastrofalnego zamętu. Myślę, że wzniecenie prześladowań religijnych w Indiach jest częścią bardzo mrocznych posunięć o charakterze politycznym i ideologicznym, zaś przyszłość pokaże, w jakim kierunku i w jakiej skali zostały one zaprogramowane.


Kto zatem może wpłynąć na poprawę sytuacji wyznawców Chrystusa w Indiach, ale też w innych rejonach, gdzie doświadczają oni prześladowań?


– Na polityków i środki społecznego przekazu na pewno nie można w tym względzie liczyć. Trzeba realnie spojrzeć na rzeczywistość i powiedzieć: los chrześcijan w decydującej mierze zależy od nas samych. Na razie prześladowania dotyczą głównie Kościoła katolickiego i katolików. Ojciec Święty i odpowiednie dykasterie watykańskie czynią wiele, aby przywrócić spokój. Jednak to, czego naprawdę potrzeba, to silny głos całego Kościoła, mocny głos wszystkich wierzących, zarówno głos sprzeciwu wobec niesprawiedliwości, krzywd i mordów, jak i głos solidarności oraz modlitwy. W każdym stuleciu Kościół miał swoich męczenników. Do istoty chrześcijaństwa należy to, że wyznawanie wiary bywa posunięte do męczeństwa i dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że wyznawcy Chrystusa są prześladowani i cierpią. Mówimy o Indiach, ale pamiętajmy, że jeszcze kilka lat temu w Sudanie dochodziło do krzyżowania chrześcijan, wieszania ich na krzyżach tak, jak to miało miejsce z Jezusem ukrzyżowanym na Kalwarii. Prześladowania chrześcijan były i nadal istnieją w wielu regionach Afryki i Azji, lecz nie omijały one i nie omijają innych kontynentów. Również w wielu krajach Europy sytuacja chrześcijan bywa bardzo trudna, gdy chcą oni w pełni pozostać sobą. Bo gdy stają się rozmyci, gdy idą za opiniami mediów i polityków, wtedy ich położenie nie jest szczególnie dotkliwe. Przykładowo w Skandynawii i w zachodniej Europie nie zabrakło duchownych, którzy niemało ucierpieli z powodu wyraźnego, ale przecież wyrastającego z Biblii oraz tradycji chrześcijańskiej potępienia zjawiska homoseksualizmu. Bywali więzieni, zakazywano im publicznej działalności, ale medialnych i politycznych piewców „wolności i praw człowieka” ta sytuacja wcale nie raziła.

Chrześcijanie w Egipcie, Koptowie, do dzisiaj tatuują sobie na ręku znak krzyża. Każdy od dziecka go nosi, żeby, gdy przyjdą prześladowania, nie wyprzeć się Chrystusa. Być może w Europie przyzwyczailiśmy się do wiary powierzchownej, łatwej i miałkiej. Tymczasem dzisiaj staje się coraz bardziej widoczne, że wiara chrześcijańska wymaga męstwa, ona po prostu kosztuje. Należy na pewno robić wszystko, aby nasi bracia i siostry, wyznawcy Chrystusa, nie cierpieli. Jednak musimy mieć świadomość, że nigdy nie będzie tak, iż chrześcijaństwo nie będzie budziło sprzeciwu, że nie będzie wywoływało złych emocji i wrogości, których rezultatem jest też mnożenie męczenników.


W czym, według Księdza Profesora, należy szukać genezy tej szerzącej się obecnie w świecie chrystianofobii?


– Pewnych przyczyn należy szukać kilkanaście lat wcześniej. Połączyłbym to – chociaż zabrzmi to dziwnie – z okresem, który przygotowywał nas do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Częstą dewizą Kościoła stało się wtedy „oczyszczanie pamięci”. Kościół podejmował rachunek sumienia, odnosząc się do rozmaitych zjawisk traktowanych jako negatywne, które miały miejsce w odległej i bliższej przeszłości oraz teraźniejszości. Ze strony Kościoła był to wysiłek duchowy, religijny, teologiczny i moralny, a więc pod każdym względem godny pochwały. Natomiast kiedy przyglądamy się reakcjom na to wszystko, czytamy sprawozdania i doniesienia, to z nich niezbicie wynika, że ów wzniosły wysiłek duchowy został zinterpretowany wyłącznie w nieprzychylnych chrześcijaństwu kategoriach politycznych. Na skutek tego wzmogło się oczernianie Kościoła, oszpecanie go i jego przeszłości, fałszowanie jego roli dawniej i dzisiaj, pokazywanie go w ponurych barwach, a także w silnie skontrastowanym i nieżyczliwym świetle. Znamienne, że żadna inna wspólnota religijna ani wyznawcy żadnej innej religii nie podjęli analogicznego wysiłku oczyszczania pamięci. Utrwalił się natomiast nawyk obrzydzania Kościoła i zaszczepiania pogardy wobec niego. Ta zaplanowana i zrealizowana strategia nie pozostała bez wpływu na świadomość wielu ludzi, których rozeznanie o Kościele było mizerne albo żadne. W związku z tym tzw. przeciętny człowiek, który czerpie niemal całą swoją wiedzę ze środków społecznego przekazu, mógł odnieść wrażenie, że właściwie jedynym sensem istnienia i działalności Kościoła jest przepraszanie za to, czego dopuścił się w przeszłości, i za to, co nadal robi.

Odnosząc to do sytuacji w Indiach, czy szerzej, do tych rejonów świata, w których Kościół nigdy nie był zbyt silny, gdzie liczba chrześcijan jest proporcjonalnie niewielka, trzeba stwierdzić, że urabiany przez media czarny obraz Kościoła, pełnego błędów przeszłości, ostatecznie obrócił się przeciwko tamtejszym chrześcijanom. Nastąpił głęboki rozdźwięk, swoista przepaść pomiędzy pożytkami religijnymi i duchowymi, które z procesu katolickiego oczyszczania pamięci naprawdę wynikały, a tym, czego dopuszczały się na wielką skalę środki społecznego przekazu, bezwzględnie i cynicznie szkalując Kościół i wierzących.


Obraz Kościoła w światowych mediach został poważnie zniekształcony i łatwo wobec niego wzbudzać niechęć, szczególnie tych, którzy go w ogóle nie znają…


– To drugi nurt tego, co aktualnie się dzieje w świecie. Chodzi o narastającą tendencję do judzenia i napuszczania na siebie wyznawców różnych religii. Zostawmy na moment Indie i spójrzmy na wzajemne relacje chrześcijan i muzułmanów. Przecież bardzo trudna sytuacja chrześcijan istnieje w wielu krajach o większości muzułmańskiej, a mimo to nawet tam nie brakuje licznych przykładów spokojnej koegzystencji. Rzecz w tym, że mamy do czynienia z paradoksem: gdy jest dobrze, to okazuje się, że dla wielu z zewnątrz jest źle, a gdy jest źle, to dla nich wtedy jest dobrze.

Są rejony świata, gdzie chrześcijanie i muzułmanie żyją obok siebie i zgodnie, np. na terenie Afryki Północnej, poczynając od Egiptu po Maroko, zaś ta koegzystencja liczy znacznie ponad 1000 lat. Oczywiście, nie zawsze była pokojowa, niemniej ci ludzie nadal żyją obok siebie. Jednak wystarczy jakaś iskra, aby ci, którzy do wczoraj żyli zgodnie, dzisiaj stali się skonfliktowani i skłóceni. Dzieje się tak wtedy, gdy wszczepia się im szkodliwe stereotypy oraz rozbudza podejrzliwość i wrogość. Sądzę, że wiele nieszczęść antychrześcijańskich to po prostu prowokacje obliczone na to, by wyznawcy wspólnot religijnych nie żyli ze sobą w zgodzie, lecz by powiększać podziały między nimi. To dotyczy również tego, co się obecnie dzieje w Indiach.


Wtedy np. wszelkiej maści ateiści mogą przewrotnie obwieszczać, że religie to tyko wojny, konflikty, przemoc…


– A napuszczanie jednych na drugich w to się dobrze wpisuje! Wiemy, że w ostatnich latach obraz muzułmanów, jaki się tworzy, to obraz czarny, wręcz ponury. I analogicznie – tworzony jest też i zaszczepiany muzułmanom ponury obraz chrześcijan. W ten sposób wyznawcy obu religii, nawet jeśli sobie nie zdają z tego sprawy, stają się coraz bardziej zantagonizowani. Dowiadujemy się np., że w jakiejś części świata, przedstawianej jako chrześcijańska, muzułmanie są obrażani karykaturami Mahometa, co ma swój szybki oddźwięk w krajach muzułmańskich, w których to jest przypisywane chrześcijanom. Upływa trochę czasu i dowiadujemy się, że chrześcijanie są dotkliwie obrażani i prześladowani przez muzułmanów. Ostatecznie wychodzi na to, że choć źródłem tych prowokacji są ośrodki niemające nic wspólnego z religią, a nawet ją zwalczające, to zło, które rozsiewają, jest przypisywane konkretnej religii i jej wyznawcom.


Chrześcijanie są wreszcie prześladowani przede wszystkim dlatego, że wyznają taką a nie inną wiarę, żyją tak a nie inaczej…


– Chrześcijaństwo różni się od wszystkich innych religii swoim wizerunkiem Boga. To zawsze wywoływało sprzeciw, nie tylko wyznawców religii monoteistycznych, takich jak judaizm i islam, ale i innych. Chrześcijaństwo zawiera w sobie pewien dynamizm, który dla innych jest nie do zniesienia. Oprócz tego w różnych rejonach świata – jest to zróżnicowane, lecz istnieje – chrześcijanie tym różnią się od otoczenia, że prowadzą dobre szkoły i rozwijają szkolnictwo, mają wyraziste struktury oraz przynależą do bardziej oświeconej, a przez to bardziej wpływowej warstwy społeczeństwa. Chrześcijanie kładą duży nacisk na praktykowanie przykazania miłości i nawet jeśli to nie wychodzi tak, jak powinno, to wydaje owoce solidarności i współpracy. To, niestety, budzi zazdrość, niechęć i fobie. Na takim gruncie jakaś iskra, czy to prowokacji, czy fałszywego oskarżenia – jak w Indiach – bardzo szybko rozpala pożar nienawiści i prześladowań.

Poza tym wiemy, że chrześcijaństwo jest religią misyjną. Ma licznych misjonarzy i misjonarki, ma zastępy duchownych, którzy prowadzą w różnych rejonach świata odbiegający od ogółu styl życia dyktowany Ewangelią. Są widoczni, choćby przez swój strój zakonny. Także z tego powodu bardzo łatwo być na cenzurowanym, bo bardzo łatwo jest pokazać ich palcem. Bardzo łatwo można zrobić z chrześcijan kozły ofiarne w sytuacjach, kiedy coś się w kraju nie wiedzie, nie powodzi się jak należy albo gdy niestabilna jest sytuacja polityczna, ekonomiczna czy kulturowa. Łatwo chrześcijan wskazać jako winnych tego, co złe, oraz skierować na nich agresję i niechęć. W krajach, gdzie wyznawcy Chrystusa są mniejszością, zawsze są na celowniku. Myślę, że wspomniane okoliczności to główne czynniki, które tłumaczą w jakimś stopniu zjawisko chrystianofobii w świecie oraz wynikających z niej prześladowań wyznawców Chrystusa.


Warto też zwrócić uwagę, że prześladowania wyznawców Chrystusa dotyczą tak katolików, jak i innych wyznań chrześcijańskich…


– W okresie, gdy doświadczamy w świecie wielu sprzeciwów wobec chrześcijan i chrześcijaństwa, istnieje tym większa potrzeba wewnątrzchrześcijańskiej solidarności. Chodzi nie tylko o solidarność katolików z katolikami, lecz o solidarność Kościoła katolickiego z innymi wspólnotami chrześcijańskimi, obliczoną i ukierunkowaną ku wzajemności. Tam, gdzie cierpi jeden wyznawca Chrystusa, musi to dotykać i dotyczyć wszystkich innych. Tymczasem np. stosunek wspólnot protestanckich wobec prześladowań katolików nie jest szczególnie empatyczny. Zdarzają się oczywiście wierni czy pastorzy, którzy wyrażają współczucie i solidarność oraz niosą pomoc, ale tej solidarności mogłoby być znacznie więcej. Z drugiej strony jeśli prześladowania dosięgają protestantów – tak przecież jest obecnie w Indiach – strona katolicka winna występować bardziej w duchu jedności wyznawców Chrystusa. Sprzeciw wobec prześladowań, wobec wrogości i przelewu krwi, wobec niesprawiedliwości i krzywdy musi być silniejszy ze strony całego świata chrześcijańskiego, bo to, co dotyczy cierpiących w odległych rejonach świata, dotyczy również każdego z nas.


Ważne zatem jest, aby usłyszeć niedawny apel polskich biskupów o solidarność i modlitwę z prześladowanymi i odpowiedzieć na niego?


– Zabierając w tej sprawie głos, księża biskupi odzwierciedlają to, co wierni czują i czego potrzebują. Obserwując, co dzieje się z chrześcijanami w Indiach i w innych rejonach świata, chcielibyśmy, aby głos Kościoła powszechnego oraz głos Kościołów lokalnych i Episkopatów był silniejszy. Przecież i my, Polacy, gdy byliśmy w trudnej sytuacji zniewolenia, też mieliśmy swoich męczenników, a wtedy z życzliwością i wdzięcznością przyjmowaliśmy wyrazy solidarności, które do nas napływały. Było dla nas także pociechą, że gdy dochodziło do męczeństwa, zbrodnia wywoływała nie tylko współczucie, lecz i potępienie, przez co męczeństwo stawało się bardziej owocne. Mamy więc nieustanny obowiązek solidarności z braćmi i siostrami w wierze, którzy zachowując wierność Ewangelii, cierpią dotkliwe prześladowania.


Dziękuję za rozmowę.
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl