Tusk przegrywa we własnej grze

Z Adamem Hofmanem, rzecznikiem Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Paulina
Jarosińska

Ludwik Dorn zarzucił Donaldowi Tuskowi, że premier grał katastrofą smoleńską.
Chodzi m.in. o nieujawnianie nagrań z wieży, pomimo że rząd był w ich
posiadaniu, oraz o upublicznienie przed wyborami niepełnych zapisów z czarnych
skrzynek, które miały fałszywie sugerować pośrednią winę prezydenta Lecha
Kaczyńskiego w katastrofie. Oznacza to, że wynik wyborów mógłby być zupełnie
inny.

– Premier Donald Tusk kiedyś za to odpowie. Mieliśmy tu do czynienia po prostu z
kłamstwem. Premier Kaczyński porównał nawet Tuska do Ferenca Gyurcsaniego, czyli
do byłego premiera Węgier, który nie wiedząc, że jest nagrywany, mówił
"kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem, kłamaliśmy tylko po to, żeby utrzymać
władzę". W tej sytuacji również mamy do czynienia z kłamstwem, którego celem
jest właśnie utrzymanie władzy. Zapisy z czarnych skrzynek – niepełne i
powyrywane z kontekstu, i fałszywie sugerujące jakieś naciski prezydenta Lecha
Kaczyńskiego na pilotów, upubliczniono dwa tygodnie przed drugą turą wyborów
prezydenckich. Jednocześnie rząd znał nagrania kontrolerów, czyli doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że wina leży po stronie rosyjskiej – samolot był źle
naprowadzany i żadnych nacisków nie było. I mając taką wiedzę, zdecydował się
manipulować społeczeństwem, aby wygrać wybory i przejąć pełnię władzy.
Okłamywanie własnych obywateli w tym celu jest najgorszym politycznym
zachowaniem, i przed historią, a mam nadzieję, że jeszcze szybciej, Donald Tusk
za to odpowie.

Jednak zarzut o polityczne rozgrywanie katastrofy smoleńskiej pada pod
adresem Prawa i Sprawiedliwości i staje się jednym z mitów wokół głównej partii
opozycyjnej. Jarosław Kaczyński powiedział w wywiadzie dla "Naszego Dziennika",
że taką czarną legendę tworzono również w przypadku PC. Czy zamierzają Państwo
walczyć z tym negatywnym PR-em?

– Ta operacja, którą prowadzono za czasów Porozumienia Centrum, w pewnej mierze
powtarza się obecnie – oczywiście mam na myśli dyskredytowanie Prawa i
Sprawiedliwości poprzez próbę pokazywania, że nie zajmujemy się niczym innym,
tylko szukaniem winnych katastrofy. Ten zarzut jest zupełnie bezpodstawny,
ponieważ dotyczy partii, która złożyła kilkadziesiąt projektów ustaw sejmowych,
z których żadna nie dotyczyła sprawy tragedii smoleńskiej. Oznacza to, że
zajmujemy się wszystkimi ważnymi dla naszego kraju sprawami – gospodarką,
emeryturami, koleją, autostradami, służbą zdrowia. Wszystkie nasze ustawy leżą w
Sejmie w tzw. zamrażarce marszałka Schetyny. Co kilka dni organizujemy panele
dyskusyjne, konferencje – w czwartek mieliśmy konferencję na temat
przedsiębiorczości, ale w przekazie medialnym to się absolutnie nie przebije –
PiS przecież zajmuje się tylko Smoleńskiem. Niedawno mieliśmy konferencję, na
której prezes Jarosław Kaczyński oraz wiceprezes Beata Szydło prezentowali nasz
projekt ustawodawczy dotyczący OFE, czyli temat, krótko mówiąc, na topie. Po
dwudziestu minutach prezentacji naszego planu rozpoczęły się pytania
dziennikarzy i ani jedno nie dotyczyło OFE, tylko katastrofy. My oczywiście
odpowiadamy na wszystkie pytania związane ze śledztwem. W przeciwieństwie do
innych nie uciekamy od odpowiedzi na pytania o Smoleńsk, ale mówiąc o tej
konferencji, miałem na myśli mechanizm utrwalania wizerunku PiS jako partii
"smoleńskiej". Uważamy, że cały kontekst katastrofy – podzielenie wizyt w
Katyniu, brak woli wyjaśnienia sprawy i upokorzenie Polski przez raport MAK –
pokazuje słabość państwa pod rządami Tuska. Nie przestaniemy rozliczać rządu w
tej sprawie, jak również we wszystkich innych, ponieważ na każdym polu, czego by
nie dotknąć, rząd Tuska ponosi sromotną porażkę. My dajemy receptę – pokazujemy,
jak uzdrowić państwo. Ostatnio mieliśmy do czynienia z taką manipulacją:
"Financial Times" napisał, że w Polsce nie ma opozycji w kontekście OFE – że nie
ma innej propozycji niż rządowa. Oczywiście, wysłaliśmy nasz projekt do
"Financial Times", być może polski korespondent coś przeoczył, choć
dopatrywałbym się tu celowej manipulacji. Będziemy prostować te mity, ale należy
zauważyć, że coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że rząd się po prostu
kompromituje…

…to znaczy, że te mity będą same upadać?
– Myślę, że tak. Proszę spojrzeć, na ilu polach Tusk ponosi klęskę: katastrofa
smoleńska, OFE, stan finansów publicznych, koleje. Coraz więcej zwykłych ludzi
zaczyna mieć takie przekonanie, że premier ich nie reprezentuje – że zamiast
myśleć o swoich rodakach, "gra w piłkę".

Kolejny przykład czarnej propagandy PiS to słowa Tomasza Nałęcza o tym, że
"Komorowski nie boi się w rocznicę katastrofy ewentualnych gwizdów swoich
przeciwników", co ma sugerować, że opozycja szykuje agresywne kontrobchody
"oficjalnych" uroczystości…

– To jest kuriozalne. Profesor Tomasz Nałęcz stał się rzecznikiem Platformy
Obywatelskiej i jej najwierniejszym żołnierzem. Jest właściwie gorliwszym jej
obrońcą niż szeregowi posłowie PO. Jego wypowiedź jest niepoważna. Dla nas jest
oczywiste, że nie będziemy obchodzić uroczystości rocznicowych katastrofy
smoleńskiej w towarzystwie ludzi, którym nie zależy na prawdzie o Smoleńsku.
Chcemy uczcić ten szczególny dzień – rocznicę największej tragedii po 1945 roku
w Polsce – w sposób godny. Jak poważnie i uczciwie mogą do tych obchodów
podchodzić ludzie, którzy od początku wykazywali daleko posuniętą niedbałość o
prawdę i szacunek dla sprawy? Na początku rozmowy powiedziałem, że Platforma
grała katastrofą – tak naprawdę to ona politycznie ją wykorzystywała. Jedyne, co
robi w kontekście tragedii, to "mgłę" wokół niej, i naprawdę nie chce jej
wyjaśnienia. Mało tego, przecież po części za nią odpowiada politycznie i
moralnie – chociażby przez rozdzielenie wizyt prezydenta i premiera. Dlatego też
obchodzenie rocznicy katastrofy z tymi ludźmi dla nas byłoby po prostu
nieszczere. Nie chcemy fałszywie stać obok Donalda Tuska czy Bronisława
Komorowskiego albo Dmitrija Miedwiediewa i dawać do zrozumienia, że wszystko
jest dla nas w porządku. Pragniemy, aby uroczystości rocznicowe były godne,
spokojne, i cały czas chcemy przypominać to niedokończone dzieło Lecha
Kaczyńskiego, nie tylko skierowane w stronę pamięci o nim, ale również w stronę
przyszłości. Gdyby Donald Tusk kierował się w swoich działaniach – chociażby po
katastrofie – tymi zasadami, którymi zawsze kierował się Lech Kaczyński, to nie
zostałby ograny przez Rosjan. Profesor Lech Kaczyński nigdy nie pozwoliłby sobie
na prawne nieprzygotowanie do rozmowy z przywódcą innego państwa, tak jak Donald
Tusk do rozmowy 10 kwietnia z Putinem. Wszystko to powoduje, że będziemy
przeżywać w sposób godny, ale na pewno zauważalny, rocznicę tej wielkiej
tragedii. Sugerowanie, że przy tej okazji będziemy chcieli uprawiać politykę
albo inicjować jakieś rozróby, jest bardzo nie na miejscu.

Część rodzin mówi: prezydent i premier w rocznicę katastrofy powinni
przeprosić…

– Powinno paść słowo "przepraszam", powinny paść słowa wyjaśnienia: dlaczego
podzielono wizyty, dlaczego manipulowano nagraniami kontrolerów, zapisami
czarnych skrzynek, dlaczego premier był bierny wobec Rosji. Będziemy dążyć do
wyjaśnienia katastrofy i poznania prawdy o niej, ponieważ chciałbym, aby moje
dzieci uczyły się właśnie tej prawdy w szkole na lekcjach historii, a nie żyły w
sferze domysłów albo kłamstw na temat tego, co się stało.

Powiedział Pan, że Tusk został ograny przez Rosję. Dotykamy tutaj zagadnienia
relacji z naszym wschodnim sąsiadem. Tomasz Nałęcz także tym razem idzie w
zaparte i twierdzi, że Jarosław Kaczyński działa w interesie Rosji,
"konfliktując opinię publiczną". Pojawiły się nawet głosy, że prezes PiS jest
powiązany ze służbami rosyjskimi.

– Za tego typu insynuacje będziemy wytaczać procesy, ponieważ dla kogoś
zorientowanego w polityce są one śmieszne, wręcz groteskowe, ale dla "lemingów"
już niekoniecznie. Może uporządkujmy pewne fakty – w sprawie katastrofy
smoleńskiej Rosjanie grali w trzy gry. Otóż pierwszą było podzielenie wizyt,
drugą – pozorowanie śledztwa i "inscenizacja" wyjaśniania, wreszcie trzecią było
upokorzenie Polski oraz obniżenie statusu naszego kraju w tej sprawie raportem
MAK. We wszystkich tych grach Tusk uczestniczył i… przegrał. Po pierwsze,
zgodził się na rozdzielenie wizyt, i tym samym przedstawienie siebie w roli
dobrego przyjaciela Putina, a prezydenta Kaczyńskiego w pozycji tego złego,
którego Rosjanie nawet nie zaprosili do Katynia. Po drugie, dał się ograć, jak
dziecko przyjmując bez mrugnięcia okiem konwencję chicagowską za podstawę prawną
śledztwa. Powołam się w tym miejscu na fakt znany z relacji Edmunda Klicha: dziś
generał, a wówczas jeszcze pułkownik Krzysztof Parulski, prokurator wojskowy,
powiedział 11 kwietnia do Klicha, że jak będzie forsował konwencję chicagowską,
będzie działał na szkodę Polski. Co znamienne, jest to opinia prokuratora, a nie
człowieka związanego z Prawem i Sprawiedliwością. Trzecia sprawa: Tusk nie
zareagował na raport MAK w sposób odpowiedni, i tym samym obniżył rangę naszego
państwa na arenie międzynarodowej. Można zapytać: czy było to działanie
nieświadome i wynikające z nieudolności, czy po prostu granie w jednej drużynie
z Rosją? Jednak zarzucanie nam, środowisku Lecha Kaczyńskiego, który chociażby
po sprawie Gruzji najbardziej naraził się Rosji w ostatnich latach, że my – PiS
czy Jarosław Kaczyński, działamy w interesie Rosji, jest objawem paranoi. Można
powiedzieć każdą głupotę, każdy idiotyzm, i od razu znajdą się dziennikarze,
którzy będą o to pytać ekspertów, robić wydania specjalne programów itd. Mam
nadzieję, że ta paranoja za parę miesięcy się skończy.

Skończy się, tak jak prognozują niektórzy komentatorzy, fasada Donalda Tuska,
a jego wizerunek roztrzaska się o skałę porażek i kardynalnych błędów?

– Nie ma polityki bez polityki, tak jak nie może być prezentu bez tego, co jest
w pudełku, w opakowaniu. Donald Tusk to jest taki gość, którego zapraszamy na
wesela, a on daje najgrubszą kopertę. Bryluje na weselu. My niestety dopiero na
drugi dzień – po weselu i poprawinach – orientujemy się, że dostaliśmy w tej
pięknej kopercie pocięte gazety. Myśleliśmy, że ta najbardziej wypchana koperta
jest najbardziej wartościowa. To jest właśnie Donald Tusk i jego polityka w
pigułce. Przyszedł na wesele, najadł się, napił, a my zostaliśmy z niczym, ze
wstydem, że mu uwierzyliśmy.

Czy nie jest tak, że polityce wizerunkowej Tuska towarzyszy również zjawisko
pokazywania, iż polityka jest czymś złym, brudnym?

– Historia choroby jest trochę głębsza niż trzy lata rządu Tuska. Można odwołać
się do końca polityki i historii według Fukuyamy i powiedzieć, że jest to taka
ogólna tendencja, ale to nie jest wcale odpowiedź, ponieważ prawdziwa odpowiedź,
dlaczego w Polsce tak jest, sięga struktury rynku medialnego, a dokładnie jego
struktury właścicielskiej. To znaczy, w pewnym momencie pozwolono, w
przeciwieństwie do innych krajów UE, aby zagraniczne firmy z obcym kapitałem
wykupiły np. największe tytuły gazet. Skutkiem tego jest to, że główne media
drukowane w Polsce nie są polskie. Co robią z pojęciem "polityka" media, którymi
kierują obce kapitały? Ośmieszają polityków, wmawiając, że to darmozjady i
"oni", grupa ludzi zajmująca się jakąś "brudną" sferą. Na dłuższą metę skutkuje
to tym, że Polacy zaczynają mieć do polityków pogardliwy stosunek. Wszystkie
kampanie pt. "Polityk to jest najgorszy zawód świata" to w dalszej perspektywie
osłabianie państwa. Kiedy słyszę na konferencji posła SLD, że gdy składamy do
prokuratury zawiadomienie dotyczące nieprawidłowości przy budowie orlików, to
jesteśmy donosicielami, odpowiadam wówczas na takie dictum, że chyba temu panu
coś się pomyliło. Donosy to być może on pisał na innych do Komitetu Centralnego.
Funkcjonariusz publiczny w momencie, gdy wie, że popełniono przestępstwo, ma
obowiązek zawiadomić o tym prokuraturę. Reasumując: próby obrzydzania polityki
są zawsze szkodliwe dla państwa.

Zatem jednym z elementów takiej kampanii jest mówienie, że nie ma już dzisiaj
czegoś takiego jak interes narodowy?

– Oczywiście, że tak. Jest to jednak bardzo błędne i mylne przekonanie. W każdej
sprawie związanej z funkcjonowaniem państwa dany kraj i jego przywódcy powinni
kierować się własnym interesem narodowym. W Polsce rząd i prezydent nie dbają
jednak, niestety, o interes Narodu. Mało tego, gdy ktoś podnosi takie kwestie,
jak: honor, godność czy zdrada narodowa, jest odsądzany od czci i wiary, tak jak
Mariusz Kamiński, który powiedział Donaldowi Tuskowi, że "utrata honoru jest
gorsza niż śmierć". Przez część tzw. autorytetów został nazwany "chłystkiem,
gnojkiem". W Polsce mamy do czynienia z dwiema skrajnymi postawami. Jedną jest
typ dorobkiewicza bez specjalnego odniesienia do ważnych wartości – taka
dulszczyzna i konformizm, a nawet anarchizm (w sensie, "państwo nie jest mi do
niczego potrzebne") – której reprezentantem jest Janusz Palikot. Drugą postawą –
wierzę, że częstszą – jest postawa bardziej perspektywiczna, wychylona ku
przyszłości z nadzieją i poczuciem wartości, takich jak: honor, godność, silna
Polska. Tusk ma kompleks, żeby, broń Boże, nie mówić gdzieś głośno o swoich
interesach. To jest kompleks kogoś, kto za wszelką cenę chce być akceptowany.
Donald Tusk chce być szefem Europy przez pół roku, ale kompletnie nie ma pomysłu
i planu na konstruktywne zbudowanie swojej pozycji – nie potrafi wyeksplikować
własnych interesów. On chce być tylko przyjacielem Merkel i Putina. Niestety,
panie premierze, nie wygra pan w Europie w plebiscycie na największego rusofila
– nie brakuje ich na naszym kontynencie…

Na koniec zapytam o Pana komentarz do dwóch prognoz: pierwsza to zapowiedź
Marka Migalskiego, że jego partia zdobędzie 10 procent poparcia…

– Marek Migalski jest politykiem, a nie politologiem, i te słowa są raczej
myśleniem życzeniowym. Nie oszukujmy się: PJN jest grupą manewrową Platformy
Obywatelskiej i pomimo że deklarują swoją opozycyjność wobec rządu, to
poszczególne głosowania pokazują, iż idą z nim ramię w ramię. Mamy już jedną
Platformę i ludzie nie potrzebują takiej "miniplatforemki", dlatego nie wróżę
PJN w najbliższych wyborach wyniku pozwalającego jej wejść do Sejmu.

Druga prognoza to wypowiedź jednego z publicystów, który wieszczy koalicję
PiS – SLD.

– Ona jest niemożliwa nie tylko dlatego, że dawno już ją wykluczył Jarosław
Kaczyński. W Sojuszu już prawie podjęto decyzję o koalicji z Platformą. W SLD
dość silną grupę stanowi beton postkomunistyczny – w koalicję z betonem nie
wejdziemy nigdy. Nawet w doraźnych sprawach. Obecnie znajdujemy się w sytuacji,
że musimy wyzwolić energię w Polakach, aby uzyskać dobry wynik – oczywiście nie
zamykamy się na rozmowy. Myślę jednak, że Jarosław Kaczyński nie wyobraża sobie,
iż znów podjąłby decyzję bycia premierem dla samego bycia premierem. Jeśli
miałby znów tworzyć rząd – do czego dążymy – musiałby być to rząd nieuwikłany w
żadne układy, a także konstruktywny, to znaczy taki, który byłby gotów na
prawdziwe zmiany. Z SLD dziś taki rząd nie jest możliwy. Wierzymy, że
zdobędziemy taki wynik, aby stworzony przez Jarosława Kaczyńskiego rząd mógł
działać skutecznie i naprawić państwo.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl