Tajemnica państwowa: kobiety

Uzbekistan rok temu. W sierpniu, czyli niespełna 3 miesiące po zamieszkach w
Dolinie Fergańskiej. Po wolnościowym zrywie. Uzbecy podnieśli głowy – na kilka
dni, by wyrwać się spod mafijnych rządów, spod totalnej kontroli życia publicznego
i… prywatnego, kontroli grup nacisku całkowicie oddanych poradzieckim wpływom.
Byli zabici i ranni, aresztowano podobno ponad tysiąc osób, uczestników zamieszek.
Ci ludzie po prostu gdzieś zniknęli… A może było ich więcej, a może więcej
zostało zabitych? Tego nikt do dzisiaj nie wie; nie policzono ofiar. Nawet jeżeli
jakieś służby znają te liczby, to trzymają je w tajemnicy, a nikt… nie pyta.
Bo za wypytywania w takiej niebezpiecznej sprawie, tak jak w wielu niemal codziennych,
można tutaj stracić pracę albo zniknąć ot tak, choćby z ulicy, w biały dzień.

Po zamieszkach były i sprawy sądowe – jesienią, pod koniec roku, szybkie procesy,
publiczne, pokazowe, w sądach w Taszkiencie. Skazano kilkanaście osób schwytanych
podczas zamieszek. Otrzymały najsurowsze wyroki, po kilkanaście lat zsyłki,
do ciężkich robót. I ślad po nich zaginął. Nie upomina się jakoś o nich nikt.
(Procesy te były relacjonowane w telewizji BBC, ale już nie w Polsce… A takie
nam bliskie te dramaty, takie niedawne…)
Dziennikarz z kamerą nie ma racji bytu w Uzbekistanie. Oficjalnie tak; trzeba
mieć akredytację – kosztowną, na którą czeka się miesiącami – a tam, na miejscu,
będzie czekał na dziennikarza specjalny "przewodnik". Zaprowadzi tam, gdzie
on zechce, on – a nie dziennikarz. Rozmawiać będą podstawione albo sprawdzone
osoby.
Ludzie tam boją się kamery. Boją się obcokrajowca, mówią: Dzisiaj tutaj opowiem
ci cały swój dramat, ty sobie jutro wrócisz do tej swojej wolnej Europy, a
ja zostanę zam-knięty przez policję, każą mi wszystko powtarzać, no i mogę
stracić pracę – a i tak tutaj nie ma z czego żyć – albo mieszkanie. Schowaj
kamerę, to pogadamy…
Jak mam nakręcić film bez wyjmowania kamery? A za filmowanie bez zezwoleń państwowych
grozi aresztowanie, przesłuchanie, deportacja.
(Rok temu myślałam, że nawet gdyby tak się stało, to nikt z TVP nie będzie
o mnie zabiegał, a koszty deportacji spadną na mnie. A tyle nie zarabiam…
W tym roku może bym była pewniejsza siebie. Ale i wtedy, i dzisiaj zrezygnowałam
z brawury dziennikarskiej, kierując się dobrem moich rozmówców. Sfilmuję ich
z ukrytej w plecaku kamery, ale co się z nimi stanie, gdy zostaną zidentyfikowani?!)
Tamten film o kobietach w Uzbekistanie nakręciłam w ukryciu przed donosicielami
i policją. Obowiązują tam żelazne zasady cenzury – dramatyczne życie kobiet
to temat zakazany. W Uzbekistanie wolno mówić tylko o sukcesach i dobrobycie.

Na szosie
Step wypalony słońcem. Pusta szosa, żar – na horyzoncie rysuje się blokowisko,
domy z wielkiej płyty w środku pustkowia. Jak z książek Orwella. Abstrakcja.
Na szosie pojawia się człapiący osioł, z mozołem dźwiga wiązki wyschniętej
trawy stepowej. Osła prowadzi kobieta, noga za nogą; ma dziurawe buty. Każę
kierowcy ją wyprzedzić, ustawiam się z kamerą, filmuję – jak zjawisko, na
rozpalonej szosie prowadzącej znikąd ku dalekiemu miasteczku, w słońcu teraz
pewnie powyżej 60 stopni ciepła… Kobieta dochodzi do mojej kamery. Obojętnie.
Ja też tutaj dla niej jestem zupełną abstrakcją. Pytam: – Gdzie pani mieszka?
– A tam, w miasteczku, jeszcze 10 kilometrów. W domu, tam pod blokiem, mamy
krowę i dla niej tę trawę wiozę… Mam pięcioro dzieci, mąż bezrobotny, teraz
lato, wakacje, mam czas… Jestem bibliotekarką w szkole. Ile zarabiam? 25
tysięcy sum, to jakby ze 20 dolarów. Na całą rodzinę na miesiąc.

W Taszkiencie
Centrum. Hotele. Restauracje. A poza centrum – jakby cofnąć film o 50 lat,
w głęboki socjalizm… Tylko prywatny handelek, stragany na rozkładanych
stoliczkach – albo bazar, owoce, jarzyny, mięso, ciuchy, papierosy.
Kobiety kolorowo ubrane, ruchliwe, przedsiębiorcze. Handlują niemal na każdym
rogu ulicy w stolicy, Taszkiencie, ale i w każdym innym większym miasteczku.
Stragany na bazarach, na ulicach. Tłumaczą mi: – Wiele kobiet jeździ pociągami,
objuczone towarami, tysiące kilometrów do Rosji, do Kazachstanu, za towarem.
Te kobiety nazywa się u nas "czałnaki", jakby "czołgacze"… Gdy w Rosji kończy
się ten szmaciany biznes, to u nas, w Uzbekistanie, właśnie rozkwita…
Wiele kobiet staje się przedsiębiorcami – małego i średniego biznesu. Kiedyś
piekły lepioszki (placki chlebowe) i gotowały baranią zupę dla rodziny w domu,
teraz to robią na sprzedaż, dla klientów. Powstało wiele przydomowych stołówek,
noclegowni; kobiety tu widzą, że jak nie wezmą życia w swoje ręce, to zginą
albo będą żyć w skrajnej nędzy. One tak to postrzegają: – Gdy Uzbekistan oficjalnie
odłączył się od Związku Sowieckiego, gdy rozpadł się kraj totalitaryzmu, tutaj
zapanowała mafia, korupcja, walka na śmierć i życie o każdy grosz, o kontrolę
nad drugim, słabszym i biednym. Mężczyźni dawno przestali być oparciem kobiety,
rodziny, wszystkim rządzi korupcja i wódka, kobieta stała się więc głową rodziny.

Kobieta Wschodu
Uzbekistan to kraj muzułmański. Przez niemal stulecie totalitaryzmu wykorzeniano
religię, rozbijano więzy rodzinne, obowiązywał awans partyjny, panowała inwigilacja
tajnych służb. Kobiety studiowały, pracowały na równi z mężczyznami, ale
"w zamian" za równouprawnienie otrzymywały "prawo" do rozwodów, rodzina przestawała
być świętością…
Jednak tam gdzieś w głębokim podziemiu, w tradycji islamskiej, Uzbecy pozostawali
wierni dawnym tradycjom – tam przetrwała wiara, a z nią tożsamość narodowa,
kulturowa… Pomieszane tradycje, pragnienie serc i dusz – wobec komunistycznego
prawa, bezwzględnego dla narodowych odrębności. I do tego – kontrolowane ubóstwo
całego narodu.
Upadł przemysł, całymi latami pracujący na potrzeby Związku Sowieckiego – przestarzałe
fabryki, brak zamówień, rabunkowa mafijna eksploatacja zasobów naturalnych…
Bezrobocie na niewyobrażalną skalę. Brak podstawowych praw socjalnych. Zubożałe
szpitale.
Kobieta – jak wszędzie w świecie, ale tu, w muzułmańskim kraju, szczególnie
– obarczona poczuciem odpowiedzialności za dzieci, za starych rodziców, których
"socjalistyczne" emerytury nie wystarczają nawet na sam chleb. Żadna kobieta
nie będzie siedzieć w domu, widząc, jak dzieci są głodne, jak potrzebne jest
im ubranie, że trzeba je posłać do szkoły.
Handlarka papierosów mówi mi: – Kto się tym wszystkim będzie przejmował, jak
nie kobieta? Mężczyźni uciekają, jeden w narkotyki, drugi pije, bo tu wszyscy
piją, inny idzie do bogatszej, a odpowiedzialność za przeżycie dzieci to sprawa
kobiet, one są zmuszone to wszystko dźwigać.

Na wsi wesele
Znajduję kontakt z działaczką wiejską. 700 kilometrów od Taszkientu. Przez
stepy. Pustkowia. Szosa szeroka, dla czołgów, tylko straszne dziury w asfalcie,
ale czołgom to nie robiło różnicy. W wiosce kończy się asfalt. Gliniana droga,
jeżdżą "arby", wozy dwukołowe zaprzęgnięte w osły, czasem konie. Lepianki.
W domach – dywany fabrycznie tkane, kolorowe. Życie toczy się na ziemi. Na
dywanach się je – na rozkładanych ceratach, na dywanach się śpi – na wacianych
kołdrach.
Działaczka ma duży dom. Wychowuje pięcioro dzieci – dwie córki i trzech synów.
Jest muzułmanką. Mówi z dumą: – Nareszcie ulga, bez lęku wracamy do swojej
wiary, do tego, kim naprawdę jesteśmy. Ale jeszcze obowiązują prawa narzucone
przez władzę sowiecką. Chcę jak najwięcej zrobić tutaj dla kobiet, dla odbudowania
ich pozycji społecznej, to one teraz ponoszą cały ciężar przetrwania narodu
w Uzbekistanie. Sama mam dobrą pracę w zarządzie wioski; kiedyś należałam do
partii, inaczej nie można było tu żyć, to teraz się przydaje, bo sporo umiem
i mogę załatwić dla swoich ludzi. Zajmuję się sprawami kobiet, korzystaliśmy
z dużej pomocy UNICEF-u, ale po zamieszkach, jakie były na wiosnę [2005 r.
– przyp. AP], jest zakaz, ta pomoc do nas nie dociera… A tutaj największy
problem to tragiczny stan zdrowia kobiet, anemia, gruźlica, czerwonka. Tutaj,
w rejonie Morza Aralskiego, jest ogromne skażenie środowiska, nieprawdopodobne
zasolenie wód gruntowych. Pociąga to za sobą wysoką śmiertelność ludności,
choroby nerek, tarczycy, no i niedożywienie, ale to także z ubóstwa. Dramatycznie
brakuje zdrowej wody do picia, a upały są tu bezlitosne. Wokół step, pustynia.
Brak pracy, brak narzędzi do pracy na roli, na stepie…
Działaczka jest wykształconą kobietą, można powiedzieć prawdziwą damą – w domu
ubrana w długą kolorową ludową suknię, ale gdy idzie do pracy, do urzędu w
centrum wsi, przebiera się w elegancki kostium, spódnica za kolana, ale bardzo
obcisła, no i koniecznie szpilki, czarne, do tego wykwintna torebka…
Większość kobiet ma średnie wykształcenie, wiele ukończyło studia. Uniwersytety
w Taszkiencie i Samarkandzie, akademie medyczne, politechnika – to były zdobycze
socjalizmu, równe prawo do nauki. Teraz wielu mężczyzn nie ma zatrudnienia,
więc handlują, uciekają za granicę – choć stąd to niemal niemożliwe – ale chociaż
do Rosji, do Kazachstanu…
Kobiety zostają w pomieszaniu światów – w rzekomej wolności po socjalizmie,
a już związane zasadami islamu… Nie muszą zakrywać twarzy. Mogą studiować,
pracować. Ale to od nich wymaga się uniesienia całej odpowiedzialności za rodzinę.
Rozwód to dla kobiety największa klęska: nie ma praw do żadnego majątku, choćby
do mieszkania, może odejść, ale jedynie na ulicę…
Młodzi ludzie są tacy jak wszędzie – kierują się głosem serca, dziewczyna ma
takie samo prawo do decyzji o zamążpójściu jak chłopiec co do wyboru narzeczonej.
Jak ci, którzy zaprosili mnie z kamerą na wesele na wsi. Poznali się na wiejskiej
dyskotece. Ślub w urzędzie, a potem przed mułłą, w domu rodziców narzeczonego.
Tutaj po ślubie przeprowadzi się kobieta ze swoim dobytkiem. Stanowi on kilka
kwiecistych chust, nowe wideo, trochę oszczędności. Nowożeńcy nie mają nic
więcej. Są pracowici, będą pracować u rodziców przy krowach, w sadzie. I będą
handlować ciuchami. Marzą o komputerze. A także o wyjeździe, dlatego we dwoje
uczą się angielskiego.
Wesele na dwustu gości. Lepioszki, tłusta zupa z baraniny z cebulą i czosnkiem
i dużo wódki. Muzyka kompaktowa i obowiązkowo "didżej"; miejscowe disco, ale
i dużo amerykańskich przebojów.
Taka kobieta jak ta panna młoda, z dobrej rodziny, uczciwa, nieznająca świata,
urocza i serdeczna… ma bardzo wysoką cenę. Pośrednik handlu kobietami, który
tu kwitnie jak nigdzie w świecie, dostałby za taką dziewczynę co najmniej 10
tysięcy dolarów na przykład w Emiratach Arabskich!

Najlepszy towar: kobiety
Natalia Abdulajewa pracuje w organizacji "Gorąca linia" w mieście Nukus, niedaleko
Morza Aralskiego – nie boi się już od dawna, mąż prokurator wojskowy daje
jakieś poczucie bezpieczeństwa, ale ważniejsze jest wsparcie z Polski, z
"La Strady". Współpracują od niedawna. "Gorąca linia" w Nukusie zajmuje się
profilaktyką – ostrzeganiem kobiet przed wyjazdami za pracą za granicę. I
ratuje kobiety wykorzystywane, próbuje poszukiwać zaginionych. Klara, dzielna
Uzbeczka, odbiera codziennie setki telefonów – zgłoszeń o zaginięciu matki,
żony, córki…
Natalia i Klara to cała organizacja w tym mieście.
Natalia: – Mężczyźni mają teraz prawo do kilku żon. Jak dawniej. Ale wobec
takiej biedy w Uzbekistanie kobiety są zmuszone wyjeżdżać w poszukiwaniu pracy,
dokądkolwiek. Wiele z nich wie, że tam mogą być zmuszane do prostytucji, jednak
godzą się na to, bo tu nie mają jak zarobić na utrzymanie rodziny, więc każdy
sposób uważają za dobry!
Klara: – Latem przyszedł do nas mąż, któremu zaginęła żona, 46-letnia Attay.
Pojechała na zarobek do Kazachstanu, zbierać bawełnę. Powiedziała mężowi: syn
się żeni, potrzebne pieniądze, wnukom trzeba pomagać… No to pojechała, a
mąż został w domu! I tam ją sprzedali, jeden pośrednik drugiemu, na plantację
tytoniu – do najstraszniejszej pracy, trującej… Szukaliśmy jej parę miesięcy.
Bita, głodzona, gwałcona… wychudła… powieźliśmy ją do szpitala tutaj, a
ona boi się zostać sama na chwilę, płacze. Jak nie zdążyła z normą, to bili
ją do krwi gumowym wężem!
Natalia: – Zwróciła się do nas po pomoc grupa rodziców. Ich dzieci, dwadzieścioro
czworo, pośrednicy zawieźli do Kazachstanu. Mówili, że dzieci będą pracować
w firmie budowlanej w czasie wakacji, a wywieźli je na plantację tytoniu! Jeden
chłopiec uciekł stamtąd, opowiedział, że całą grupę wysadzono z autobusu na
bazarze, przychodzili wieśniacy z plantacji, oglądali mięśnie, nogi, ręce.
Za tego chłopca dali 100 dolarów pośrednikowi, on krzyczał, że mało, aż go
wcale nie wzięli do pracy, bo za chudy, i dlatego się uratował… Z policją
znaleźliśmy dzieci: chude, chore…
Klara: – Matka tutaj wysłała za namową sąsiadki swoje cztery córki do Ałmaty,
do pracy w Kazachstanie, do przetwórni jarzyn. Dziewczynki lat 12, 14, 16 i
18. Własnymi rękami je oddała. Uczennice. Ale nie wracały we wrześniu do szkoły…
Ktoś przypadkiem znalazł je na wysypisku śmieci pod Ałmatą! Nasza organizacja
wykupiła te dwie najmłodsze za… 22 dolary! Były poranione, bite, jedna ogłuchła
od bicia, bo nie wypełniała normy. Spały na betonie w fabryce, na torbach plastikowych,
jesienią też. Jak już były przymrozki, okrywały się foliami, a jadły to, co
znalazły na wysypisku śmieci. Starszych sióstr nie znaleźliśmy. Oni tam sprzedają
kobiety jedni drugim, one mogą być wszędzie, np. w Rosji, albo dawno nie żyją.

Nielegalny szpital
Duże miasto. Centrum. Prywatny dom, wyremontowany. Dyrektorka szpitala to wybitna
chirurg, sława medycyny Uzbekistanu. Ma 55 lat. Pozwolono jej prowadzić schronisko
dla kobiet połączone ze szpitalem. Specjalizuje się w operacjach plastycznych
i rehabilitacji kobiet, które poranione uciekły od przemocy w rodzinie. Rozwody
są bez sensu, skoro kobieta nie ma dokąd się wyprowadzić. Kobiety popełniają
samobójstwa, stary sposób to… samospalenie. Albo ktoś im pomaga…
Poparzone, okaleczone trafiają do szpitala. Kilka łóżek. Dramatyczne sceny,
szokujące rany. Kobieta z kilkumiesięcznym dzieckiem. Z wyjazdu za pracą wróciła
w ciąży, nie wpuszczono jej do domu, pobito.
Do zamieszek w Ferganie szpital działał legalnie, w oparciu o pomoc ze Szwajcarii.
Lekarka mówi, że teraz, po zamieszkach, nie pozwolono jej już odebrać z banku
kolejnych pieniędzy dla szpitala. Ani paczek z lekarstwami z poczty. Gdy rozmawiamy,
nagle jakiś zamęt – zostaję ukryta w gabinecie lekarskim, zamknięta tam z kamerą;
pół dnia, wściekły upał, ani wody, ani toalety… Przetrwałam. Okazało się,
że ktoś doniósł, że lekarka udziela wywiadu dziennikarce z zagranicy…
Jest w moim filmie, ale prosiła, aby chociaż bez nazwiska…

Morze na stepie
Z Nukusa wynajmuję samochód nad Morze Aralskie. Znany w świecie dramat ekologiczny.
W latach 60. władze sowieckie wydały decyzję o zwiększeniu produkcji bawełny
na pustynnych terenach Uzbekistanu. Zbudowano sieć kanałów irygacyjnych,
do których skierowano wodę z dwóch głównych rzek kraju – te rzeki zasilały
Aral, Morze Aralskie, czyli słone jezioro o powierzchni 30 tys. km kw. W
ciągu 30 lat zasolenie w "morzu" wzrosło ponad dwukrotnie, zabijając wszelkie
życie. Jak informuje www.mt.com.pl (p. Monika Witan), zależnie od siły wiatru
słony pył przenoszony jest nawet na odległość 500 km, zagraża leżącym na
pustyni oazom, nawiewana znad wyschniętego morza sól zawiera silnie trujące
związki chemiczne spływające z pól bawełny, na których w pogoni za wydajnością
bez umiaru stosowano nawozy sztuczne i herbicydy. Sól jest przyczyną alarmującej
zapadalności na anemię, raka, choroby układu oddechowego. Nastąpił wzrost
liczby narodzin "gigantycznych dzieci" (ponad 4,5 kg)… Mleko matek okazało
się toksyczne… Dochodzi do wielu uszkodzeń dzieci w łonach matek i jest
ogromna śmiertelność niemowląt… W Związku Sowieckim problem Morza Aralskiego
nigdy oficjalnie nie zaistniał, informacje o katastrofie były ukrywane. Likwidowano
jedynie partyjne ośrodki wypoczynkowe nad morzem, bo brzeg morza oddalił
się o 200 m…

W tym rejonie mieszka 3,3 mln ludzi…
Nędza, w której nie ma cienia nadziei. Nie ma też… cienia. Zginęły drzewa.
Nie ma opału, nie ma roślin.
Gdy miałam o godz. 9.00 rano wyjść z kamerą do samochodu, jakoś niezwykle się
ociągałam… Zawroty głowy, jakieś rozdrażnienie… Co się ze mną dzieje? Czyżby
aż tak objawiała się niechęć do pracy dla Telewizji Polskiej, w której ta "wolna
kobieta" dziennikarka ma wolność wypowiedzi, ale pod warunkiem, że zrobi wszystko
sama w ramach oszczędności, bo "nie ma pieniędzy na opłacenie ekipy" (a skoro
jest pani także operatorem, to przecież poradzi pani sobie sama, prawda? No
bo inaczej to nie mamy dla pani zamówień – powiedział mi ówczesny szef działu
filmu dokumentalnego w programie 1 TVP). O tej 9.00 rano w mieście Nukus na
termometrze w cieniu było… 55 st. C!
Ekstremalne temperatury lata i zimy tutaj zabijają ludzi.
Pracowałam z kamerą na dnie Morza Aralskiego, wjechaliśmy tam samochodem, z
kilometr w głąb jeziora… Iskrząca się solą pustynia, zardzewiałe wraki statków
osiadłych na wyschniętym dnie. Słony biały pył osiadał na obiektywie kamery,
jak mgła. Skóra moich rąk skrzyła się w słońcu, nie pociłam się – pot wysychał
w skórze…
Po 2 godzinach pracy przy kamerze zaczynam mieć halucynacje. Jedziemy do dawnej
wioski rybackiej. Pustkowie, opuszczone domy. Jedno domostwo – kobieta i dziecko,
naprawili lepiankę, mają studnię głębinową, grządkę kukurydzy. Opanowuje mnie
wariackie pragnienie, wypijam dwa czajniki herbaty, potem bezmyślnie żłopię
wodę ze studni, biję rekord życiowy: 8,5 litra!
Leżę na dywanie w lepiance u tej samotnej kobiety. Ona jest bardzo chuda, kaszle,
ma astmę. Jej dziecko jest za to grube, o spuchniętej twarzy. Pytam: – Po co
tu mieszkasz? Ona mówi: – Mąż pije, wróciłam tutaj, to kiedyś był dom mojego
ojca. Przynajmniej umrę u siebie, na swoim. Moja wolność jest taka.
Wieczorem w hotelu w Nukusie wypijam ogromną ilość zielonej herbaty. Lekarstwa
pozwolą mi uratować samą siebie. Za ten dzień zdjęciowy zapłacę osobistą cenę:
przegrzanie organizmu, jak zapalenie płuc, 40 stopni gorączki. A na ścianie
takie dziwne robaki w skorupach: żywią się tapetami. Tutaj nawet karaluchów
już nie ma.
Tamtej nocy nie przeczuwałam nawet, że mój film wyemitowany zostanie po ocenzurowaniu,
po półrocznych staraniach, bez zapowiedzi, niemal o drugiej w nocy. Ale w 1
programie publicznej telewizji, w wolnej Polsce.

Kobiety z Uzbekistanu, które udzielały mi wywiadów, prosiły o niepodawanie
ich nazwisk. Jedynie Natalia i Klara były tak zdeterminowane, pragnące prawdy
o kobietach w swojej ojczyźnie. Dostałam wiele adresów mailowych, telefony
do domów. Próbowałam wysyłać lekarstwa, insulinę. Znikąd już nie dostałam więcej
odpowiedzi. Od żadnej z kobiet z Uzbekistanu.

Nad rzeką w Dolinie Fergany podszedł do mnie pasterz z krową na łańcuchu.
Patrzyliśmy na góry, nie na siebie. Powiedział cichutko: – Tu wszyscy wiedzą,
że jesteś z Polski. My tu kochamy Polskę, bo kochamy Papieża Jana Pawła II.
To on wskazał nam drogę do wolności. Przywrócił nam poczucie godności, pokazał,
że jesteśmy ludźmi, bo mamy wiarę w Boga. Powiedz to w Polsce, abyście mieli
zawsze świadomość, kim obdarzył was Bóg – Janem Pawłem II.
Ten pasterz bez butów był dziennikarzem wyrzuconym przed dwoma laty z pracy
za próbę odmowy ocenzurowania tekstu o swojej rodzinnej Ferganie…

Anna T. Pietraszek

Fundacja "Parvane" (polska alpinistka dla kobiet Afganistanu) niesie pomoc
kobietom poszkodowanym przez konflikty zbrojne. www.parvane.pl
nr konta: 17 1020 1026 0000 1302 0098 4252 (Bank PKO BP), e-mail: [email protected]

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl