Stale przebywał w objęciach Boga

Z watykanistą Andreą Torniellim, włoskim pisarzem i dziennikarzem
katolickim, autorem książki „Santo subito. Tajemnice świętości Jana Pawła II”,
rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Miał Pan 14 lat, gdy kardynał Karol Wojtyła został wybrany na Stolicę
Apostolską. Podobno tak jak wielu innych Włochów myślał Pan z początku, że jest
on Papieżem z Afryki. Dlaczego? Tak egzotycznie brzmiało jego
nazwisko?

– Sposób, w który zostało wypowiedziane to nazwisko przez
ks. kard. Periclego Feliciego, nasuwało takie skojarzenia. Kardynał ten,
rzymianin z krwi i kości, zasięgnął dokładnej informacji na temat wymowy
nazwiska nowego Papieża i wyskandował: „Uoi-ti-ua”. Pamiętam, że faktycznie
zawołałem tak jak wielu innych: „Wybrali Papieża z Afryki!”. Myliłem się, bo go
wcześniej nie znałem. Choć miałem w domu kilka numerów czasopisma „CSEO”
opowiadającego o losach chrześcijan za żelazną kurtyną, to nigdy tam o nim nie
wspominano.

Papież od razu zdobył serca Włochów swoją spontanicznością i
wychodzeniem poza oficjalny protokół spotkań z wiernymi. Podkreśla Pan, że w
jego postawie nie było żadnej wystudiowanej pozy. Czy także w tym sensie
pontyfikat Jana Pawła II był przełomowy dla Watykanu?

– Tym, co mnie
uderzyło pamiętnego 16 października 1978 roku, było właśnie zachowanie nowego
Papieża – jego postawa, sposób w jaki pozdrawiał ludzi stłoczonych na placu św.
Piotra. W pewnej chwili obiema rękami oparł się na balustradzie balkonu
błogosławieństw i zaczął przemawiać do wiernych. Papieże zwykle nie przemawiali
po wyborze, tylko w czasie inauguracji swojego pontyfikatu. Jan Paweł II
postanowił od razu przemówić, jakby czuł się w obowiązku usprawiedliwić przed
rzymianami, swoimi nowymi diecezjanami, fakt wyboru właśnie jego, Polaka
przybyłego „z dalekiego kraju”. Już na drugi dzień po wyborze Jan Paweł II po
raz pierwszy opuścił Watykan, czego wcześniejsi Papieże raczej nie czynili. Udał
się do polikliniki Gemelli, w której leżał po ciężkim wylewie jego bliski
przyjaciel, ks. bp Andrzej Deskur, późniejszy kardynał, zajmujący się w
Watykanie środkami społecznego przekazu. Papież nie ukrywał się w Watykanie,
lecz brał udział w konferencjach prasowych, rozmawiał z dziennikarzami na temat
swoich chorób, cierpienia. Wychodził do ludzi, chciał być blisko nich. Tym
różnił się od wcześniejszych Papieży.

W swojej książce utrzymuje Pan, że tajemnicą Jana Pawła II była
mistyczna relacja z Bogiem. Czy poza tym, co mówił ks. kard. Andrzej Deskur, że
od 26 roku życia Papież miał dar modlitwy wlanej, możemy coś jeszcze powiedzieć
na temat innych darów mistycznych Jana Pawła II?

– Oprócz daru
modlitwy wlanej wielką czcią otaczał Matkę Bożą. Pewnego razu ks. kard. Deskur
udał się do Portugalii, gdzie w klasztorze klauzurowym w Coimbrze odwiedził
wizjonerkę z Fatimy siostrę Łucję dos Santos. Na zakończenie rozmowy ksiądz
kardynał spytał s. Łucję, czy ma Papieżowi coś do przekazania od Maryi.
Wizjonerka odpowiedziała: „Nie, nie, Madonna sama się tym zajmie…”. To
oznacza, że Papież miał bezpośredni kontakt z Matką Bożą.

Nadprzyrodzone objawienia?
– Trudno to dziś ocenić, na
pewno miał nadprzyrodzony kontakt z Bogiem i otrzymywał różne przekazy. Papież
„wiedział” i „widział” więcej i dalej, w innym wymiarze. W świetle tego
powinniśmy być może na nowo odczytać słowa i gesty pontyfikatu Jana Pawła II:
jego wielkie zaangażowanie w dzieło pokoju, jego pasję ekumeniczną, stawianie na
młodych i wzywanie ich do odpowiedzialności, obronę życia od poczęcia do
naturalnej śmierci, batalię o godność osoby ludzkiej. Jego spojrzenie w
przyszłość było o wiele głębsze niż nasze…

Pisze Pan w swojej książce o tajemniczym świetle, które dostrzeżono
pewnego razu nad modlącym się w nocy w swoim pokoju Papieżem. Co się wówczas
wydarzyło?
– Tę informację przekazał mi ks. Jarosław Cielecki
utrzymujący bliskie kontakty z otoczeniem zmarłego Papieża, który stoi na czele
„Vatican Service News”. Dowiedział się o tym zdarzeniu od jednego z najbliższych
współpracowników Ojca Świętego, który wówczas mieszkał obok Papieża. Powiedział
mi, że pewnej nocy – było to w sierpniu 1997 r., w wigilię podróży do Paryża na
XII Światowy Dzień Młodzieży – bliski współpracownik Papieża usłyszał odgłosy
dobiegające z pokoju Ojca Świętego. Podszedł cicho pod przymknięte drzwi. Pokój
był oświetlony, światło przenikało przez szparę w drzwiach, ale nie było to
światło naturalne… Dostrzegł, że Papież leży na podłodze i modli się, tak jak
to miał w zwyczaju, z rozkrzyżowanymi rękami, zaś nad nim i przed nim błyszczy
owo nadnaturalne światło. Po cichu wycofał się do swojego pokoju. Rano przy
śniadaniu nie wytrzymał i uczynił Ojcu Świętemu następującą uwagę: „Wasza
Świątobliwość, udajemy się w podróż do Francji. W nocy trzeba odpocząć”. Papież
odpowiedział mu: „Gdybyś wiedział to, co ja wiem, to spędziłbyś noc, modląc się
wraz ze mną”. Jeżeli coś takiego się zdarzyło, to jest to tylko dowód na to, że
Papież był wielkim mistykiem. Poprzez studium wielu opisów życia świętych można
powiedzieć, że takie zdarzenia są częścią tzw. normalności życia
mistycznego.

Które elementy nauczania Jana Pawła II mają dla Pana szczególną
wartość?
– Jego walka o godność i prawa człowieka. Magisterium Jana
Pawła II jest niezwykle bogate, chociaż najważniejszym dokumentem opublikowanym
za jego pontyfikatu jest niewątpliwie Katechizm Kościoła Katolickiego. Kiedy
czyta się pisma Jana Pawła II, zarówno eseje filozoficzne, poezje, homilie, jak
i przemówienia, które wygłaszał jako kapłan, biskup i Papież – pojawia się
wrażenie obcowania z kimś obdarzonym nie tylko nadzwyczajnym człowieczeństwem i
charyzmą, ale także niezwykłą głębią. Człowiek ten przeżył każdą chwilę swojego
życia, przebywając w objęciach Boga, niczym krzew ognisty pośród grani
historii.

Jak ocenia Pan rolę pielgrzymek papieskich dla obudzenia Kościoła w
Europie Zachodniej i w świecie?
– Podróże apostolskie z pewnością
były niezwykle potrzebne dla rozbudzenia wiary, dla nowej ewangelizacji, o
której Jan Paweł II tak często mówił. Miały one także znaczenie „polityczne”.
Ojciec Święty nie bał się świata, do którego szedł z Chrystusem. Już podczas
Mszy św. inaugurującej jego pontyfikat powiedział: „Nie bójcie się, otwórzcie,
otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi i Jego zbawczej władzy! Otwórzcie granice
państw, systemów ekonomicznych i politycznych”. Był to niemal okrzyk wojenny
rozpoczynający bezkrwawą i skuteczną ofensywę będącą głosem Kościoła milczącego,
który wydawał się zapomniany. Podróże apostolskie przyczyniły się do umocnienia
papieskiego charyzmatu. Nigdy tak bardzo jak za czasów pontyfikatu Jana Pawła II
Kościół katolicki nie utożsamiał się w wyobraźni ludzi ze swoim Pasterzem.

Jedną z najważniejszych pielgrzymek duszpasterskich Ojca Świętego
Jana Pawła II była ta do Ziemi Świętej w 2000 roku. Czy to prawda, że wbrew
ustalonemu wcześniej programowi Papież postanowił udać się na
Golgotę?

– To prawda. To był mój pierwszy, niezapomniany wyjazd do
Ziemi Świętej ze względu na to, co Papież wtedy powiedział, i na to, w jaki
sposób się modlił. Od ojca Giovanniego Battistellego, franciszkanina, który w
2000 r. był kustoszem w Ziemi Świętej, dowiedziałem się, że w Jerozolimie Papież
zatrzymał się w siedzibie delegata apostolskiego. Na drugim piętrze przygotowano
pokoje dla niego i jego osobistego sekretarza ks. bp. Stanisława Dziwisza.
Ojciec Święty przyjechał zmęczony. Gdy zobaczył rozmieszczenie pokoi i
dowiedział się, że kaplica z Najświętszym Sakramentem znajduje się na dole,
przez co nie będzie miał do niej łatwego dostępu, poprosił ks. bp. Dziwisza, by
spał na parterze, a w wolnym pokoju Papież umieścił Najświętszy Sakrament, przed
którym mógł w nocy się modlić i medytować. Ojciec Battistelli odsłonił mi także
kulisy ostatniego dnia pielgrzymki. Końcowym jej punktem była wizyta w Bazylice
Grobu Świętego. Po skończonych modlitwach, wychodząc z niej, Papież podniósł
wzrok i po swojej lewej stronie zobaczył strome schody prowadzące na Golgotę.
Zapytał wtedy Battistellego: „A tam, na Golgotę, nie idziemy?”. On odpowiedział,
że są już spóźnieni i że nie ma czasu. Podczas obiadu, przed wylotem, Ojciec
Święty wziął go jednak za rękę i rzekł: „Chcę wrócić do Bazyliki Grobu Pańskiego
i wejść na Golgotę”. Battistelli sprawę przekazał ks. bp. Dziwiszowi i
nuncjuszowi apostolskiemu ks. bp. Pietrowi Sambiemu. Nuncjusz przyznał, że jest
to niemożliwe, bo znów trzeba by było postawić na nogi całą policję. Papież był
jednak nieugięty i powiedział zdecydowanie: „Ruszę się stąd tylko po to, aby
wrócić do Bazyliki Grobu Pańskiego”. Wówczas nuncjusz powiedział Ojcu Świętemu,
że potrzeba na to przynajmniej całego dnia, aby wszystko zorganizować. Na co Jan
Paweł II odparł: „Dobrze, to by znaczyło, że wracamy jutro, a nie dzisiaj.
Zawieźcie mnie na Golgotę”. Nie chciał wyjeżdżać z Jerozolimy, nie pomodliwszy
się w miejscu, gdzie zatknięty był krzyż nasączony krwią Syna Bożego.

Czy wiadomości, które pojawiają się w prasie, że Papież umartwiał
swoje ciało przez biczowanie, są prawdziwe?

– W aktach procesu
beatyfikacyjnego są świadectwa złożone pod przysięgą, które o tym mówią. Nie są
to więc plotki czy wymysły dziennikarzy.

Co Pana skłoniło do zajmowania się zawodowo kwestiami watykańskimi,
do relacjonowania pielgrzymek Papieża dla „Il Giornale”?

– Od 1978
r. jeździłem z rodzicami na wakacje do miejscowości Canale d’Agordo, gdzie
urodził się Jan Paweł I. Tam też w sierpniu 1979 r. udał się Jan Paweł II, by
uczcić rocznicę wyboru swojego poprzednika. Pamiętam, że z rodzicami i kilkoma
krewnymi wyruszyliśmy o czwartej rano piechotą z Falcade, aby dojść przez las do
Canale d’Agordo. Drogi zostały bowiem zablokowane i nie dojechaliśmy tam
samochodem. Pogoda był fatalna, lało jak z cebra. Dotarliśmy na miejsce
przemoczeni do suchej nitki. Nie można się było dostać na niewielki ryneczek,
gdzie Ojciec Święty miał celebrować Mszę Świętą. Nie można było także dotrzeć do
rodzinnego domu Jana Pawła I, gdzie Papież Jan Paweł II spotkał się z rodzicami
swego poprzednika pełniącego posługę zaledwie trzydzieści trzy dni. Wyszliśmy
więc na łąkę, aby z bliska zobaczyć jeepa, którym jechał Ojciec Święty. Staliśmy
w strugach deszczu i wydawało się nam, że czas się zatrzymał. Wreszcie pojawił
się Papież. Zawołaliśmy do niego ze wszystkich sił, a on serdecznie nas
pozdrowił, uśmiechając się i machając rękami. Pierwszy raz widziałem go wówczas
na własne oczy. Od tej pory interesowałem się wszystkim, co dotyczyło jego
pontyfikatu, tym, co pisali o nim watykaniści. Tak to się zaczęło…

Ojciec Święty wiele miejsca w swoim nauczaniu poświęcał plagom
współczesności – aborcji, eutanazji, metodzie in vitro czy inwazji
homoseksualizmu, jak również walce z krzyżem. Czy Europa nie zapomniała o tym
przesłaniu?
– Przede wszystkim walka z chrześcijaństwem, także z
krzyżem, nie rozpoczęła się po śmierci Jana Pawła II; ona zawsze była i nadal
jest. Co istotne, trzeba odróżnić osoby wierzące, które słuchają i wypełniają
to, co mówił Papież, od niewierzących, tych, które darzyły go jedynie sympatią,
lecz nie przestrzegają jego nauczania. Taka jest Europa, zresztą nie tylko
Europa. Prawdą jest, że mniejszość ateistyczna, która atakuje chrześcijaństwo,
jest krzykliwa, bo zło zawsze jest krzykliwe. Ratunku należy szukać w odrodzeniu
wiary poprzez nową ewangelizację, którą zapoczątkował Jan Paweł II.

Jak podszedł Pan do orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka
w Strasburgu, w którym stwierdzono, że zawieszony we włoskiej szkole krzyż
narusza „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” i
„wolność religijną uczniów”?
– Większość Włochów odebrała to
orzeczenie jako kompletny absurd. Sprawa została sprowokowana przez małą grupkę
ateistów. Przy tej okazji warto zauważyć, że krzyż stał się bardziej symbolem
kulturowym Europy niż symbolem religijnym. Jako chrześcijanin nigdy nie
zaakceptuję faktu, że krzyż traktowany jest często jedynie jako ozdoba. A
przecież przybity do niego człowiek jest Synem Bożym.

Czy o. Pio przekazał Papieżowi jakieś informacje dotyczące jego
przyszłości, czy są to jedynie pogłoski?

– Trzykrotnie zdementował
to sam Jan Paweł II. Nie oznacza to, że o. Pio nie widział w ks. Karolu Wojtyle
kogoś nadzwyczajnego. Na pewno widział.

Świadczyć może o tym fakt, że przyszłemu Papieżowi jako jedynemu
powierzył tajemnicę nieznanego stygmatu na barku, który sprawiał mu największy
ból. Był on w miejscu, w którym spoczywał niesiony przez Chrystusa krzyż.
Dlaczego o. Pio ukrywał ten stygmat?
– Z uwagi na swoje
umiejscowienie stygmat nie był widoczny, a sam o. Pio po prostu się nim nie
chwalił. O stygmacie dowiedziano się dopiero trzy lata po jego śmierci, w 1971
roku. Nie wiedziały o nim nawet jego córki duchowe. Gdy o. Pio dostał od ks. bp.
Karola Wojtyły list z prośbą o modlitwę za chorą na raka Wandę Półtawską,
powiedział Angelowi Battistiemu, swojemu duchowemu synowi, który mu ten list
przeczytał: „Angelino, jemu nie można odmówić”… Po wyleczeniu Półtawskiej, gdy
ks. bp Wojtyła przysłał o. Pio list z podziękowaniem za modlitwę, ten zlecił
Battistiemu, by obydwa listy przechował, bo będą kiedyś potrzebne. Fakty te
wskazują na to, że o. Pio widział w nim kogoś wyjątkowego.

Czy spotkanie tych dwóch wielkich mistyków w kwietniu 1948 r. w San
Giovanni Rotondo było jedynym spotkaniem? Czy korespondowali ze
sobą?
– Tak, to było jedyne spotkanie. Nie ma żadnych dowodów na to,
żeby odbyły się jeszcze jakieś inne spotkania. Jeżeli zaś chodzi o
korespondencję, to zachowały się trzy listy przyszłego Ojca Świętego do o. Pio.
Ten trzeci mówi o tym, że kierował on do o. Pio inne prośby o modlitwę w
intencji osób czy trudnych spraw. To znaczy, że tych listów było więcej, trudno
jednak powiedzieć ile.

Ojciec Święty, gdy tylko czas mu na to pozwalał, udawał się na
wysokogórskie wspinaczki. To zdobywanie górskich szczytów miało w przypadku
Papieża widoczny wymiar duchowy. Czy nie uważa Pan, że cały jego pontyfikat był
„duchowością ciągłego wspinania się”, jak określił to Enrico
Marinelli?
– To prawda, ale może nie tylko jest tu mowa o symbolu
ciągłego wspinania się, ale także o niemal fizycznej potrzebie kontemplacji Boga
za pośrednictwem natury. Ksiądz prof. Tadeusz Styczeń z KUL, uczeń Karola
Wojtyły, opowiadał, że był kiedyś z Ojcem Świętym na takim wypadzie w góry.
Przez cały dzień nie zamienili ani jednego słowa. Choć byli razem, Papież
milczał, kontemplując Pana Boga w przyrodzie.

Jan Paweł II nigdy nie ustawał w poszukiwaniu nowych sposobów
głoszenia Chrystusa. W jaki sposób Ojciec Święty ukazywał ludzkie oblicze Boga?
Co do Pana najbardziej przemawiało w jego postawie?

– Zdolność
Papieża do bycia z ludźmi najbardziej potrzebującymi, cierpiącymi. Każdy uścisk
Papieża pokazywał tę bliskość i człowieczeństwo Boga, który staje się bliźnim.
Widoczne to było w jego postawie już od pierwszej jego podroży apostolskiej do
Meksyku. Ojciec Święty zwracał uwagę, nawet samą swoją obecnością w niektórych
miejscach, na krzywdy wcześniej niezauważane. Rzucał światło na ludzkie
dramaty.

W jaki sposób Ojciec Święty wpłynął na Pana życie?
– Był
to pierwszy Papież, którego dobrze poznałem. Zetknąłem się wcześniej z Pawłem VI
i Janem Pawłem I, ale Jan Paweł II przez 27 lat swojego pontyfikatu towarzyszył
mojemu życiu. To był Papież, którego też wiele razy broniłem, bo w pierwszych
latach pontyfikatu nie był akceptowany za swój konserwatyzm.

Budził opór w niektórych środowiskach we Włoszech?
– Ten
opór trwa do dziś. Mówiąc o Kościele, media wychwytują i nagłaśniają
problematykę moralną, często w kontekście politycznym, natomiast w mniejszym
stopniu mówią o nauczaniu Kościoła dotyczącym wiary. W tej sytuacji wielu ludzi
nieumocnionych w wierze zraża się do Kościoła, gdy chrześcijaństwo sprowadzane
jest głównie do moralności. Tymczasem wybory moralne są konsekwencją wiary. Na
początku encykliki „Deus caritas est” Ojciec św. Benedykt XVI podkreśla, że u
podstaw chrześcijaństwa nie stoi ani kodeks moralny, ani paczuszka z dogmatami,
ale wydarzenie, czyli spotkanie z żyjącą osobą Jezusa Chrystusa. I to jest
wiara.

Już za życia Ojca Świętego Jana Pawła II za jego wstawiennictwem
zdarzało się wiele cudów. Po jego śmierci jest ich coraz więcej. Czy miał Pan
świadomość, że obcuje z człowiekiem świętym?

– Tak, byłem co do tego
przekonany. Ale nie za sprawą cudów, bo o wielu z nich nawet nie wiedzieliśmy za
jego życia, lecz za sprawą głębi modlitwy Jana Pawła II, jego stałego obcowania
z Bogiem.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl