Sikorski nie zginął w wypadku

Z politologiem i historykiem dr. Tadeuszem Kisielewskim, autorem wielu publikacji na temat okoliczności śmierci gen. Władysława Sikorskiego, rozmawia Mariusz Bober

Brał Pan udział w ekshumacji ciała gen. Władysława Sikorskiego, chociaż eksperci nie wypowiedzieli się jeszcze, czy to na pewno jego ciało. Pan nie ma wątpliwości?

– Z całą pewnością jest to ciało gen. Sikorskiego. Ja nie mam żadnych wątpliwości.


Nie widział Pan śladów po kulach ani innych nienaturalnych otworów w czaszce generała?


– Niestety, nie mogę odpowiedzieć na pytania dotyczące wtorkowych oględzin.


Wyklucza Pan hipotezę o zastrzeleniu generała?


– Jest jeszcze za wcześnie, by wykluczyć tę możliwość.


Także Pan pisał wcześniej o tym, że niektórzy w 1943 r. zauważyli mały otwór w kąciku oka generała. Potwierdza Pan te obserwacje?


– Mówił o tym mjr Anthony Quayle, który identyfikował ciało generała po wyjęciu z wody. Zauważyło to także trzech innych świadków.


Niektóre osoby, które widziały ciało generała tuż po wydobyciu z wody w Gibraltarze w 1943 r., twierdziły, że miało ono kolor nienaturalnie brązowy. Czy teraz zauważył Pan coś podobnego?


– Świadkowie w 1943 r. widzieli wyłącznie twarz gen. Sikorskiego, jego skóra miała brązowy kolor wyłącznie na skutek bliskowschodniej opalenizny.


Za spekulacjami co do nienaturalnego koloru skóry generała oraz wyglądu jego szyi stały podejrzenia o jego uduszenie. Wyklucza Pan taki scenariusz? Zauważył Pan coś potwierdzającego tę hipotezę?


– Nie zauważyłem, ale to nie znaczy, że można ją już wykluczyć. Przecież da się udusić kogoś w różny sposób, np. zarzucając worek na głowę tak, by nie zostawić śladów…


…a zabójcy specjalizujący się w „cichym zabijaniu” umieli to robić?


– Dokładnie tak.


W jednej z wcześniejszych wypowiedzi mówił Pan, że być może jeszcze więcej niż ekshumacja o śmierci generała powiedziałaby kwerenda w archiwach w Londynie, m.in. w Instytucie i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Myśli Pan, że zostanie przeprowadzona?


– Kwerenda będzie dokonana.


Generał Janusz Brochwicz-Lewiński podkreśla, że w śledztwie pomocne mogłyby być również dokumenty przywiezione po wojnie do Polski przez członków Kwatery Głównej Naczelnego Wodza, m.in. gen. Stanisława Tatara. Wie Pan, gdzie mogą się obecnie znajdować?


– Te dokumenty powinny nadal znajdować się w Centralnym Archiwum Wojskowym. Jeśli tam ich nie ma, trudno sobie wyobrazić, kto je miał lub ma. Być może osoba związana z FON [Fundusz Obrony Narodowej – red.].


Eksperci z dziedziny medycyny sądowej podkreślają, że obecnie znacznie postąpił proces rozkładu ciała gen. Sikorskiego, co może utrudnić badania. Dlaczego nie dokonano ich podczas poprzedniej ekshumacji – 15 lat temu, przecież wówczas jego szczątki znajdowały się w znacznie lepszym stanie?


– Sądzę, że wynikało to z niedbalstwa, ignorancji, ale być może także z innych przyczyn. Istnieje przecież relacja ministra Andrzeja Zakrzewskiego [z kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy – red.], przekazana prof. Pawłowi Wieczorkiewiczowi, z której wynika, że strona polska zobowiązała się do nieprzeprowadzania autopsji.


To rzeczywiście trochę by wyjaśniało, choć skłaniało także do stawiania kolejnych pytań…


– Wyjaśniałoby tyle samo, co uparte ukrywanie rzetelnych dokumentów przez Londyn.

Niektórzy historycy twierdzą jednak, że Brytyjczycy przekazali już wszystkie dokumenty, zapewne mając na myśli przede wszystkim te sporządzone po wyjęciu ciała generała Sikorskiego, ale z wyłączeniem archiwów wywiadu brytyjskiego, utajnionych na kolejne 50 lat…

– Z całą pewnością nie ujawniono wszystkich dokumentów. Zdjęcia z oględzin ciała generała w 1943 r. też są dokumentami, a nie zostały ujawnione, podobnie jak protokół z oględzin. Wystarczyłoby, żeby te dokumenty zostały przekazane. Ja nawet nie liczę na to, że w najbliższym czasie zostaną ujawnione archiwa brytyjskiego wywiadu. Wielka Brytania to nie Polska. To u nas ujawnia się takie dokumenty, nawet za darmo. W innym kraju byłoby to uważane za zdradę stanu.


Są szanse na przekazanie przez Brytyjczyków tych materiałów?


– Im więcej dowiemy się dzięki przeprowadzonej ostatnio autopsji, tym łatwiej będzie naciskać na stronę brytyjską.


Takie zachowanie strony brytyjskiej daje podstawę do wysuwania oskarżeń o co najmniej współudział w prawdopodobnym morderstwie, co też niektórzy skrzętnie wykorzystują…


– Zgadzam się.


W takim razie dlaczego to robią? Rzeczywiście mają coś na sumieniu? Czy chodzi o wstyd przed kompromitacją wynikającą np. z ujawnienia stopnia infiltracji ich służb wywiadowczych przez Sowietów?


– Chyba tak. W każdym razie nie wierzę, by to np. premier Winston Churchill kazał zabić generała.


A możliwość zwykłego wypadku lotniczego? Chyba po raz pierwszy wprost mówił o tym ostatnio szef IPN Janusz Kurtyka?


– Myślę, że to wynikało z ostrożności, która jest tym większa, im bardziej zbliża się chwila określenia stanu szczątków generała. Podkreślam, że wypadek został na różny sposób wykluczony. To nie był wypadek, ponieważ samolot był w pełni sprawny i wodował w kontrolowany sposób.


Pierwszy pilot, Czech Eduard Prchal, twierdził, że zepsuły mu się stery wysokościowe. Tę wersję podtrzymała też komisja brytyjska?


– Brytyjska komisja ogłosiła taką wersję, jakiej potrzebował rząd. Niezliczona liczba alianckich pilotów wyśmiewała później tę wersję w prywatnych rozmowach. A ci ludzie znali się na samolotach i pilotażu.


Czyli nadal podtrzymuje Pan swoją tezę, że Prchal uczestniczył w wodowaniu samolotu, ale już nie z drugim pilotem Williamem S. Herringiem, który według Pana został od razu zastrzelony?


– Tak jest.


Istnieją jednak inne teorie na temat losów Herringa. Generał Janusz Brochwicz-Lewiński uważa, że przeżył wodowanie oraz wydarzenia w samolocie i żył prawdopodobnie w Ameryce Południowej do lat 70. ubiegłego wieku?


– Mam inne zdanie. Herring został zabity, ponieważ nie należał do spisku. A jego miejsce zajął jeden z zamachowców.

Dlaczego akurat Herring został zabity, a Prchal przeżył?

– Zabójcom był potrzebny jeden świadek katastrofy, który miał przekonywać, że była ona wynikiem wypadku.


I dopóki nic innego nie mówił, miał gwarancję, że przeżyje?


– Tak. A gdy pod koniec życia chciał się wycofać z tej wersji, szybko mu uświadomiono, że ma jeszcze rodzinę…


Popiera Pan robocze założenie IPN, że gen. Sikorskiego zamordowano na zlecenie Moskwy? Wcześniej także Pan podejrzewał polskich oficerów o próby przeprowadzenia zamachu. Jeden z badaczy rzucił np. cień podejrzeń na szefa polskiej misji na Gibraltarze Ludwika Łubieńskiego, cytując jego wypowiedź, że nie miał nic wspólnego z zabójstwem…


– Moim zdaniem, Łubieński nie miał nic wspólnego z zamachem, a jego słowa wynikały po prostu z tego, co było tajemnicą poliszynela służb wywiadowczych całej Europy…


…że Sowieci chcą zabić gen. Sikorskiego?


– Właśnie. Dlatego Brytyjczycy boją się kompromitacji. Bowiem, po pierwsze, nie zapobiegli zamachowi, po drugie, pozwolili na jego dokonanie na własnym terytorium…


…i przy współudziale własnych podwójnych agentów?


– …a ponadto zacierali ślady zbrodni.


Podtrzymuje Pan swoją tezę, że 3 lipca, czyli dzień przed śmiercią gen. Sikorskiego, polscy oficerowie, którzy nie byli sowieckimi agentami, próbowali dokonać na niego zamachu?


– Tak.


Jakie ma Pan argumenty?


– Co najmniej dwa. Po pierwsze, do świtu 3 lipca RAF nadawał mylne depesze o międzylądowaniu samolotu Sikorskiego w Algierze. Tymczasem on nie wylądował tam, tylko w Libii. Druga rzecz to fakt, że gdy okazało się, że generał miał wcześniejsze międzylądowanie właśnie w Libii, nagle nastąpił masowy przepływ polskich oficerów do Gibraltaru. Oni jeszcze mieli nadzieję dopaść go tam.


A może obawiali się sowieckiego zamachu, skoro było wiadomo, że Moskwa chce zabić Sikorskiego?


– Nie. Moim zdaniem, oni sami chcieli go przeprowadzić. Być może nie wierzyli w pogłoski o szykującym się zamachu sowieckim.


I zrobiliby to z powodu rzekomej gotowości Sikorskiego do prowadzenia rozmów z Sowietami? Niektórzy twierdzą, że po ujawnieniu informacji o zbrodni katyńskiej generał rzeczywiście nadal chciał rozmawiać, ale bez żadnych ustępstw co do przyszłości Polski i jej granic.


– Powodem była nie tylko jego gotowość do rozmów z Sowietami, ale także jego zadawnione nastawienie do środowiska piłsudczyków i obozu sanacyjnego. Wojna niczego tu nie zmieniła. Sikorski był dla nich pierwszym wrogiem Marszałka.


Ale przecież te spory przez wiele lat miały charakter wyłącznie sporów politycznych, normalnych w demokratycznym kraju?


– Tak, ale gdy Sikorski został premierem i zapowiedział, że po wojnie nie ma powrotu do rządów sanacji, było to dla tego środowiska nie do przyjęcia. Przecież w grę wchodziły także zwykłe interesy osobiste całej warstwy ludzi, którym zarysowano taką perspektywę, że po wojnie wrócą do Polski i nie będą rządzić. Oni chcieli powrotu do stanu przed 1939 r., do władzy.


Wróćmy do sprawy katastrofy samolotu z gen. Sikorskim. Prócz niego zginęli inni pasażerowie, w tym oficerowie brytyjscy. Ale ciał kilku osób nie odnaleziono, m.in. pani Zofii Leśniowskiej. Mogła zostać porwana?


– Nigdy nie odrzucam a priori żadnej hipotezy, w przeciwieństwie do niektórych moich kolegów po fachu. Zbliża się czas, w którym będę chciał sprawdzić tę hipotezę.


Potwierdza ją tajemnicze odnalezienie bransoletki pani Leśniowskiej rok po katastrofie gibraltarskiej w hotelu dla dyplomatów w Kairze?


– To będzie jeden z głównych tropów.


Jednak można się zastanawiać, czy nie zgubiła jej przypadkowo w Kairze, bo właśnie stamtąd wyleciała wraz z ojcem do Gibraltaru?


– Ależ z całą pewnością miała ją w Gibraltarze. Są potwierdzające to zdjęcia.


A pozostali pasażerowie? Prócz Leśniowskiej nie odnaleziono ciał jeszcze chyba trzech innych pasażerów. To by znaczyło, że sowieckie służby, np. Smiersz, jak podejrzewa gen. Brochwicz-Lewiński, mogły uprowadzić w krótkim czasie aż cztery osoby?


– Dwie – panią Leśniowską i sekretarza Adama Kułakowskiego, bo po co byliby potrzebni inni? Tych dwoje wiedziało najwięcej.


Ale mówi się, że nie odnaleziono jeszcze ciał kilku osób?


– Nie odnaleziono ciał pięciu osób: pani Leśniowskiej, Kułakowskiego, sierżanta z załogi, brytyjskiego pasażera i Herringa.


Co to znaczy? Niektórzy podkreślają, że Gibraltar był wyposażony w podwodne siatki z powodu obaw przed niemieckimi łodziami podwodnymi. Jeśli ciała wypadły z rozbitego samolotu, powinny się zatrzymać na siatkach.


– Niektóre mogły znieść prądy morskie, tak jak czapkę płk. Mareckiego. W takim razie możliwe jest, że wszystkie nieodnalezione ciała zostały w ten sposób zniesione gdzieś dalej w morze albo niektóre osoby zostały porwane. Moim zdaniem, porwani jeszcze zostali: pani Leśniowska i sekretarz Kułakowski. Oczywiście to jest hipoteza.


Niektórzy historycy, np. prof. Jan Ciechanowski, podważają wersję o zabiciu generała przed startem samolotu, podkreślając, że są relacje ludzi, którzy żegnali się z nim i widzieli go tuż przed ruszeniem samolotu z pasa startowego.


– I tak było. Moim zdaniem, śmierć generała, jeśli również nie innych pasażerów, nastąpiła na pokładzie samolotu. Jest to oczywiście hipoteza. Pewne jest tylko to, że nie było wypadku. Natomiast na pytanie, jak zginął, być może odpowie przeprowadzona w tych dniach autopsja.


Warto było przeprowadzić ekshumację?


– Uważałem, uważam i zawsze będę uważał, niezależnie od tego, jakie będą ustalenia, że trzeba wykorzystać każdą szansę, by poznać faktyczny stan rzeczy. Przy okazji chcę podkreślić, że autopsja jest tylko jednym z elementów śledztwa i ono nie zakończy się na tym, nawet jeśli uzyskamy 100-procentową pewność co do przyczyny zgonu.


Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl