Poczet Kainów polskich

"Kainie Grabski! Bądź kroć kroci razy przeklęty!" – zawołał z sejmowej
galerii prawnuk Tadeusza Rejtana w dniu ratyfikacji przez Sejm traktatu
ryskiego. Traktat ten, kończący wojnę polsko-bolszewicką, był negocjowany przez
delegację sejmową pod przewodnictwem Jana Dąmbskiego, zaś "Kain Grabski", czyli
Stanisław Grabski, ku zaskoczeniu szefa bolszewickiej delegacji Joffego,
przeforsował ustanowienie granicy polsko-sowieckiej na zachód od Mińska,
pozostawiając za kordonem na pewną śmierć od bolszewików polskich ziemian i
zagrodową szlachtę, a całą resztę – na udrękę, często też kończącą się tragiczną
śmiercią.

Przyczyny takiego rozwiązania wynikały zarówno z partyjnictwa – "Kain
Grabski" jako działacz Narodowej Demokracji przeciwny był forsowanemu przez
Piłsudskiego programowi federacyjnemu – jak i z tak zwanych względów naukowych –
że państwo nie powinno absorbować zbyt wielu mniejszości narodowych, które potem
trzeba by polonizować. Z tych tak zwanych naukowych racji natrząsa się
bezlitośnie Michał K. Pawlikowski, kreśląc we wspomnieniowej książce "Wojna i
sezon" takie oto uwagi: "Apologetycy ryscy chełpili się racją stanu i
"wstrzemięźliwością". Oddanie bez walki wielkiego terytorium z kilku milionami
mieszkańców poczytane zostało za wielką mądrość polityczną. (…) Obłudny i
płaczliwy mit o naszej "wstrzemięźliwości" (…) rozwinął się do naszych czasów.
Ostał się bowiem z tragiczną poprawką, że z linii traktatu ryskiego cofamy się
już na "linię Curzona". (…) sęp wyjada nam serca i mózgi, zaczynamy wyrzekać
się braci zza Buga, tak jak w roku 1921 wyrzekliśmy się po kainowemu braci zza
Dźwiny, Słuczy, Berezyny i Druci".
Pisząc: "do naszych czasów", Pawlikowski ma na myśli okres bezpośrednio
powojenny, kiedy to pogodzony z porozumieniami jałtańskimi "Kain Grabski",
wróciwszy z Londynu do Polski ze Stanisławem Mikołajczykiem, został wiceprezesem
Krajowej Rady Narodowej. Dzisiejsze czasy wyglądają pod tym względem znacznie
gorzej. Nie tylko nikomu nie przychodzi do głowy krytykowanie już nie Stanisława
Grabskiego, który w 1945 roku już tylko statystował w widowisku reżyserowanym
przez Stalina i jego agentów – ale nawet samego Stalina, nie mówiąc o agentach,
którzy albo do niedawna zażywali reputacji narodowych bohaterów, albo zażywają
jej nadal, przynajmniej w pewnych, pozornie antagonistycznych kręgach. Dzisiaj
wyrzekamy się nawet pamięci o "braciach zza Buga", i to nie w imię jakichś –
niechby nawet niesłusznych – ale jednak kalkulacji. Dzisiaj wyrzekamy się nawet
pamięci o "braciach zza Buga" już tylko w imię iluzji, na jaką w postaci
"Partnerstwa Wschodniego" pozwoliła naszym Umiłowanym Przywódcom Nasza Złota
Pani Aniela. Nasi Umiłowani Przywódcy chwytają się tych iluzji niczym tonący
brzytwy i w rezultacie doskonalą się w sztuce plucia pod wiatr, udając, że nie
zauważają, jak np. Polakom na Litwie tamtejszy rząd zmienia nazwiska. Iluzję
mocarstwowości nasi Umiłowani Przywódcy zyskują, podrywając białoruski Związek
Polaków w charakterze jedynej opozycji przeciwko prezydentowi Łukaszence – a
dzisiaj OBIEKTYWNIE kolaborując z Putinem, który temuż Łukaszence dociska śrubę
na odcinku ekonomicznym, podczas gdy Umiłowani Przywódcy pod dyrekcją pana
redaktora Michnika – na odcinku humanitarnym. Teraz z kolei marszałek Grzegorz
Schetyna zablokował uchwałę o ustanowieniu 11 lipca dniem pamięci ofiar zbrodni
"o znamionach ludobójstwa", popełnionej przez UPA na ludności polskiej Kresów
Wschodnich. Podobno w nadziei, że prezydent Bronisław Komorowski dokona
jakichści cudów na kiju podczas spotkania z ukraińskim prezydentem Wiktorem
Janukowyczem. Ale cuda na kiju miały przecież nastąpić już znacznie wcześniej,
pod rządami naszej duszeńki w dwóch osobach: prezydenta Wiktora Juszczenki i
premier Julii Tymoszenko, którym nasi Umiłowani wybaczali nawet protekcję
banderowców. Jak wiadomo – nie nastąpiły, a te umizgi omal nie zakończyły się
nieszczęściem w postaci rajdu śladami Stefana Bandery. Ciekawe, czym prezydent
Komorowski zamierza zaczarować prezydenta Janukowycza, że liczy, iż nie zauważy
on smyczy, na której naszych Umiłowanych trzyma Nasza Złota Pani Aniela, i
otworzy przed nim nie tylko ramiona, ale i duszę? Upije go czy co? Zresztą –
dlaczego zaraz wierzyć, że przyczyną zablokowania uchwały było pragnienie
udelektowania polskiego prezydenta? Ładnie byśmy wyglądali, gdybyśmy tak we
wszystko wierzyli. Bo przecież panu marszałkowi Schetynie równie dobrze mogło
chodzić o udelektowanie prezydenta ukraińskiego, no nie?
 

 

Stanisław Michalkiewicz
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl