Nowe media w USA: budowanie on-line kultury życia

Temat przewodni kongresu „Katolickie media na świecie i w Polsce – szanse i zagrożenia” uważam za szczególnie adekwatny do sytuacji, którą obserwujemy obecnie w świecie. Rzec by można, że żyjemy w czasach spełniających się gróźb, ale równocześnie w czasach prawdziwych szans na postęp w kulturze życia. Paradoksalnie mogą w nim pomóc właśnie nowe media.

Jestem prawdopodobnie sporo młodszy od pozostałych mówców. Należę do pokolenia, które wielu nazywa pokoleniem Jana Pawła II. Jesteśmy młodymi katolikami, którzy pamiętają tylko dwóch Papieży: Jana Pawła II i Benedykta XVI. Moje pokolenie wyrosło w czasach rewolucji internetowej. Już w wieku 10 lat biegle posługiwałem się internetem. Tworzyłem strony www i administrowałem nimi, gdy miałem lat 15, a w wieku 18 lat zacząłem prowadzić blog. Mój o 10 lat starszy przyjaciel stwierdził, że „mam technikę zapisaną w DNA”. Młode pokolenie w Kościele, szczególnie w krajach rozwiniętych, takich jak Stany Zjednoczone, Polska czy niektóre kraje Europy i Azji, żyje niejako w internecie i korzysta z nowoczesnej techniki, jak gdyby była to jego druga natura.


Świat, który się tworzy, jest światem on-line

Ta nieproporcjonalność w bezpośrednim doświadczeniu techniki między moim pokoleniem a pokoleniem poprzednim musi być brana pod uwagę zawsze, gdy myślimy o przyszłości mediów w Kościele. Podczas gdy pokolenie naszych rodziców uważało zdobycze techniki za jedynie ułatwiające głoszenie prawd Słowa Bożego, to już moje pokolenie pogłębia swoją wiedzę na temat wiary dzięki technice: czytając dokumenty Kościoła na stronie www Stolicy Apostolskiej czy przeszukując internet, by dowiedzieć się, w co Kościół wierzy i czego naucza. Wykorzystanie współczesnej techniki jako narzędzia służącego przekazywaniu i pogłębianiu wiary katolickiej jest sprawą niesłychanie ważną. Mój blog – czyli osobista, często aktualizowana strona, którą nazwałem „Amerykański Papista” – jest corocznie odwiedzany przez blisko dwa miliony ludzi. Polacy odwiedzili ją w tym roku ponad dwa tysiące razy.
Dzięki internetowi mój dostęp do wiedzy i informacji jest nieporównywalny z dostępem do niej człowieka, który żył – powiedzmy – dwadzieścia lat temu. Założę się, że nie było nawet jednego ważniejszego wydarzenia w Kościele katolickim w Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku, o którym przynajmniej nie słyszałem. A powszechność korespondencji e-mailowej umożliwia mi stały kontakt z jeszcze większą liczbą ludzi i ilością informacji. Otrzymuję setki e-maili dziennie – dostałem ponad pięćdziesiąt tysięcy e-maili w ciągu ostatnich pięciu lat. Do osiągnięcia tego rodzaju wyników nie są potrzebne wielkie nakłady finansowe – roczny koszt utrzymania mojego bloga to sto pięćdziesiąt dolarów. Uważam, że powodem jego sukcesu są prezentowane tu prawdy katolickie, w które wierzę, które staram się wyjaśniać i których bronię. Są to prawdy bezcenne – wśród internautów na całym świecie istnieje wielkie zapotrzebowanie na prawdy głoszone przez Kościół katolicki.
Proszę mnie właściwie zrozumieć: nie jestem radykalnym apologetą życia on-line. W ciągu ostatnich czterech lat napisałem ponad sześć tysięcy artykułów. Spędzam ok. 10 godzin dziennie w internecie, używając platformy internetowej, którą noszę w kieszeni. Prawdziwym wyzwaniem jest odłączenie się od sieci w niedziele. Jeżeli grzech łakomstwa będzie kiedyś przedefiniowany tak, że obejmie również zbyt częste połączenie z internetowymi wiadomościami, będę miał kłopot. Przeciętny amerykański nastolatek spędza ponad pięć godzin dziennie w internecie; ta liczba stale rośnie. Oczywiste jest, że Kościół katolicki powinien mieć coś do powiedzenia o tym, co młodzi ludzie robią i czego się uczą podczas tak dużej części dnia. Przytaczam te fakty i liczby, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że nowy świat, który się tworzy, jest światem on-line. To jest miejsce nowej bitwy na polu kultury i idei. Dlatego Kościół powinien ponownie stać się misyjny i wprowadzić do internetowej sieci przemieniającą obecność Chrystusa.


Życie przedmiotem ataków i manipulacji medialnych

Jak wygląda ten nowy świat? Jak stawiana jest dziś sprawa wartości życia i jak się je atakuje w obecnym kulturowym i politycznym kontekście? Jeśli chodzi o budowanie kultury życia, najistotniejszą sprawą w rewolucji internetowej jest to, że informacja nie jest już w takim stopniu filtrowana i kontrolowana przez główny nurt mediów liberalnych. Liberalne „elity” medialne narzuciły całemu pokoleniu własny, „ortodoksyjny” pogląd na to, jak ma być formułowane pytanie o godność i prawa człowieka. Ci, którzy zalecali eksterminację niewinnych nienarodzonych dzieci, są opisywani eufemistycznym zwrotem jako osoby „za wyborem” (pro-choice), podczas gdy ci, którzy się nie zgadzają z tym antyhumanistycznym działaniem, są negatywnie opisywani jako ci „przeciw wyborowi”. W przeważającej większości pojawiających się w mediach programów informacyjnych przyjmuje się koncepcję, że aborcja jest w przypadku kobiety „prawem człowieka”. Inicjatywy Kościoła katolickiego podejmowane w obronie ludzkiego życia są krytykowane jako autorytarne, depczące rzekomo absolutne „prawo do prywatności” obywateli amerykańskich. Pojawiają się wszakże oznaki, że ta niekorzystna sytuacja, która w Ameryce przez ponad trzydzieści lat utrudniała głoszenie prawdy na temat życia, zostaje zrównoważona dzięki pojawieniu się nowych typów mediów, które skupiają się na poszczególnych informacjach i punktach widzenia, pozwalają na większą demokratyzację opinii. Internet, w przeciwieństwie do innych mediów, ma szansę stać się sprawiedliwym „polem walki” dla idei. A prawdy Kościoła rozkwitają tam, gdzie człowiek może je swobodnie poznawać.
Posłużę się autentyczną historią, która pokazuje, jak wykorzystać nowe możliwości internetu do rozpowszechniania przesłania dla życia. W sierpniu Kim Kardashian, gwiazda amerykańskiej telewizji reality, stanęła wobec problemu patologicznej ciąży. Zaszokowała plotkarskie tabloidy, mówiąc, że nie ma zamiaru dokonać aborcji. Zapytana, dlaczego zdecydowała się przyjąć dziecko, odpowiedziała: „Zajrzałam do sieci; siedziałam na łóżku, płacząc, i czytałam historie ludzi, którzy czuli się winni z powodu zabicia własnego dziecka”.
Innymi słowy, w zaciszu własnego pokoju, dzięki jednemu kliknięciu palcem, miała dostęp do informacji, które pomogły jej wybrać życie. Dzięki temu wyborowi inni młodzi ludzie zostają zachęceni do myślenia. Być może po raz pierwszy pomyślą, że wybór życia jest cool.
Druga autentyczna historia ujawnia jeszcze więcej na temat potencjalnego pozytywnego wykorzystania internetu do transformacji naszej kultury.
Na początku listopada historia Abby Johnson stanowiła news na skalę całych Stanów Zjednoczonych. Przez 8 lat Abby Johnson pracowała dla organizacji Planowane Rodzicielstwo (Planned Parenthood) – największego wykonawcy aborcji w Stanach Zjednoczonych. Pewnego dnia poproszono ją, by asystowała przy aborcji wykonywanej w czasie pierwszego trymestru ciąży. Miała trzymać ultrasonograf, który pozwalał lekarzowi bardziej skutecznie rozczłonkować nienarodzone dziecko w łonie matki.
Jak Abby opowiedziała to później telewizyjnej publiczności, trauma i doświadczenia związane z tym wydarzeniem uświadomiły jej, czym jest aborcja i dlaczego nie może już dłużej pracować dla organizacji, która jej dokonuje. Obecnie Abby pikietuje przed tą samą kliniką aborcyjną, w której pracowała przez 8 lat.
Oddźwięk, jaki miała historia Abby, został dzięki internetowi pomnożony tysiąckrotnie. Każdy z milionów ludzi, którzy czytali czy obejrzeli jej historię, w ciągu kilku sekund może znaleźć w internecie film przedstawiający badania ultradźwiękowe i aborcję. Istnieje technika, która pozwala przeprowadzić badanie ultradźwiękowe za pomocą urządzenia ręcznego. Są nawet podejmowane próby, by wyposażyć w te urządzenia tzw. ulicznych konsultantów, którzy próbują namówić kobiety tuż przed dokonaniem aborcji, by jednak zmieniły zdanie. Młodzi dorośli i dorastające dzieci nie potrzebują pokładać zaufania jedynie w tym, co mówią im o istocie aborcji nauczyciele biologii czy zdrowia reprodukcyjnego, ale mogą wykorzystać internet, by samemu poznać prawdę o niej. Jeden z najbardziej popularnych filmów w internecie na temat aborcji to krótki film katolickiego księdza wyjaśniający techniki medyczne używane przy dokonywaniu tego zabójstwa.
Powszechny dostęp do informacji w sieci na temat aborcji ma faktyczny wpływ na kształtowanie się opinii publicznej. W 1995 r. 56 proc. Amerykanów identyfikowało się jako osoby „za wyborem”, a 33 proc. – „za życiem”. Jednakże w maju tego roku już tylko 42 proc. Amerykanów było „za wyborem”, a aż 51 proc. „za życiem”. Zatem wahadło opinii publicznej przechyla się na stronę życia, a nowe sposoby pozyskiwania wiadomości skutecznie w tym pomagają.
Większość ludzi opowiada się za aborcją nie tyle świadomie, co z powodu ignorancji. Przyznaję, istnieje niezłomna mniejszość, która wie i uznaje, że aborcja jest zabójstwem dziecka – i ciągle opowiada się przeciwko niej. Zawsze jednak będą istnieli tacy, którzy zajmują skrajnie przeciwne stanowisko. Są nawet etycy, np. Peter Singer, którzy publicznie zachęcają do dzieciobójstwa i publikują swoje artykuły w „New York Times”.


Trwa walka o nowy kształt kultury

Choć każde pokolenie ma pokusę, by widzieć siebie jako pokolenie w wyjątkowy sposób zaangażowane w walkę pomiędzy dobrem i złem, w Ameryce jesteśmy obecnie świadkami walki, która zdefiniuje obecną epokę, walki o przyszłość kraju i świata, a w szczególności o to, czy USA będą opowiadały się „za życiem”, czy też dalej będą się ześlizgiwały w otchłań moralnego i kulturowego samobójstwa. Jakie są źródła tej ostatecznej rozgrywki? Dlaczego odbywa się ona właśnie teraz? I najważniejsze: jak my, chrześcijanie, mamy tę batalię wygrać?
Szybko stało się jasne, że wybór Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych nie przyczyni się do zmiany paradygmatu polityki amerykańskiej. Jednakże jego osobiste poglądy na aborcję są bardziej ekstremalne niż któregokolwiek z poprzednich prezydentów Stanów Zjednoczonych. Dzięki liberalnym mediom unikającym stawiania trudnych pytań o stanowisko Obamy w sprawie aborcji Amerykanie nie zauważyli, co sobie szykują, wybierając go na prezydenta.
Sondaże pokazują, że tylko jeden na dziesięciu Amerykanów był świadom, iż Obama uważa, że aborcja powinna być legalna w każdym czasie i z jakiegokolwiek powodu. Ten niemal powszechny stopień ignorancji jest po prostu zdumiewający. Radykalny program „aborcji na życzenie” daleko wykracza poza poglądy większości Amerykanów, ponieważ nawet ci, którzy uważają się za proaborcjonistów, ciągle jeszcze preferują wprowadzanie rozmaitych ograniczeń co do okoliczności, w których procedura ta jest dopuszczalna. Każda dyskusja, która przypominała otwartą debatę o radykalnych poglądach i założeniach Obamy w kwestii „prawa” do aborcji, była albo rozwadniana, albo deformowana, albo w ogóle ignorowana przez liberalne media.
Powyższe fakty powinny być dla nas przestrogą i przypomnieniem, przed jakimi wyzwaniami stajemy my, katolicy, kiedy próbujemy mówić światu o osobistych poglądach i politycznej ideologii prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Prezydencka kampania Obamy stanowi przykład najbardziej dotąd udanego wykorzystania internetu w politycznym wyścigu. Wprowadziła bowiem do sieci i do innych nowoczesnych mediów wielką ilość informacji; ta inwestycja została wynagrodzona największą jak dotąd sumą dolarów zebranych on-line w kampaniach wyborczych. Kampanię Obamy agresywnie kierowano zwłaszcza do katolików, ponieważ wiadomo było, że większość amerykańskich prezydentów w przeszłości wygrało właśnie dzięki ich głosom.
Jeśli chodzi o kwestię stanowiska Obamy w sprawie obrony życia, odpowiedzialność za przekonanie katolików, iż Obama opowiada się za życiem, przekazano innym dobrze finansowanym organizacjom. Na przykład organizacja Demokraci Katoliccy stworzyła specjalną stronę internetową i kampanię pt. „Katolicy za Obamą”. Jeśli odwiedzicie Państwo tę stronę, zobaczycie wypisane tam dużymi literami pytanie: „Czy Barack Obama rzeczywiście opowiada się za życiem?”, oraz „Odpowiedź brzmi: Tak”.
W szczególności dwie inne organizacje (katolickie tylko z nazwy) rozpowszechniały kłamstwa na temat prawdziwego stanowiska Obamy w kwestii życia. Zjednoczeni Katolicy i Katolicy w Przymierzu dla Wspólnego Dobra są fałszywymi katolickimi organizacjami, które próbują zmylić katolików co do wagi tej kwestii w społecznym nauczaniu Kościoła katolickiego. Udowodniono, że organizacje te otrzymują znaczną część swych funduszy od proaborcjonistów, którzy wydają miliony na finansowanie swej ideologii w świecie. Otrzymują także fundusze na wysyłanie literatury i pamfletów kierowanych do przeciętnych katolików amerykańskich w celu zdezorientowania ich co do faktycznych poglądów Obamy na aborcję.
Przemysł aborcyjny jest napędzany chęcią zysku. Największy „dostawca” aborcji w Ameryce, organizacja Planowane Rodzicielstwo, otrzymuje rocznie setki milionów dolarów od rządu. Choć twierdzi ona, że aborcja stanowi tylko niewielką część oferowanych przez nią „usług reprodukcyjnych” (zwłaszcza takich jak antykoncepcja), aborcja jest jedną z najbardziej lukratywnych. Organizacja Planowane Rodzicielstwo używa środków komunikacji on-line i nowych mediów, by przekazać swe szkodliwe przesłanie młodym Amerykanom poprzez sieć. Do nich należy ponad 100 stron internetowych afiliowanych do Facebooka, poświęconych planowanemu rodzicielstwu. Produkują też wysokiej jakości filmy (także promujące wysoce dehumanizujące zachowania) i umieszczają je w internecie na YouTube. Inne proaborcyjne strony internetowe, zwłaszcza ta zwana kontrolowanie obszaru zdrowia reprodukcyjnego (Reproductive Health Reality Check), masowo produkują wielką ilość materiałów i dyskusji na blogach, by wspierać swą sprawę. Barack Obama próbuje spełnić obietnice, które złożył przemysłowi aborcyjnemu w czasie kampanii wyborczej.
Pierwszym sposobem, za pomocą którego – jak sądziliśmy w ruchu pro-life – będzie próbował tego dokonać, było forsowanie ustawy o wolności wyboru (tzw. FOCA). Ten akt prawny, długo przetrzymywany w Senacie z powodu braku sponsorów niezbędnych dla uzyskania szerokiego poparcia, jednym ruchem zmiótłby wszelkie ograniczenia „prawa do aborcji”, które ruch pro-life zdołał wprowadzić do obowiązujących przepisów prawa. Ograniczenia te obejmują takie warunki, jak: wymóg, by rodzice byli informowani, jeśli ich nieletnie dziecko żąda aborcji, zakaz wywożenia nieletnich poza granicę stanu dla dokonania aborcji w innym stanie czy też narzucenie okresu, który musi upłynąć między żądaniem aborcji i przeprowadzeniem procedury, co daje młodej kobiecie czas na przemyślenie decyzji. Wszystkie te ograniczenia zostałyby zlikwidowane przez Ustawę o wolności wyboru. Zniosłaby ona nawet ograniczenia, które pewne stany nałożyły na tzw. aborcję przez poród częściowy – najbardziej brutalną formę aborcji. Na początku swej kampanii wyborczej Barack Obama obiecał zgromadzeniu aktywistów aborcyjnych: „Pierwszą rzeczą, którą zrobię jako prezydent, będzie podpisanie ustawy o wolności wyboru. To pierwsza rzecz, jaką uczynię”.
Należy nam, ludziom broniącym życia, poczytać za zasługę, że rozliczne organizacje pro-life wspierane mocno przez biskupów amerykańskich zjednoczyły się i aktywnie ostrzegły swych przedstawicieli w rządzie, że muszą przeciwstawić się uchwaleniu FOCA. Strony internetowe pro-life uświadomiły ludziom wielkie ryzyko, jakie niesie ze sobą FOCA, oraz ułatwiły osobom opowiadającym się za życiem masowy kontakt z ich wybranymi przedstawicielami. Z powodu tej szeroko rozpowszechnionej aktywności prowadzonej on-line szybko stało się jasne, że – wbrew temu, co obiecał Obama i czego chciał przemysł aborcyjny – Amerykanie po prostu przeciwstawili się Ustawie o wolności wyboru.
Reforma opieki zdrowotnej aktualnie rozważana w amerykańskim Kongresie jest największym „kapitalnym remontem” medycznej infrastruktury Ameryki w historii tego kraju. Co więcej, ów „remont” zmieniłby sposób, w jaki ponad sześćset katolickich szpitali w kraju oferuje swe usługi medyczne. Dla Demokratów sprawą najważniejszą była „opcja publiczna”, która czyniłaby biurokrację rządową bezpośrednio odpowiedzialną za dostarczanie ubezpieczenia zdrowotnego.
Gdy tworzone były projekty ustaw zdrowotnych, aborcja jako jedna z „procedur” medycznych, za które płaciłby rząd, nie została explicite wykluczona. Rezultat będzie prosty: każda kobieta posiadająca rządowe ubezpieczenie zdrowotne mogłaby dokonać aborcji, nie płacąc za nią. Co więcej, „dostawcy” aborcji mieliby prawo do jeszcze większej ilości pieniędzy rządowych niż obecnie. Ponadto projekt ustawy o opiece zdrowotnej omijałby „ukrytą poprawkę” niepozwalającą płacić publicznymi pieniędzmi za aborcję i po raz pierwszy wszyscy Amerykanie opowiadający się za życiem wiedzieliby na pewno, że ich podatki prawdopodobnie staną się zapłatą za zabójstwo dziecka.
Projektodawcy musieli tekst swej ustawy o opiece zdrowotnej umieścić w internecie. To pozwoliło organizacjom pro-life na zapoznanie się z tysiącami stron projektu i pokazywanie obywatelom – linijka po linijce – że projekt nie wyklucza finansowania aborcji. Po miesiącach usiłowań, by włączyć tę kwestię w główny nurt debaty, odniosły one ostatecznie pewien sukces. Odpowiedź na zarzut, że projekt ustawy o opiece zdrowotnej poszerza zakres dostępu i finansowania aborcji – niemal ze wszystkich stron poza ludźmi z organizacji pro-life – brzmiała, iż zarzut ten jest kłamstwem, polityczną sztuczką, by wstrzymać reformę opieki zdrowotnej. Adwokaci aborcji i urzędnicy w Białym Domu kłamali, twierdząc, że projekt ustawy zdrowotnej „zachowuje status quo aborcji”. Kłamstwo to prędko wyszło na jaw: jeżeli projekt rzeczywiście nie poszerzał dostępu do aborcji i jej finansowania, to dlaczego nie pozwolili na wprowadzenie prostej poprawki, która wykluczałaby to explicite?
29 października biskupi amerykańscy zainicjowali kampanię skierowaną do członków wszystkich parafii katolickich w Ameryce, by e-mailowali i kontaktowali się ze swymi senatorami, żądając, by poparli oni poprawkę na rzecz życia do ustawy o opiece zdrowotnej, a jeśli to się nie uda, głosowali przeciwko tej ustawie.
Rozważmy przez moment to, co zrobili biskupi: ponieważ czas do momentu poddania projektu ustawy pod głosowanie był tak krótki, musieli użyć e-maili i internetu, żeby szybko i skutecznie poinstruować i zmobilizować opowiadających się za życiem katolików, a przez to wpłynąć na naszych oficjalnych przedstawicieli, których wybraliśmy, aby poparli poprawkę pro-life.
Rezultatem tego intensywnego i zogniskowanego nacisku ze strony wszystkich opowiadających się za życiem Amerykanów – wywieranego głównie za pomocą e-maili – był cud, do jakiego doszło o godzinie 11.00 ostatniego dnia głosowania nad projektem ustawy o opiece zdrowotnej. Opowiadający się za życiem demokrata Bart Stupak podjął próbę wprowadzenia warunku chroniącego życie, który był głosowany. Na parę godzin przed ostatecznym głosowaniem przywództwo Demokratów zezwoliło na to głosowanie i poprawka przeszła przy 64 głosach Demokratów i 173 głosach Republikanów opowiadających się za nią.
Już nazajutrz po jej przyjęciu Kościół był szkalowany we wszystkich liberalnych mediach. Jeden z polityków żądał, by w świetle działalności „politycznej” Kościoła przyjrzano się ponownie jego zwolnieniu z podatków (dla jasności: jest to czyste prześladowanie, ponieważ Kościół nie złamał tu żadnego prawa). Ustęp z poprawki Stupaka wywołał istną lawinę komentarzy, kontrowersji i dyskusji dotyczących roli Kościoła w trwającej debacie o aborcji. [Procedowanie nad projektem ustawy o opiece zdrowotnej zostało zakończone w Kongresie 9 grudnia, bez uwzględnienia poprawek zgłaszanych przez organizacje pro-life. Obecnie ustawa czeka na podpis prezydenta – przyp. red.].


Wykorzystanie mediów i internetu dla budowania kultury życia

Pierwszym krokiem do zdobycia serc i umysłów dla tej kultury jest dostarczenie obiektywnej i rzetelnej informacji o życiu człowieka nienarodzonego i brutalnej rzeczywistości aborcji. Media i internet są niezrównanymi instrumentami prowadzenia tego rodzaju kształcenia.
Po drugie, ci, którzy wspierają aborcję, zawsze będą próbowali zlikwidować nasz dostęp do konkretnych osób, do technicznych środków komunikacji i nie zawahają się przed kłamstwem, oszustwem i nadużyciem swej politycznej i prawnej siły. Musimy pozostać czujni i przeciwstawiać się im na każdym kroku. Musimy aktywnie „zaludniać” istniejące w sieci wspólnoty i fora, do których indywidualne osoby sięgają po edukację i informację na omawiany temat. Musimy także posiadać własne aktywne ośrodki medialne, by móc mówić o tych sprawach z naszej własnej perspektywy.
Po trzecie, katolicy muszą się zjednoczyć i użyć politycznej siły, by zachować wolność tworzenia kultury życia także poza polityką. W epoce, w której gwałtownie rośnie rola rządu, zwłaszcza w zakresie usług medialnych, katolicy muszą być aktywnym i mocnym głosem w procesie kształtowania przyszłości kulturowego i medialnego krajobrazu. Wrogowie życia od dawna wykorzystywali polityczny wpływ i nacisk, by osiągnąć swe cele, a katolicy – mam tu na myśli świeckich – mają moralny obowiązek uczestniczyć w polityce, czy to przez ubieganie się o państwowe urzędy, czy też uczestniczenie w procedurach demokratycznych, czy w jakikolwiek inny sposób. Środki politycznej perswazji i aktywności są w coraz większym stopniu kształtowane przez media i internet. Jeśli my, katolicy, nie wykorzystamy tych środków, to oddamy pole walki, której przecież nie możemy przegrać.
Po czwarte, laikat powinien przejąć przywództwo w działaniach na rzecz wspierania i promowania kultury życia. Świecki porządek władzy jest naturalną sferą działania laikatu. Zbyt długo świeccy – mężczyźni i kobiety – usprawiedliwiali swój brak aktywności narzekaniami, że biskupi nie powiedzieli im, co mają robić. Z kolei księża biskupi – stosownie do swych talentów i charyzmatów – mogą popierać dobre inicjatywy, które świeccy już rozpoczęli: poprzez modlitewne i publiczne wsparcie, poprzez jasne i klarowne nauczanie i nawoływanie do owocnej działalności. Laikat powinien służyć biskupom przez dostarczanie im technicznych środków komunikacji, których potrzebują, by skutecznie rozpowszechniać swe nauczanie. Biskupi powinni także odważnie potępiać fałszywe nauczanie i stosować kanoniczne środki dyscyplinowania katolików (zwłaszcza katolickich polityków), którzy aktywnie działają wbrew moralnej nauce Kościoła i powodują nieustanne zgorszenie wiernych.
Musimy podjąć ryzyko i wykorzystywać nowoczesne środki techniczne, takie jak internet, by w naszej epoce głosić prawdę. Musimy szukać nowych sposobów głoszenia on-line Ewangelii życia. Musimy z większą pewnością siebie wykorzystywać te nowe środki komunikacji, by tworzyć kulturę życia.


Thomas Peters, amerykański dziennikarz internetowy

tłum. Rafał Lizut

 
Fragmenty referatu wygłoszonego na II Międzynarodowym Kongresie pt. „Media katolickie na świecie i w Polsce – szanse i zagrożenia” zorganizowanym przez WSKSiM w Toruniu.
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl