Ludzi jest za mało

Lewicowy przesąd mówiący o tym, że zwiększanie liczby ludności prowadzi do
zmniejszenia rozwoju gospodarczego, jeszcze nigdy nie znalazł potwierdzenia w
historii. Nie przeszkadza to jednak politykom i urzędnikom w propagowaniu idei i
rozwiązań przeciwko cywilizacji życia.

Powszechnie do wiadomości publicznej podaje się informację, że ludzi na świecie
jest za dużo. Już ponad 200 lat temu ekonomista brytyjski Thomas Malthus uważał,
że Ziemia nie jest w stanie wyżywić ludności, jeśli będzie postępował jej
przyrost. Pisał to, gdy ludzi było mniej niż miliard, a średni wiek życia w
państwach najbardziej rozwiniętych wynosił ok. 40 lat. Od tego czasu liczba
ludności zwiększyła się siedem razy, a czas życia wydłużył się dwukrotnie. Mamy
też najtańszą żywność w historii w przeliczeniu na dochód, a liczba ludzi
zagrożonych głodem w stosunku do ludności na świecie jest najniższa w historii.
Dlaczego zatem mit malthuzjański, dziś potęgowany zagrożeniem wyczerpania
surowców, wciąż jest tak popularny? I dlaczego niektóre media wraz z politykami
są żywotnie zainteresowane jego podtrzymaniem?

Lewica straszy katastrofą
Współcześnie wszelkie straszenie dalszym zwrostem liczby ludności przejęły na
siebie partie lewicowe wraz z naukowcami o zbliżonych do nich poglądach. Nie
wiedzieć czemu, uważają oni, że nowe narodziny człowieka stają się jakimś
problemem dla gospodarki. Opierają się między innymi na Raporcie Klubu
Rzymskiego z 1970 roku zatytułowanym "Granice wzrostu". Ten ufundowany przez
Davida Rockefellera instytut, zrzeszający różnego rodzaju byłych urzędników
(między innymi Organizacji Narodów Zjednoczonych) i naukowców, zaangażował się w
popularyzowanie tzw. idei zrównoważonego wzrostu. Klub Rzymski zidentyfikował (w
1970 roku) pięć głównych problemów mogących zagrozić rozwojowi gospodarczemu
świata: rosnąca liczba ludności, niewystarczająca produkcja żywności, zbyt duże
uprzemysłowienie, rosnące zanieczyszczenie środowiska, zużywanie nieodnawialnych
zasobów naturalnych. Niestety, te pięć zagrożeń po upływie 40 lat od publikacji
"Granic wzrostu" wciąż uważa się za aktualne, skłaniając rządy poszczególnych
państw do szerokiej współpracy. I dopiero te rozwiązania niosą ze sobą
katastrofę dla ludzkości.
Z rosnącą liczbą ludności walczy się głównie poprzez uderzanie w tradycyjny
model rodziny składający się z dwóch osób o przeciwnej płci oraz dzieci. Metody
tej walki są różne, od upowszechnienia aborcji (w tak rzekomo cywilizowanym
państwie jak Wielka Brytania zabójstwo aborcyjne dopuszczalne jest aż do
szóstego miesiąca ciąży), poprzez popularyzowanie ideologii homoseksualnej za
pieniądze podatnika, aż po stopniowe przekazywanie urzędnikom państwowym władzy
rodzicielskiej (w Polsce takim przejawem walki z rodzicami jest uchwalona przez
obecny Sejm ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, gdzie zakazuje się
rodzicom karcenia dzieci poprzez zwykły klaps czy ograniczania kontaktu z
rówieśnikami, nawet jeśli ci rówieśnicy będą zwyrodnialcami i przestępcami).
Dla rosnącej liczby ludności teoretycznie powinno być potrzebne więcej żywności.
A co robi się w Unii Europejskiej? Podejmuje się wszelkie możliwe sposoby
ograniczania produkcji żywności. Wprowadza się limity produkcyjne (choćby na tak
podstawowe produkty jak cukier czy mleko), co powoduje, że żywność jest
stosunkowo droższa, niż mogłaby być bez ingerowania przez UE w rynek, przez co
mniej dostępna dla ludzi. Gdyby dzisiaj ktoś chciał otworzyć w Polsce nową
cukrownię, by zaspokoić bardzo wysokie w ostatnich czasach zapotrzebowanie na
cukier, to najpierw musiałby się udać do Brukseli po przyznanie limitu
produkcyjnego. A te na dzień dzisiejszy na terenie Polski znajdują się głównie w
rękach firm niemieckich, które mają ok. 60 procent kwot przyznanych nam na
produkcję cukru.
Z problemem zbyt dużego uprzemysłowienia oraz zanieczyszczenia środowiska walczy
się poprzez limitowanie emisji CO2, co teoretycznie ma doprowadzić do
zmniejszenia ocieplania klimatu. Na razie udowodniono, że działalność człowieka
odpowiada maksymalnie w 5 proc. za ocieplenie klimatu (reszta to naturalny ruch
ocieplania się klimatu, przeplatany globalnym oziębianiem). Nie przeszkadza to
brukselskim urzędnikom angażować się w próbę zduszenia rozwijających się
gospodarek niektórych europejskich państw. Limitacja emisji CO2 doprowadzi do
zmniejszenia znaczenia przemysłu w takich państwach, jak Czechy, Polska czy
Węgry na rzecz krajów już bardzo dobrze uprzemysłowionych, a więc Niemiec czy
Francji. Walka z przemysłem to również walka z ludzkością, ponieważ produkty
przemysłowe (poprzez wyższe ceny) będą coraz mniej dostępne dla przeciętnego
człowieka.
Wreszcie z rzekomym wyczerpywaniem zasobów naturalnych walczy się poprzez
nakładanie specjalnych podatków, mających za cel z jednej strony zwiększenie
ceny i ograniczenie możliwości zakupu, a z drugiej – zaspokojenie zachłanności
polityków chcących wyciągnąć z podatnika jak największe sumy. W przypadku
benzyny jest to zwykła akcyza. Warto wiedzieć, że w finalnej cenie benzyny
wlewanej do dystrybutora ponad połowa to podatki państwowe (VAT + akcyza +
opłata paliwowa). Gdyby nie te podatki, to cena benzyny, przy nawet obecnych
rekordach na światowych rynkach ropy, wynosiłaby około 2,50 zł za litr. Gdyby
ceny ropy na świecie spadły do poziomu z początku 2009 r., tankowalibyśmy za
mniej niż 2 złote.
Raport Klubu Rzymskiego z 1970 roku układa się w pewną, bardzo wygodną dla
obecnych lewicowych elit skupionych wokół Komisji Europejskiej całość (warto
pamiętać, że przewodniczący KE José Barroso w młodości był maoistą). Ze wzrostem
ludności walczy się poprzez propagowanie aborcji i zmniejszanie władzy
rodzicielskiej. Ze wzrostem produkcji żywności poprzez limitowanie jej, co
również prowadzi do wyższych cen. Z uprzemysłowieniem walczy się poprzez limity
CO2. Wreszcie wykorzystuje się strach przed wyczerpaniem surowców naturalnych i
nakłada gigantyczne podatki na paliwa.

Nigdy nie było tak dobrze
Według "Granic wzrostu", ropy na świecie miało zabraknąć między 1990 a 2000
rokiem. Obecnie szacuje się, że już rozpoznane złoża starczą na co najmniej
50-60 lat. A trzeba przecież pamiętać, że naukowcy do spółki z firmami naftowymi
cały czas poszukują nowych. Nie mówiąc już o tym, że technologia tak dynamicznie
posuwa się naprzód, że być może zostaną odkryte nowe możliwości wprawiania
silników w ruch (choćby napędy hybrydowe). Można oczekiwać, że nawet jeśli
faktycznie kiedyś złoża ropy wyczerpią się, to geniusz ludzki będzie na to
doskonale przygotowany. Odwrotny pogląd jest zlekceważeniem kreatywności
ludzkiego umysłu.
Podobnie rzecz ma się z żywnością. Skoro na początku XIX wieku Thomas Malthus
uważał, że Ziemia jest w stanie wyżywić tylko miliard ludzi, to straszenie w
1970 r. głodem, gdy ludzi było ok. 3,5 miliarda, wydaje się co najmniej zabawne.
A branie tego na poważnie w 2011 r., gdy żyje prawie 7 miliardów ludzi, to już
głupota. Jeżeli politycy nie będą ograniczać produkcji rolnej, jak ma to miejsce
w Unii Europejskiej czy w Stanach Zjednoczonych, to Ziemia wyżywi każdą liczbę
ludności.
Zanieczyszczenie środowiska może być dużym zagrożeniem dla planety, ale na pewno
nie w skali globalnej. Politycy i państwo mogą angażować się w walkę o czyste
powietrze, ale nie powinni tego robić w oparciu o zmyślone zagrożenia globalnego
ocieplania wywołanego działalnością gospodarczą człowieka. Jest wielką pychą
wiara w to, że człowiek jest w stanie zmienić ekosystem wraz z temperaturą. Na
walce z globalnym ociepleniem zyskują tylko kraje już wysoko uprzemysłowione,
które ograniczają konkurencję ze strony państw dopiero rozwijających się, oraz
organizacje handlujące limitami emisyjnymi.
Fakty są jednoznaczne. Jeszcze nigdy nie żyło się tak dobrze w skali globalnej
jak obecnie. Ludzi stać na coraz więcej, żyją coraz dłużej, umiera coraz mniej
noworodków. Zdobycze cywilizacji docierają do coraz dalszych zakątków świata,
polepszając poziom życia większej grupy ludzkości. Żywność w stosunku do
zarobków nigdy nie była tak tania jak obecnie, co przeczy całkowicie mitowi,
jakoby miało jej zabraknąć.

Rozwój bierze się z polityki życia, a nie śmierci
To, co zdiagnozował Klub Rzymski, a z czym Unia Europejska chce walczyć, nosi
znamiona cywilizacji śmierci. Otóż nigdy na świecie przyrost ludzkości nie był
zagrożeniem dla rozwoju. Jest wręcz przeciwnie. Każdy nowo wchodzący na rynek
pracy człowiek niesie ze sobą jakieś zdolności. Jeżeli nie zostaną one użyte
przeciwko drugiemu człowiekowi, a w celu dostarczenia nowych dóbr i usług, to
każde nowe życie niesie ze sobą zwiększony potencjał gospodarczy. Przyjęcie
odwrotnego sposobu myślenia, jakże popularnego w dzisiejszych czasach, jest
chęcią zachowania swojego status quo. Wynika tylko i wyłącznie ze strachu przed
katastroficznymi wizjami, które nie mają żadnego oparcia w faktach. To kurcząca
się liczba ludności w niektórych państwach (jak Rosja) jest zagrożeniem dla jej
gospodarki.
Postrzeganie wzrostu ludności jako zagrożenia dla gospodarki doprowadza kolejne
polskie rządy do zmarginalizowania polityki prorodzinnej lub błędnego
definiowania jej celów. Najgorsze, co mogą zrobić politycy, to z jednej strony
jawna już walka z instytucją rodziny i oddawanie urzędnikom coraz więcej decyzji
odnośnie do dzieci. Oto rodzica uznaje się za nie dość kompetentnego, by mógł
podjąć świadomą decyzję o posłaniu dziecka do szkoły w odpowiednim wieku,
oddaniu go do przedszkola lub wychowywaniu w domu czy dopuszczeniu go do
kontaktów z rówieśnikami. A z drugiej strony opresyjny system podatkowy, który
zabiera rodzinom co najmniej połowę dochodu. Dalszym przejawem tej polityki
prorodzinnej jest między innymi zwiększenie VAT do 23 proc. na ubranka i obuwie
dziecięce. Najlepiej urzędnicy państwowi zrobiliby, gdyby zostawili rodzinę w
spokoju i przestali z nią walczyć przy pomocy narzędzi administracyjnych,
PR-owskich (promowanie homoseksualizmu) oraz fiskalnych.

 

Marek Łangalis
 


Autor jest ekonomistą, ekspertem Instytutu Globalizacji, członkiem
Stowarzyszenia KoLiber, twórcą pierwszego Zegara Długu Polski.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl