Laboratorium na jedną trzecią kraju

Specjalistyczne Laboratorium Badań Żywności
Genetycznie Modyfikowanej w Białymstoku jest jedną z trzech takich placówek
działających w Polsce. Rocznie pod kątem
zawartości składników GMO bada się w nim około 200 próbek produktów spożywczych
pochodzenia roślinnego.

Laboratorium jest częścią Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej
w Białymstoku. Bada się w nim żywność pochodzącą od producentów i ze sklepów
znajdujących się w pięciu województwach: podlaskim, mazowieckim, łódzkim, warmińsko-mazurskim
i pomorskim.
– O umiejscowieniu tego specjalistycznego laboratorium właśnie w Białymstoku
zadecydował fakt posiadania przez tutejszą Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną
odpowiednich, bardzo trudnych do zdobycia, certyfikatów oraz wysoko wykwalifikowanej
kadry pracowniczej – powiedziała nam Maria Suchowiak, dyrektor Departamentu
Żywności i Żywienia w Warszawie Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Kadra białostockiej
Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w 65 proc. posiada wykształcenie
wyższe. W większości są to ludzie młodzi – chemicy i fizycy.
Istniejące w Polsce laboratoria, w których bada się produkty pod kątem zawartości
w nich GMO, posiadają wąskie specjalizacje. Niektóre zajmują się badaniem nasion,
inne pasz. Laboratorium w Białymstoku jest jednym z trzech działających w kraju,
w których bada się roślinne produkty spożywcze lub produkty mięsne zawierające
składniki roślinne. Oprócz Białegostoku dwa pozostałe laboratoria znajdują
się w Tarnobrzegu i Poznaniu. Koszt organizacji każdego to mniej więcej 900
tys. zł.
Laboratorium Badań Żywności Genetycznie Modyfikowanej w Białymstoku bada rocznie
około 200 próbek żywności pochodzenia roślinnego, pobranych od producentów
i ze sklepów funkcjonujących w północnych i wschodnich obszarach Polski. W
200 próbkach, pobranych w 2005 r. na terenie czterech województw (piąte województwo
– łódzkie – doszło w tym roku), stwierdzono zawartość GMO siedem razy;
z tego w dwóch – nieco więcej niż dopuszczalne 0,9 proc., przy czym informacja
o tym nie została umieszczona na etykiecie. W tych dwóch przypadkach Wojewódzka
Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Białymstoku nakazała wycofanie produktów
z obrotu, aż do czasu umieszczenia na ich etykietach stosownych informacji.
Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że podczas badań laboratoryjnych przeprowadzanych
w tym roku o wiele częściej niż w ubiegłym stwierdza się zawartość GMO w produktach
spożywczych.

Czy producent postępuje uczciwie?
Jeżeli w badanych próbkach produktów laboranci znajdą więcej niż 0,9 proc.
składnika genetycznie modyfikowanego, a na etykiecie nie ma informacji, że
ten produkt zawiera GMO, Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna może
ostrzec producenta lub nawet skierować sprawę do postępowania administracyjnego.
– W naszym laboratorium bada się przede wszystkim te produkty, które z dużą
dozą prawdopodobieństwa mogą zawierać składniki genetycznie modyfikowane. Te
składniki to generalnie kukurydza i soja. Sprawdzamy jednak i inne rośliny,
takie jak np. ziemniaki i pomidory – mówi Artur Wnuk, rzecznik prasowy Wojewódzkiej
Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku.
Wszystkie badania przeprowadzane są w warunkach ściśle laboratoryjnych, czyli
zamkniętych. Do pomieszczeń, gdzie są wykonywane, mogą wchodzić wyłącznie laboranci.
Nawet najmniejsze zawirowanie powietrza, spowodowane otwarciem drzwi pracowni,
może nanieść do niej cząstki powietrza z sekwencjami roślinnymi zakłócającymi
wyniki analiz. Podczas badań obowiązuje ścisły reżim sanitarny, ponieważ techniki,
jakie się stosuje, są bardzo wrażliwe, pozwalają wykryć nawet jedną cząsteczkę
DNA.
Osoby indywidualne, które chciałyby sprawdzić w białostockim laboratorium,
czy w posiadanym przez nich roślinnym produkcie spożywczym nie ma GMO, muszą
niestety same ponieść wysoki koszt tego badania, tj. około 1000 zł. Dlatego
z badań korzystają jedynie polscy producenci żywności.
– Producenci żywności coraz częściej zlecają nam badanie jakiegoś składnika,
który chcą wykorzystać w produkcji, ponieważ sami nie są pewni, czy nie zawiera
on GMO. Jeżeli stwierdzimy, że zawiera, docieramy do hurtowni lub innego miejsca,
z którego pochodzi ten składnik (dajmy na to kukurydza). Często producenci
sprowadzają składnik potrzebny do produkcji danego wyrobu bezpośrednio z zagranicy,
wtedy musi on mieć certyfikat świadczący o tym, iż jest wolny od GMO. Jednak
z naszego dotychczasowego doświadczenia wynika, że te certyfikaty nie zawsze
są wiarygodne – opowiada o pracy inspektorów i laborantów Grażyna Ostrowska,
kierownik techniczny Laboratorium Badań Żywności Genetycznie Modyfikowanej
w Białymstoku. – Badania i inspekcja żywności pod kątem obecności w niej GMO
jest w Polsce niemal zupełnie nową dziedziną. Nasze laboratorium pracuje niespełna
dwa lata. My się dopiero uczymy. Unijne dyrektywy, według których pracujemy,
przenosimy do praktyki, dostosowujemy do realiów naszego kraju, naszych importerów
– podkreśla pani kierownik.

Od portu do laboratorium
Badania laboratoryjne są tylko częścią całego systemu kontroli żywności pod
względem zawartości w niej GMO, jaki wdrażany jest obecnie w Polsce według
dyrektywy Unii Europejskiej. Wiosną tego roku inspektorzy unijni sprawdzali,
jak przebiega adaptacja tego systemu w naszym kraju. Wizytowali w tym celu
Główny Inspektorat Sanitarny oraz inspektoraty weterynarii i nasiennictwa.
Sprawdzali inspekcję handlową, później odpowiednią placówkę w porcie gdańskim.
Dopiero stamtąd dotarli do Laboratorium Badań Żywności Genetycznie Modyfikowanej
w Białymstoku i innych placówek zajmujących się badaniem na zawartość GMO.
Kontrola była więc przeprowadzona na szeroką skalę – wypadła dobrze.

GMO
GMO, czyli organizmy zmodyfikowane genetycznie, to rośliny, zwierzęta i drobnoustroje,
których geny zostały celowo zmienione przez człowieka. Rekombinacja DNA i
inne pokrewne techniki pozwalają tworzyć organizmy o odmiennych właściwościach
niż macierzysty gatunek. Pierwszy GMO został stworzony w 1973 r. przez Stanleya
Cohena i Herberta Boyera w USA.
Areał upraw roślin transgenicznych, z których powstaje żywność genetycznie
modyfikowana, rośnie w świecie bardzo szybko, szczególnie w USA oraz państwach
rozwijających się. Od roku 1996 areał upraw biotechnologicznych na świecie
wzrósł ponad pięćdziesięciokrotnie – z 1,7 mln hektarów w 6 krajach do 90 mln
w 21 krajach (8,5 mln rolników) w 2005 roku. Tylko w ubiegłym roku uprawy biotechnologiczne
pojawiły się w czterech nowych krajach i zaangażowały dodatkowe ćwierć miliona
rolników, co stanowi wzrost o 11 proc. światowego areału tych upraw – mówi
raport dr. Clive’a Jamesa, prezesa i założyciela Międzynarodowego Instytutu
Propagowania Upraw Biotechnologicznych.
Główne gatunki roślin genetycznie modyfikowanych, które się uprawia, to soja
(60 proc. upraw soi na świecie), kukurydza, rzepak i bawełna. Mniejsze są uprawy
modyfikowanej pszenicy, ziemniaków, pomidorów i winogron. Warto zwrócić uwagę,
że w 2005 r. Iran rozpoczął uprawę zmodyfikowanego genetycznie ryżu – to pierwsza
światowa uprawa tej tak ważnej na świecie rośliny. Państwa, w których obecnie
są największe areały roślin genetycznie modyfikowanych, to: Stany Zjednoczone,
Argentyna, Brazylia, Kanada, Chiny, Paragwaj, Indie, Afryka Południowa, Urugwaj,
Australia, Meksyk, Rumunia, Filipiny oraz Hiszpania. W Polsce, inaczej niż
w Unii Europejskiej, obowiązuje ustawowy zakaz upraw roślin transgenicznych.

Istnieją uzasadnione obawy
Wraz z przyrostem areałów upraw transgenicznych rośnie udział tych produktów
na światowym rynku. Oficjalnie jeszcze żadne laboratorium na świecie nie
przedstawiło wyników badań nad żywnością GMO, które świadczyłyby o jej nieszkodliwości
lub szkodliwości dla ludzkiego zdrowia. Z tego też powodu opinie są tutaj
podzielone. Zwolennicy upraw transgenicznych argumentują z zasady, że wymagają
one mniejszych ilości środków chwastobójczych niż konwencjonalne, że przynoszą
większe plony, że są potrzebne, by wyżywić głodujących. Jednak w krajach,
gdzie uprawy transgeniczne istnieją już wiele lat, okazuje się, iż te argumenty
bardzo osłabły.
Uprawy transgeniczne istnieją na świecie stosunkowo niedługo, więc nieznane
są jeszcze skutki oddziaływania żywności modyfikowanej genetycznie na organizm
ludzki i środowisko naturalne. Nie wiadomo, jak w przyszłości mogą się zachowywać
sztuczne zbitki genów warunkujące określone cechy. Niebezpieczne wydaje się
powstawanie w łańcuchu pokarmowym nowych białek i toksyn. Niepokojące jest
również zakłócenie tzw. bioróżnorodności i niekontrolowany transfer genów.
Znane są już przypadki powstawania w ten sposób tzw. niezniszczalnych chwastów,
które można wyplenić jedynie mechanicznie lub stosując bardzo silne środki
chemiczne – te jednak mocno zatruwają środowisko.
– Niewątpliwie obawy te są uzasadnione, ponieważ stwierdzono, że uprawy transgeniczne
mogą być źródłem materiału genetycznego przenoszonego na inne uprawy konwencjonalne
tego samego gatunku, ewentualnie uprawy transgeniczne mają dzikich krewnych,
z którymi mogą się krzyżować. Wiąże się z tym wszystkim pilna potrzeba oceny
żywności pod kątem jej genetyki. I to w naszym laboratorium robimy – mówi Grażyna
Ostrowska.

Tekst i zdjęcie Adam Białous

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl