Jest rozkaz, jest i relacja

Rozmowa Marcina Austyna z doświadczonym pilotem wojskowym w stopniu majora

Major Grzegorz Pietruczuk od kwietnia 2010 roku pojawia się w mediach,
relacjonując tzw. incydent gruziński z 2008 roku. Żołnierze często w ten sposób
opowiadają o swojej służbie?

– Przede wszystkim trzeba tu zaznaczyć, że aby żołnierz mógł się wypowiedzieć w
mediach, musi otrzymać na to zgodę dowódcy albo kogoś "z góry". To nie jest tak,
że nagle żołnierz oficjalnie występuje w mediach i przekazuje dziennikarzom
swoje spostrzeżenia. Ktoś na to musi dać zgodę.

Pan nie zgodził się występować pod nazwiskiem. Czym mogłyby się skończyć
takie wypowiedzi?

– Sprawa zapewne oparłaby się o dowódcę jednostki lub dowódcę Sił Powietrznych.
Żołnierz za takie wystąpienia może zostać ukarany. Od kontaktów z mediami są
rzecznicy, dowódcy. Dlatego jestem przekonany, że Grzegorz Pietruczuk
występujący w mediach oficjalnie, pod nazwiskiem, musiał mieć na to zgodę, a
może nawet ktoś go zobligował do tego rodzaju wystąpień.

"Nasz Dziennik" kilka dni temu opublikował meldunek wskazujący, że minister
Bogdan Klich 12 sierpnia 2008 r. współdecydował o zmianie trasy lotu.
Wystąpienie pilota może mieć związek z tą sprawą?

– Nie mnie to oceniać, ale wygląda to tak, jakby chodziło właśnie o rozmydlenie
tej sprawy. Proszę zauważyć, że wielu osób bezpośrednio zaangażowanych w to, by
wykonać lot na innej niż zaplanowano trasie, nie ma. Nie wiemy, jakie byłyby
dziś ich wypowiedzi, nie możemy ich skonfrontować z nowymi informacjami w
sprawie incydentu. Dla mnie ta sprawa obecnie ma wymiar czysto polityczny, a
pilot jest tu tylko małym trybikiem.

Kiedy szef Departamentu Kadr prosi o notatkę, żołnierz może odmówić?
– Wystarczy, że szef kadr zadzwoni do dowódcy jednostki i powie, że żąda
wyjaśnień na dany temat, i żołnierz ma obowiązek wykonać taki rozkaz. Podległość
służbowa w wojsku to przecież normalna sprawa.

Można odmówić?
– Można, ale trzeba się liczyć z konsekwencjami takiej niesubordynacji.

To norma, że żołnierz proszony jest o wyjaśnienia, a te wykorzystywane są w
mediach do celów politycznych?

– W wielu wypadkach kwit, który napisze żołnierz, przegląda dowódca i to
zazwyczaj on decyduje o końcowym kształcie informacji przekazywanej dalej do
mediów. Nie pamiętam, by wcześniej zdarzyło się tak, że relacja żołnierza była
wprost przekazana dziennikarzom.

Pilot stwierdził, że po incydencie czuje się jak prekursor…
– W 2008 roku mjr Pietruczuk miał czystą sytuację i zachował się właściwie.
Postąpiłbym podobnie. Zostało mu jasno postawione zadanie i każda jego próba
zmiany powinna się spotkać z odmową pilota, chyba że ten otrzyma stosowny rozkaz
od swojego dowódcy. Bezpośrednim przełożonym pilota jest dowódca jednostki, mimo
że nad żołnierzem postawiony jest wyżej czy to minister obrony narodowej, czy to
prezydent RP. W takich sytuacjach żołnierz ma prawo żądać albo informacji
telefonicznej, albo pisemnego rozkazu, który zmienia pierwotnie postawione
zadanie.

Skoro szlak został przetarty w 2008 roku, to piloci w Smoleńsku nie mieli
powodów, by się bać ewentualnych nacisków?

– Proszę spojrzeć na postawę mjr. Arkadiusza Protasiuka w 2008 roku, który był
wówczas drugim pilotem. Były takie propozycje, by Arek zamienił się miejscami z
dowódcą. Odmówił m.in. dlatego, że zadanie było inaczej postawione. Zachował się
właściwie. Gdyby wykonał lot za Pietruczuka, byłyby nieprzyjemności. Kiedy pilot
ma postawione zadanie, to spełnianie życzeń pasażerów, by zmienić trasę, nie
wchodzą w rachubę. Załoga w 2008 roku zareagowała właściwie. Prezydent nie musi
znać sytuacji, jaka panuje w przestrzeni powietrznej danego państwa, wiedzieć,
czy i jak działają służby lotnicze, czy samolot jest odpowiednio wyposażony do
zrealizowania takiego zadania. Polityk nie musi orientować się, jak wyglądają
procedury lotnicze. O tym wie lotnik. Dla prezydenta priorytetem była realizacja
swojego planu, a w tym przypadku chodziło o to, by zdążyć przed Sarkozym.
Niestety, nie zawsze realizacja takich planów przez załogę samolotu jest
możliwa. Ponadto Francuzi lecieli do Tbilisi od strony rosyjskiej i te służby
wiedziały, że taki samolot wchodzi w przestrzeń powietrzną i mogły zadbać o to,
by nic mu się nie stało. U nas nic nie było przygotowane do tego, by wykonać lot
do Tbilisi. Działanie załogi było oczywiste.

Major Pietruczuk przyznał, że nie miał problemów, by po ponad dwóch latach
sporządzić notatkę, bo wszystko w tej sprawie miał zachowane. Czy żołnierze
praktykują zbieranie dowodów na swoją obronę?

– Jeżeli tylko ktoś zaczyna do żołnierza "strzelać", bez względu na kaliber
broni, to by nie zostać trafionym pierwszym strzałem, pisze się kwity, notatki i
albo puszcza się je przez dowódcę, albo trzyma tak "na wszelki wypadek". Wielu
ludzi w wojsku działa asekuracyjnie i przede wszystkim myśli o tym, jak się
zabezpieczyć, by nie "dostać po uszach". Sam mam zachowanych kilka kwitów. Dziś
widzimy, że nigdy nie wiadomo, jaka sprawa zostanie wyciągnięta, i że z powodów
politycznych wszystko można odgrzać.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl