Delikt marszałka

Z dr. Przemysławem Czarnkiem, pracownikiem Katedry Prawa
Konstytucyjnego KUL, rozmawia Zenon Baranowski

Jak ocenia
Pan ponad dwa miesiące pełnienia obowiązków głowy państwa przez
marszałka Bronisława Komorowskiego…

– Niestety, negatywnie. Po
katastrofie smoleńskiej okazało się, że przepisy Konstytucji, które
regulują kwestię ciągłości władzy w przypadku śmierci głowy państwa,
albo zostały niedoprecyzowane, jak komentują jedni, albo dają zbyt wiele
uprawnień marszałkowi Sejmu, jak stwierdzają drudzy. Otóż wydaje się z
jednej strony, że z punktu widzenia przepisów Konstytucji RP marszałkowi
Sejmu przysługują wszystkie kompetencje prezydenta RP poza skróceniem
kadencji parlamentu. Natomiast należy zwrócić uwagę, że marszałek Sejmu
nie tyle przejmuje zadania i kompetencje prezydenta, ile pełni obowiązki
głowy państwa do czasu wyboru nowego prezydenta.

Co to
znaczy „pełnić obowiązki”?

– Pełnić obowiązki to znaczy
wykonywać tylko to, co jest niezbędne. Wynika to nie tyle z jakiegoś
bezpośredniego przepisu prawa konstytucyjnego, ale ma to swoje podstawy,
gdy się patrzy na całokształt przepisów Ustawy Zasadniczej. Po
pierwsze, marszałek Sejmu to osoba, która nie jest wybrana w wyborach
powszechnych, przez cały Naród. Po drugie, marszałek Sejmu nie jest
osobą apolityczną, apartyjną. Zwróćmy uwagę, że ta apartyjność w
przypadku prezydenta jest jednym z atrybutów prezydenckich, jedną z
cech, które mają charakteryzować prezydenta, oznaczającą brak
zaangażowania w realizację bieżącej linii politycznej konkretnej
formacji politycznej. Marszałek Sejmu obydwu tych warunków nie spełnia.
Nie jest wybrany w wyborach powszechnych i jest przedstawicielem, a
nawet liderem, konkretnej formacji politycznej. Dlatego marszałek Sejmu
powinien podejmować tylko te decyzje, które są absolutnie niezbędne z
punktu widzenia funkcjonowania państwa.

Nominacja szefa banku
centralnego na wieloletnią kadencję w tym zakresie się nie mieści?


W moim przekonaniu, na pewno nie było takiej palącej potrzeby, żeby już
teraz podejmować decyzję co do nominacji prezesa NBP. Można było
odczekać te kilka tygodni. NBP normalnie funkcjonuje pod kierownictwem
zastępcy prezesa. Nie ma żadnych zgrzytów, nie ma żadnych większych
niepokojów na rynkach walutowych. A nawet gdyby, to przecież swą
niebagatelną rolę odgrywa tutaj Rada Polityki Pieniężnej, która
funkcjonuje niemal w komplecie pod przewodnictwem zastępcy prezesa NBP. Z
tej racji nie było żadnego powodu, żeby marszałek Sejmu wchodził w
faktyczne uprawnienia prezydenta. Podobnie rzecz się ma, jeśli chodzi o
sprawozdanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Odrzucenie
sprawozdania Rady ma daleko idące skutki.

– Uważam, że biorąc
pod uwagę całokształt konstytucyjnych uprawnień osoby pełniącej
obowiązki prezydenta i te dwie cechy – warunki, które wyróżniłem –
marszałek Sejmu, podejmując decyzję w sprawie sprawozdania KRRiT,
rzeczywiście przekroczył granice sprawowania przez niego obowiązków
prezydenckich. Ale to pokazuje inny aspekt tej sprawy. Należy się
poważnie zastanowić nad modyfikacją przepisów Konstytucji w zakresie
zapewnienia ciągłości władzy na wypadek śmierci głowy państwa. Do tej
pory mówiliśmy o hipotetycznej sytuacji, bo nikt nie przypuszczał, że
coś takiego w ogóle może się wydarzyć. Marszałek Sejmu powinien mieć
wyraźnie dookreślone w Konstytucji uprawnienia do podejmowania tylko
decyzji niezbędnych.

Czego dzisiaj brak?
– Istotnie,
tak właśnie dziś jest. Jak się patrzy na chłodno na ten konkretny
przepis, zgodnie z którym obowiązki prezydenta przejmuje marszałek
Sejmu, to podstaw do tego, żeby zarzucić marszałkowi delikt
konstytucyjny jako taki, raczej nie ma. Brak jest bowiem bezpośredniego
przepisu Konstytucji, który został złamany przez marszałka Sejmu. Jednak
można mówić o delikcie, który wynikałby z całokształtu przepisów
konstytucyjnych.
Odrębną kwestią jest samo podejście marszałka Sejmu
do wykonywania obowiązków prezydenckich. Wydaje się, że brak
precyzyjnych granic prawnych nie oznacza braku granic, powiedziałbym,
ludzkich, moralnych. Takie granice powinny być stawiane. Te granice
powinien sobie stawiać sam funkcjonariusz publiczny, który w wyniku
nieszczęśliwego splotu okoliczności wykonuje akurat obowiązki
prezydenckie. Widać, że marszałek Komorowski tych granic sobie po prostu
nie postawił. Zwróćmy uwagę, że żaden z prezydentów III RP nie miał
takiej sposobności do podejmowania wszystkich najważniejszych decyzji
wynikających z kompetencji prezydenckich, jak marszałek Sejmu pełniący
obecnie obowiązki prezydenta. Nikomu się nie zdarzyło mieć tak otwartego
pola. Tym bardziej marszałek powinien sobie postawić granice, a
niestety tego nie zrobił – skorzystał w zasadzie ze wszystkich uprawnień
prezydenckich, które tylko mógł wykorzystać w ostatnich dwóch
miesiącach.

Te granice powinno postawić prawo?

Oczywiście, że tak. To prawo powinno hamować władzę. Na tym polega
zresztą państwo prawa. Organy władzy publicznej mają być do końca
związane obowiązującym prawem, jednoznacznym i dookreślonym. Tymczasem
dziś to prawo wydaje się zbyt ogólnie określone, niedoprecyzowane, i
stąd te kontrowersje. Władza, jak uczy historia, deprawuje, a władza
absolutna deprawuje absolutnie. Żeby nie dochodziło do tej deprawacji,
trzeba postawić konkretne granice dookreślone w przepisach prawa. Nie ma
co zakładać z góry powściągliwości konkretnej osoby piastującej
aktualnie określoną funkcję, bo można się przeliczyć. Dziś, jak sądzę,
doskonale to widać.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl