Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski

 


Pobierz

Pobierz

Dyskryminacja kobiet

Parlament Europejski dyskryminuje kobiety. Co więcej, dyskryminuje kobiety z punktu widzenia własnych, to znaczy wewnętrznych, subiektywnych zasad. Jaskrawym tego dowodem było zorganizowanie w swojej siedzibie w Strasburgu debaty o kobietach w Polsce. Jak można było do tego dopuścić? Z punktu widzenia eurofanatyków to więcej, niż niedopatrzenie, to błąd. Przypomnę, że kilka lat temu ten sam Parlament Europejski wydał broszurę zatytułowaną „Język neutralny płciowo w Parlamencie Europejskim”. Zalecano w niej, aby absolutnie nie używać zwrotów „pan” lub „pani”, a pod żadnym pozorem „panna”, gdyż samo użycie tego zwrotu już dyskryminuje osobę, albowiem ujawnia jej płeć. Oficjalnym, politycznie poprawnym i obowiązującym trendem była i jest bezpłciowa osobowość. We wspomnianej publikacji Parlamentu Europejskiego roi się, od definicji i od konkretnych porad, dlaczego i w jaki sposób unikać sformułowań dotyczących płci. Na samym początku czytamy: „Celem języka neutralnego płciowo jest unikanie wyboru słów, które można zinterpretować jako tendencyjne, dyskryminacyjne lub poniżające, ponieważ sugerują wyższość jednej płci nad drugą, gdyż w większości kontekstów płeć osób jest – lub powinna być – nieistotna”. Autorzy odkrywczego poradnika idą dalej, wskazując na konkretne przykłady, a oto jeden z nich. Mianowicie jeśli doszło do spotkania samych kobiet, lekarek, to światli autorzy broszury nakazują, cytuję: „Idąc z duchem czasu, w miarę możliwości należy posługiwać się neutralnym określeniem np. osoby uczestniczące w spotkaniu”. Serio, jest to zapisane i wydane w językach urzędowych Unii Europejskiej. A tu nagle bęc…, ni stąd ni z owąd oficjalna debata o „prawach kobiet w Polsce”. Przypomnę, że do dziś zaleca się, aby w ankietach dotyczących dzieci, w dotychczasowych standardowych rubrykach „ojciec”, „matka” postępowo enuncjować: „rodzic A” i „rodzic B”.

Cóż się więc stało, że Parlament Europejski łamie własne zasady? Zaiste odpowiedź jest dziecinnie prosta. Otóż światła Platforma Obywatelska przegrała wybory w Polsce. To więcej niż skandal, to rewolucja. A precyzyjne rzecz ujmując kontrrewolucja. Potrzebne są środki nadzwyczajne. Tak więc w celu zapobieżenia kontrrewolucji Parlament Europejski depcze własne rezolucje. Otóż w grudniu 2013 roku (czyli niespełna 3 lata temu) nasza bohaterska Izba, większością głosów przyjęła rezolucję „w sprawie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz praw w tej dziedzinie”. W punkcie pierwszym zapisano, że Parlament Europejski „zauważa, że określanie i realizacja polityki w dziedzinie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz edukacji seksualnej należą do kompetencji państw członkowskich”. A przecież o tym właśnie dyskutowano w trakcie ostatniej debaty w Strasburgu zatytułowanej Prawa kobiet w Polsce. Po jej zakończeniu rozmawiałem z europosłem Platformy Obywatelskiej od lat zasiadającym w Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego.
Na moją uwagę, że Parlament Europejski nie ma kompetencji dotyczących badania i procedowania w kwestii praw kobiet i zdrowia reprodukcyjnego (co notabene podkreśliła na początku debaty Pani Komisarz) w pełni się ze mną zgodził. To obniża wiarygodność naszej Izby, skonstatowaliśmy obaj. Ale cóż – względy polityczne, więc rozsądek musi iść w kąt. Jednakże w tym kontekście trudno nie zadać pytania, kto wobec tego instrumentalnie podchodzi do kobiet, a przez to naprawdę je dyskryminuje?

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj