Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Kto będzie miał ostatnie słowo?        

Szanowni Państwo!

Starsi ludzie pewnie pamiętają jeszcze wielogodzinne przemówienia Władysława Gomułki, który nie był ani przewodniczącym Rady Państwa, ani premierem rządu, ani ministrem spraw zagranicznych, tylko pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR – ale to właśnie on miał we wszystkich sprawach ostatnie słowo – podobnie jak dzisiaj pan poseł Jarosław Kaczyński, uważany nie tylko w Polsce, ale i za granicą, za Naczelnika Państwa. W przeciwnym razie zagraniczni dygnitarze by z nim nie rozmawiali, bo zwyczajnym posłem jest na przykład Wielce Czcigodny Paweł Rabiej, czy moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, z którymi jednak ani Nasza Złota Pani, ani nikt inny nie rozmawia. Wracając do Władysława Gomułki, to miał on zwyczaj w swoich przemówieniach poruszać wszystkie zagadnienia Nieba i Ziemi. Było to o tyle zabawne, że wszyscy wiedzieli, iż Polska, a więc – również pierwszy sekretarz KC PZPR – nie miał w obozie socjalistycznym nic specjalnie do gadania, bo ostatnie słowo zawsze  należało do Moskwy.

Teraz już od Moskwy nic specjalnie u nas nie zależy, chociaż oczywiście również w nowej konfiguracji politycznej Moskwa jest dobra na wszystko. Można jej bowiem przypisać wszystkie nieprawości tego świata. Pełni ona tedy w aktualnej retoryce politycznej naszego bantustanu rolę Szatana, który też jest wszystkiemu winien. Za to dobrymi duchami są nasi sojusznicy. Nasz Największy Sojusznik, czyli Stany Zjednoczone oraz Nasi Sojusznicy Mniejsi, to znaczy – Niemcy i Izrael. Niektórzy wprawdzie powiadają, że tak naprawdę to Izrael jest Naszym Sojusznikiem Największym, zważywszy na wpływ, jaki wywiera na politykę naszego formalnego Największego Sojusznika, czyli Stanów Zjednoczonych. Kandydat na prezydenta USA sprzed kilku lat, Patryk Buchanan, pół żartem, ale pół serio twierdził, że Waszyngton jest „terytorium okupowanym przez Izrael”, a mniej eleganccy analitycy   powiadają nawet, że stosunki Izraela z USA można streścić w zdaniu: ogon wywija psem. Coś jest na rzeczy, bo bez względu na to, kto Stanami Zjednoczonymi rządzi, priorytetem politycznym USA jest „obrona Izraela”. Sęk w tym, że to Izrael decyduje, przed kim, albo przed czym trzeba go bronić i w tym sensie kieruje amerykańską polityką zagraniczną.

Toteż w ubiegłym roku Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął ustawę nr 447 JUST, na podstawie której rząd Stanów Zjednoczonych przyjął na siebie obowiązek dopilnowania, by Polska zadośćuczyniła żydowskim roszczeniom majątkowym, dotyczącym tzw. mienia bezdziedzicznego, które w liście Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego z Nowego Jorku, skierowanym w styczniu ub. roku do Ministerstwa Sprawiedliwosci w Warszawie oszacowane  na bilion złotych, czyli – według aktualnego kursu – na około 300 miliardów dolarów.  Na podstawie postanowień tej ustawy, sekretarz stanu USA najpóźniej do jesieni tego roku będzie musiał złożyć Kongresowi sprawozdanie, jak Polska te roszczenia realizuje. Toteż 14 lutego br. podczas tzw. „konferencji bliskowschodniej” w Warszawie, zaapelował on do naszych Umiłowanych Przywódców, by przyspieszyli prace nad „kompleksowym ustawodawstwem”, które bezpodstawnym żydowskim roszczeniom nadałyby pozory legalności. To zniecierpliwienie amerykańskiego sekretarza  nasuwa podejrzenia, ze nasi dygnitarze, to znaczy – pan prezydent Andrzej Duda i premier rządu – pani Beata Szydło, mogli w tajemnicy podpisać jakieś cyrografy, bo inaczej pan Pompeo by ich tak nie sztorcował.

Ale mamy rok wyborczy i Naczelnik Państwa najwyraźniej zabronił swoim ministrom poruszania tego kłopotliwego tematy. Toteż pan minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz w swoim expose, jakie w ubiegłym tygodniu wygłosił w Sejmie, poruszył wszystkie sprawy Nieba i Ziemi, podobnie jak kiedyś czynił to Władysław Gomułka – ale w tej sprawie ograniczył się do stwierdzenia, że ta amerykańska ustawa „nie stanowi podstawy prawnej do wysuwania roszczeń prawnych w stosunku do mienia w Polsce”. To prawda – ale jeśli władze naszego bantustanu w tajemnicy przed opinią publiczną przeforsują „kompleksowe ustawodawstwo”, którego 14 lutego domagał się  pan Pompeo, to taki pozór podstawy prawnej już się pojawi. Mamy zatem dwie możliwości – albo pan Pompeo nie wie, co mówi, albo – że on doskonale wie, tylko dygnitarze naszego bantustanu nie wiedzą, jak to obywatelom powiedzieć, zwłaszcza w roku wyborczym. Myślę, że pan  Pompeo jednak wie, co i w jakim celu uchwalił Kongres Stanów Zjednoczonych, podobnie jak wie, że na żądanie Izraela będzie musiał zmusić Polskę, żeby zrobiła to, do czego się zobowiązała. Inaczej nie tylko Izrael, ale i Stany Zjednoczone przestaną się z nami przyjaźnić, a co my niebożęta zrobimy bez Naszych Umiłowanych Sojuszników, z których co jeden – to większy?

Stanisław Michalkiewicz 

drukuj