Nie ma podpisów, nie ma badania

– Ja z dwoma kolegami: ppłk. Januszem Niczyjem i ppłk. Dariuszem
Majewskim, byliśmy w zasadzie obserwatorami. Pierwszy raz pojechaliśmy z panem
Gieorgijem Jaczmieniowem z MAK, zastępcą Morozowa i przewodniczącym komisji
lotniczej. Nasz udział był jakoś załatwiony przez MAK – relacjonuje w rozmowie z
"Naszym Dziennikiem" ppłk Sławomir Michalak. Efektem tych prac jest liczący 100
stron dokument, opublikowany jako załącznik 4.9.3 protokołu komisji.

– Jedno mi się tylko nie podobało – mówi Michalak. – Skończyliśmy badania.
Mieliśmy obiecaną dyskusję ze specjalistami z Lubierców. I do niej nie doszło.
Nie wiem, dlaczego. Kilkakrotnie pytałem, kiedy możemy się spotkać. Ale nic z
tego nie wyszło.
Dlaczego w rosyjskim protokole nie ma najmniejszego śladu po pobycie polskich
specjalistów w Lubiercach, skoro inne rosyjskie raporty z badań prowadzonych
przy udziale Polaków bardzo skrupulatnie je odnotowują? – Żeby się podpisać,
musiałbym ten dokument dostać, mieć trochę czasu na przeczytanie i ewentualną
dyskusję z tym, kto go napisał. A myśmy dostali gotowy tekst w październiku.
Nikt o to nas zresztą nie prosił – przyznaje Michalak.
Badania urządzeń pomiarowych i osprzętu lotniczego Tu-154M przeprowadzano w 13.
Państwowym Instytucie Naukowo-Badawczym Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej
w podmoskiewskich Lubiercach. Przyrządy wytypowano na zlecenie Międzypaństwowego
Komitetu Lotniczego. Pismo Aleksieja Morozowa z MAK zlecające wykonanie
ekspertyz nosi datę 22 sierpnia 2010 roku, zaś spisany w odpowiedzi raport
liczący 100 stron podpisano 22 września. Komisja techniczna MAK szczegółowo
opisała zadania badawcze w 33 punktach. Jak wynika z protokołu, niektóre
czynności wykonywano jednak już 20 sierpnia, a więc dwa dni przed formalnym
rozpoczęciem ekspertyzy, a inne zakończono dopiero 25 września. Część z nich
zlecano innym instytucjom rosyjskim.
Pod wszystkimi dokumentami widnieją podpisy prowadzących badania lub kierujących
pracami. Jest w szczególności podpis zastępcy naczelnika instytutu w Lubiercach
Zotowa oraz siedmiu innych pracowników tej instytucji, głównie szefów zakładów.
W piśmie Morozowa do naczelnika 13. Instytutu Aleksandra Krutilina wspomniano o
trzech polskich przedstawicielach oraz załączono ich listę. Oprócz ppłk.
Sławomira Michalaka znalazł się na niej także ppłk Janusz Niczyj i ppłk Dariusz
Majewski. Ale nigdzie nie ma ich podpisów. Jak się okazuje, uczestniczyli w
badaniach zaledwie przez kilka dni, choć analizy trwały miesiąc.
Ani współpraca polskich ekspertów z Rosjanami nie układała się tak dobrze, jak
to przedstawia MAK, ani sam komitet nie jest tak doskonałą i profesjonalną
instytucją, za jaką się podaje. Nie posiada laboratorium akustycznego, ekipa z
Polski słuchała zapisów rozmów załogi w zwykłym pomieszczeniu biurowym, z oknem
wychodzącym na ulicę. Jedną z przyczyn tej wpadki jest jednak swoiste decyzyjne
osamotnienie znajdujących się w Moskwie polskich przedstawicieli, którzy mieli
pomagać polskiemu akredytowanemu, oraz jego samego. Michalak zauważa, że Edmund
Klich wiele razy podejmował decyzje sam, w oderwaniu od zaplecza. A w zasadzie
to zaplecze nie zostało w ogóle stworzone. – Niestety, nie było takiej grupy
wsparcia w kraju. Nawet prosiłem o to kancelarię premiera, szczególnie wtedy,
gdy zaczęły się konflikty z Rosjanami o naruszenia załącznika 13 – powiedział
wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Edmund Klich.

Piotr Falkowski
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl