[TYLKO U NAS] A. Piechniczek: Moi piłkarze zgodnie podkreślali, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko finału, jak właśnie w Hiszpanii

To był mecz przegrany w kategoriach czysto psychologicznych, ponieważ po pięciu rozegranych wcześniej spotkaniach nastąpiło w naszych szeregach pewnego rodzaju rozluźnienie. Moi piłkarze zgodnie jednak podkreślali, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko awansu do finału, jak właśnie w Hiszpanii w ten sposób Antoni Piechniczek wrócił pamięcią do przegranej batalii białoczerwonych z Włochami w półfinale mundialu w 1982 roku.


W konfrontacji z ekipą z Półwyspu Apenińskiego trener Antoni Piechniczek musiał poradzić sobie bez lidera swojego zespołu – Zbigniewa Bońka. Zawodnik, który właśnie podpisał kilkuletni kontrakt ze słynnym Juventusem Turyn, nie mógł wystąpić w półfinale z powodu nadmiaru żółtych kartek.

To było duże osłabienie i jak się później okazało, faktycznie brakowało nam go na boisku. Stanąłem wówczas przed problemem, kogo na jego miejsce postawić w ataku. Wpadłem na pomysł, że skoro osiem lat wcześniej królem strzelców na mistrzostwach świata w Niemczech został Grzegorz Lato, to najrozsądniej będzie go przesunąć ze środka pola na „napad”, gdzie obok niego zagrał również Włodzimierz Smolarek – mówił rozmówca TV Trwam.

W spotkaniu, którego stawką był awans do finału, zabrakło również – dość niespodziewanie – Andrzeja Szarmacha. Nieuwzględnienie, nawet w kadrze meczowej, tak doświadczonego piłkarza selekcjoner Antoni Piechniczek wytłumaczył w następujący sposób.

Od meczów kwalifikacyjnych z NRD do mundialu nie zagrał w żadnym pojedynku międzypaństwowym. W tym czasie albo leczył kontuzję, albo nie chciał go zwolnić klub, a u mnie każdy musiał przejść przez pewne szczeble eliminacyjne. Nikomu nie dawałem bowiem miejsca w składzie za zasługi, bo się nazywasz „Szarmach”. Każdy musiał mi się sprawdzić w sparingach, a ponieważ tych sprawdzianów nie było, natomiast na samym już turnieju wystąpił raptem przez kilkadziesiąt minut i niczym przez ten czas się nie wyróżnił, postawiłem w półfinale na innych piłkarzy. To nie był ten sam Andrzej Szarmach, co osiem lat wcześniej. Wystawiłem go do gry dopiero w spotkaniu o trzecie miejsce, bo wiedziałem, że zna rywali z francuskich boisk i będzie chciał pokazać się francuskim kibicom z jak najlepszej strony, i tak też się stało. Strzelił gola na 1:1, ale nie okazywał przy tym wiele radości – powiedział były wiceprezes zarządu PZPN.

Bez Bońka i Szarmacha w składzie Polacy byli tylko tłem dla świetnie dysponowanego przeciwnika, który – po dwóch golach autorstwa Paolo Rossiego – zasłużenie wygrał 2:0. Napastnik Squadra Azzurra zmusił do kapitulacji Józefa Młynarczyka najpierw w 22., a następnie w 73. minucie gry.

To był mecz przegrany w kategoriach czysto psychologicznych, ponieważ po tych pięciu konfrontacjach w szeregach mojego zespołu nastąpiło pewnego rodzaju rozluźnienie, jakby zeszło z nas powietrze. Przyjęliśmy jednak tę porażkę z godnością. Chciałbym też zwrócić uwagę na jedną rzecz, że po dwóch bezbramkowych remisach „strzelano” do nas, nie chciano do kraju wpuścić, a po starciu z Francją mieliśmy medal. To był przeskok z piekła do nieba. Warto dodać także jeszcze jedną rzecz. Mianowicie, po przegranym pojedynku z Włochami zarówno Grzegorz Lato, jak i Władysław Żmuda, którzy zagrali przecież w pamiętnym „meczu na wodzie” z Niemcami [0:1 przyp. red.] w 1974 r., zgodnie podkreślali, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko awansu do finału, jak właśnie w Hiszpanii – zwrócił uwagę Antoni Piechniczek.

Jak dodał, choć rozczarowanie po przegranej batalii z drużyną Italii było dość odczuwalne w szatni jego zespołu, w dużo bardziej dramatycznych okolicznościach szansę na grę w finale zaprzepaścili Trójkolorowi z legendarnym Michelem Platinim na czele.

Francuzi byli w jeszcze gorszej sytuacji, bo przegrali w półfinale z Niemcami w okolicznościach, w których prowadzili w dogrywce różnicą dwóch goli, po czym rywal doprowadził do remisu, a następnie okazał się lepszy w konkursie rzutów karnych [3:3, k: 4:5 przyp. red.]. Byli totalnie rozbici, widzieli siebie w spotkaniu o złoty medal, ale taki jest właśnie fenomen piłki nożnej, stąd cieszy się tak dużym powodzeniem – zaznaczył były szkoleniowiec biało-czerwonych.

Rywalizacja o trzecie miejsce dostarczyła jednak kibicom zgromadzonym na trybunach stadionu Jose Rico Pereza w Alicante ogromnych emocji. Wszystko zaczęło się od trafienia Rene’a Girarda już w 13. minucie meczu. Potem trzy ciosy wyprowadzili Polacy, którzy ostatecznie pokonali Trójkolorowych 3:2 i mogli się cieszyć z drugiego w historii medalu mistrzostw świata.

Dziś niewielu pamięta, że wszystkie trzy bramki zdobyliśmy w odstępie zaledwie sześciu minut. Byliśmy drużyną, która jak tylko wpadła w trans, potrafiła nastrzelać dużo goli, czego potwierdzeniem były również wcześniejsze konfrontacje z Peru i Belgią. Warto również zwrócić uwagę, że na mundialu w Hiszpanii oprócz czterech trafień Zbigniewa Bońka aż siedmiu zawodników wpisało się na listę strzelców i to była nasza siła. Każdy z tych piłkarzy był nieobliczalny i wiedział, że musi uczestniczyć w akcjach ofensywnych i jak się znajdzie w dogodnej sytuacji, podejmie ryzyko. Oni cieszyli się jak dzieci. Bramka zdobyta na światowym czempionacie jest bowiem tyle warta, co wywalczenie tytułu króla strzelców w ligowych rozgrywkach, bo liga powtarza się co roku, a mundial dla niektórych raz w życiu – podkreślił trener srebrnej ekipy z 82’.

Po wywalczeniu trzeciego miejsca w kraju zapanowała wielka euforia. Zespół Antoniego Piechniczka osiągnął bowiem wynik ponad stan, zwłaszcza biorąc pod uwagę formę przygotowań biało-czerwonych do mistrzostw świata, a raczej – brak możliwości sprawdzenia się w starciach z mocnymi, czołowymi wówczas reprezentacjami.

W formie anegdoty opowiem zabawną historię. Gdy wracaliśmy z Hiszpanii do Polski, na pokładzie samolotu sukcesu gratulowała nam stewardesa, która zaznaczyła, że mają dla nas przygotowany program rozrywkowy, specjalne menu itd. Wygodnie się rozsiedliśmy i nagle po trzech minutachmówi ona, że mamy zapiąć pasy, ponieważ za chwilę będziemy awaryjnie lądowali na lotnisku. W tym momencie przyjąłem ten komunikat za wspomnianą wcześniej część programu artystycznego [śmiech przyp. red.]. Myślałem po prostu, że ta pani robi sobie „jaja”, a tu patrzę na pasie startowym jadą wozy strażackie i karetki pogotowia, bo samolot, wraz z nami, ląduje na jednym kole. Na szczęście, skończyło się to wszystko bezawaryjnie – akcentował autor jednego z największych sukcesów piłkarskiej reprezentacji Polski.

Mistrzem świata – po raz trzeci w historii – ostatecznie zostali Włosi. Podopieczni selekcjonera Enzo Bearzota w finale rozegranym na Estadio Santiago Bernabeu w Madrycie pokonali Niemców 3:1. Królem strzelców turnieju został Paolo Rossi – zdobywca sześciu goli. Dwie bramki mniej strzelił natomiast Zbigniew Boniek, który później – jako wielka gwiazda piłkarska – święcił triumfy w barwach Juventusu Turyn.

Sport.RIRM

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl