Dalsze doskonalenie demokracji

Czy pan prezydent Bronisław Komorowski mógł wybrać lepszy moment do podpisania ustawy o „bratniej pomocy” niż 24 lutego, kiedy to na Ukrainie zwyciężyła demokracja, a tamtejszy, demokratycznie wybrany „masowy morderca”, obawiając się sądu zagniewanego ludu, zbiegł w szlafroku w nieznanym kierunku?

Co tu ukrywać; lepszego momentu nie można by znaleźć nawet ze świecą, bo któż ma głowę do zajmowania się jakimiś bratnimi pomocami, kiedy nasz nieszczęśliwy kraj, w jedności sojuszniczej z bratnimi razwiedkami, właśnie odniósł historyczne zwycięstwo nad Rosją, a Umiłowani Przywódcy, jeden przez drugiego, zaczynają wykłócać się o ojcostwo tego sukcesu? Wiadomo bowiem, że klęska jest sierotą, podczas gdy sukces ma wielu ojców. Skoro tedy wreszcie pojawił się sukces, to nic dziwnego, że potencjalni ojcowie zlecieli się do niego niczym gawrony, w związku z czym natychmiast pojawiła się konieczność ustalenia kolejności dziobania. Na Ukrainie zresztą też – bo i tam rozmowy na temat utworzenia rządu jakoś się przedłużyły. Ale nie to przecież jest ważne, tylko podpisanie przez pana prezydenta Komorowskiego uchwalonej przez Sejm 10 stycznia ustawy o „bratniej pomocy”, na podstawie której funkcjonariusze zagranicznych formacji zbrojnych będą mogli używać broni palnej i innych środków przymusu gwoli zdyscyplinowania tubylczych suwerenów, jeśli ci zaczęliby się bisurmanić przeciwko naszej młodej demokracji, zasmucając w ten sposób nie tylko Naszą Złotą Panią z Berlina, ale również płomiennych szermierzy tubylczych, którzy dzięki sławnej transformacji ustrojowej pozakładali stare rodziny i „używają życia całą paszczą, hucznie, z przytupem i hulaszczo”.

Od razu widać, jak lekkomyślnie administrował Ukrainą tamtejszy demokratycznie wybrany „masowy morderca”. Zamiast zawczasu zadbać o zalegalizowanie „bratniej pomocy”, która uratowałaby go przed sądem zagniewanego ludu, dopiero „przygotowywał” jakieś „projekty”, podczas gdy „aktywiści”, wykorzystując to safandulstwo, stworzyli mu pod samym nosem fakty dokonane. Umiłowani Przywódcy, zarówno w Unii Europejskiej, jak i w naszym nieszczęśliwym, to znaczy, pardon – oczywiście niezmiernie szczęśliwym – dopóki nie nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości – kraju, takiego błędu nie popełnili i zawczasu zadbali o stworzenie systemu wzajemnej asekuracji demokratycznego porządku. Ten system jest zresztą opisany w ratyfikowanym 10 października 2009 roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktacie lizbońskim pod nazwą „klauzuli solidarności”, bardzo podobnej do starej, poczciwej doktryny Breżniewa. Jak pamiętamy, głosiła ona ograniczoną suwerenność państw socjalistycznych.

Były one, ma się rozumieć, suwerenne, jakże by inaczej – ale przede wszystkim były socjalistyczne. Więc jeśli socjalizm w jakimś kraju został zagrożony, inne socjalistyczne kraje, przechodząc do porządku nad ograniczoną suwerennością, mogły udzielić mu „bratniej pomocy”. W traktacie lizbońskim o socjalizmie oczywiście cyt – ale przecież nie tylko socjalizm może być zagrożony. Zagrożona może być również demokracja. W takim przypadku – oczywiście na prośbę tubylczych Umiłowanych Przywódców – Unia Europejska w ramach bratniej pomocy usuwa zagrożenia dla demokracji – nie tylko przy pomocy „aktywistów”, których użyteczność w walce o demokrację została właśnie przetestowana, ale również przy pomocy zwartych formacji zbrojnych. Wiadomo nie od dziś, że nic tak nie wychodzi na zdrowie demokracji, jak zdecydowana salwa w zbuntowany tłum, połączona z obecnością na ulicach pojazdów opancerzonych, no i oczywiście funkcjonariuszy w cywilu, którzy zidentyfikują, a następnie wyłuskają z tłumu tzw. zaczinszczikow, według najnowszej nomenklatury nazywanych „aktywistami”, a wcześniej w Syrii – „bezbronnymi cywilami”. W takich okolicznościach o urządzeniu Majdanu Niepodległości na placu Defilad przed Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie nie ma nawet co marzyć – i o to właśnie chodzi.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl