Bluzgiem po oczach

Dziś już nie wystarczy tylko krzyknąć, aby zostać usłyszanym. Trzeba krzyknąć głośniej od innych. Zaszachować okładką, zszokować skandalem, walnąć na odlew – najlepiej tego, kto nie ma możliwości obrony. Nie liczy się prawda, tylko news. A że bagno robi się coraz bardziej grząskie? Najgorsze jest to, że dna nie widać. Żadne granice nie są w stanie zatrzymać poniżających i bluzgających – z wyjątkiem jednej: finansowej.

Media opanowało szaleństwo. A może inaczej: zdziczenie, które niczym koło zamachowe potężnej maszynerii zaczyna nabierać szaleńczego pędu. Wiele środowisk, dotąd kamuflujących swoje antyteistyczne proweniencje, już nawet nie ukrywa nienawiści do Boga, Kościoła, tradycji, kultury i historii wyrosłych na zrębach chrześcijańskich. Wrogiem nr jeden cywilizacji stali się księża. „W mediach mainstreamowych zaczyna się ich pokazywać w taki sam sposób, w jaki pokazywano przed II wojną światową Żydów. Przypisuje się im wszystko, co najgorsze, aby wzbudzić obrzydzenie do tej grupy, a potem to obrzydzenie przełożyć na czynymówił w rozmowie z Markiem Pyzą redaktor naczelny tygodnika „Idziemy” ks. Henryk Zieliński. Pretekstem stała się kolejna okładka polskiej wersji „Newsweeka”(nr 9/13), sugerująca w wulgarny, kłamliwy sposób ukrywanie przez Kościół w Polsce problemu pedofilii wśród księży. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia tego typu. Problem w tym, że generowany przez publikację poziom agresji jest już na tyle duży, iż coraz częściej dochodzi do sytuacji, że księża są znieważani, poniżani na portalach internetowych, w autobusie, w szkołach czy na ulicy. Na razie tylko słownie. Na razie.

Drobnym druczkiem

Manipulacja, posługiwanie się kłamstwem, aluzjami, anonimowymi wypowiedziami złożonymi w całość w taki sposób, aby autora nie można było pociągnąć do odpowiedzialności karnej, to sprawdzony przepis na „sukces”. Krzyk się liczy. I celność bluzga, zadowolenie publiki, wycie salonu. A co najważniejsze – sukces finansowy.

Ktoś może powiedzieć: obsesja. Rzecz w tym, że problem dotyczy nie tylko sposobu prezentowania Kościoła. W sprawdzony w komunistycznych politbiurach sposób mówi się o wszystkich, którzy śmią stawiać czoło postępowi. Przykłady?

Dawid Warszawski, dziennikarz „Gazety Wyborczej” napisał jakiś czas temu obszerny artykuł, w którym przypisał prawicowemu publicyście, wykładowcy uniwersytetu w Bremie prof. Krasnodębskiemu słowa, których ten nigdy nie wypowiedział. Stały się pretekstem do obrzucenia profesora (nota bene: bardzo nielubianego w tzw. mainstreamie) niezwykle ostrymi inwektywami i oskarżeniami. Tekst został wydrukowany w numerze sobotnim gazety, z pewnością przeczytało go wiele tysięcy osób. Po niedzieli okazało się, że autorem rzekomych stwierdzeń jest… bloger podpisujący się nickiem „Mikker”. Dziennikarz (choć tu należałoby raczej wziąć to słowo w cudzysłów) po kilku dniach przeprosił pana Krasnodębskiego – tekst został wydrukowany (!) na szóstej stronie, małą czcionką. Teoretycznie – wszystko OK. Ale…

Lis na żywo

A terasz czas na Tomasza Lisa. Wielokrotnie nagradzanego dziennikarza, przyjaciela prezydentów i premierów, aktualnie redaktora naczelnego „Newsweeka”. Na początek krótkie przypomnienie wypowiedzi, która padła 25 marca 2010 podczas debaty pt. „Dlaczego głupiejemy?” zorganizowanej przez Uniwersytet Otwarty Uniwersytetu Warszawskiego. Oto jej fragment: Jestem wystarczająco inteligentny, żeby pracować w telewizji, a nie żeby ją oglądać. Nie możemy mówić poważnie. Bo poważnie to znaczy nudno. A jak będzie nudno to te barany wezmą pilota i przełączą. […] Widz w Polsce wybaczy wiele, bardzo wiele. Ale jednego nie wybaczy: nigdy, przenigdy nie wybaczy, aby go potraktować poważnie. Przy odbiorze mniejszym niż 2,5 miliona widzów program znika. […] Ktoś powie: hipokryzja, wallenrodyzm, będą inni, lepsi. No więc trzeba manewrować, kombinować. […] Instynktownie wyczuwałem, choć nie zdawałem sobie sprawy, że to tak szybko będzie się działo, że chamstwo zaczęło galopować. Cham, głupiec i prostak to nie jest ktoś, kto się chowa, kto jest zażenowany, kto ma tyle powodów do wstydu, kto woli być na zapleczu. Nie. Cham, głupiec i prostak to jest ktoś, kto jest w ofensywie. […] Gdyby nie Internet, nigdy bym nie wiedział, że na świecie jest tylu kretynów. […] Ludzie nie są taki głupi, jak nam się wydaje. Są dużo głupsi. Smród, prowincja, coś zatęchłego, czego niefajnie jest dotykać…”

Przeglądając kolejne okładki polskiej edycji „Newsweeka” nietrudno zgadnąć, że filozofię przyciągania uwagi „baranów” do ekranów telewizorów Tomasz Lis dokładnie przeniósł na poziom tygodnika. „Barany” mają spośród wielu wykrzykników wybrać ten jeden – skupić na nim uwagę, dać się oczarować „tym, czego jeszcze nie było”. Chłopiec w niedwuznacznej postawie, z głową na wysokości rozporka, dłoń kapłana (z różańcem) na głowie dziecka… I tytuł: „Polski Kościół kryje pedofilię”. Prawda, że trudno przejść obojętnie? Autorzy wielu portali już od soboty zaczęli przebierać nogami z wrażenia. Oj, będzie się działo!

Trudno mi cokolwiek sensownego dalej pisać o Lisowym sposobie podnoszenia poziomu sprzedaży gazety. Nie pierwszy i nie ostatni to pewnie raz, kiedy „Newsweek” sięgnie po jakiś bluzg. Zagadką jest tylko, o przekroczenie jakiej granicy się pokusi. Ale spokojnie, tęgie głowy nad tym myślą. Dna, póki co, nie widać.

Po kieszeni?

Jako katolicy, stanowiący zdecydowaną większość w Polsce, mamy dużo do powiedzenia. Wspomnianego tygodnika – i jemu podobnych – nie kupują krasnoludki. My je kupujemy. „Bezbożna prasa nigdy by nie doszła do takiego rozwoju, gdyby miliony katolików nie popierało wrogich Kościołowi i tzw. bezbarwnych pism i dzienników, czy to abonowaniem czy też współpracą” – pisał na początku minionego wieku ludowy pisarz Wetzl. Miał rację św. Maksymilian Maria Kolbe, kiedy podczas V zjazdu katolików w Austrii mówił: „Cóż powiedzieć o narodzie, który płaci za własne poniżenie? Nie znajduję na to nazwy! A ta hańba ciąży na katolikach, obrażanych ciągle przez tysiące dzienników. Te pisma, które katolików bezwstydnie wyszydzają, drukuje się dla nas, katolików! Nie posyła się ich jednakże anonimowo w rodzaju paszkwilów, ale my sami je zamawiamy i za nie płacimy. Czyż można być więcej ślepym wobec tak groźnego niebezpieczeństwa?! A ta ślepota nasza staje się wprost zbrodnią, skoro się nie tylko przeciw temu niebezpieczeństwu nie bronimy, ale trzymając i czytając złe pisma, za obrazę i wyszydzanie wiary płacimy!”.

Nic dodać, nic ująć.

Co robić?

Żydzi mają swoją Ligę Przeciwko Zniesławieniu (Anti Defamation Leauge). Została założona w 1913 roku przez masońską syjonistyczną organizację B’nai-B’rith. Dyrektorem ADL jest od 1987 roku Abraham Foxman, ochrzczony i uratowany przed prześladowaniami w czasie II wojny światowej przez polskie rodziny. ADL dysponuje oficjalnie kwotą 50 milionów dolarów rocznie, utrzymuje 29 biur, zatrudnia ekspertów, np. byłych pracowników Pentagonu i współpracuje z izraelskim wywiadem Mossad. Przedstawiciele Ligi reagują na każdą zauważoną wypowiedź, publikację, film itp., które w jakikolwiek sposób naruszają dobre imię społeczności żydowskiej, jej historii, religii. Skutek jest taki, że mało znajduje się osób, które zaryzykowały kpinę z judaizmu bądź np. holocaustu. Bo to bardzo dużo by je kosztowało.

Czy jest to jakiś sposób na obronę przed środowiskami, mediami, które w pogoni za wzrostem oglądalności, sprzedaży są wstanie sięgnąć po obelgę, prowokację, bluźnierstwo? I nie ma granicy (poza finansową, rzecz jasna), której nie byliby w stanie pokonać, aby osiągnąć zamierzony cel.

Dlaczego?

Jako ludzie wierzący mamy prawo do obrony wartości, które są dla nas ważne: do poszanowania zasad uczciwości i elementarnej przyzwoitości w dyskursie społecznym, nieszargania sfery sacrum. Nie chodzi o odpowiadanie przemocą na przemoc, podkręcanie i tak już napiętych do granic możliwości społecznej wrażliwości i cierpliwości, raczej o obnażenie prawdziwej natury zła, jego nieracjonalności.

Ewangeliczne „nadstawianie drugiego policzka”, w dyskusjach używane czasem jako argument za utrzymaniem bierności chrześcijan wobec prześladowców, nie oznacza bezsilności czy stagnacji. Warto przytoczyć dialog, jaki odbył się na dziedzińcu świątynnym po pojmaniu Jezusa. „Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»”(J 18,19-23).

Nie mogąc dźwignąć prawdy, sługa jako „argumentu” używa przemocy. Świat się zmienia, metody pozostają wciąż takie same.

W ferworze dyskusji przegrywa dziś rozum. Pierwszoplanowe wydają się być emocje – na ich bazie zarabia się pieniądze, załatwia interesy, kanalizuje frustracje. Być może zbyt dużo ich w naszym pojmowaniu Kościoła, rozumieniu Ewangelii – nie jesteśmy przygotowani, aby racjonalnie uzasadnić naszą wiarę. Nie ma sensu odpowiadać emocjami na emocje, wchodzić w zwarcia. Trzeba pytać o prawdę – ją stawiać na piedestale, aktywizować myślenie, przypominać o autonomii rozumu. Potrzebna jest solidna katecheza, dobre katolickie media, które poprzez odsłanianie prawdy ujawnią i ośmieszą manipulację i kłamstwo. Czy to jest jeden z powodów, dla którego z takim uporem odmawia się miejsca Telewizji TRWAM na multipleksie cyfrowym?…

Niełatwe to zadanie. Czasem wydaje się, że nierealne w spełnieniu. Ale to tylko pozory. Kłamstwo wcześniej czy później się ujawnia i kompromituje. Ważne, aby mu nie ulec.

ks. Paweł Siedlanowski – publicysta, dyrektor szkoły katolickiej

Tekst pochodzi z kwietniowego wydania miesięcznika W Naszej Rodzinie. Szczegóły na stronie www.fnp.pl

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl