Spróbuj pomyśleć


Pobierz Pobierz

Honorarium dla dywersanta

Szanowni Państwo!

Podczas gdy nasi Umiłowani Przywódcy, zainspirowani uroczystą konferencją prasową niezależnej prokuratury powrócili do ulubionego i świetnie już opanowanego tematu katastrofy smoleńskiej, wydaje się, że Rosja przystąpiła do „federalizowania” Ukrainy. Pozostając jeszcze chwilę przy temacie katastrofy smoleńskiej wypada odnotować pomysł pana mecenasa Rogalskiego, który ostatnio eksploatowany jest przez funkcjonariuszy niezależnych mediów  prawie tak samo intensywnie, jak pan mecenas Giertych, czy nawet sam pan generał Gromosław Czempiński. Otóż pan mecenas Rogalski zaproponował przebadanie parlamentarzystów pod kątem zdrowia psychicznego i zauważył, że przynajmniej w przypadku niektórych są ku temu podstawy prawne. Podejrzewam, że pan mecenas Rogalski, chociaż niby przeszedł na jasną stronę Mocy, to jednak z zagadkowych przyczyn musi zachowywać ostrożność – bo jakże inaczej wytłumaczyć jego opinię, iż podstawa prawna do psychiatrycznego przebadania istnieje tylko w przypadku niektórych parlamentarzystów? Przecież podstawą prawną przebadania zdrowia psychicznego wszystkich parlamentarzystów może być ustawa o tzw. psychuszkach. Wprowadza ona kategorię „osoby stwarzającej zagrożenie” – a któż może stwarzać większe zagrożenie od parlamentarzysty, który ma fioła? Wystarczy tylko popatrzeć na jednego, czy drugiego, żeby nabrać co do tego całkowitej pewności. Czy jednak po takim przebadaniu nie nastąpiłoby nadmierne przetrzebienie środowiska Umiłowanych Przywódców? To mogłoby zagrozić naszej młodej demokracji, więc może lepiej nie ryzykować tym bardziej, że nasi Umiłowani Przywódcy sami przecież wiedzą, że uprawianie prawdziwej polityki mają surowo zakazane, dzięki czemu wielkiego zagrożenia stwarzać nie mogą, bo roztrząsanie smoleńskiej katastrofy nikomu przecież zaszkodzić nie może. Przeciwnie – może pomóc w zdobyciu mandatów, jak nie w parlamencie brukselskim, to chociaż tubylczym, więc nic dziwnego, że kiedy tylko niezależna prokuratura stworzyła okazję, wszyscy Umiłowani Przywódcy rzucili się na nią, niczym wyposzczone sępy.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, iż Rosja przystąpiła do „federalizowania” Ukrainy. O tej „federalizacji” mówiono podczas paryskiego spotkania sekretarza stanu USA Johna Kerry`ego z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Sergiuszem Ławrowem. Rosyjski dziennik „Kommiersant” napisał, że Stany Zjednoczone w zasadzie na „federalizację” Ukrainy się zgodziły.  Jeśli to prawda, to lepiej rozumiemy przyczyny, dla których na wschodzie Ukrainy tak zwani „separatyści” nie tylko się ujawnili, ale nawet proklamowali „Ludową Republikę”. Nietrudno się domyślić, że w ten sposób zimny rosyjski czekista Putin zamierza sprowokować władze w Kijowie do interwencji wobec „separatystów”, bo wtedy będzie miał pretekst do oskarżenia ukraińskiego rządu o prześladowanie rosyjskiej mniejszości i wystąpienia w jej obronie. Z punktu widzenia Kijowa i tak źle i tak niedobrze. Pacyfikować źle, bo wpada w pułapkę zastawioną przez Putina. Nie pacyfikować – jeszcze gorzej, bo bezczynność oznacza nie tylko przyzwolenie na anarchię, ale również stanowić może sygnał dla zagranicy, ze Kijów nie kontroluje sytuacji.

A ta „zagranica” to przede wszystkim Stany Zjednoczone, które sprawiają wrażenie, jakby chciały powrócić do aktywnej polityki w Europie Wschodniej i znowu poszukują dywersantów. Warto przypomnieć, że Polska za prezydenta Kaczyńskiego podjęła się roli amerykańskiego dywersanta w Europie Środkowo-Wschodniej – ale za darmo. Dlatego teraz nie wolno powtórzyć tego błędu i jeśli Stany Zjednoczone podtrzymają ofertę zatrudnienia Polski w charakterze swego dywersanta w Europie Wschodniej, to trzeba zawczasu pomyśleć o wynagrodzeniu za te ryzykowne usługi. Po pierwsze – rząd amerykański powinien obiecać Polsce, że pod żadnym pretekstem nie będzie na nią naciskał w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych. Jeszcze bowiem tego by brakowało, żeby za niebezpieczne usługi dywersyjne Polska musiała płacić haracz Izraelowi. Po drugie – żeby na poczet wynagrodzenia za te ryzykowne, dywersyjne usługi Polska dostała od Stanów Zjednoczonych kroplówkę finansową w takiej samej wysokości, jak Izrael to znaczy – 4 miliardy dolarów rocznie. Skoro Stany Zjednoczone wydają 300 milionów dolarów dziennie na bezsensowną awanturę w Afganistanie, to nie powinny żałować Polsce tych głupich 4 miliardów rocznie tym bardziej, że podobnie jak Izrael, Polska byłaby wtedy wysuniętą amerykańską bazą.

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj