Polityka społeczna cz. I (TV Trwam)


Pobierz Pobierz



Stanisław Mikołajczak



Zasada solidarności społecznej w wychowaniu i utrzymaniu dzieci i młodzieży 
jako gwarant suwerenności demograficznej Polski


 



           
Od
dłuższego czasu Polska znajduje się w niebezpiecznej sytuacji demograficznej.
Przy utrzymaniu trwających już wiele lat tendencji rozwoju, a właściwie regresu,
populacyjnego Polsce grozi radykalna zmiana jej pozycji w Europie, a przede
wszystkim w stosunkowo krótkim czasie 2-3 pokoleń całkowita zmiana etnicznego
składu obywateli państwa z wszystkimi wynikającymi z tego faktu konsekwencjami
politycznymi, społecznymi, kulturowymi, religijnymi i innymi. W naszym położeniu
geopolitycznym, uwzględniając historyczny wymiar naszych dziejów, zwłaszcza
ostatnich wieków, widać jasno, że tylko ludny, zwarty etnicznie, prężny
populacyjnie naród ma trwałą szansę na niezagrożony  niezależny i suwerenny byt
państwowy.



            Patrząc z tej perspektywy najistotniejszymi celami ogólnymi i
długofalowymi polskiej polityki, polskiej racji stanu powinny być dwa założenia:
suwerenność energetyczno-surowcowa kraju i suwerenność demograficzna narodu. One
powinny determinować wszystkie inne cele i działania narodowe i państwowe jako
pochodne tych dwóch podstawowych, jako swego rodzaju polityczno-ekonomiczny
rachunek ciągniony polskiego interesu narodowego i państwowego. Bez trwałego
zapewnienia suwerenności w tych dziedzinach nie ma mowy o suwerenności i
niezależności politycznej polskiego państwa.



            Co to jest suwerenność demograficzna narodu (państwa), jakie są
konsekwencje jej utraty? Przez suwerenność demograficzną narodu (państwa)
rozumiem taki kształt jego struktury demograficznej  –  w ujęciu dynamicznym,
który sprawia, że obywatele państwa są w stanie zapewnić funkcjonowanie
wszystkich struktur państwowych i wszystkich usług, które państwo  i jego
różnorodne struktury i agendy także pozapaństwowe, pozarządowe, społeczne 
–  mają obowiązek spełniać, a więc np. zapewnić ciągłość i choćby minimalny
poziom wypłat emerytur i rent, świadczenia zdrowotne, opiekę nad ludźmi starymi,
terminalnie chorymi itd.


Jeśli obywateli jest za mało,
by te funkcje realizować,  musi  pojawić się  imigracja, która – na trwałe
wrastając w tkankę społeczna i narodową – w istotny sposób przeobraża strukturę
narodową obywateli. W europejskich uwarunkowaniach – co pokazują ruchy
imigracyjne w państwach Europy Zachodniej –   imigranci pochodzą z innych stref
religijno-kulturowych, nie integrują się ze społecznościami europejskimi. Są
zdecydowanie bardziej dynamiczni populacyjnie, przez co w istotny sposób
zmieniają struktury narodów europejskich. Ten proces jest tam w fazie
początkowej, a już wywołuje istotne napięcia społeczne na tle
religijno-kulturowym, ale także ekonomicznym.


 Polska jest od ponad dwóch
pokoleń  społecznością mononarodową a Polacy nie znają już z autopsji zalet
życia w społeczności  wieloetnicznej i wielokulturowej (jak było w I i II
Rzeczypospolitej). A przecież rodziło to też bardzo istotne napięcia  – 
co dokumentują choćby tragiczne dzieje kontaktów polsko-ukraińskich w czasach I
i II wojny światowej.  Wiele wskazuje na to, że w Polsce procesy współżycia i
adaptacji obcych kulturowo społeczności przebiegałyby dramatyczniej niż w
Europie Zachodniej, której społeczności, zwłaszcza francuskie i brytyjskie mają
wielopokoleniowe nieprzerwane tradycje przyjmowania innokulturowych społeczności
ze swoich dawnych kolonii czy imperiów.


Jasne stawianie tej kwestii
nie jest przejawem niechęci wobec obcych.  Przede wszystkim jest wiarą we własny
naród, który przez ponad tysiąc lat swojej historii ukształtował takie cechy
współczesnych Polaków, które warte są twórczego przeniesienia w przyszłość 
–  w aktywnym dialogu z innymi narodami, także o odmiennej kulturze czy
religii, ale z zachowaniem swojej własnej  podmiotowości i suwerenności
demograficznej, gwarantujących owo twórcze kontynuowanie naszych narodowych
dokonań, zalet i aspiracji.


Jak realna i jak w skali
historycznej szybka może być utrata suwerenności demograficznej pokazuje
przykład Kosowa. Kosowo  –  dziś odrębny byt państwowy uznawany przez
kilkadziesiąt państw świata –  jest dla historii Serbii tak ważny jak dla
historii Polski Wielkopolska. To właśnie na terenie Kosowa kształtowała się
narodowość i państwowość serbska oparta na chrześcijańskim prawosławiu,  dziś
jest to państwo albańskie oparte na islamie. Jeszcze  na początku XX wieku
ludność serbska stanowiła ponad 70 % populacji mieszkańców tego regionu Serbii.
Pod koniec tego wieku, przed czystkami etnicznymi będącymi następstwem wojny,
ludność serbska stanowiła zaledwie 7 %. A wszystko to dokonało się głównie w
wyniku procesów demograficznych. Rodziny serbskie miały po jednym dziecku, a
kosowskich Albańczyków po kilka, niekiedy po sześć, siedem i więcej. Te
dysproporcje w płodności rodzin serbskich i albańskich w ciągu 4 (!) pokoleń
diametralnie i dramatycznie zmieniły sytuację demograficzna prowincji, serbskie
Kosowo straciło bezpowrotnie suwerenność demograficzną, co doprowadziło
do niezwykle istotnych zmian kulturowych i w ich następstwie politycznych.
Podobne procesy zaszły w Libanie, w którym w I poł. XX wieku ludność
chrześcijańska stanowiła ponad 50 % populacji  –  dziś tylko kilka
procent, i walczą o biologiczne przetrwanie. A państwo będące Szwajcarią
Bliskiego Wschodu popadło w dezintegrację i materialna deprecjację.


 W Polsce nie jest jeszcze
tak dramatycznie. Trzeba jednak wiedzieć, że procesy demograficzne przy
zachowanych stałych (nieodwracanych) trendach początkowo przebiegają łagodnie, a
po 1-2 pokoleniach  gwałtownie przyspieszają. Dziś  statystyczna Polka w wieku
rozrodczym rodzi 1,3 dziecka  –  aby zachować populację na stałym
poziomie (tzw. reprodukcja prosta) powinna rodzić 2,1 dziecka. Demografowie
prognozują, że przy utrzymaniu obecnych trendów populacyjnych w 2030 roku będzie
nas 32 mln, czyli o 6 milionów mniej niż obecnie, czyli ubędzie co siódma osoba.
Musi to rodzić niezwykle istotne i dramatyczne napięcia społeczne, ekonomiczne,
polityczne, rodzinne, religijne..


Sytuacja ta rodzi istotne
pytania o politykę państwa wobec rodziny, o tak zwaną politykę prorodzinną, o
której mówi się od wielu lat, ale której dotąd nie ma. Wiele wskazuje na to, że
opinia publiczna w Polsce, a zwłaszcza politycy, nie doceniają lub nawet nie
dostrzegają zagrożeń płynących dla  bytu narodu i państwa z takiego rozwoju
sytuacji demograficznej kraju.


We wszystkich znanych mi
wypowiedziach dotyczących perspektyw ekonomicznego rozwoju Polski jako
najważniejszy czynnik tego rozwoju wymienia się kapitał ludzki, potem dopiero
kapitał finansowy, bazę materialną,  infrastrukturę, organizację pracy itd. Jest
on rzeczywiście w Polsce niezwykle wartościowy. Czy  jest naprawdę zasobem
stałym, niewyczerpalnym? A skąd się bierze ten kapitał ludzki? Odpowiedź jest
banalna. Z dzieci. Z dzieci, które rodzą się, są utrzymywane,  wychowywane i
kształcone w polskich rodzinach. Mówiąc nieco ekonomicznie (mało humanistycznie)
jest to "najszlachetniejszy , najwartościowszy produkt", który wytwarza polskie
społeczeństwo, polska rodzina, a który równocześnie po kilkunastu latach staje
się najważniejszym czynnikiem rozwoju społeczeństwa, narodu i państwa, tym
właśnie najcenniejszym "kapitałem ludzkim". Ale "pozyskiwanie" tego 
"najcenniejszego produktu" społecznego/narodowego jest sprawą indywidualną
poszczególnej rodziny. Jak niedawno obliczyli ekonomiści koszt utrzymania i
wychowania jednego dziecka to wartość dobrej klasy samochodu. Ten koszt jest
ponoszony przez rodzinę, przy minimalnym wsparciu państwa. To wsparcie państwa
jest rzeczywiście utrzymywane od lat na niskim poziomie, niezależnie od
okresowych dyskusji o konieczności wsparcia rodziny, nowego ukształtowania
polityki prorodzinnej państwa. Zresztą część tej pomocy związanej z dziećmi i
młodzieżą należy traktować jako powinność wobec każdego obywatela niezależnie od
wieku, np. świadczenia zdrowotne wobec kobiety w ciąży, opieka prenatalna czy
pediatryczna  –  należą się dziecku tak samo jak osobom starszym
opieka geriatryczna czy chorym terminalnie opieka  hospicyjna  –  to
żaden przejaw wsparcia rodziny, to należna każdemu opieka zdrowotna. Jako
elementy tego wsparcia można traktować natomiast zasiłki rodzinne (dla
najsłabszych ekonomicznie rodzin), tzw. becikowe, urlopy macierzyńskie.
Natomiast żłobki (uczęszcza do nich tylko kilka procent dzieci), przedszkola
(też nie obejmują wszystkich), ochrona kobiet w ciąży w środowisku pracy  – 
to wtórnie pomoc dla rodziny wychowującej dzieci  –  prymarnie jednak
to jest wsparcie dla rynku pracy, wsparcie mające na celu pozyskanie kobiet
(matek) jako pracownic .


Obecne problemy z bezrobociem
to stan przejściowy. Proponowane ostatnio przez Platformę Obywatelską czy Prawo
i Sprawiedliwość sposoby wspierania rodzin mające pobudzić dzietność takie jak:


– mini przedszkola rodzinne 
–  jedna matka zbiera małe dzieci sąsiadów (do lat trzech) i zajmuje się
sama nimi w domu, a państwo jej za to płaci i nadzoruje, czy maluchom nie dzieje
się krzywda (pomysł sprawdza się we Francji)  –  ten pomysł popiera
Ministerstwo Pracy: dzięki niemu kobiety nie będą musiały rezygnować z pracy w
pierwszych latach życia dziecka;


– zmiany zasad przyznawania
ulg na dzieci  –  dziś rodzice mogą odliczyć od podatku 1112 zł. na
dziecko  –  jeśli nie starcza podatku do odliczeń, to min.
Radziszewska proponuje wprowadzenie specjalnych dodatków  –  które
ktoś musi obliczyć, zgromadzić, wypłacać, kontrolować;


– proponuje się umożliwić
przesunięcie urlopu wychowawczego na dziadków, by matka mogła pracować.


Wszystkie te propozycje mają
wspólny cel  –  umożliwić matce pozostanie w pracy. Samo dziecko, jego
potrzeby emocjonalne, rozwojowe są na dalekim planie. Ale nawet –  jeśli przyjąć
je jako wspierające rodzinę wychowującą dzieci  –  to są one
niewystarczające i nie odwrócą groźnego trendu wymierania narodu, nie wspierają
rodziny w jej głównym zadaniu –  harmonijnego wychowania, integralnego
kształtowania osobowości intelektualnej, emocjonalnej, moralnej  i etycznej
dziecka, są nastawione na umożliwienie pracy matce.


Wszystkie te działania nie
są  i nie będą skuteczne, nie zachęcą Polaków do powiększania rodzin, nie
skłonią kobiet do rodzenia większej liczby dzieci.


Moim zdaniem nie tędy droga.
Trzeba całkowicie odwrócić priorytety. Wszak chodzi nam o "najcenniejszy
produkt, który powstaje w polskich rodzinach". On – czyli dziecko – musi być
najważniejszy. Jego dobro, jego utrzymanie, wychowanie, kształtowanie osobowości
musi być priorytetem, jego relacja intelektualno-emocjonalna z rodzicami, a
zwłaszcza z matką musi być najważniejsza. A  polska matka powinna mieć swobodny,
wolny, nie ograniczony drastycznie przez warunki materialne wybór  – 
poświęcić się wychowaniu swoich dzieci kosztem obniżenia materialnego poziomu
życia czy  – pracując ponad miarę – próbować łączyć wychowanie dzieci z pracą
zawodową.


Dziś kobieta/matka
wychowująca kilkoro dzieci wypada z rynku pracy. Rodzina utrzymuje się na ogół z
jednej pensji ojca, niewysokich zasiłków rodzinnych, często  musi korzystać z
pomocy społecznej (o którą musi prosić nierzadko w upokarzających warunkach),
wiele rodzin wielodzietnych żyje w patologicznych warunkach materialnych, które
niekiedy (wtórnie) prowadzą do patologizacji rodziny w ogóle. Pozycja materialna
matki jest tragiczna. Po odchowaniu dzieci, gdy wraca na rynek pracy, jest na
tym rynku w najsłabszej pozycji – może na ogół podejmować najniżej płatne prace,
jeśli zdąży wypracować sobie emeryturę, to najniższą. I to wszystko dotyka
osobę, rodzinę, która "kształtuje najszlachetniejszy produkt wytwarzany w
państwie". Bez generalnej zmiany myślenia o roli rodziny w kształtowaniu nowej
populacji narodu szanse na zwiększenie dzietności w polskich rodzinach są nikłe.
A proponowane dotychczas przez polityków rozwiązania są powierzchowne i  nie są
w stanie uruchomić nowego myślenia o roli matki, procesu wychowania dziecka w
rodzinie, a w konsekwencji zwiększenia populacji Polaków.


Utrzymanie i wychowanie
dziecka w rodzinach trzeba oprzeć na zasadzie

solidarności społecznej. To zupełnie nowe spojrzenie na problem. Ale
tylko ono daje szansę na zwiększenie populacji Polaków, ale także na nową jakość
ich wychowania. Powinni oni wyrastać i kształtować się osobowościowo  w większej
niż dotąd liczbie w środowisku rodzinnym zdecydowanie najlepiej służącym
kształtowaniu się intelektualnemu, emocjonalnemu i moralnemu dzieci i młodzieży.


Zasada solidarności
społecznej nie jest nowym pomysłem. Od wielu lat (od wielu pokoleń) funkcjonuje
ona  w kilku sferach życia społecznego. W naszym kręgu cywilizacyjnym była
stopniowo wprowadzana  w tkankę życia społecznego w różnym czasie zastępując
nieefektywne (a nawet często niemoralne) na danym etapie rozwoju cywilizacyjnego
sposoby wspierania słabszych.


Najpierw pojawiły się tzw.
renty starcze, dziś zwane emeryturami  – zaistniały one po upowszechnieniu
się  etatowego sposobu zatrudniania pracowników; co najmniej w części są one
oparte na zasadzie solidarności społecznej (pokoleń)  –  te, które
odwołują się do systemu redystrybutywnego (dziś I filar), według tej zasady są
również wypłacane renty inwalidzkie czy rodzinne. Również ubezpieczenia
zdrowotne są oparte na zasadzie solidarności społecznej i to niezależnie od
szczegółowych rozwiązań organizacyjnych. Wszyscy pracujący płacą składkę na
ubezpieczenie zdrowotne i  –  co najmniej teoretycznie  – 
mają takie samo prawo do korzystania z opieki medycznej niezależnie od wielkości
osobiście płaconej składki czy intensywności korzystania z tej opieki. Fundusz
dziś w Polsce powstaje w wyniku odpisu podatkowego na ubezpieczenie zdrowotne.


Kolejną sferą życia
publicznego, która zorganizowana jest w oparciu o zasadę solidarności społecznej
(też solidarności pokoleń) jest szkolnictwo powszechne (częściowo też wyższe) –
 nauczanie dzieci i młodzieży oparte jest na obowiązku szkolnym (nawet przymusie
szkolnym) i obowiązku nauki. Na kształcenie dzieci i młodzieży, które jest
obowiązkiem samorządów, wydają one do 45 % swoich budżetów, a więc jest to
niezwykle wielki wysiłek finansowy.


            Wszystkie te
sfery życia publicznego: wypłacanie rent i emerytur, organizowanie opieki
zdrowotnej ( także opieki społecznej) oraz szkolnictwa należą do obowiązków
państwa wobec swoich obywateli. Ale jest również niezastępowalnym warunkiem
dobrego funkcjonowania państwa i zabezpieczania przyszłości narodu.


 Powtórzę jeszcze raz  – 
wszystkie te sfery życia społecznego funkcjonuję w oparciu o zasadę
solidarności społecznej.  I tą zasadą trzeba objąć również utrzymywanie i
wychowywanie dzieci i młodzieży
. Zasada ta jest podstawą dotychczasowych
sposobów wpierania rodziny, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Trzeba ją
zastosować w całej pełni
, bezwyjątkowo do wszystkich: z jednej strony
powinna ona wsparciem objąć wszystkie dzieci i młodzież, z drugiej strony w 
płaceniu na utrzymanie i wychowanie powinni brać udział również wszyscy,
niezależnie od tego ile dzieci mają na wychowaniu i czy w ogóle je mają
. Na
tym polega nowość proponowanego rozwiązania.


Trzeba powołać  fundusz
rodzinny
na wzór funduszu zdrowotnego  –  powinien on być oparty
na odpisach podatkowych na identycznej zasadzie jak jest tworzony fundusz
zdrowotny  –  każdy pracownik odprowadzałby do tego funduszu
odpowiedni procent  od podatku. Musi on być tak obliczony, by zapewnić 100 %
wypłacalność funduszu w danym roku. Wszyscy płacą ten sam procent od podatku
niezależnie od tego czy mają dzieci i ile ich mają  –  płacenie na
utrzymanie dzieci jest powszechne i obligatoryjne.  Natomiast posiadanie dzieci
i ilość wychowywanych w danej rodzinie dzieci pozostaje  decyzją  indywidualną. 
Jest oczywiste, że osoby żyjące z wyboru (lub konieczności) w stanie wolnym
lub rodziny wychowujące jedno dziecko, zwłaszcza osoby dobrze zarabiające będą
wpłacały do funduszu rodzinnego realnie dużo więcej niż rodzice w rodzinach
wielodzietnych. Ale taki jest właśnie sens solidarności społecznej, w tym
wypadku można śmiało powiedzieć solidarności narodowej.  Będą oni z niej
korzystać na starość, bo to potomkowie dzieci, na których utrzymanie i
wychowanie będą się składać  –  zapewnią im pełną opiekę zdrowotną,
socjalną czy po prostu bytową. Nie płacąc składki na fundusz rodzinny mogliby
 za zaoszczędzone pieniądze do obsługi swoich potrzeb na starość sprowadzić
sobie imigrantów – ale takiego  rozwiązania trzeba właśnie uniknąć.


Ponieważ wszyscy płacą na
fundusz rodzinny, więc wszystkie dzieci dostają z niego

stypendium rodzinne. Proponuję taki właśnie termin stypendium rodzinne,
by uniknąć obciążonego pejoratywnymi konotacjami terminu zasiłek rodzinny. Dla
osób dobrze zarabiających, wychowujących jedno dziecko pobieranie tego
stypendium może być niewiele znaczącym wsparciem finansowym (można przewidzieć
zresztą czasową lub stałą rezygnację z jego pobierania), ale dzięki tej zasadzie
unika się niepotrzebnej buchalterii, a przede wszystkim rozbudowywania służb
urzędniczych, które  ustalałyby i sprawdzały komu ze względu na dochody
stypendium rodzinne przyznać (a i kiedy odebrać). Byłoby to droższe niż wypłata
wszystkim. Poza tym zasada jest prosta:  wszyscy płacą na fundusz  – 
wszyscy maja prawo z niego korzystać.
Ponadto takie rozwiązanie powoduje, że
struktura organizacyjnie jest prosta. Istnieje jeden Centralny Fundusz
Rodzinny
, do którego spływają odpisy podatkowe przekazywane raz do roku
przy rozliczeniu podatkowym. Fundusz obsługuje stosunkowo niewielka grupa osób
zajmująca się przekazywaniem odpowiednich środków do gmin w całym kraju.
Przekazywanie odbywa się na podstawie udokumentowanej liczby dzieci i młodzieży
uprawnionej w danej gminie do pobierania stypendium. W gminach ustalanie i
przekazywanie  tych informacji najlepiej umiejscowić w dziale ewidencji osób,
który byłby w stałym kontakcie z Urzędem Stanu Cywilnego. Cała procedura
urzędnicza sprowadza się do: 1) podania informacji o urodzeniu dziecka, 2)
informacji o ukończeniu 19 lat, a więc utraty prawa do jego otrzymywania, 3)
zmiennej lokalizacji przestrzennej dziecka  – zmiany adresu, 4) podania
informacji o  określonym przez lekarza orzeczeniu o inwalidztwie, co uprawnia do
podwyższonego zasiłku.


Ponieważ powszechny obowiązek
szkolny obejmuje młodzież do 19 roku życia (do uzyskania matury lub
wykształcenia równorzędnego) okres wypłacania stypendium rodzinnego powinien
trwać od urodzenia do ukończenia 19 lat. Młodzież podejmującą studia powinien
objąć system stypendialny dla studentów.


Stypendium rodzinne jest
związane z dzieckiem, ale wypłacane jest matce (dokładnie umownej matce  – może
to być ojciec lub opiekun prawny). 


Ponieważ  –  jak
stwierdziłem na początku  –  wychowywanie dzieci w rodzinie jest
najszlachetniejszym zajęciem, jakie podejmują obywatele i daje narodowi
najcenniejszy kapitał, kapitał ludzki  spełnianie funkcji matki powinno być
odpowiednio wynagradzane i honorowane. Matka, która chce poświęcić się tylko
wychowaniu swoich dzieci powinna nie tylko być darzona szacunkiem i uznaniem,
ale też mieć materialne wsparcie w tej pracy.          Dlatego wielkość
kwotowa stypendiów powinna być tak skalkulowana, by matka wychowująca czworo
dzieci ze stypendiów rodzinnych uzyskała sumę równą minimalnej pensji. Co więcej
od tych stypendiów winna być
odprowadzana składka na ubezpieczenie
emerytalne  matki
. Po dwudziestu latach wychowywania dzieci będzie miała
minimalne  własne zabezpieczenia emerytalne. A gdy będzie chciała wrócić do
pracy po odchowaniu czworga lub więcej dzieci (będąc na rynku pracy  najsłabsza) 
–  będzie mogła ją sobie zwiększyć. Każda matka zachowuje prawo do
odpisu emerytalnego od stypendium jej dzieci także wtedy, gdy zdecyduje się nie
przerywać pracy zarobkowej.
 I tu zasada jest prosta  –  dodatkowa
praca daje dodatkowe dochody.


Takie rozwiązania w
zasadniczy sposób zmienią polską politykę rodzinną. Stanie się ona rzeczywiście
prorodzinna, dowartościuje macierzyństwo. Stworzy narodowi realne warunki
liczbowego i jakościowego rozwoju. Szczególnie istotnie zmienia ona położenie
materialne, ale i, co równie ważne, moralne rodzin wielodzietnych. Tych rodzin,
które obecnie niekiedy w skrajnie trudnych warunkach materialnych, decydują o
byciu lub nie byciu przyszłych pokoleń Polaków. Proponowane rozwiązanie czyni z
polityki prorodzinnej zadanie ogólnonarodowe i państwowe.


 Trzeba to zrobić,  mimo że
nikt tego w świecie dotąd nie zastosował. Po I wojnie światowej odrodzona II
Rzeczpospolita jako jedno z pierwszych państw na świecie wprowadziła  8-godzinny
dzień pracy i wyborcze prawa kobiet  –  wyprzedzając tymi
rozwiązaniami wiele państw cywilizacyjnie bardziej rozwiniętych.


Wymiar ekonomiczny
przedsięwzięcia  –  pierwsza ogólna przymiarka
.


Przyjmuję założenie, że
minimalna pensja brutto wynosi 1350 zł  –  tyle też winny wynosić
stypendia rodzinne na 4 dzieci (brutto  –  od tego odliczyć trzeba
odpis na fundusz emerytalny).


Proponuję przykładowy rozkład
wielkości stypendium na poszczególne dzieci:


I dziecko –    200 zł


II dziecko     250 zł


III dziecko    350 zł


IV dziecko    550
zł                


Razem 1350 zł  – 
taką suma powinna być wypłacana miesięcznie rodzinie z 4 dzieci.


  Niżej podaję tabelę
przedstawiającą populację polskich dzieci i młodzieży do 20 lat w rozkładzie na
rodziny w poszczególnych przedziałach dzietności  –  dane obliczył
prof.  dr hab. Jan Paradysz z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, za co mu
serdecznie dziękuję  – poniższa tabela pokazuje malejącą populację dzieci w
ostatnich sześciu latach.


Tablica
1. Szacunkowa liczba małżeństw posiadających dzieci poniżej 20 roku
życia w tysiącach


Lata



Małżeństwa o liczbie dzieci poniżej 20 roku życia



kalendarzowe


Ogółem


1
dziecko


2
dzieci


3
dzieci


4
dzieci


5
dzieci


6 i więcej


2002


5665,1


2273,3


2244,2


790,1


233,0


75,8


48,7


2003


5657,0


2270,1


2241,0


789,0


232,7


75,6


48,6


2004


5639,8


2263,2


2234,1


786,6


232,0


75,4


48,5


2005


5624,4


2257,0


2228,0


784,5


231,3


75,2


48,3


2006


5616,0


2253,6


2224,7


783,3


231,0


75,1


48,3


2007


5626,3


2257,8


2228,8


784,7


231,4


75,2


48,3


 


Źródło:
szacunek własny na podstawie bieżącego bilansu "Małżeństw istniejących w tys.
Stan, w dniu 31 XII" każdego roku, patrz na przykład Rocznik demograficzny 2008,
tabl. 1 (51), s. 207, oraz wyników spisu ludności 2002, por. Gospodarstwa 
domowe i  rodziny 2002, GUS Warszawa, sierpień 2003, tablica 11 w Excelu.



            Do obliczenia wielkości wysiłku finansowego, który państwo powinno
podjąć, by sfinansować proponowany program,  przyjąłem dane z 2007 roku.  Metoda
obliczeń jest następująca:


Liczba
dzieci wychowujących się w rodzinie z 1, 2, 3, 4, 5, 7 dziećmi x  wielkość
miesięczna stypendium: 200  –  450  –  800  – 
1350  –  1900 –  3000  zł x 12 miesięcy .


1
dziecko:  200 zł x 12 miesięcy x 2.257.800 rodzin
=                                 5.418.720.000 zł


2
dzieci:      450 zł x 12 miesięcy x 2.228.800 rodzin
=                              12.035.528.000 zł


3
dzieci:      800 zł x 12 miesięcy x 784.700 rodzin
=                                    7.533.120.000 zł


4
dzieci:     1350 zł x 12 miesięcy x 231.400 rodzin
=                                   3.748.680.000 zł


5
dzieci:      1900 zł x 12 miesięcy x 75..200 rodzin
=                                   1.714.560.000 zł


7
dzieci:      3000 zł x 12 miesięcy x 48.300 rodzin
=                                     1.738.800.000 zł



                               
                                                             
Razem             32.189.428.000 zł


Trzeba
uwzględnić także to, że  większe zasiłki powinny otrzymywać dzieci z orzeczoną
niepełnosprawnością. Według szacunków prof. Jana Paradyża liczba tych dzieci nie
przekracza 3 % – zob. poniższa tabela.


 



Tablica 2 Małżeństwa o liczbie dzieci niepełnosprawnych poniżej 20 roku
życia


 


Lata



Małżeństwa o liczbie dzieci niepełnosprawnych poniżej 20 roku życia (w
tys.)



Kalendarzowe


Ogółem


1
dziecko


2
dzieci


3
dzieci


4
dzieci


5
dzieci


6 i
więcej


2002


170,0


68,2


67,3


23,7


7,0


2,3


1,5


2003


169,7


68,1


67,2


23,7


7,0


2,3


1,5


2004


169,2


67,9


67,0


23,6


7,0


2,3


1,5


2005


168,7


67,7


66,8


23,5


6,9


2,3


1,4


2006


168,5


67,6


66,7


23,5


6,9


2,3


1,4


2007


168,8


67,7


66,9


23,5


6,9


2,3


1,5


 


Źródło:
na podstawie tablicy  1. oraz wiedząc z Narodowego Spisu Powszechnego (NSP
2002), że niepełnosprawność w wieku 0-15 lat wynosiła 2,7 %, (por. Rocznik
demograficzny 2003, tabl. 42, s. 122) założyliśmy dla wieku do  0-20 lat 3%
niepełnosprawnych.


Wielkość środków trzeba by
więc zwiększyć o około 1 miliard złotych. W obliczeniach  przyjęto, że
stypendium rodzinne będzie wypłacane  do 20 roku życia, bo dla tego przedziału
są dane statystyczne. Realnie stypendium powinno być płacone, jak pisałem wyżej,
do 19 roku życia. Ponieważ jednak powinno zostać utrzymane świadczenie związane
z samym urodzeniem dziecka, dziś zwane "becikowym"  –  konsumowałoby
ono ten 20 rok życia  przyjęty w obliczeniach. To nowe stypendium urodzinowe
9zamiast becikowego I i II) powinno być wypłacane po siódmym miesiącu ciąży w
wysokości  dziewięciu składek miesięcznych, a więc przy pierwszym dziecku 9 x
200 zł = 1800 zł, przy drugim  –  9 x 250 zł = 2250 zł, przy trzecim 9
x 800 zł = 5600 zł, przy czwartym i każdym kolejnym 9 x 550 zł = 4950 zł.


Wyliczona przykładowo suma 
(z uwzględnieniem niepełnosprawności i stypendium urodzinowego)  przekracza
33 miliardy złotych. 
Jest to przy dzisiejszej skali pomocy rodzinie suma
bardzo duża. Ale równocześni stanowi ona niespełna połowę kwot przeznaczanych na
ubezpieczenia zdrowotne, i jest zdecydowanie niższa od sum przeznaczanych na
finansowanie kształcenia dzieci i młodzieży.


Od szacunkowo wyliczonej
wielkości 33 miliardów złotych trzeba odjąć ponoszone teraz wydatki na zasiłki
rodzinne i dla niepełnosprawnych dzieci, także  –  jak sądzę  – 
znaczną większość kwot przeznaczanych na pomoc społeczną dzisiaj w dużej mierze
wspierającą rodziny wielodzietne  –  doprowadzi to także do redukcji
personelu tam zatrudnionego lub do wyraźnej poprawy jakości jego działań.  To
jednak przy widocznej skali potrzeb programu zapewni tylko część środków.


 Przedstawione zamierzenie
wymaga głębokich zmian w wydatkach państwa, w kształtowaniu jego budżetu  – 
jako konieczność jawi się budżet zadaniowy   z priorytetowym zadaniem wspierania
rodziny. Konieczne jest pełne upowszechnienie płacenia podatku dochodowego przez
wszystkich zatrudnionych  –  oczywiście z reformą KRUS-u na czele, ale
też głębokiej reformy wielu funduszy specjalnych,  z których przykładowo mogę
wymienić PFRON.


Jawi się pytanie: czy Polskę
stać na tak kosztowny program?


Moim zdaniem tak postawione
pytanie jest niewłaściwe. Nawiązując do początku tego tekstu, gdy stwierdziłem,
że przed Polską są dwa najważniejsze wyzwania: obrona suwerenności
materiałowo-energetycznej i suwerenności demograficznej  –  mogę z
całą mocą powiedzieć, że Polska musi mieć suwerenność demograficzną+. 
Cała nasza historia, a zwłaszcza historia ostatnich czterech   stuleci pokazała,
że w tym miejscu Europy  jako samodzielne niezależne i suwerenne może istnieć
tylko państwo, które jest emanacją dużego narodu. Naród mały zostanie
zdominowany, utraci suwerenność, a być może i niepodległość. Nie mamy wyboru.
Jeśli chcemy w przyszłość przenieść to wszystko, co stanowi o naszej narodowej i
państwowej odrębności musimy zadbać już teraz o naszą suwerenność demograficzną.


I jeszcze jedna bardzo ważna
rzecz. Państwo jest tylko "organizatorem przepływu pieniędzy do rodzin" i z
tej racji nie może mieć żadnego wpływu na ideowe  przesłanki wychowania dzieci 
–  ta sfera nadal musi pozostać  wyłączną domeną rodziców.


Przedstawiony program
powinien stać się przedmiotem ogólnonarodowej debaty publicznej, wolnej od
politycznej konkurencji. Powinien zyskać wsparcie i być realizowany przy pełnej
akceptacji  i zgodzie wszystkich partii i ugrupowań politycznych oraz 
organizacji społecznych.  Oczekuję też szczególnego wsparcia Kościoła
katolickiego w Polsce i Kościołów  innych wyznań. Dyskusja ta powinna także
określić dokładne  rozwiązania wielu kwestii szczegółowych,  być może także
drogi i czas dojścia do proponowanego  modelu.


Ta propozycja jest nowym
pomysłem na zapewnienie Polsce harmonijnego rozwoju demograficznego, a
równocześnie przywrócenia wychowaniu młodych pokoleń równowagi moralnej i
etycznej, głęboko ostatnio zachwianych.


Na koniec przywołuję fragment
homilii Ojca Świętego wygłoszonej  podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny
podczas mszy św. odprawionej pod Szczytem Jasnej Góry 6 czerwca 1979 roku:


"Racja bytu rodziny jest
jednym z podstawowych wyznaczników ekonomii i polityki pracy. Wówczas zachowują
one swoją właściwość etyczną, jeśli liczą się z potrzebami rodziny, z prawami
rodziny. Poprzez pracę dorosły mężczyzna powinien zdobyć środki potrzebne do
utrzymania swojej rodziny. Macierzyństwo zaś w polityce i ekonomii pracy winno
być traktowane jako wielki cel i wielkie zadanie samo dla  siebie. Łączy się
bowiem z    nim inna, wielka praca, w której nikt matki rodzącej, karmiącej,
wychowującej nie zastąpi. Nic też nie zastąpi serca matki w domu, serca, które
zawsze  tam jest, zawsze tam czeka. Prawdziwe poszanowanie pracy niesie z sobą
należną cześć dla macierzyństwa, a nigdy inaczej. Od tego też zależy zdrowie
moralne całego społeczeństwa.."

 

 

———————————–

Stanisław Mikołajczak

Rocznik  1944.  Prof. dr hab. Kierownik
Zakładu Gramatyki Współczesnego Języka Polskiego i Onomastyki na Wydziale
Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im . A. Mickiewicza  w Poznaniu.
Autor, współautor lub redaktor dziesięciu książek naukowych i blisko 100
publikacji naukowych i kilkudziesięciu popularnonaukowych i publicystycznych. 
Językoznawca-polonista zajmujący się różnymi zagadnieniami współczesnej
lingwistyki, m. In z zakresu:  leksykologii, składni, stylistyki lingwistycznej,
językiem autorów, językiem religijnym (Składnia wybranych utworów Bolesława
Prusa i Stefana Żeromskiego,  Składnia tekstów naukowych. Odmiany humanistyczne,
Język religijny dawniej i dziś t. I-III)
. Od 15 lat redaktor naczelny
czasopisma "Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria Językoznawcza" i
towarzyszącej czasopismu "Biblioteczki", w której ukazało się 40 tomów.
Organizator i uczestnik wielu krajowych i międzynarodowych konferencji
naukowych. Były Prodziekan Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej, od 2008
roku Przewodniczący Wydziału I Filologiczno-Filozoficznego Poznańskiego 
Towarzystwa Przyjaciół Nauk, członek Komisji Języka Religijnego w Instytucie
Języka Polskiego PAN.

Od 1980 roku z pracą naukowo-dydaktyczną
łączy działalność  społeczno-polityczną.  Współzałożyciel "Solidarności" na
Uniwersytecie, internowany od 13 grudnia przez blisko 7 miesięcy,
współzałożyciel Klubu "Sierpień 80", później Partii Chrześcijańskich Demokratów
i przez wiele lat członek jej Zarządu Głównego,  współautor jej deklaracji
ideowej i programowej, w latach 1992-1993 dyrektor Zespołu Doradców Wicepremiera
Pawła Łączkowskiego, w latach 1998-2002 członek Rady Miasta Poznania –
wiceprzewodniczący Klubu AWS.  Inicjator wielu akcji społecznych w Poznaniu,
m.in. organizator pomocy dla Armenii po trzęsieniu ziemi w grudniu 1988roku,
uczestnik akcji charytatywnych organizowanych przez parafie  w latach
osiemdziesiątych, organizator Komitetów Obrony Wolności Telewizji Publicznej
(dwukrotnie: po odwołaniu Walendziaka i  w 2008 roku), Prezes Zarządu
Wydawnictwa Wielkopolanin, które od  1991 roku wydawało pierwszą niezależną
regionalną gazetę – Dziennik Wielkopolan Dzisiaj, jako radny doprowadził do
przywrócenia w Poznaniu z okazji Święta 3 Maja  parady młodzieży szkolnej
(powrót do tradycji z okresu międzywojennego).

Politycznym marzeniem profesora jest trwałe
wykrystalizowanie się i okrzepnięcie jednolitej ideowo i organizacyjnie, ale
pluralistycznej politycznie prawicowej formacji politycznej skupiającej w sobie
nurty: chadecki, narodowy, konserwatywny i ludowy, których spójnią programową
winna być nauka społeczna Kościoła przystosowana do współczesnych warunków
polskich.

W hierarchii wartości najwyższe miejsce
zajmują: Bóg, rodzina, ojczyzna, uczciwość i lojalność.




drukuj